Wydawnictwo: Świat Książki
Data wydania: 2016-03-02
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 368
Na mapie świata znajduje się wiele miejsc, których istnienie jest celowo przemilczane. O nich się nie mówi, nikt się tam nie zapuszcza. Ich legendy rosną, często budowane na wyobrażeniach i domysłach. Jednym z takich miejsc jest „nowojorskie wysypisko ludzkich śmieci” [s. 50] – wyspa Blackwella (miejsce prawdziwe, dziś znane jako Roosevelt Island), najważniejsza bohaterka powieści Vanessy Montfort.
Zsyłano tam „ludzi wyklętych”. Odrzuceni przez społeczeństwo przestępcy (od nastoletnich rabusiów po bezlitosnych morderców), chorzy umysłowo, biedacy czy osoby niewygodne (np. o liberalnych poglądach, szczególnie kobiety) to mieszkańcy osławionej wyspy. W połowie XIX w. prężnie działały tam: więzienie, przytułek, sierociniec, poprawczak i zakład psychiatryczny. Personel tworzyła garstka ludzi, wrogo nastawionych do swoich podopiecznych, wyjątek stanowiła Anne Radcliffe, współczująca i wrażliwa pielęgniarka.
Gdy pewnego dnia Karol Dickens (jak żywy!) dostał anonimowy list z prośbą o przyjazd na wyspę i pomoc jej mieszkańcom, nie zastanawiał się długo. Pisarz nie spodziewał się jednak, że zastanie tam swoisty magazyn osobliwości, weźmie udział w poszukiwaniu skarbu, będzie odgadywał sekrety wyspy, przeżyje niezwykłe uniesienia, zyska inspirację do napisania jednej z najważniejszych książek wszechczasów oraz wreszcie – że stanie się bohaterem własnej powieści.
W „Legendzie niemej wyspy” spotykają się postacie historyczne i fikcyjne oraz bohaterowie literaccy (z dzieł Dickensa). Montfort w przepięknym, eleganckim, nasyconym stylu snuje swoje przypuszczenia dotyczące genezy „Opowieści wigilijnej”. Autorka tworzy własną opowieść w sposób, którego nie powstydziłby się jej wielki mistrz. Utrzymana w niezwykłym nastroju, nieco mroczna historia wyspy Blackwella fascynuje od pierwszych chwil. Niepokojąca atmosfera, nieco poetycki język, oryginalne kreacje, rzeczywistość i wyobraźnia – to wszystko składa się na powieść, która wchłania czytelnika.
Być może za sukcesem tej książki kryje się jej wielowątkowość albo umiejętne połączenie kilku gatunków. Mamy tu bowiem elementy literatury obyczajowej, społecznej, przygodowej, historycznej, a nawet detektywistycznej. Nie brakuje wątku romantycznego, lirycznych akcentów, a to wszystko spowite aurą rodem z powieści grozy.
„Legenda…” to doskonale napisana narracja, z wyrazistymi postaciami, z którymi nie chcemy się rozstawać. Przede wszystkim zaś nie chcemy się rozstawać z Wyspą, która zakażona złem czeka na odkrycie w niej ludzkiego pierwiastka – ciepła, dobra, piękna i miłości. Montfort złożyła hołd Dickensowi, a także pokazała siłę wyobraźni, marzeń oraz nadziei.
Przeczytane:2016-03-30, Ocena: 6, Przeczytałam, 52 książki 2016, Ulubione,
Recenzowanie powieści, które zrobiły na mnie niewielkie wrażenie lub nie zrobiły go wcale, zawsze przychodzi mi z łatwością. Problem pojawia się przy książkach, które pochłaniają mnie całkowicie i trzymają pomiędzy swoimi stronami na długi czas, nawet po zakończeniu czytanej historii. Być może boję się, że swoimi prostymi słowami lub recenzenckimi niedociągnięciami naruszę cudowność danego dzieła, pominę ważny element? Tak jest w przypadku Legendy niemej wyspy, rewelacyjnej powieści o sile wyobraźni i literatury, której jednym z głównych bohaterów jest uwielbiany przeze mnie pisarz, Karol Dickens, a motywem przewodnim powstanie wszystkim znanej Opowieści wigilijnej. - Dziękuję, że zgodził się pan ze mną spotkać, panie Scrooge - powiedział pisarz, nieświadomie dodając własny akcent. - Scraugh - poprawił go natychmiast stary dyrektor.
Przyznam ze wstydem, że z początku nie spodziewałam się zbyt wiele po powieści Vanessy Montfort, oczekiwałam jedynie intrygującej historii, niczego więcej. Autorka zaskoczyła mnie oryginalnie prowadzoną fabułą, wspaniałymi portretami postaci oraz fantasmagorycznymi opisami budowli i krajobrazów. Wspaniale przedstawiła walkę o wolność, demokrację oraz prawa czarnoskórych i kobiet. Krytycznie ujęła XIX wiek, przede wszystkim na ziemiach amerykańskich, nie stroniąc od brudnych zagrywek politycznych, a także okrutności zwyczajnych ludzi. Vanessa Montfort ukazała w swej powieści najmroczniejsze zakamarki ludzkich dusz, ale... i na te najpiękniejsze nie zabrakło miejsca. Dodatkowo sprytnie wplotła wzmianki i ciekawostki o wówczas żyjących postaciach, m.in. o Marie Składowskiej-Curie, Edgarze Allanie Poe, Juliuszu Verne, Thomasie Edisonie i wielu innych... Literatura czyni nas wolnymi. Bardzo spodobał mi się portret Dickensa, który autorka prezentuje na stronach Legendy niemej wyspy. Prawdę mówiąc, niemal dokładnie tak go sobie wyobrażałam - jako czarodzieja słowa. Karol to człowiek, który słowem potrafi wydziergać obraz w umyśle innych ludzi, zdolny sprawić, że wszystko jest możliwe. Pisarz samymi słowami uratował mieszkańców tytułowej wyspy, dał im nadzieję i... wolność. Wyobraźnia, którą podzielił się z nimi Dickens, uczyniła ich wolnymi i pozwoliła uwierzyć w niemożliwe.
- Droga Margaret, najważniejsze nie jest ani to, czy rozsądne, czy możliwe. Ani nawet to, czy im się udało. Najważniejsze jest to, że garstka pozbawionych nadziei osób wierzyła, że im się powiedzie, nawet jeśli wszystko będzie przeciw nim. Wymyślili swój mały plan, by zmienić świat na lepszy...
Pozostałe postaci także pokochałam, a najszczególniej te, które autor uwiecznił później w Opowieści wigilijnej. Niepełnosprawnego Tima, olbrzyma Toma, więźnia Marley'a, sierotę Szczura i wielu innych. Jednakże moje serce skradły przede wszystkim dwie kobiety, pielęgniarka Anne oraz eteryczna Lili, która według mnie była najpiękniejszą i jednocześnie najsmutniejszą bohaterką całości. Bardzo zapadła mi w pamięć i jestem pewna, że nie zapomnę jej nigdy... Nigdy także nie zapomnę, jak wiele emocji wywołała we mnie lektura tej książki. Płakałam, śmiałam się, zapadałam w melancholię, snułam refleksje, smuciłam się, gubiłam i na nowo odnajdywałam... Taki wpływ dotychczas miały na mnie jedynie twory kilku pisarzy, m.in. właśnie Dickensa. Czyżby Vanessa za sprawą przedziwnej magii, czyniąc pisarza bohaterem swej powieści, uszczknęła nieco jego osobowości i talentu?
Legenda niemej wyspy podobała mi się w każdym calu i mojej oceny nie zmieniły nawet literówki, na które natrafiłam w powieści. Naliczyłam ich kilka, ale możliwe, że umknęło mojej uwadze znacznie więcej - oczarowana bajkowością tworu Vanessy Montfort mogłam nie zwrócić na nie uwagi. Jednakże nie ujmuje to piękna i wspaniałego przekazu tej powieści, równie malowniczego jak cudowna, sugestywna okładka, na której zdają się znajdować Karol Dickens i Anne Radcliffe, podziwiający brzegi Nowego Yorku... Tę piękną historię polecam wszystkim - jest kompasem wskazującym marzenia (on także występuje w powieści). Vanessa Montfort za pomocą swojego Dickensa i mi pozwoliła uwierzyć w marzenia, zmotywowała mnie do działa i ociepliła chłodne wieczory. Czytając zapomnijcie o tym, że jest to beletrystyka! (...) ważne jest nie to, czy opisana tu historia wydarzyła się naprawdę, ale czy mogła się wydarzyć.
Polecam z całego serca!