Do małej kancelarii adwokackiej Finleya i Figga, specjalizującej się w rozwodach i odszkodowaniach trafia absolwent Harvardu David Zinc, który rzucił pracę w ogromnej firmie prawniczej, gdzie zarabiał setki tysięcy dolarów. Figg marzył ciągle o dużej sprawie z milionowymi odszkodowaniami. Dał się wciągnąć w proces przeciwko producentowi leku na zbijanie cholesterolu. David natrafił jednocześnie na wypadek zatrucia się ołowiem przez małego chłopca. Wychodzi na jaw, że lek nie powoduje żadnych efektów ubocznych. Mała kancelaria zostaje na lodzie z procesem, podczas gdy wielkie kancelarie się wycofują. Sprawa jest przegrana. Tymczasem David na własny koszt dokonuje ekspertyzy zabawki chłopca i ma dowody, że winien jest importer, bogata firma.
Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: 2012-05-01
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 512
Tytuł oryginału: The Litigators
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Krzysztof Obłucki
Przy mojej absolutnie zerowej wiedzy prawniczej nie czytało mi się tej książki łatwo. Ale jak udało mi się przedrzeć przez wszystkie procedury, przepisy i pozwy prawnicze to książka mnie zaciekawiła. Ale to dopiero gdzieś po połowie. Polubiłam Davida Zinca i to za nim podążałam czytając książkę. Książka pokazuje w jaki sposób mogą być tworzone pozwy zbiorowe, jaka jest rola dużych i małych kancelarii prawniczych, jak wygląda proces sądowy w sądzie federalnym, jaką rolę mają do odegrania potencjalne ofiary i jak duże koncerny prowadzą nierówna walkę o swoje dobra? Akcji tu właściwie nie ma, niemal wszystko rozgrywa się w kancelarii lub sądzie. Nie jest to mój ulubiony typ książek ale nazwisko autora przyciąga mnie jak magnes. Podsumowując to całkiem przyzwoita pozycja.
Przysięgli byli gotowi.Po czterdziestu dwóch godzinach obrad, po siedemdziesięciu jeden dniach procesu, po pięciuset trzydziestugodzinach zeznań...
Młody zdolny prawnik, absolwent Harvardu, Mitchel McDeere, rozpoczyna pracę w bogatej firmie prawniczej w Memphis. Wydaje się, że nic nie może stanąć mu...
Przeczytane:2018-09-12, Ocena: 3, Przeczytałem, Przeczytane w 2018, 26 książek 2018,
Mała kancelaria prawnicza, która swoją reklamę umieszcza na kuponach bingo, ciągle ugania się za wypadkami samochodowymi. Na swoim koncie mają kilka pozwów o zachowania nieetyczne w stosunku do swoich klientów. Kolejno pojawia się młody ambitny mężczyzna, który ukończył wydział prawa na Harvardzie. Jak to się stało, że spotykają się w jedną pijacką noc i stają się wspólnikami?
Ile kryminału w kryminale?
Co prawda, żaden ze mnie krytyk literacki i mówiąc szczerze nie mam prawa wypowiadać się w ten sposób, ale z drugiej strony nikt mi nie zabroni. Wszem i wobec, nie był to dla mnie kryminał. Nie było tam żadnych cech kryminału. Nie działo się w sumie nic ciekawego. Nie było żadnej akcji. Bardzo monotonna i jednostajna książka. Oczywiście nie mówię, że to źle. Czasem warto przecież oderwać się od książek trzymających w napięciu i przeczytać coś, przy czym nie trzeba się spinać.
Idzie gładko.
Książka, rzeczywiste idzie gładko. Jest napisana bardzo dobrym językiem, a co za tym idzie – ukłony dla tłumacza. Powieść czytamy szybko i choć nie ma wartkiej akcji, nie nudzimy się przy niej jakoś specjalnie. Jesteśmy wstanie polubić naszych bohaterów i za każdym razem im kibicować. Mimo, że to już kolejny odwyk.
Gdzie się podziały...
Nie chodzi mi o dzikie plaże ani o tamte prywatki, bo ani na jednym a nie na drugim nigdy nie byłam. Tu chodzi mi o strony. Książka ma aż 511 stron. Dlaczego aż? A no dlatego, że w ogóle się tego nie odczuwa. Związane niestety jest to również z tym, że książkę można streścić w kilku zdaniach, ponieważ wątkami pobocznymi również nie grzeszy.
Reasumując – łatwa i lekka lektura.