Wydawnictwo: Czarne
Data wydania: 2014-01-28
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 408
Zsuzsa Bánk zagościła ze swoją powieścią w moim domu właśnie teraz, kiedy nadeszły okropnie upalne dni zwiastujące lato. O tej porze roku też po raz pierwszy spotkały się bohaterki książki Jasne dni Aja i Seri po to, aby po drodze przygarnąć jeszcze Karla i stworzyć równoramienny trójkąt przyjaźni. Przyjaźni dziecięcej, potem młodzieńczej i tej dorosłej. Przeżyć razem chwile, które już nigdy nie będą mogły się powtórzyć, jasne dni, których jasność gwarantuje tylko niewinność płynąca z bycia dzieckiem. A wszystko to, działo się w małym niemieckim miasteczku Kirchblüt.
Seri wraz z matką mieszkają tutaj od zawsze, podobnie jak Karl. Jedynie Aja z matką Evi zjawiają się pewnego upalnego lata, by zamieszkać w krzywym domku na peryferiach miasteczka. Dla Seri – narratorki powieści, nie liczą się dni, kiedy jeszcze nie było Aji i jej mamy, a może ich po prostu nie pamięta? Te dwie oryginalne osóbki wrosły w jej życie i stały się nieodzowną częścią, podobnie jak potem Karl. Trzy rodziny naznaczone przez los, noszące blizny. Seri straciła ojca zanim jeszcze dobrze zdążyła go poznać. Jej matka przez wiele lat potem woziła jeszcze na przednim siedzeniu walizkę męża, która wróciła z jego ostatniej podróży. Karl stracił brata Bena, który znikną bez śladu wsiadając kiedyś do niewłaściwego auta. Jego rodzice rozstali się nie mogąc pogodzić się ze stratą. Zamykają się w swojej rozpaczy zapominając, że mają jeszcze drugiego syna. I wreszcie Aja i Evi, matka i córka, dla których krzywy domek zbudował niegdyś ojciec dziewczynki Zigi, po czym odpłynął w siną dal do Ameryki. Jest cyrkowcem, podobnie zresztą jak Evi i jego dusza wędrowca nie godzi się na stacjonarne życie. Wraca do Kirchblüt tylko na kilka tygodni w roku. Dla małej Aji nie liczy się wtedy nic innego. Zresztą dla innych dzieciaków z miasteczka również. Wszystkie spędzają czas patrząc jak Zigi nosi szklankę na czole, uczy Aję jeździć na rowerze, pokazuje swoje cyrkowe sztuczki. W swoich przykrótkich spodniach i rozwichrzonej czuprynie zakrywającej tatuaż z ważką na karku jest dla nich nie lada atrakcją, dla córki zaś tworzy najjaśniejsze dni w roku.
Nierozłączna trójka spędza ze sobą magiczne lata dzieciństwa, nie dziwiąc się niczemu i przyjmując życie takim, jakie jest. Jasne dni wschodzą i zachodzą i choć każde z nich naznaczył los, ciemne chmury są jeszcze daleko. Wiek młodzieńczy przynosi pierwsze niepokoje i burze, aż wszyscy razem postanawiają wyruszyć w podróż do Rzymu. Być może tylko po to, aby mogły nadejść ciemne dni, które zmienią wszystko już na zawsze. To tam kamień niezgody zostanie rzucony, a skrzydła ważki okryją świat Aji, Karla i Seri cieniutką siatką niepokoju, który wedrze się do ich serc. Ukojenie wbrew pozorom przyniesie powrót do Kirchblüt, bo tylko tam, wśród pól kukurydzy, pod lipami, patrząc na krzywy domek Evi, gdzie jeszcze niedawno słychać było beztroskie dziecięce okrzyki jest to możliwe.
Kiedy widzę te cztery litery na jakimś samochodzie, ROMA, coś się we mnie kurczy, bo to tam odwróciło się nasze życie, dopiero tam ktoś dmuchnął w trzy piórka i posłał nas w różne strony (405)
Autorka zdaje się mówić, że wszystko to, co wydarzy się w dzieciństwie przepuszczone jest przez filtr, który osłania nas przed złem. Nie oznacza to, że każde dziecko jest szczęśliwe i nie zaznaje cierpienia. Wszak trójka z Kirchblüt pochodzi z rodzin, gdzie wydarzyły się prawdziwe tragedie życiowe. To dzieci jednak zdają się być na tyle silne, że potrafią żyć normalnie i zaprzątać swoje głowy tysiącem innych spraw. Inaczej jest z dorosłymi, którzy cierpią, zamykają się w sobie, nie dostrzegają nic prócz rozpaczy.
Całe senne miasteczko zdaje się trwać w oczekiwaniu. Fabuła biegnie niespiesznie, niczym opowieść snuta przez doskonałą bajarkę, ale pod skórą czuć coraz większy dreszcz, adrenalina wzrasta, choć nic nie zmienia się w sposobie mówienia narratorki. Tak jak cisza przed burzą, która ma rozgonić niemiłosiernie duszne powietrze i dać wytchnienie. Pragniemy jej, choć wiemy, że może przynieść coś złego, że piorun może zniszczyć nasz dom i nas. Nie możemy się przed tym obronić, bo natura, tak jak los ma swoje prawa, do których nie możemy się wtrącać. Jasne dni przychodzą, trwają, a potem zastępują je czarne chmury, które rozgonić może tylko bardzo silny wiatr. Nie każdy wie, jak ten wiatr wezwać, jak sprawić żeby zadął w swe ogromne płuca i pozwolił słońcu rozbłysnąć na nowo. Może nie będzie już tak pięknie, ani tak jasno, ale będzie…
Zsuzsa Bánk stworzyła misternie splecioną opowieść, gęstą, zwartą i tak piękną, że człowiek delektuje się nią przez długi czas. Wielkie brawa należą się na pewno tłumaczce, Elżbiecie Kalinowskiej, która tworząc przekład oddała całe piękno charakterystycznego dla pisarki języka.
Jasne dni, które pojawiają się w książce na dwudziestu trzech stronach (o ile czegoś nie pominęłam) następują niespiesznie po sobie, eksplodując dziecinną niewinnością, bogactwem krajobrazu, który bohaterowie sami sobie stworzyli. Są kontrastem, do tego, co w swoich sercach przeżywają dorośli, rodzice tych beztrosko bawiących się dzieci, którzy z niepokojem spoglądają na niebo.
Nie ma tutaj akcji, nie ma dialogów, a mimo to Serii w taki sposób snuje swoją opowieść, że nie można przestać czytać. Nie można też przestać myśleć jeszcze na długo po skończeniu powieści.
Zsuzsa Bánk odmalowała przede wszystkim piękny obraz dzieciństwa i skontrastowała go z życiem dorosłych. Tak jakby chciała powiedzieć: nich dzieci będę jak najdłużej dziećmi, niech nie są świadome chmur kłębiących się nad ich głowami od dnia narodzin. Ciemne dni i tak nadejdą, ale teraz, teraz jasne dni zatrzymam, ciemne oddam losowi.
Zdecydowanie jedna z najlepszych książek, jakie w życiu przeczytałam!
„Jasne dni zatrzymam, ciemne oddaję losowi…”
Niemiecka pisarka Zsusa Bank stworzyła baśniową opowieść o prawdzie, dorastaniu, ludzkich słabościach i tajemnicach z przeszłości, które niespodziewanie wychodzą na jaw i burzą sielską atmosferę tytułowych „jasnych dni” – czasu beztroskiego dzieciństwa spędzanego w otoczeniu łąk i pól niewielkiego niemieckiego miasteczka Kirchblut.
Evi i Zigi – węgierscy artyści cyrkowi zajmujący się dotąd akrobacjami na trapezie opuszczają pewnego dnia cyrkowy wóz i po rocznej tułaczce z malutką córeczką Ają przybywają do Kirchblut, aby tu osiąść na stałe. Tak naprawdę miasteczko staje się miejscem zamieszkania jedynie dla kobiety z dzieckiem, gdyż mężczyzna po zapewnieniu skromnego lokum dla żony i córki szybko wyrusza w świat, za ocean, w poszukiwaniu pracy w cyrkowym namiocie.
Z ust dorosłej Therese (Seri) poznajemy życie trojga przyjaciół: Aji, Seri i Karla od dziecka spędzających wspólnie czas na zabawach i oczekiwaniu na każdą kolejną wiosnę, każde lato i przyjazd Zigiego – ojca Aji, który przez kilka tygodni w roku swoimi cyrkowymi popisami urozmaica jasne dni dziewczynek, chłopca i wielu dzieci z okolicy. Każde z dzieci ma swoje problemy, każde doświadczone przez życie, dźwiga własny bagaż doświadczeń, który kładzie się cieniem na ich dorosłym życiu.
Powieść o gęstej narracji, pozbawiona dialogów, a mimo to czyta się ją z zapartym tchem. Autorka posiada rzadką umiejętność snucia opowieści, w której czytelnik uczestniczy wraz z bohaterami. Plastyczne opisy i zwracanie bacznej uwagi na detale sprawia, że opisywane wydarzenia nabierają realizmu.
„Jasne dni” to powieść o ludziach, ich słabościach, prostych radościach i problemach. To przestroga dla osób próbujących zbudować przyszłość na obłudzie i kłamstwie. Jest to także opowieść o relacjach międzyludzkich, które często w mgnieniu oka rozpadają się niczym domki z kart, a postawione na nowo już nigdy nie będą takie jak dawniej.
Nie jest to pozycja dla osób oczekujących wartkiej akcji, zwrotów i tempa. „Jasne dni” to historia, którą trzeba się delektować, aby wyłowić z niej to, co istotne.
Polecam serdecznie.
Lato atakuje słońcem, lecz Zsuzsa Bánk rozmawia z matką o zimie. W opowieści o śmierci dziadka chce znaleźć wskazówkę, jak oswoić pustkę, która niebawem...
Węgry, 1956 rok: na ulice Budapesztu wjeżdżają czołgi, rewolucja kończy się klęską. Katalin opuszcza swoją rodzinę i ucieka przez zieloną granicę na Zachód...
Przeczytane:2014-04-07, Ocena: 6, Przeczytałam,
Zsuzsa Bánk to skarb niemieckich czytelników. Urodzona we Frankurcie nad Menem, poza pisaniem powieści, zajmuje się dziennikarstwem. Rodzice Bánk pochodzili z Węgier, stąd nie dziwi fascynacja pisarki tym krajem oraz bogactwo węgierskich akcentów w jej twórczości. Jest laureatką wielu nagród, a jej dorobek literacki to zaledwie trzy książki: „Pływak”, „Najgorętsze lato” i „Jasne dni”, które polskiemu odbiorcy podarowało Wydawnictwo Czarne.
Najnowsza powieści Zsuzsy Bánk to niezwykła, wielowarstwowa opowieść utrzymana w specyficznym klimacie, w którym wolność i natura mierzy się z ludzkimi ograniczeniami i słabościami. Historię niezwykłej przyjaźni z Ają, a potem i Karlem opowiada Seri. Narratorka przedstawia wszystkie postaci w dość specyficzny sposób. Można pokusić się o stwierdzenie, że ta książka jest szeregiem barwnych portretów, a pojawiające się na nich wizerunki początkowo heroizowane, stopniowo tracą swą aurę niezwykłości na rzecz zwykłego człowieczeństwa, z jego blaskami, a przede wszystkim cieniami. Przedstawianie osób i zdarzeń jest na niemal identycznym poziomie, jak wiek narratorki z czasów, o których mówi. Stąd początkowa, naiwna fascynacja przyjaciółmi, znajomymi, przechodząca potem w litość czy prawdziwą przyjaciół i wreszcie na końcu oceniana, analizowana.
„Jasne dni” czyta się jak baśń, a wszystkie kolejne rozdziały zachwycają. Nagromadzenie niezwykłych scen i postaci, plastyczny ich opis, detale w sposobie prezentacji sprawiają, że zdarzenia, które w gruncie rzeczy są prawdopodobne i zwyczajne, trącą czymś niesamowitym, jakąś fantazją typową dla literatury dziecięcej. Czytamy kolejne strony z zapartym tchem, rozkoszując się i przeżywając razem z bohaterami chwile cudowne i te koszmarne. A im głębiej wsiąkamy w tę powieść, tym klarowniejsze stają się dla nas jej morały, które już z fantastycznym, bezpiecznym światem dziecięcej wyobraźni mają niewiele wspólnego.
Seri opisuje całą historię zgranego tria i ich rodzin na dwóch poziomach – zwraca baczną uwagę i wyostrza te sytuacje, rzeczy, cechy, które fascynowały czy intrygowały ją jako dziecko, ale przekazuje je przez filtr dojrzałości, doświadczeń życiowych dorosłego. Moment, w którym bohaterowie opowieści uzyskują pełnoletniość to cezura odgraniczająca relację od ocen, komentarzy oraz analizy zachowania, pragnień i potrzeb. Seri rozpatruje przeszłość z punktu widzenia przyszłości.
Bánk stworzyła wieloaspektowe dzieło, w którym każdy odnajdzie bliski sobie temat. Nie sposób wymienić wszystkich kwestii, które autorka porusza, a tym bardziej wszystkich punktów, które znajdzie w niej czytelnik. Do tych najczęściej wymienianych na pewno należeć będzie dzieciństwo. Najważniejszy, najbezpieczniejszy i najjaśniejszy okres w życiu każdego z nas. Dzieciństwo wiąże się tu z przyjaźnią. Aja, Seri i Karl, troje bohaterów, którzy wydawali się stworzeni dla siebie. Każde z dzieci tak inne, a jednak samotnie jakby niekompletne. Tylko będąc razem wypełniali się sobą nawzajem. Jest to również książka o rodzinie, takiej prawdziwej, w której gorsze chwile przeplatają się ze szczęśliwymi dniami. Każda z ukazanych familii reprezentuje inny typ i zmaga się z innymi problemami, których podłoże wydaje się być jednak bardzo podobne. Jest to także obraz trzech kobiet, które na co dzień samotnie radzą sobie z życiem, z wychowaniem, utrzymaniem domu i rodziny. Uzależnione od mężczyzn (mężów czy synów) przeżywają osobisty dramat z ich udziałem. Pisarka pokazuje, jak jedna życiowa katastrofa prowadzi do następnej, ale również jak wydostać się spod tej lawiny, przy pomocy przyjaciół albo nawet kogoś zupełnie obcego. Można powiedzieć, że powieść podejmuje również kwestie związane ze zdradą, z byciem „trzecim”, z nieprzystawalnością do społecznych norm.
„Jasne dni” to przede wszystkim lekcja o człowieku, który zmaga się z własnymi demonami oraz duchami przeszłości. O człowieku, na życiu którego może czasem zaważyć jedno kłamstwo wypowiedziane szeptem przez któregoś z przodków. Ale o jego losie może również decydować szereg kłamstw i brak odwagi, by je zdemaskować. Zsuzsa Bánk pokazała jak ludzie budują relacje z innymi, jak je potrafią mimo wszystko utrzymać, ale i jak kruche bywają, jak mało potrzeba, by przerwać więzy, które po latach odbudowane, zawsze będą zawadzały węzłem. Pisarka doskonale ukazała człowieka w całej pełni, łamanego przez los, który dzięki swojej naturze potrafi jednak niejedno przetrwać i zatrzymać jasne dni.