Jasmine kocha swoją pracę i dotkniętą zespołem Downa siostrę. Zmuszona do odejścia z pracy stwierdza, że miłość do siostry to za mało, by nadać sens jej życiu. Rozpaczliwie próbuje znaleźć coś, co wypełniłoby bolesną pustkę. W bezsenne noce podgląda sąsiada z przeciwka, Matta Marshalla, znanego radiowego didżeja. Jasmine szczerze nienawidzi go za to, że podczas jednej z audycji nie zareagował na złośliwe komentarze dotyczące osób z zespołem Downa. Zawieszony za wybryki na antenie Matt pije, awanturuje się, jest utrapieniem dla okolicy. Zbieg okoliczności sprawia, że Jasmine coraz lepiej go poznaje i zaczyna po trosze uczestniczyć w jego życiu. Każde z nich zmaga się z innymi przeciwnościami, każde musi pokonać inne problemy, ale ku swojemu zaskoczeniu odkrywają, że mogą być dla siebie wsparciem i że niechęć od przyjaźni dzieli niekiedy tylko jeden krok.
Wydawnictwo: Akurat
Data wydania: 2015-05-06
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 416
Tytuł oryginału: The Year I Met You
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Agata Kowalczyk
Poranny, orzeźwiający bieg z psem po pobliskim lesie. Delektowanie się świeżo zaparzoną kawą parę minut przed szykowaniem się do wyjścia. Wieczorny seans filmowy z rodziną w asyście miski popcornu i wizji późniejszego sprzątania narobionego bałaganu. Weekendowe ploteczki przy ciastkach i herbacie w gronie przyjaciółek... Wszystko to powtarzane przez człowieka staje się rutyną. Przyzwyczajeniem, które zakorzenione w nasz harmonogram funkcjonowania staje się nie tylko codziennością, ale również utrapieniem. Przecież wystarczy tak niewiele, aby dotychczasowy rytm życia gwałtownie wytrącił nas z równowagi. Poranny bieg zostanie zastąpiony dłuższym wylegiwaniem się w łóżku z powodu rozkładającej nas grypy. W kuchni zastaniemy puste opakowanie po kawie, bo zapomnieliśmy uzupełnić jej zapasy na ostatnich zakupach. Gwałtowna burza sprawi, że całe osiedle zostanie odcięte od prądu na długie godziny. Przyjaźń zakończy się przez dziwne nieporozumienie... Wielu z nas prędzej czy później by się zdołało pozbierać. Znaleźlibyśmy inne rozwiązania, jednak jak sobie poradzić, kiedy nasza rutyna nie trwa tydzień, miesiąc, pół roku, a... latami?
NO BO TAK SOBIE MYŚLĘ... CZY ISTNIEJE JAKIEŚ ŻYCIE POZA PRACĄ?
W takim paskudnym położeniu znalazła się sama Jasmine. Wyrzucona z pracy przez przyjaciela (czy w tym przypadku można go tak nazywać?), nie była zdolna odnaleźć sobie miejsca nawet we własnym domu. Jej myśli co rusz krążyły wokół niechcianego urlopu ogrodniczego, który spędzał jej sen z powiek. Trudno się nie dziwić. Od ładnych paru, a nawet parunastu lat poświęcała całą swoją uwagę prowadzonym przez siebie projektom, gdzie niesprawiedliwie wydzielała czas między rodzinę a sprawy zawodowe. Taka wielka zmiana mocno na nią oddziaływała. Uważnie przyglądałam się toczonej przez nią walce samej ze sobą. Jasmine na wszelkie możliwe sposoby starała się oswoić ze swoim aktualnym położeniem, lecz – jak to zazwyczaj bywa – nic nie szło tak, jak pragnęła. Zdarzało jej się nawet dokonywać takich wyborów, że na samą myśl o nich można nabawić się migreny, a co dopiero przy wcielaniu tych planów w życie. A kiedy jeszcze doszła do tego dosyć dziwna znajomość z mieszkającym naprzeciw niej aroganckim, kontrowersyjnym didżejem radiowym Mattem... Ojj, przy tej relacji hipokryzja to był chleb poprzedni!
Cytat zamieszczony na okładce wyraźnie mi zasugerował, że pomiędzy tą dwójką może dojść do potwierdzenia tezy, iż „kto się czubi, ten się lubi”. Błędne założenie. Chociaż toczone między nimi wojny mogłyby wskazywać, że ta dwójka ma się ku sobie, to jednak w tym wszystkim kryło się coś zupełnie innego. Wzajemne wyliczanie potknięć. Nerwowe wykrzykiwanie popełnianych na każdym kroku błędów, które mogą nieść ze sobą przykre konsekwencje. Niekiedy poważne, niekiedy przesiąknięte do granic możliwości sarkazmem rozmowy... Wszystko to miało na celu otworzyć obojgu oczy. Zarówno Jasmine, jak i Matt popadali ze skrajności w skrajność, byle tylko zrozumieć, że to życie, które dotąd prowadzili wcale nie było takie piękne. Owszem, nawet wtedy, gdy dokonujemy dobrych wyborów, ktoś lub coś zdoła nam sypnąć solą w oczy, ale oni naprawdę musieli dostać solidną dawką po gałach, aby docenić to, co dotąd mieli. Na szczęście Cecelia Ahern nie sprawiła, że w ciągu paru minut zaczęli naprawiać popełniane błędy. Nawet minimalne zmiany nie zachodziły na pstryknięcie palcami. Stopniowo, krok po kroku Jasmine i Matt uczyli się dostrzegać to, co dotąd było dla nich czymś bezsensownym, niewartym uwagi. I wiecie co? Podobało mi się to. Dzięki temu autorka nadała tej historii autentycznych nut, pokazując również, że nie każda kłoda pod nogami musi nas zmusić do leżenia po zaliczeniu bolesnego upadku. Kto wie, może ten nieprzyjaciel naprawdę był przyjacielem?
W całym tym chaosie popadania ze skrajności w skrajność nie da się nie zauważyć, jak uczucia spacerują między licznymi drobnostkami, niosąc ze sobą ukojenie nie tylko dla bohaterki, ale również dla samego czytelnika – w tym przypadku dla mnie. Miłość zewsząd otaczała Jasmine, oplatała ramionami, starając się ją odseparować od wszelkiego zła i przepełnić optymistycznymi barwami. Chociaż była okazywana na przeróżne sposoby, jednak intencje zawsze były takie same. Tylko czy główna bohaterka zdołała to docenić, a co więcej: zauważyć?
PRZEPRASZAM, ŻE PRZESZKADZAM, ALE... TRACĘ KONTROLĘ!
Nie da się ukryć, że Jasmine, pomimo swojego pracoholizmu, również wiele uwagi poświęcała Heather, dotkniętej zespołem Downa starszej siostrze. Dbała o nią jak mało kto, starając się uchronić przed złem całego wszechświata. Wspierała przy każdym podejmowaniu ważnych decyzji. Aż czasami człowiek mógłby pozazdrościć im tej zażyłości. Tylko że z czasem... zaczęłam odczuwać tutaj nutkę egoizmu. Brzmi to paskudnie, jednak taka jest prawda. Za tą piękną otoczką skrywała się paskudna natura Jasmine. Po utracie pracy musiała gdzieś usytuować swoją chorobliwą chęć trzymania czegoś w ryzach. Zaczęła przypominać nadopiekuńczą matkę, która nie zamierzała pozwolić na to, by jej pociecha stała się samodzielna. Brnęła coraz głębiej w to szambo, powoli w nim tonąc. Natomiast w przypadku Matta było zupełnie odwrotnie. Zamiast skupić się na ratowaniu rodziny, wolał topić swoje żale i niepowodzenia w alkoholu, doprowadzając do nieprzyjemnych konsekwencji. Spotkanie tej dwójki i ich pokręcona relacja wydawały się czymś toksycznym. A najbardziej śmieszyła mnie hipokryzja Jasmine, kiedy pogubiona we własnych sprawach starała się uświadomić sąsiada, że ten stacza się na sam dół, młócąc jeszcze nogami, by go jeszcze pogłębić. Ale właśnie to zetknięcie przeciwstawnych sobie światów miało im przede wszystkim ukazać całą prawdę o nich. Los postanowił zmusić ich do refleksji, z czasem stawiając na ich drodze kolejnych, bardzo istotnych bohaterów: uroczego łowcę głów dla wielkich firm Monday'a, dobroduszny pan Jameson, gburliwy syn Matta, Fionn czy sam ojciec Jasmine i Heather ze swoją nową rodziną. Jedynie jedna z postaci nie pasowała mi w tej całej historii. Kevin. Kuzyn Jasmine i Heather wydawał się na siłę wciśnięty w tę historię. Miałam wrażenie, jakby autorka komuś obiecała stworzenie kogoś takiego i umieszczenie w kreowanych przez siebie światach, lecz on tutaj pasował jak japonki na wypad w góry. Naprawdę, pani Ahern? Naprawdę?
Tak się ładnie złożyło, że to nie jest moje pierwsze spotkanie z twórczością Cecelii Ahern. Już jakiś czas temu zdołałam nadrobić zekranizowaną „Love, Rosie” (gdzie dalej nie rozumiem, czemu zdecydowano się zmienić tytuł) czy też ocenić pierwsze kroki autorki w dystopijnych klimatach, czyli zapoznać się z „Skazą”. Od pewnej osoby usłyszałam, że „Kiedy cię poznałam” wypada nieco słabiej na tle tamtejszych książek, ale... nie mogę się z tym zgodzić. Cecelia Ahern nadal porusza ciężkie tematy w taki sposób, by każdy mógł je poznać od środka i dokładniej im się przyjrzeć. W połączeniu z lekkim piórem wyszło jej dobrze. A nawet bardzo dobrze, bo ponownie przeobraziła pozornie zwyczajną historię w coś, co nadaje recenzowanej przeze mnie powieści świeżości. Mam tutaj na myśli narrację, gdzie główna bohaterka... zwraca się do Matta. Tym samym wchodzimy w skórę ekscentrycznego didżeja radiowego, stając się częścią „Kiedy cię poznałam”. Z początku nieco to dekoncentruje, ale z czasem da się do tego przyzwyczaić i czerpać z tego przyjemność.
Podsumowując, „Kiedy cię poznałam” tylko wydaje się ckliwym romansem. Tak naprawdę ta książka skrywa w sobie bolesną historię, która gra na naszych emocjach i skłania do refleksji, gdzie romantyczne nuty łagodzą bolesne doznania. Cecelia Ahern ponownie pozwoliła mi docenić to, co mam i jestem jej za to ogromnie wdzięczna.
Nie od dziś wiadomo, że najlepszym lekiem na postępujące problemy, codzienne smutki i smuteczki jest praca i ciągła aktywność. Nieustanne działanie, podejmowanie nowych, absorbujących wyzwań, skraca bowiem do minimum nasz czas, przeznaczony na chwilę refleksji i zadumy. Nic więc dziwnego, że praca zawodowa staje się dla wielu jedyną formą ucieczki, swoistą obronną zaporą, odgradzającą nas od wszystkiego, co niewygodne i trudne. I choć problemy, z niezwykłą starannością, zamiatane są pod przysłowiowy dywan, to jednak tylko z pozoru są niewidoczne dla ludzkiego oka. Z dnia na dzień bowiem, z małych i nic nieistotnych spraw i błahostek, problemy piętrzą się coraz wyżej, urastając rozmiarem do życiowych tragedii. Przymusowy urlop może nie tylko zatrzymać nas na chwilę w tym nieustannym, bezcelowym biegu, dając niezbędną chwilę na złapanie oddechu, ale przede wszystkim pozwala otworzyć dotychczas zasklepione oczy, pozwalając docenić niezwykły dar, jakim jest nasze życie. Ale zacznijmy może od początku... Jasmine uwielbia swoją pracę! Trzydziestotrzyletnia kobieta, od wielu lat bowiem oddana w pełni obowiązkom zawodowym, odnosi kolejne sukcesy, stając się wzorem dla wielu innych pracoholików. Jej pokaźny zawodowy dorobek, nie przedkłada się jednak na życie osobiste, w którym panuje ciągły marazm i widoczna posucha. W codziennym biegu, w którym na pierwszy plan wysuwa się nie tylko własna praca, ale również opieka nad starszą siostrą - chorą na zespół Downa dziewczynę, nie ma miejsca na miłosne utyskiwania czy romantyczne uniesienia. Nic więc dziwnego, że niespodziewany przymusowy urlop ogrodniczy, uniemożliwiający Jasmine przez najbliższy rok podjęcie pracy w konkurencyjnej firmie, staje się dla niej prawdziwą katorgą, w której przede wszystkim znajduje wreszcie czas na osobiste przemyślenia. Kobieta, zamknięta w ścianach swojego domu, znudzona i bierna w swym działaniu, nie potrafi wypełnić swojej nowej codzienności pożytecznymi i rozwijającymi obowiązkami. Dziewczyna, choć wcześniej nie przejawiała chęci bliższego poznania własnych sąsiadów, teraz zaczyna czerpać dziką przyjemność z podglądania ich przez przez własne okno. Idealnym obiektem pod jej codzienne obserwacje w bezsenne noce, zdaje się być znany prezenter radiowy- Matt Marshall - człowiek wybuchowy, nieokiełznany, znany przede wszystkim z niewyparzonego języka i kontrowersyjnych wypowiedzi. Jasmine, choć nienawidzi sąsiada za pewną audycję, w której wyśmiewał się z osób z zespołem Downa, z każdym kolejnym dniem dostrzega pewną zażyłość, która zdaje się ich nieuchronnie z sobą łączyć. Matt, za kontrowersyjne wystąpienie w radiu, zostaje bowiem również zawieszony w obowiązkach i zmuszony do urlopu. Sąsiedzka niechęć stopniowo zostaje wyparta, ustępując miejsca nie tylko ciekawości, ale i wzajemnego zrozumienia... Uwielbiam twórczość Ahern! Irlandzka autorka, jak żaden inny twórca, z pozornie zwykłego tematu, potrafi stworzyć niezwykłe i ujmujące wyobrażenie codzienności, nieubrane w barwy szarej powszedniości, ale przyozdobione rozgrzewającą serca magią i ciepłem. Ahern, po raz kolejny udowadnia, jak genialną obserwatorką życia pozostaje, przelewając prawdziwe emocje i uczucia w stworzone przez siebie postacie. Na przykładzie głównej bohaterki, autorka dotyka bezpośrednio tematu kariery zawodowej i związanego z nim wyścigu szczurów. Praca po godzinach, choć gwarantuje prestiż i pieniądze, hamuje również rozwój duchowy, utrudnia eksplorację życia. Posługując się metaforą barwnego ogrodu, który główna bohaterka zastąpiła niegdyś dostojną szarością kamienia, autorka przemyca prawdę o bezcelowości ciągłego biegu za karierą. Otaczający dom bohaterki kamień, jego gruba i nieprzepuszczalna powierzchnia, to symbol jałowego życia, w którym nie ma miejsca na realizację własnych marzeń, a miłość i uczucia zostały wyparte przez szarość i prozę życia. Dopiero przymusowy urlop, pozwala Jasmine spojrzeć na własne życie z zupełnie innej perspektywy. Przez pryzmat własnych obserwacji, dokonuje zmian w swym życiu, zaczynając od zwykłego trawnika, który staje się symbolem ideologicznych rewolucji. Cecelia Ahern, poprzez drugoplanową postać - zmagająca się z zespołem Downa Heather, stawia w zupełnie nowym świetle istotę tej choroby. Autorka udowadnia, że osoby chore, choć fizycznie niepełnosprawne, duchowo są o wiele bardziej rozwinięte od zdrowych osób. Istniejące w ludzkiej świadomości przekonanie, o nieporadności i upośledzeniu osób cierpiących na Downa, stworzyło niepotrzebną barierę, a przede wszystkim wykreowało mylny obraz słabych i chorych ludzi, którzy w codziennym pędzie życia, nie są wystarczająco silni, by zmierzyć się dzielnie z własną codziennością. Na przykładzie Heather, autorka udowadnia, że osoby z dodatkowym chromosomem, wcale nie muszą być skazane na życie w cieniu własnej choroby, wystarczy mądra i dojrzała postawa społeczeństwa, by widmo niepełnosprawności i niedomagania, ustąpiło miejsca prawdziwej pasji życia. ,,Kiedy cię poznałam" to lektura, która za fasadą banalnej historii, kryje niegasnące źródło życiowych rad i mądrości. Książka, która wypełnia serca optymizmem i wiarą w dobro drugiego człowieka. Polecam!
Jasmine kocha swoją pracę, ma mnóstwo pomysłów, energii i jest bardzo kreatywna. Prywatnie ma nieco skomplikowane relacje z ojcem, za to ma wspaniały kontakt i jest blisko ze swoją, dotkniętą zespołem Downa, siostrą Heather. Gdy Jasmine niespodziewanie traci pracę, a na dodatek ma zakaz podjęcia nowej przez kolejny rok, wpada w przygnębienie. Nie wie czym ma wypełnić ogrom wolnego czasu, który na nią spada. Szuka czegoś co na nowo mogłoby nadać sens jej życiu. W bazsenne noce podgląda sąsiada z naprzeciwka, Matta Marshala, znanego didżeja radiowego. Matt zawieszony w pracy, za kolejne wybryki na antenie, stacza się, pije, awanturuje i ogólnie jest utrapieniem dla okolicznych mieszkańców. Żona Matta nie mogąc dłużej znieść tej sytuacji, odchodzi od męża, zabierając ze sobą dzieci. Niestety to nie przynosi Mattowi otrzeźwienia. Jasmine szczerze nienawidzi Matta, od czasu gdy podczas jednej z audycji pozwolił na złośliwe komentarze dotyczące osób z zespołem Downa. Teraz w wyniku różnych sytuacji i zbiegów okoliczności Jasmine i Matt lepiej się poznawają i zaczynają w jakimś stopniu wzajemnie uczestniczyć w swoim życiu. Okazuje się, że pozory czasami mylą i nie zawsze coś jest takie jak nam się wydawało na pierwszy rzut oka. Jak dla mnie zachowanie Jasmine jest dość dziwne, wciąż powtarza jak to bardzo nienawidzi Matta ale jednocześnie nie potrafi oderwać się od podglądania go. Według mnie ta książka nie ma w sobie nic szczególnego za co można by ją jakoś wyjątkowo chwalić, ale nie jest też zła, czy beznadziejna. Takie sobie proste, lekkie czytadełko, zupełnie przeciętne.
Poruszająca, ciepła i zabawna powieść o tym, co się dzieje, gdy przestajesz zwracać uwagę na własne życie. Lucy Silchester mieszka ze swoim kotem w wynajętej...
Po tym, jak Kitty Logan niesłusznie oskarżyła w programie telewizyjnym niewinnego człowieka, jej kariera dziennikarska wali się w gruzy. Jedyną osobą...
Przeczytane:2019-03-21, Ocena: 4, Przeczytałam, 2019, 52 książki 2019, Obyczajowe,
Główna bohaterka powieści "Kiedy cię poznałam" ma na imię Jasmine, kocha ona swoją pracę i siostrę, która ma zespół Downa. Zostaje zwolniona z pracy i przez rok jest na urlopie ogrodniczym. Jasmine nie jest przyzwyczajona do nicnierobienia i ma nadzieję na to, iż ten rok minie szybko i będzie mogła znowu zająć się swoją pracą. Zbieg okoliczności sprawia, że Jasmine zaczyna lepiej poznawać swojego sąsiada Matta Marshalla, którego szczerze nienawidzi. Ma mu za złe, że nie zareagował na złośliwe komentarze dotyczące jej siostry dotkniętej zespołem Downa.
Jest to powieść, która pokazuje jak niewiele dzieli nienawiść od przyjaźni. Cecelia Ahern porusza tutaj również problem osób dotkniętych zespołem Downa. W powieści można również dowiedzieć się paru rzeczy na temat ogrodnictwa.
Muszę szczerze przyznać, że nie tego spodziewałam się po tej książce. Kiedy się za nią brałam przeczytawszy najpierw streszczenie na okładce nie tego się spodziewałam. Autorkę znam z innych jej powieści takich jak :"Zakochać się", "Skaza", "Doskonała" , "Love, Rosie", "Dziewczyna w lustrze" i "Lirogon".