SPIN-OFF BESTSELLEROWEJ SERII MANWHORE
Najseksowniejsza książka w dorobku Katy Evans, którą największy portal recenzencki GoodReads.com określił jaką najlepiej ocenianą powieść erotyczną w historii.
To mężczyzna, z którym nie chodzi się na randki.
To mężczyzna, przed którym ostrzegała cię mama.
To mężczyzna, który złamie ci serce.
Tahoe Roth to najlepszy przyjaciel Malcolma Sainta. Człowiek o twarzy anioła i duszy diabła. Ten facet, którego jedno spojrzenie powoduje przyspieszone bicie serca, seks traktuje jak lekarstwo na wszystko.
Gina jest piękną dziewczyną, która w obecności Tahoe woli być ostrożna. Kiedyś ją odrzucił, a ona odrzuciła jego. Oboje czują się rozbici. Wygląda na to, że tych dwóch części nie można już ze sobą połączyć.
Choć czują do siebie niewiarygodną chemię i fantazjują o sobie bez opamiętania, pozostają jedynie przyjaciółmi. W końcu Gina uświadamia sobie, że jedyny facet, którego pragnie to uparty i niedostępny Tahoe Roth.
__
Przekraczająca granice przyzwoitości namiętność, wspaniali bohaterowie i obłędny Tahoe czynią tę książkę odurzającym narkotykiem dla kobiet uzależnionych od erotyków. 10/10!
- Laurelin Paige, autorka serii Uwikłani i Połączeni
__
Katy Evans mieszka w południowym Teksasie z mężem, dwojgiem dzieci oraz trójką leniwych psów. Uwielbia piesze wycieczki, książki, pieczenie ciast, a także spędzanie czasu z rodziną i z przyjaciółmi. To bestsellerowa autorka serii REAL i MANWHORE. Więcej informacji o Katy Evans można odnaleźć na jej stronie internetowej: KatyEvans.net.
Wydawnictwo: Illuminatio
Data wydania: 2017-09-22
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 376
Gina i Tahoe są przyjaciółmi. Mimo, że czują do siebie pożądanie nie wychodzą poza ramy przyjaźni. Gina jest dziewczyną, która poza seksem pragnie miłości i bliskości. Zdaje sobie sprawę, że Tahoe nie zostaje z dziewczyną dłużej niż jedną noc. Z tego powodu zaprzecza swojemu pragnieniu. Mężczyzna z kolei nie chce skrzywdzić Giny, która z jakiegoś dziwnego powodu jest bliska jego sercu i pragnie chronić ją za wszelką cenę. Ta przyjaźń wiele ich kosztuje. Oboje muszą trzymać na wodzy swoje pożądanie i uczucia, by na wzajem się nie stracić.
Gina leczy swoje serce i duszę po zdradzie i rozstaniu z chłopakiem. Jest zdystansowana do mężczyzn. Mimo wszystko pragnie mieć kogoś przy sobie. Nie chce sama mieszkać, zasypiać. Chce czuć przy swoim ciele ciepło drugiego człowieka. Podczas jednej z imprez U Tahoe, kiedy jej względy zostają przez niego odrzucone, dziewczyna poznaje Trenta. Gina próbuje się z nim związać, chociaż nie jest to łatwe, bo nie czuje przy nim szybszego bicia serca i tych ciepłych uczuć, które zalewają ją gdy w pobliżu znajduje się jej przyjaciel...
Tahoe nie jest mężczyzną, który angażuje się w stałe związki. Dla niego istnieją jedynie przelotne znajomości na jedną noc. Nie jest w stanie zliczyć kobiet, które przewinęły się przez jego łóżko. Tak jest mu łatwiej, nie myśli, nie czuje. W ten sposób nie może zostać zraniony. Miłość i stały związek oznaczałaby komplikacje, a także strach przed stratą. Przeszłość zostawiła okrutny ślad na jego duszy. Czy Gina zdoła się przez niego przebić? Czy ma szansę na przyjaźń, kiedy na wierzch wyjdą wszystkie skrywane tajemnice? A może zrodzi się wtedy coś głębszego?
Ta książka jest wspaniała! Boska! Po prostu mega! Zawładnęła mną już od pierwszych stron, a z czasem coraz to bardziej pochłaniała. Bohaterowie? Wspaniali. Już sama nie wiem czy bardziej uwielbiam Ginę czy Tahoe'a. W ciągu zaledwie rozdziału stali mi się tak bliscy. Pamiętacie jak rozpływałam się nad Saintem i Rachel? Teraz mam podobne odczucia, a może nawet większe. Fabuła jest lekka i przyjemna. I. Tak. Niesamowicie. Wciągająca. Jak widzicie, zwariowałam na punkcie tej książki! Już nie mogę się doczekać co jeszcze Katy Evans dla nas szykuje w następnej książce i czym nas znowu zaskoczy.
"Ladies Man" to kolejna część serii "Manwhore" autorstwa Katy Evans. Ja jednakże nie czytałam poprzednich tytułów, co jednak w żaden sposób mi nie przeszkadzało, ponieważ książki te można spokojnie czytać jako samodzielne książki.
Gina Wylde, oszukana i zdradzona przez chłopaka, z którym mieszkała dwa lata, poprzysięga sobie nie dopuścić więcej do sytuacji, w której jakikolwiek mężczyzna mógłby ją skrzywdzić. Niestety w jej głowie coraz wygodniej mości sobie miejsce Tahoe, przyjaciel Saintów, jak i jej samej. Podczas imprezy urodzinowej Rotha, dziewczyna postanawia złożyć mu życzenia oraz dać prezent w postaci niezobowiązującej nocy z nią samą. Ma nadzieję, że w ten sposób raz na zawsze wyrzuci go ze swych myśli.
„Makijaż to z całą pewnością moja tarcza ochronna, maska dzięki której czuję się silna, ładna i taka jaką chcę.”
Tahoe Roth, najlepszy przyjaciel Malcolma Sainta, to jasnowłosy mężczyzna, którego pragnie każda dziewczyna! Jest uparty, porywczy, a na widok jego uśmiechu i słynnego dołka w policzku, kobietom miękną kolana. Roth nie wierzy w związki, dlatego też, gdy Regina oferuje mu swój prezent, ten odmawia. Już dawno temu ustalili zasadę − tylko przyjaźń. Dlaczego jednak Tahoe jest taki, a nie inny? Jaki skrywa sekret?
"(…) i oświadcza mu, że jest dokładnie takim mężczyzną, przed którym zawsze mnie ostrzegała. Że ma uśmiech niegrzecznego chłopca i twarz pogromcy kobiecych serca."
Książka mnie nie porwała. Owszem, jest napisana w sposób bardzo lekki i przyjemny, brak scen erotycznych, wyskakujących z każdej następnej strony był dla mnie ogromnym plusem, no i przeczytałam ją w jeden dzień. W zasadzie sama nie wiem, co mogłabym o niej napisać. To nie tak, że książka jest zła, bo nie jest! To miła odskocznia, kiedy czytało się w ostatnim czasie pozycje inne gatunkowo. Można się przy niej pośmiać czy zirytować nad sytuacją, w którą wplątuje się Gina.
Czy polecam "Ladies Man"? Polecam tym, którzy zaczytują się w tego typu literaturze. Ja po prostu chyba odzwyczaiłam się od czytania podobnych powieści.
"Czasami wykorzystujemy naszych bliskich jako tarczy przeciwko rzeczywistości (…). Czasami wykorzystujemy w tym celu także swój ból. Nie jestem w stanie dłużej wypierać się tego, że między mną a Trentem zawsze stał niemal dwumetrowy, jasnowłosy tyranozaur (…)."
"Ladies Man" jest czwartym tomem z serii Manwhore, która opowiadała historię Rachel Livingston i Sainta Malcolma, której sama osobiście nie czytałam, ale zamierzam to zmienić. W tej części poznajemy historię ich przyjaciół.
Gina to piękna dziewczyna o rozbitym wnętrzu, która ukrywa swoją prawdziwą twarz pod maską makijażu. Bez niego czuje się bardziej naga, niż bez ubrań. Kiedyś, nieskazitelnie czysta, dała się zaskoczyć. Nie chce popełnić drugi raz tego samego błędu. Wrzuca wszystkich facetów do jednego worka, mając nadzieję, że jednak kiedyś znajdzie kogoś, kto pokocha ją bez przeszkód. Do tej postaci i podejmowanych przez nią decyzji mam mieszane uczucia.
Tahoe to jasnowłosa bestia. Uparty i porywczy, a na widok jego uśmiechu kobietom miękną kolana. Nie wierzy w związki, ani swoją własną wartość od kiedy życie go doświadczyło. Potrafi ukrywać się jeszcze lepiej niż Gina, bo robi to na oczach wszystkich, bez żadnej maski. Kobiety przewijają się przez jego dom kilka razy dziennie. Nikomu nie zdradza swojego sekretu. Właśnie dlatego przez większość książki nie byłam go w stanie rozgryźć. Choć przewija się co kilka kartek, to niewiele o nim wiemy prawie do samego końca.
Ladies Man jest historią przyjaźni Reginy i Tahoe Rotha, którzy wcale nie odpychają się i nie przyciągają przez większość książki, jak można by się tego spodziewać. Ich relacja jest skomplikowana, a decyzję, jak się ona zakończy poznajemy tuż przy ostatnich stronach. Przez większość akcji choć fantazjują o sobie, to pozostają troskliwymi przyjaciółmi, na których nawzajem zawsze mogą liczyć. Są wierni swoim ideałom, a iskry pomiędzy nimi są widoczne od pierwszego spotkania. Mają oni swoją wspólną historię, która przeradza się w ciąg dalszy, który bardzo skomplikuje im życie. Chociaż można się domyślić większości rzeczy, jest to przyjemna lektura na długie wieczory, którą warto przeczytać. Można się przy niej pośmiać albo pozwolić pochłonąć wyobraźni i fascynacji. To od Was zależy, w czym najgłębiej się zanurzycie, a cała historia posiada naprawdę wiele uroku oraz ukrytych motywów. Jednym z nich jest ból i to, jak sobie z nim radzić.
"Wbijam wzrok w swoje stopy. Ocieram dużym palcem o jego but.
- A potem co? Pozbawisz moje usta warstwy ochronnej, a później znikniesz i nic mi nie zostanie. Teraz przynajmniej łączy nas przyjaźń. Która znaczy dla mnie więcej, niż jesteś to sobie w stanie wyobrazić. (...) Jest dla mnie bardzo ważna. Ty jesteś dla mnie bardzo ważny."
''Nikt nie jest taki, jak by się mogło wydawać. Wszyscy coś ukrywamy, bo albo nie chcemy, aby nas osądzano, albo uważamy, że nie zostaniemy zrozumieni, albo po prostu chcemy, żeby to coś należało tylko do nas.''
Tahoe polubiłam od samego początki. Owszem zgrywa bogatego faceta, który przebiera w dziewczynach, ale pod tą fasadą kryje się facet, który dźwiga swój ból. Jest to postać skryta i tajemnicza, którą trudno rozgryźć. Dopiero pod koniec książki mamy szansę go zrozumieć. Jego opiekuńczość wobec Giny była bardzo fajną rzeczą w tej historii. Kiedy działo się coś złego, on rzucał wszystko i od razu pojawiał się przy niej. Opiekuńczy, szarmancki, przystojny i nieposkromiony... Czego chcieć więcej?
Trylogia opowiadająca o Malcolmie i Rachel () nie zachwyciła mnie, ale też nie zawiodła. Taka tam historia, powielająca schematy. Mimo to czekałam z niecierpliwością na kontynuację serii Manwhore o dwóch najlepszych przyjaciołach Sainta. Przede wszystkim nie mogłam się doczekać właśnie Ladies Man, opowiadającej o Tahoe. Już w poprzednich tomach zyskał on moją sympatię i liczyłam na to, że jego historia będzie strzałem w dziesiątkę.
Ladies Man to zdecydowanie nie jest książka z głębokim przesłaniem. Autorka ponownie powiela tu wiele schematów. Tahoe to obrzydliwie bogaty flirciarz, a Regina to skrzywdzona przez bliską osobę dziewczyna. Brzmi jak każda inna książka z tego gatunku, prawda? Jednak nie do końca tak jest. Oprócz oczywistych elementów, można tu znaleźć wątek miłości między dwojgiem przyjaciół. Strach przed skrzywdzeniem siebie nawzajem hamuje ich jednak przed wyznaniem sobie uczuć. Prowadzi to do wielu niedomówień i ciekawych zwrotów akcji. Bardzo się cieszę, że tym razem Katy Evans skupiła się bardziej na fabule, niż na wątku erotycznym. Żałuję tylko, że nie rozwinęła ona wątku o byłym chłopaku głównej bohaterki, Paulu.
Zaczynając Ladies Man obawiałam się, że Katy Evans zmieni charakter Tahoe. Polubiłam go za jego barwną osobowość i miałam nadzieję, że taką pozostanie. Na szczęście się nie rozczarowałam, a wręcz dostałam jeszcze więcej. Tahoe powodował u mnie mnóstwo sprzecznych emocji, od śmiechu poprzez irytację, aż do współczucia.
Nie mam natomiast pojęcia co napisać o Reginie. Przez całą książkę odnosiłam wrażenie, że jest ona bez charakteru i praktycznie niewidoczna. Być może jest to spowodowane silnym charakterem Tahoe.
Cieszę się też, że mogliśmy ponownie spotkać się z Rachel i Saintem. Mimo, że nie są to moi ulubieni bohaterowie, z przyjemnością poznałam ich dalsze losy.
Zapewne wszystkie uwielbiamy okładki z nieprzyzwoicie umięśnionymi mężczyznami. Jednak ile razy jadąc autobusem, czytając w pracy albo w szkole przyłapujemy ludzi, którzy co chwilę zerkają na naszą książkę? Lub starsze panie, zgorszone młodym perwersyjnym pokoleniem? Dlatego dużo łatwiej było mi czytać Ladies Man. Nawet jeśli nie widzimy klatki piersiowej, bicepsów i co tam się jeszcze zmieści na okładce, wydaje mi się, że w zupełności wystarczą te hipnotyzujące niebieskie oczy.
Ladies Man to książka, którą się wręcz pochłania. Katy Evans nie zawiodła mnie i kolejny raz napisała przyjemną historię, która wzbudza wachlarz emocji. Historia o Tahoe i Reginie jest jedną z lepszych z tego gatunku, zatem śmiało mogę ją Wam polecić na długie jesienne wieczory. A ja z niecierpliwością czekam na ostatni tom serii, Womanizer, opowiadający o Callanie.
Ci z Was, którzy czytali serię „Manwhore” autorstwa Katy, przy okazji lektury „Ladies Man” mają okazję powrotu do swoich ulubionych bohaterów m.in. Malcolma i Rachel, ale główna fabuła w tym przypadku skupia się wokół Giny Wylde, czyli najlepszej przyjaciółki Rachel oraz Tahoe Rotha będącego z kolei najlepszym kumplem Malcolma. Niech się jednak nie martwią Ci, którzy nie czytali serii „Manwhore” ponieważ „Ladies Man” można spokojnie czytać jako samodzielną książkę.
Gina to dziewczyna, która zdradzona i oszukana przez chłopaka, przysięgła sobie, że nigdy więcej nie dopuści do tego, aby jakikolwiek mężczyzna znów z niej zadrwił. Na co dzień zawodowo zajmuję się sprzedażą kosmetyków oraz dorabianiem jako makijażystka, która sama nie pozwala, aby ktoś inny zobaczył ją bez makijażu, który stanowi dla niej swego rodzaju tarczę ochronną za którą może się ukryć.
"Makijaż to z całą pewnością moja tarcza ochronna, maska dzięki której czuję się silna, ładna i taka jaką chcę"
Nasza bohaterka wraz ze swoją koleżanką udają się do klubu gdzie odbywa się impreza z okazji dwudziestych szóstych urodzin jej najlepszego przyjaciela, którym jest . . . uwaga, uwaga sam Tahoe. Plan Giny jest prosty: znaleźć solenizanta, złożyć mu życzenia i dać prezent. Jaki? Jedną niezobowiązującą noc z nią samą, aby wreszcie mogła wyrzucić go raz na zawsze ze swoich nieprzyzwoitych myśli.
Ale co się stanie kiedy największy playboy w mieście, który na co dzień otacza się mnóstwem kobiet, odmawia? No cóż, Gina zaskoczona odrzuceniem swojej propozycji postanawia, że nie da łatwo za wygraną w kwestii przygody na jedną noc i wraca do domu z nową poznanym w klubie Trentem, który okazuję się być naprawdę miły, a po niedługim czasie ku zaskoczeniu dziewczyny zostaje jej chłopakiem.
Odmowa Tahoe była spowodowana tym, iż według niego nie miałby on Ginie nic dobrego do zaoferowania, a ona sama zasługuję na kogoś lepszego. Ale jak sami się pewnie domyślacie to tylko fasada, bo nawet ślepy zauważyłby chemię między tą dwójką, nawet oni sami.
Wiecie co najbardziej mnie zaskoczyło w tej książce? To, że praktycznie cała fabuła zbudowana jest na swego rodzaju grze między Giną a Tahoe. Tu pocałunek w policzek, tam objecie albo szept. I wiecie co? Na 376 stron jakie liczy cały „Ladies Man” pierwsza scena miłosna między naszymi głównymi bohaterami pojawia się dopiero w okolicy 328 strony! Byłam w szoku, ale przyznam, że ich wcześniejszy brak wcale nie wpłynął negatywnie na całą lekturę. Samą książkę czyta się naprawdę szybko, a to zapewne przez akcję, która dzieję się dość prędko i to chyba będzie mój jedyny zarzut w stronę autorki. Gdyby Evans przy pisaniu odrobinę zwolniła tempo byłoby idealnie.
Na koniec wspomnę jeszcze o jednym ważnym według mnie temacie poruszonym w tej książce. Mianowicie jak często staramy się zmieniać samych siebie na siłę dla tych, którzy powinni nas kochać takimi jakimi jesteśmy – zarówno pod względem wyglądu jaki i zachowania. Cieszę się, że Katy poruszyła ten problem w „Ladies Man”.
„Nie jesteś z nim szczęśliwa. Zmuszasz się do bycia taką, jaką on chcę. Skoro jest z tobą, powinien chcieć ciebie, tylko ciebie, i kropka.”
Twórczość Katy Evans, a zwłaszcza jej seria „Manwhore” nie jest mi obca. Mimo iż cała ta seria nie była niczym fenomenalnym i do wybitnych pozycji nie należała, to jednak wspominam ją bardzo pozytywnie. Dlatego też, z chęcią sięgnęłam po kolejną część serii – tym razem o najlepszym przyjacielu Saint’a – Tahoe.
To mężczyzna, z którym nie chodzi się na randki.
To mężczyzna, przed którym ostrzegała cię mama.
To mężczyzna, który złamie ci serce.
Tahoe Roth to najlepszy przyjaciel Malcolma Sainta. Człowiek o twarzy anioła i duszy diabła. Ten facet, którego jedno spojrzenie powoduje przyspieszone bicie serca, seks traktuje jak lekarstwo na wszystko.
Gina jest piękną dziewczyną, która w obecności Tahoe woli być ostrożna. Kiedyś ją odrzucił, a ona odrzuciła jego. Oboje czują się rozbici. Wygląda na to, że tych dwóch części nie można już ze sobą połączyć.
Choć czują do siebie niewiarygodną chemię i fantazjują o sobie bez opamiętania, pozostają jedynie przyjaciółmi. W końcu Gina uświadamia sobie, że jedyny facet, którego pragnie to uparty i niedostępny Tahoe Roth.
Czas spędzony na lekturze „Ladies Man” uważam za jak najbardziej udany. Pomimo tego, że takich historii jest mnóstwo, a samo zakończenie nie stanowiło dla mnie jakiegoś wielkiego zaskoczenia, to jednak czytało mi się tą pozycję naprawdę dobrze. Być może jest to zasługa lekkiego stylu pisania Katy Evans, dzięki któremu tą pozycję „pochłania” się w naprawdę krótkim czasie.
Autorka wykreowała ciekawych bohaterów, których obdarzyłam dużą sympatią. W jakimś małym stopniu potrafiłam utożsamić się z Giną, której niepewność siebie i niska samoocena tak bardzo utrudniała życie. Z kolei Tahoe jest ucieleśnieniem faceta idealnego – dobrze zbudowany, zabawny troskliwy i niezwykle seksowny. Autorka stworzyła niezwykłą więź między tą dwójką bohaterów. Może też dlatego ta historia aż tak bardzo mi się spodobała. Zamiast licznych scen seksu, autorka postawiła na budowę więzi, która nie opiera się tylko na tej „fizycznej części” miłości. Nie znaczy to jednak, że książce brakuje nieco pikanterii. Wręcz przeciwnie – autorka zasypuje nas ogromną dawką sarkastycznych „potyczek słownych”, pełnych seksualnych podtekstów. Reasumując – świetnie się bawiłam, podczas czytania tej pozycji.
Fabuła książki jest ciekawa, choć według mnie mało dopracowana. Autorka tylko na kilku stronach odsłoniła wszystkie karty Tahoe, ukazując w pełni jego przeszłość. Trochę szkoda, można było przecież to trochę bardziej pociągnąć. Pozostała część książki to wewnętrzne rozterki Giny. Mimo to, są one napisane ciekawie, „lekkim piórem”, dzięki czemu lektura tej pozycji nie jest uciążliwa.
Odrobinę zawiodłam się na zakończeniu. Z całkiem ładnej i ciekawej historii miłosnej, autorka zrobiła przewidywalny erotyk z banalnym finałem. Przyznam szczerze, że spodziewałam się jednak czegoś więcej.
Nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała o moim zachwycie nad okładką. Pomińmy sam fakt, że mężczyzna z okładki jest nieziemsko przystojny a jego spojrzenie niezwykle hipnotyzujące. Nie wspomnę już o głębokim i zachwycającym błękicie jego tęczówek … Stop! To nie o nim miało być.
To, co bardzo mi się w tej okładce spodobało, to fakt, iż wydawnictwo nie poszło w schematy i nie dało na okładkę kolejnej ckliwej pary w dwuznacznym momencie. Poza tym, warto zauważyć, że sama postawa modela z okładki nie jest bezcelowa. Ma ono ukryte dno. A jakie? Sprawdźcie sami, sięgając po „Ladies Man”! Polecam!
Moja ocena: 7/10
http://kochajacaksiazki.blogspot.com/2017/11/katy-evans-ladies-man.html
Bałam się. Bałam się jak diabli, że autorka znowu zaserwuje totalnego gniota. Ale na szczęście mile się zaskoczyłam!
Jeżeli liczycie na kolejną 'porno-książkę', to się zawiedziecie. W końcu autorka postawiła na jakość, a nie ilość ;)
Ta książka skupia się na rozwijającej się relacji Giny i Tahoe. Jak stają się dla siebie najlepszymi przyjaciółmi. Jak powoli
zaczynają rozumieć, że nie widzą poza sobą świata. Bez zbędnych dramatów, bez patetycznych scen. Po prostu - dwójka
nieufnych ludzi, po przejściach, w końcu znajdująca swoje miejsce na świecie.
Bardzo miła odmiana po 'poczynaniach' poprzedniej pary z tego cyklu. Autorka nie spieszyła się z rozwojem wypadków, bo w tej książce dostajemy opis ponad roku z życia bohaterów.
Teraz tylko strasznie żałuję, że to Rachel i Malcolm 'dostali' 3 książki, bo zdecydowanie nie byli tego warci. Gina i Tahoe są o wiele ciekawszymi bohaterami, ale cóż - może lepiej, że jest o nich tylko jedna książka ;)
Książka pełna napięcia. Regina została porzucone przez swojego chłopaka Paula. Teraz nie umie zaufać mężczyznom. Tylko Tahoe potrafi sprawić że coś czuje. A jest to pożądanie, gniew i zazdrość kiedy widzi to z inną kobietą. Uświadamia sobie że jest w nim zakochana A on nie chce odwzajemnic jej uczuć. Pragnie przygody na jedna noc. Znajdują się w wielu dwuznacznych sytuacjach lecz Tahoe nie wykorzystuje okazji by ją uwieść. Kiedy Regina wyznaje mu że to kocha, ucieka i chce pobyć sama. Boi się że straci przyjaciela, bo tylko tyle może mieć. Dziwi się kiedy Tahoe zjawia się w domu i również wyznaje jej miłość. I wszystko się układa
Słabe 4, bo Katy Evans naprawdę przyjemnie się czyta w porównaniu do inych pisarek z tego gatunku.
Szkoda, że historia zamknięta została w jednej książce i w kolejnej z serii znowu następuje przeskok na kolejnego kmpla Sainta... mogła pociągnąć trochę wątek Reginy i jej niby przyjaciela (który z przyjacielem ma niewiele wspólnego... no chyba że "bonus"), ale cóż...
Lekka, łatwa i przyjemna lektura na wakacje
Tahoe Roth zdecydowanie nie jest facetem, u którego boku można spędzić życie. Jedną noc? Jak najbardziej. Nie miej jednak nadziei na to, że kiedykolwiek porzuci swoje życie mężczyzny wolnego i niezależnego. Gina w każdym razie nie ma co do tego złudzeń. A mimo to jej ciało ożywa za każdym razem, kiedy ma okazję go widzieć. Cóż, nikt nie mówił, że bycie przyjaciółką takiego ciacha będzie prostą sprawą. Odpowiedzią na jej rozterki ma być Trent – facet, z którym próbuje stworzyć związek, na jaki nie może liczyć z Tahoe. Czy jednak ma to jakieś szanse przerwania? I czy Trent jest w ogóle w stanie wyciągnąć Ginę z jej rozterek, jak to niewątpliwe czyni jej seksowny przyjaciel? Przeszłość nie daje o sobie zapomnieć, a przyszłość jest wciąż niepewna.
Całość recenzji dostępna pod adresem: http://zapach-ksiazek.pl/ladies-man/
NIEPOHAMOWANY POCIĄG, HURAGAN ZMYSŁOWOŚCI I ROZPACZLIWE PRÓBY ODZYSKANIA ROZSĄDKU. MANWHORE + 1 TO WIĘCEJ NIŻ ZWYKŁA POWIEŚĆ EROTYCZNA Katy...
Podjęła się prawie niemożliwego zadania przeistoczenia tego faceta w mężczyznę idealnego - tyle że w trakcie tego procesu nie wolno jej ulec jego urokowi...
Przeczytane:2019-09-04, Ocena: 4, Przeczytałam, Wyzwanie - wybrana przez siebie liczba książek w 2019 roku, 52 książki 2019, 26 książek 2019, 12 książek 2019, Przeczytaj tyle, ile masz wzrostu – edycja 2019,
Tahoe "T-Rex" Roth jest ucieleśnieniem kobiecych fantazji. Na jego widok płci pięknej miękną kolana, co niewątpliwie podoba się głównemu bohaterowi. Bez oporów zaciąga kobiety do łóżka, zabawia się nocą, a później odprawia je z kwitkiem.
Ale jest w jego życiu kobieta, przed którą się opiera, nie ulega jej wdziękom, chociaż z całych sił pragnie ją posiąść. Wie jednak, że taka przyjaciółka nie trafia się często, a on wygrał los na loterii poznając ją.
Regina i Tahoe dogadują się ze sobą bez słów, miło spędzają razem czas, ale między nimi ciągle wisi chemia, nutka pożądania i namiętności.
Jednak czy dwie zranione dusze, który doświadczyły w życiu cierpienia, mogą liczyć na miłość? A może pozostaje im tylko przyjaźń?
Szczerze "mówiąc", gdy sięgałam po kolejną książkę Katy Evans, miałam mnóstwo obaw. Zazwyczaj w jej seriach podobały mi się tylko pierwsze tomy, ponieważ kolejne były już taką słodką, przewidywalną, lejącą się wodą. Dlatego też nie wiedziałam, czego mam spodziewać się po Ladies man, ponieważ jest to jednocześnie odrębna powieść, ale także kontynuacja "Manwhore". Główni bohaterowie są przyjaciółmi Sainta i Rachel, którzy występowali w poprzednich tomach i pokazują się w tej historii, jest trochę wzmianek o ich dalszym życiu.
"Miłość powinna polegać na tym, że dobrze się czujesz samemu ze sobą. Miłość powinna sprawiać, że czujesz się akceptowany taki, jakim jesteś."
Regina jest bohaterką, która od samego początku nie ukrywa uczuć, jakimi darzy swojego przyjaciela. Niemniej jednak irytowała mnie swoim niezdecydowaniem. Raz z całych sił pragnęła paść mu w ramiona, uganiałam się za nim, biegała jak pies za ogonem, a za chwilę miała obawy przed podaniem się Tahoe na tacy.
Regina jest nieco irytującą bohaterką, która nie potrafi dać sobie spokoju, kiedy powinna to zrobić. Wiedząc jaki jest Tahoe, oczekiwała od niego cudów, a sama nie dawała nic od siebie. Chociaż była w nim zadurzona, nie robiła nic w tym kierunku, siedziała zawstydzona, nie poświęcała cząstki siebie, nawet ciężko jej było iść na mecz, na który ją zapraszał. A jeśli jesteśmy przy meczu, to cóż... wydarzenia z nim powiązane były nieco śmieszne, bo nagle gdy gwiazdka się pojawiła, drużyna magicznie zaczęła wygrywać.
Tahoe standardowo jest bohaterem, który samą swoją obecnością przyciąga tłumy kobiet. Nie ukrywa swoich zamiarów, ale jeśli mu na kimś zależy, potrafi być powściągliwy i zachowywać się jak prawdziwy przyjaciel. Nie jest na szczęście typem chama, który na każdego patrzy z góry i myśli, że rządzi światem. Jest po prostu facetem, który nie chce się wiązać i partnerki jego doskonale o tym wiedzą.
Historia przedstawiona w książce jest luźną opowieścią, którą fajnie czyta się na odmóżdżenie. Nie jest to historia, która zaskakuje czytelników swoją oryginalnością i ciekawymi zwrotami akcji. Można w niej tak naprawdę przewidzieć wszystko. Ponownie przewija się tutaj motyw bogatego mężczyzny i kobiety, która finansowo nie ma lekko.
Relacje jakie występują między głównymi bohaterami, nie pobudziły moich fantazji i nie zachwyciły mnie. Uważam, że Tahoe mógłby mieć kogoś lepszego od kluski, jaką jest Regina. Nie podoba mi się, że autorka w każdej swojej książce robi z kobiet takie słabe dziewczynki, które uganiają się za mężczyznami i same nie wiedzą czego tak naprawdę chcą od życia.
Od książki oczekiwałam znacznie więcej, ponieważ główni bohaterowie na początku swojej znajomości zyskali moją sympatię, ale cóż Katy Evans skutecznie wszystko zepsuła i zrobiła z książki nieco słabą historyjkę. Szczególnie mocno zawiodło mnie zakończenie. Standardowo zostało wprowadzonych mnóstwo scen erotycznych, które aż mnie mdliły. Miałam wrażenie, że autorka wstawiła je, bo wypadało i nie wiedziała jak zakończyć całość.
Nie mogę jednak odebrać autorce lekkości pióra. Książkę czytało mi się bardzo szybko, co jest ogromnym plusem, jednak przedstawienie pomysłu na fabułę pozostawia wiele do życzenia.