Sensualna, magnetyczna, dzika
Wyczekiwana powieść Małgorzaty Lebdy
Maj. Koniec świata. Stąd wszędzie jest daleko. Dwie kobiety przyjeżdżają tu, zostawiając za sobą dotychczasowe życie. Ale nie wita ich sielska rzeczywistość. Róża choruje, a jej mąż, by ją ratować, powoli rozmontowuje porządek, który konstruował całe życie.
Maja dotyka zmiana, którą trudno oswoić. Przyjezdne nie mogą, a może nie chcą, zapobiec nieuchronnej katastrofie, powoli rozprzestrzeniającej się na całą wieś. Wspomnienia mieszają się z tym, co tu i teraz, ludzkie ze zwierzęcym, troska z furią. Żywe rozpaczliwie sprzeciwia się śmierci.
Oszczędna, oddziałująca na zmysły czytających powieść Małgorzaty Lebdy łączy wrażliwość na naturę, której częścią jest człowiek, z maestrią językową. Autorka tworzy wielowarstwową opowieść o sile żywiołów, zachłanności na życie i prywatnym kosmosie w momencie próby.
Małgorzata Lebda - poetka, ultramaratonka, miłośniczka rzek. Laureatka m.in. Nagrody Literackiej Gdynia i Nagrody im. Wisławy Szymborskiej. Świetna w uprawie ziemniaków.
Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 2023-08-23
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 304
Tak bardzo mi się ta książka podobała, że aż dziwnie się czuję chcąc opisać emocje jakie we mnie wywołała. Bez dwóch zdań, ,,Łakome" są wybitnym dziełem poetki, która aż trudno uwierzyć, ale pierwszy raz sięgnęła po formę prozatorską. Jej wyobraźni nie ogranicza dosłownie nic. Z wiejskiej chaty w jednej chwili przenosimy się w korony drzew, gdzie królują szpaki albo wędrujemy po polu ze strachem na wróble zbudowanym z leszczyny przez dziadka. To samo tyczy się choroby babki wokół której nabudowana jest fabuła. To świat marzeń, a jednocześnie rzeczywistość mocno osadzona w realiach istnienia. Wszystko to, co nawiedza nas w nocy, o czym boimy się pomyśleć za dnia, ale mówiąc wszystko mam na myśli i to co dobre i to co złe... Jest tu miłość, czułość, ból, rozpacz, cała gama emocji, które targają czytelnikiem jak równie pięknie opisany tu wiatr. Nie przesadzę jeśli powiem, że absolutnie kocham, kocham ,,Łakome" i z pewnością będę do tej książki wracać.
Podchodziłam do tego tytułu z rezerwą. Wszyscy chwalili, wzdychali, jednak nie byłam pewna czy odnajdę się w powieści z gatunku literatury pięknej. Zaczęłam czytać i dałam się zahipnotyzować autorce, która snuje całą opowieść w sposób prawdziwie magnetyczny. Nie potrafię wytłumaczyć fenomenu jaki tkwi w stylu pisania Małgorzaty Lebdy...
oszczędność treści przy jednoczesnym zachowaniu maksimum przekazu?
Dosadność?
Emocjonalność przekazu?
Konfrontacja czytelnika z tym, co prawdziwie bliskie człowiekowi?
Jestem oczarowana, zachwycona i pełna szacunku dla twórczości pani Małgorzaty.
W książce poruszone zostały ponadczasowe motywy tj. choroba, miłość, wsparcie rodziny, przemijanie, śmierć.
,,Babka nie potrafi oprzeć się żywemu.
Wszystko, co takie jest, brałaby do zachodniego pokoju, zapraszałaby do siebie. Życzyłaby sobie, żeby żywe chodziło jej przed oczami, żeby ruszało się, chrobotało, furkotało".
,,Babka w swojej chorobie ma zachcianki.
Więcej świata. Mówi.
Czytam jej zatem wiersze, a ostatnio i książki o ptakach. Lubi to i to. Jest tego głodna. Domaga się poezji".
Autorka kładzie ogromny nacisk na ukazanie silnej więzi, jaka łączy człowieka z otaczającą go przyrodą. Swą opowieść snuje wokół postaci poważnie chorej babki, która nade wszystko pragnie otaczać się tym, co żywe. Sprowadza do swojego pokoju nawet owady i pająki.
Podczas czytania czułam, że przyjmuję treść wszystkimi zmysłami.
Nie zamykałam oczu, a widziałam obraz osuwającego się zbocza, podziwiałam zwierzęta, pracę w polu, czułam zapach gleby, lasu, szeroko pojętej natury, zapach wsi...
Nie umiem opisać emocji, jakie się we mnie nagromadziły.
Czuję, jakbym po przeczytaniu tej książki, nie mogła znaleźć sobie miejsca.
W głowie aż huczy mi od bzyczenia pszczół, odgłosów maszyn, ptaków, zwierząt.
Jakbym została w świecie wykreowanym przez autorkę. W Maju.
Każdy kolejny rozdział przyciągał mnie do siebie,
był jak coś uzależniającego, po co muszę sięgnąć.
Patrzyłam, jak to co ludzkie miesza się z tym, co dzikie. Miesza się i tworzy nierozerwalną całość.
Zobaczyłam jak nieodłącznym elementem natury jest człowiek.
W moim odczuciu nie jest to książka ,,na raz". Będę wracała do niej wielokrotnie, rozkoszując się nią, za każdym razem od nowa. To mieszanka prozy i poezji zarazem.
Marzę by zapomnieć i czytać od nowa.
To opowieśc o wszystkim co dotyczy człowieka. Bardzo związana z ziemią, z naturą, z tym co nas karmi, czego nie chcemy widzieć, a co stanowi o naszym życiu. Umierająca na raka babka to uosobienie archetypu matki ziemi, która dba o wszystko co dzikie, nieokiełznane, a nawet uciążliwe jak mrówki zasiedlające wiejski dom gdzie mieszka z dziadkiem. Dziadek jak to dziadek - na chorobę babki jest obrażony, nie chce mieć z nią nic wspólnego dlatego zajmuje się domem. Wstawia kaloryfery, żeby babce było ciepło i pali klubowe, bo zapewne tylko to mu pozostało. Na co dzień babką opiekuje się wnuczka i jej koleżanka Ann, które przyjechały z miasta i jakby już trochę zapomniały jak to jest żyć na wsi. Innym motywem jest ubojnia i ryki zarzynanych krów niosące się po wzgórzu. Wszystko dzieje się w Maju - miejscowości gdzieś w Bieszczadach, gdzie wrony zawracają. Opowieśc to iście magiczna, wywołała we mnie wiele wzruszeń, no i pięknie napisana. Ze świecą szukać podobnej, dlatego przeczytam ją pewnie ze sto razy.
Przeczytane:2024-08-31, Ocena: 5, Przeczytałam, 2024,
Zastanawiam się, co ta książka we mnie zostawi. Pewnie następną opowieść o chorobie i umieraniu, ale jakoś inaczej, bo połączoną z całym światem żywym, którego codziennie doświadczamy, jednak rzadziej dostrzegamy i nie traktujemy jak równorzędne życie, jak nasze życie. Ta historia jest tak wyjątkowa, bo jest tak bardzo nie antropocentryczna. Tu nie ma podziału na ludzkie - nieludzkie. Tu mamy proste i najprawdziwsze rozróżnienia na żywe - nie żywe. Człowiek, zwierzę, roślina - wszyscy jesteśmy w tym razem i wszystkim nam, na jakiś czas żywym, przydarza się choroba, wypadek, umieranie. Czy to dla mnie odkrywcze? Nie. Ale jak to pięknie napisane. Czuć poetkę w każdym wersie, ale jednocześnie mamy do czynienia z opowieścią, w której tyle się dzieje, jest tyle zdarzeń, emocji, postaci, a każda z nich inna, każda inaczej przeżywa ten czas. I to, co tak ważne. To proza przepełniona szacunkiem do każdego życia, do każdego umierania i do każdego z tym żywym rozstania. Tak, jestem tą osobą, która mówi: ,,mój pies umarł".
I mam tylko jedno zastrzeżenie - po co taka agresywna, krzykliwa okładka?