Wołyńskie krwawe lato, które odcisnęło tragiczne piętno na trzech pokoleniach kobiet
Po śmierci matki pisarka Sylwia postanawia zmierzyć się z nigdy niewypowiedzianą, rodzinną traumą. Halina jako dziecko była świadkiem rzezi wołyńskiej. Koszmarne wspomnienia wyparła z pamięci, ale przeżyty wówczas lęk zdeterminował całe jej życie. Sfrustrowana i przerażona przekazała swoje fobie córce, która teraz próbuje odtworzyć dramatyczne losy cudem ocalałej rodziny i mieszkańców nieistniejącej już Kolonii Marusi, by uwolnić siebie i zrozumieć matkę.
Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: 2016-11-23
Kategoria: Literatura faktu, reportaż
ISBN:
Liczba stron: 240
Kupując tę książkę spodziewałam się jakiejś tragicznej historii chłopca imieniem Marek. Myślałam, że może spotkało go coś złego na kolonii i o tym właśnie będzie ta książka.
Nic bardziej mylnego.
Autorka opowiada tu tragiczne losy swojej rodziny na Wołyniu, oraz to jak ta rzeź wpłynęła nie tylko ja jej dziadków, ale też na jej mamę oraz na nią samą.
Ciągle poczucie zagrożenia, strachu, życie w niepewności, nocne koszmary, uzależnienie od leków i alkoholu. Pani Sylwia nic nie upiększa, nie ubarwia. Otwarcie pisze o braku szczęśliwego dzieciństwa, o rodzicach, którzy próbowali nią manipulować i wpajać dziwne wartości.
Polecam Wam tę książkę z całego serca. Bo mimo tego bólu i cierpienia to jest ją ciężko odłożyć. Ja sama po jej przeczytaniu potrzebowałam kilku dni by do siebie dojść. By napisać choć parę słów choć uwierzcie ciężko mi posklejać myśli...
Bardzo, bardzo nierówna książka.
Część dotycząca mordów na Wołyniu jest dokładnie taka, jak można było oczekiwać - porażająca, druzgocąca i pozostawia czytelnika z mnóstwem refleksji. Oczywiście to tylko wycinek tego, co miało w tamtym okresie miejsce, ale to zrozumiałe - autorka chciała spisać historię swojej rodziny. I dobrze że to zrobiła. Takie opowieści krążą w rodzinach, każdy je słyszał milion razy i może nawet czasami ma ich dość, ale potem naoczni świadkowie umierają, a człowiek łapie się na myśli, że nie zna się tylu szczegółów, że trzeba było się tym bardziej zainteresować, ale jest za późno i te historie przepadają.
Kolonia Marusia jest jednak również próbą rozliczenia się autorki z matką. Ich wzajemne relacje były skomplikowane, dużo w nich żalu i braku zrozumienia. Sylwia Zientek przyczyn trudnego charakteru matki doszukuje się w traumie, którą ta przeżyła i w wychowaniu, jakie odebrała, zapewne też w genach. I o ile bardzo dobrze rozumiem autorkę, o tyle rozciągnięte na pół książki opowieści o wiecznie niezadowolonej matce i braku zrozumienia dla artystycznej duszy Sylwii szybko stały się męczące. Moim zdaniem niewłaściwe są tu proporcje - wolałabym albo dłuższą opowieść o Wołyniu zwieńczoną wnioskiem o tym, jak dawna trauma wpłynęła na życie kilku kolejnych pokoleń, albo historię o dzieciństwie i dorastaniu autorki z delikatnym nawiązaniem do historii rodziny. A tak dostajemy miszmasz.
Dodatkowo książka jest niedopracowana. Czytamy, że dziewczyna miała poniżej metra sześćdziesiąt wzrostu, a matka była jeszcze niższa, a kilka stron później - że wszyscy w tej rodzinie byli wysocy. Konstancja wyszła za mąż w wieku osiemnastu czy dziewiętnastu lat, a jej mąż był dwa razy starszy. A za chwilę - w chwili ślubu ona miała 18, a on 45. Niejaki Lippman mówi, że ma pięcioro dzieci, po czym czytamy, że prawdopodobnie zginął razem z siedmiorgiem potomstwa. I nie wiem, komu dziwię się bardziej - redakcji, że tego nie wyłapała, czy autorce, że się tak słabo przygotowała.
Ciężko ocenić czy to bardziej historia Rzezi na Wołyniu czy trudnych relacji matka- córka.
Kostunia, bogata pani w pięknym dworze na Wołyniu jest nieszczęśliwa w małżeństwie ze sporo starszym Władysławem. Razem z dziećmi cudem ratują się z rzezi na Polakach w 1943 roku.
Klątwa tych wydarzeń zalega na kolejnych pokoleniach kobiet.
Fascynująca powieść drogi. Trzy przyjaciółki. Każda znalazła się właśnie na życiowym zakręcie. Zakończenie wieloletniej pracy w korporacji, rozpadające...
Lata 60. XVIII wieku. Rzeczpospolita Obojga Narodów coraz bardziej chyli się ku upadkowi, zaś domniemani potomkowie Sarmatów zajmują się jedynie bijatykami...
Przeczytane:2017-02-13, Ocena: 6, Przeczytałam, 52 książki 2017,