Jedna nieprzemyślana decyzja może na zawsze odmienić nasz los. Boleśnie przekonała się o tym Maria, której urażona w młodości duma przekreśliła szansę na szczęście u boku ukochanego. Jesienią życia na swojej drodze spotyka Paulinę, dla której ostatni rok nie był sprzyjający. Po trudnym rozstaniu dziewczyna ma złamane serce, a do jej drzwi coraz częściej puka samotność. Teraz jeszcze zmuszona jest spędzać czas z dojrzałą podopieczną fundacji, w której pracuje, a przecież wcale nie przepada za starszymi ludźmi. Ten grudzień zapowiada się naprawdę fatalnie! Sprawy komplikują się jeszcze bardziej, gdy Paulina odkrywa, że z Marią łączy ją o wiele więcej, niż mogła przypuszczać. Poznając historię nowej znajomej, zaczyna uświadamiać sobie, co tak naprawdę jest ważne. Czy dzięki temu uda jej się zawalczyć o życie, jakiego pragnie?
Natasza Socha, mistrzyni świątecznych opowieści, powraca z historią, która napawa nadzieją, radością oraz wiarą w przyszłość. I po raz kolejny udowadnia, że dobrzy ludzie są wokół nas - wystarczy się dobrze rozejrzeć.
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Data wydania: 2022-11-09
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 264
Język oryginału: polski
Dziadkowie… och jak ja za nimi tęsknię. Tak bardzo się cieszę, że mogłam poznać całą czwórkę. Często wspominam nasze rozmowy, spotkania, czasem wygłupy… brakuje mi tego, tego ile mogłam się od nich dowiedzieć…
Ostatnio to historia @nataszasocha sprawiła, że dziadkowie „pojawili się w mojej głowie” i cały czas tam są… ❤
Choć może się wydawać, że to książka świąteczna to nie Boże Narodzenie jest tutaj najważniejsze, a bliskość z drugim człowiek, miłość i wspomnienia, bo "im bardziej przyjemne są myśli co było kiedyś, tym lepsze jest nastawienie do teraźniejszości".
Paulina nie może ułożyć sobie życia, odnaleźć radości w codzienności i polubić samej siebie w stu procentach, a do tego musi naprawić błąd jaki popełniła. Aby „odpokutować” swoje przewinienie zobowiązana jest do spędzenia grudnia z panią Marią, starszą kobietą. Czy obie panie będą potrafiły porozumieć się mimo bariery wiekowej, a może okaże się, że są sobie bardzo bliskie?
Początek historii zaczął się można powiedzieć zwyczajnie, ale z każdą stroną, kiedy poznawałam kolejne sekrety tej opowieści, kiedy sama zaprzyjaźniałam się z panią Marią i Pauliną w moich oczach pojawiało się coraz więcej łez.
Wydarzenia z tu i teraz, opisy spotkań Pauliny i Pani Marii przeplatane są pewną historią sprzed wielu lat, historią Zośki i Franka, piękną, ale też bardzo bolesną. Długi czas zastanawiałam się, dlaczego autorka o nich wspomina, czy ma to jakiś związek z teraźniejszością… finał sprawił, że jednocześnie moje serce rozpadło się wiele kawałków z żalu, ale z drugiej strony płakałam ze wzruszenia, bo takich historii nie ma wiele, tak niesamowitych, niezwykłych, pełnych miłości…
Morał jest jeden: kochajcie miłością prawdziwą i dbajcie o siebie nawzajem. Nie zapominajcie o swoich nestorach: „zawsze wydawało mi się, że liczy się tu i teraz. Ale przecież bez tego, co było kiedyś, jesteśmy w pewnym sensie niekompletni. Przecież nie wzięłam się z powietrza, jestem częścią nie tylko moich rodziców, ale również ich przodków.”
„Kolęda na cztery ręce” nie jest pierwszą przeczytaną przeze mnie powieścią autorki, ale jest pierwszą ze Świętami Bożego Narodzenia w tle. Autorka miała bardzo ciekawy pomysł na powieść. Z fundacją, która umożliwia „adoptowanie” seniora spotykam się po raz pierwszy. Nie tylko w literaturze. Nigdy o takiej możliwości nie słyszałam. W Polsce, bo jeśli chodzi o wirtualne adopcje z Afryki, zdarzają się również te, które dotyczą właśnie seniorów. Chociaż w powieści zamysł jest zupełnie inny. Trzydziestoletnia Paulina, która pracuje dla fundacji zostaje „skazana” na przymusowe spędzanie czasu z jedną z podopiecznych fundacji, panią Marią. I właśnie o ten wspólnie spędzony czas przez osoby z różnych pokoleń tu chodzi. Dzięki spotkaniom obie strony mogą wiele się od siebie nauczyć. A przede wszystkim nie są tak samotne. Paulina jednak nie jest zadowolona. Bo, mimo że pracuje w fundacji, której podopiecznymi są seniorzy, nie lubi starszych ludzi. I nie chce spędzać z nimi czasu. Ale musi, w ramach kary za pijacki wybryk. I bardzo dobrze, bo te spotkania okazują się być dla bohaterki cenną lekcją. Właściwie dla obu pań są taką lekcją, bo obie czegoś się od siebie uczą.
Paulina jest osobą, która na początku bardzo irytuje. Mimo swoich trzydziestu lat na karku wydaje się dziecinna, nieodpowiedzialna, jej zachowanie często można określić jako żenujące. Nie potrafiłam zrozumieć jej stosunku do otaczającego świata i do ludzi starszych, których nie lubi. Nie rozumiałam też, dlaczego w takim razie pracuje w miejscu, które starszymi ludźmi w jakiś sposób się zajmuje. Z biegiem czasu poznajemy Paulinę lepiej i okazuje się, że jest strasznie pogubiona. Każdy jej kolejny dzień jest taki sam, nie ma w nim radości, uśmiechu ani życia. Po trudnym rozstaniu młoda kobieta ma złamane serce i zwyczajnie czuje się bardzo samotna. Jest w rozsypce. Nie wie, jak ma dalej ruszyć z życiem. Pełna energii, przebojowa, optymistycznie nastawiona do świata staruszka, która wie, że nie zostało jej wiele czasu i chce go jak najlepiej wykorzystać, pokazuje młodej Paulinie, jak trzeba żyć. Uczy ją, co jest w życiu naprawdę ważne. Dzięki pani Marii Paulina zaczyna wychodzić na prostą i układać swoje życie na nowo. Również życie seniorki zmienia się pod wpływem spotkań z młodszą kobietą. Dla obu pań te spotkania okazują się być inspiracją do zmian.
Powieść pokazuje, że wiek to tylko liczba, że mamy dokładnie tyle lat, na ile się czujemy. Pełna życia pani Maria jest doskonałym przykładem na to, że starsze osoby jeszcze wiele mogą nas nauczyć, wystarczy jedynie dać im szansę, nie zamykać się na nie, nie szufladkować. Książka mówi dużo o przeżywaniu starości, o traktowaniu ludzi starszych przez społeczeństwo i o przemijaniu. Ale też o samotności, która nie zależy od wieku. To również opowieść o tęsknocie za tym co minęło, za utraconą miłością, za tym, co mogło być, ale z powodu wielu błędnie podjętych decyzji nie wydarzyło się. To mądra powieść, pełna cennych, życiowych prawd, refleksyjna. Zmusza do zatrzymania się na chwilę i zastanowienia nad swoim życiem. Pięknie opowiedziana, wzruszająca. Szczególnie ciekawa jest część, która rozgrywa się w przeszłości i moment, kiedy rozsypane wątki łączą się w całość i uzyskujemy pełen obraz.
„Kolęda na cztery ręce” to zdecydowanie niebanalna świąteczna opowieść, która dotyka najtrudniejszych spraw, o których nie zawsze chcemy słuchać, a tym bardziej mówić. Warto przeczytać ze względu na ciekawą historię, mnóstwo oddziałujących na czytelnika emocji i jeszcze więcej przemyśleń, z którymi ta powieść go zostawia. Serdecznie polecam!
Dla Pauliny los ostatnio nie jest łaskawy. Ma za sobą trudne rozstanie, czuje się samotna i do tego wszystkiego dochodzą problemy z prawem.
Pani Maria to starsza osoba, która chłonie życie i próbuje coraz to nowych rzeczy, nawet jeśli mogą wydawać się zbyt kontrowersyjne.
Paulina i pani Maria będą spędzać ze sobą bardzo dużo czasu. Początkowo młoda dziewczyna będzie zła i uzna, że towarzystwo starszej kobiety jest dla niej utrapieniem, ale szybko się to zmieni.
Czy przyjaźń między staruszką, a młodą dziewczyną jest możliwa? Ta książka pokazuje, że jak najbardziej.
„Kolęda na cztery ręce” to wspaniale opisana relacja osób młodych i starszych.
Książka pokazuje jak ważne jest dbanie o osoby starsze. Ważne jest pielęgnowanie relacji.
Osoby starsze często czują się bardzo samotne, a również nie zrozumiane i nie doceniane. Postarajmy się poświęcić im chwilę uwagi.
Książka miejscami wzrusza, ale również bawi. Idealna na przedświąteczny czas, ale nie tylko.
Paulina te święta spędzi z nieznajomą starszą panią, została na nią (dosłownie) skazana. Ten czas sprawi, że bohaterka całkowicie zmieni swoje nastawienie do „siwych głów”, szczególnie że pani Maria daleka jest od zmierzłego stereotypu.
„Kolęda na cztery ręce” to przyjemna w odbiorze opowieść o przyjaźni, którą można spokojnie stworzyć nawet pomimo dużej różnicy wieku. Sporo w niej romantyzmu i ciepła, idealnie pasuje do bożonarodzeniowego klimatu. Pomiędzy rozdziałami przewija się też historia tajemniczej Zośki, ale by dowiedzieć się, jaki jest związek pomiędzy tymi trzema osobami, trzeba czytać do końca.
Postawiłam trochę niższą ocenę, bo bardzo drażniły mnie niektóre docinki Marii. Staruszka była dosyć ekscentryczna, kolorowa, nowoczesna, podobało jej się, że jej osoba rozmija się z wyobrażeniami Pauli na temat staruszków. Często w takich momentach Maria specjalnie zawstydzała Paulinę, mówiąc coś w stylu „i co, miło spędziłaś dzień, mimo że z geriatrycznym odpadem?”. Jasne, to dawało nam znać, że bohaterka ma dystans do siebie, ale w moim odczuciu było bardziej nieuprzejme niż zabawne.
Książkę polecam czytelnikom, którzy uwielbiają powieści obyczajowe i historie wielkich miłości zwykłych ludzi, które rozgrywają się na przestrzeni lat. Zakończenie, nawet jeśli domyślimy się go już wcześniej, wzruszy nawet największego marudę. Dobra pozycja na prezent dla mamy, babci, starszej siostry… chociaż w mojej rodzinie to tata uwielbia takie powieści, więc może faktycznie, jak uczy nas „Kolęda…”, lepiej nie szufladkować.
Cześć, jestem Zula. Moja babcia, Wielka Czarownica Liliana, zaprosiła mnie do prawdziwej szkoły czarownic, gdzie odbywają się niezwykłe lekcje znikania...
Ta historia wydarzyła się naprawdę. I nadal wydarza, niemal każdego dnia, w różnych miejscach na świecie. Cztery kobiety, które zaufały oszustowi...
Przeczytane:2022-11-15, Ocena: 6, Przeczytałam,
To moje kolejne spotkanie z książką Nataszy Sochy, a zarazem pierwsza w tym roku historia świąteczna, więc sezon uważam za otwarty.
"Kolęda na cztery ręce" to opowieść inna niż wszystkie, w której czytelnik nie znajdzie opisów świątecznych tradycji czy przepisu na pyszne pierniczki na choinkę. W zamian za to zatraci się w pełną refleksji historię dwóch kobiet w różnych pokoleń. Ktoś powie, że porozumienie między nimi nie jest możliwe, ponieważ dzielą ich dekady przeżyć. I miałby rację, ponieważ gdyby nie pewien splot wydarzeń Paulina i Maria faktycznie nigdy by się nie spotkały. W rzeczywistości jednak łączy je więcej niż im się wydaje. Co wyniknie z tej komicznej sytuacji? Tego niestety zdradzić nie mogę. Przeczytajcie i sprawdźcie sami.
Dla mnie to była niezwykła podróż w czasie, gdzie poznałam nie tylko dwie niezwykłe kobiety, ale też odrobinę historii Polski i tutaj ogromne gratulacje należą się Autorce, która w sposób lekki wprowadziła czytelnika do świata, o którym wielu już nie ma pojęcia. Został zapomniany albo nieodkryty przez współczesnych młodych odbiorców literatury.
Książka Natasz Sochy zapowiada nam jednak nie tylko podróż w czasie, ale też odwieczny konflikt pokoleń oraz próbę zrozumienia wartości cenionych przez naszych dziadków. Będą tu liczne wspomnienia, historia miłosna bez szczęśliwego zakończenia, złe decyzje mające wpływ na przyszłość oraz walka z samotnością, uprzedzeniami czy własnymi ograniczeniami, które, jak to zwykle bywa, najczęściej rodzą się w naszych głowach.
Niewiele jest na rynku wydawniczym powieści, które z takim oddaniem, warstwą emocjonalną oraz prostotą traktowały o sprawach poważnych, czasami wręcz dylematach moralnych. Z każdego wypowiedzianego słowa bije bowiem żal, tęsknota, niepewność oraz smutek, co jednak nie przytłacza, wręcz przeciwnie – zachęca do dalszej lektury. Chęć poznania prawdy sprawia, że czytający jak najszybciej pragnie poznać finał tej historii. Od książki nie sposób się więc oderwać.
Morał płynący z "Kolędy" nakazuje doceniać chwile, ponieważ potem może już być za późno. Życie to nieustanna walka z decyzjami, która często kończy się porażką, jeśli źle zarządzimy i nie zaczniemy słuchać głosu serca. Każdy nieprzemyślany gest może bowiem mocno zaważyć na przyszłości. Żyjmy więc tak, aby potem niczego nie żałować.
Ciepło płynące z Marii, czyli beneficjentki fundacji, w której Paulina odbywa zasłużoną karę za przewinienia, powoli zmienia podejście młodej kobiety do starszych ludzi oraz do korzeni. Próbuje ona bowiem zrozumieć swoich dziadków, zaczyna pytać, analizować, interesować się czymś, co dotąd nie stanowiło dla niej większej wartości. To dobra lekcja nie tylko dla niej, ale też dla nas wszystkich. Musimy bowiem zrozumieć, że bez przeszłości nie ma przyszłości. To ona buduje naszą tożsamość, pozwala zrozumieć motywy postępowania, nadaje sens wszystkiemu. Szanujmy więc nie tylko historię, ale też przodków, co do których często mamy wręcz zimny stosunek. To oni przekazują pokoleniom tradycje, dają możliwość poznania nowego, często nieznanego świata. Idźmy do przodu z tą wiedzą, ale nie zapominajmy o sobie. Każdy od każdego powinien się czegoś uczyć.