,,Ciekawiło kiedyś kruka jak świętować Dzień Borsuka". Czy wiecie jak? Czy ten, kto marnuje wodę,
spotka Bazylichę? Która książka najlepsza i dlaczego mama wie lepiej? Kiedy lepiej nie rymować
bez sensu? Jakie są skutki wrzasków ponad miarę? Co to jest ogród ZOO-nie-logiczny? Dlaczego
dinozaury omijają wszystkie Laury? A smoki? Nie zapomnijcie o smokach! I o smartfonach!
,,Jak nakarmić smoka" to zbiór zupełnie nowych wierszy dla dzieci w najlepszej tradycji Jana
Brzechwy i Juliana Tuwima: mistrzowsko napisanych, zaskakujących i zabawnych. Opowieści
niekiedy straszliwych jak u Lewisa Carrolla czy Hilaire'a Belloca, ale tylko po to by bawiąc -
edukować. Dzieci wszak uwielbiają być straszone. Ze stylem.
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Data wydania: 2022-12-06
Kategoria: Poezja
ISBN:
Liczba stron: 32
Język oryginału: polski
Tytuł: "Jak nakarmić smoka"
Autor: Piotr Gociek
Data premiery: 06.12.2022r.
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Lubicie albo lubiliście wiersze Jana Brzechwy czy Juliana Tuwima?
.
.
"Jak nakarmić smoka" to książka z wierszami i kolorowymi ilustracjami dla dzieci. Na okładce czytamy: "zbiór zupełnie nowych wierszy dla dzieci w najlepszej tradycji Jana Brzechwy i Juliana Tuwima (...)".
Wiecie...
Niektóre z tych wierszy były przerażające i chyba nie chciałabym ich dzieciom czytać. Ani swojemu ani tym w przedszkolu 🙈
Niby zaznaczone jest, że niektóre z nich są straszliwe, ale tylko po to żeby bawiły i przy okazji edukowały...
Ale osobiście uważam, że niektóre dzieci później biorą to do siebie i podchodzą bardzo emocjonalnie. To po co je bardziej straszyć?🤷♀️
.
Nie wszystkie takie były, bo cześć z nich była przyjazna 😁
Zatem jeżeli szukacie dla swoich pociech ciekawych wierszy to sięgnijcie po tę książeczkę:)
Może akurat Wy inaczej na nią spojrzycie?
"Jak nakarmić smoka i inne zaskakujące opowieści" to zbiór wierszy, których autorem jest Piotr Gociek. Twórczynią barwnych, a do tego pomysłowych, sympatycznych i naprawdę ciekawych ilustracji jest natomiast Natalia Huć.
Muszę uczciwie przyznać, że mam ogromny problem z jednoznacznym stwierdzeniem czy zawarte w zbiorze wiersze wywarły na mnie dobre wrażenie, ponieważ faktycznie zdarzały się takie, ale były również utwory, które zdecydowanie mnie w jakiś sposób... uwierały. Po pierwszym przeczytaniu tomiku miałam mieszane uczucia. Zaczęłam więc szukać informacji o tym, jak odebrali wiersze inni czytelnicy. Dałam sobie jakieś dwa tygodnie i ponownie przebrnęłam przez wszystko od początku. Niestety, sporo jest takich rymowanek, co do których mam dużo zastrzeżeń. W zasadzie można by uznać, że autor stworzonymi utworami chce pokazać swoje poczucie humoru, ale wówczas wiersze chyba niekoniecznie powinny być kierowane do dzieci. Skąd takie przekonanie? Teksty zdają się sugerować, że dziecko powinno być bezwarunkowo grzeczne i pracowite - winno się pilnie uczyć, a jeśli nie spełnia oczekiwań dorosłych to jest zwyczajnym leniem, a nawet... cymbałem czy głąbem. Jak dla mnie - zdecydowanie za ostro jak do dzieci o dzieciach, tym bardziej, że jako osoba pracująca m.in. z uczniami niepełnoletnimi, niejednokrotnie spotykam się z podopiecznymi mającymi czasem wręcz traumatyczne doświadczenia ze względu na podobne podejście nauczycieli (a nawet ich bliskich) do edukacji i zachowania dzieci.
Pomimo tego, że czytałam już kilka recenzji na temat omawianej książki, w których to bezwzględnie odradzano tę pozycję i deklarowano takie schowanie publikacji, by dzieci nie miały do niej dostępu, to ja dostrzegam także pozytywne aspekty powstałych utworów. Moim zdaniem stanowią one świetny materiał do dyskusji na wiele ważnych tematów, bo takie tutaj porusza autor - zwraca np. uwagę na korzystanie przez dzieci ze smartfonów, na konieczność oszczędzania wody, zasadność edukacji.
Autorowi nie brak wyobraźni. Świadczy o tym m.in. zabawa słowami takimi jak np. pelikatesy, supersum, świtnernet czy dziecizna.
Chętnie zapytałabym autora, co miał na myśli tworząc swoje wiersze (np. "Klasówka") - czy bardziej stawiał na jakieś konkretne przesłanie, czy raczej skupiał się nad doborem odpowiednich rymów, bo jeśli o nie chodzi to poradził sobie znakomicie. Może, gdyby grupą docelową utworów nie były dzieci, a tytuł i ilustracje by to potwierdzały, to rymowanki byłyby znacznie lepiej odebrane...?
Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.
„Jak nakarmić smoka” to zbiór rymowanek dla dzieci do którego mam bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony zbiór jest fajnie zilustrowany, są rymy i na tym te plusy się kończą. Owszem, niektóre z wierszyków są całkiem fajne, ale większości z nich nigdy nie przeczytam dziecku.
Autor chyba troszeczkę się zagalopował, albo po prostu ma zupełnie inny pogląd na wychowywanie dzieci niż ja. Nie wiem jak można straszyć dzieciaki, nazywać je matołami i dorosłego przedstawiać jako osobę zawsze mającą rację. W moim odczuciu wierszyki te może i nauczą czegoś dzieciaków, ale przede wszystkim sprawią, że będą się one czuć się osaczone strachem i będą stłamszone. W tych wierszach da się odczuć, że autor ma marzenie co aby dzieci były idealne i grzeczniutkie, a aby to osiągnąć trzeba wprowadzić prawdziwą dyscyplinę.
Pomimo, że uwielbiam rymowanki dla dzieci to jednak książka o jakże chwytliwym tytule „Jak wytresować smoka” nie należy do moich ulubionych. Wręcz schowam ją głęboko i nie zapoznam jej ze swoim dzieckiem. Szkoda, ponieważ liczyłam na coś innego. Jest to idealny przykład, że zanim przeczytamy dziecku jakąś książkę najpierw sami powinniśmy ją przeczytać i zastanowić się czy zgadzamy się z wartościami, które stara się przekazać naszym dzieciom autor.
Książka zawiera w sobie wspaniałe wierszyki, które się rymują i każdy z nich zawiera na końcu jakąś przestrogę:
,,Więc czego nas uczą
osa, ćma i mucha?
Że najgorzej temu
kto mamy nie słucha".
,,Pomyślcie, drogie dzieciątka,
o tym zdarzeniu tragicznym,
gdy znów was najdzie ochota,
by drzeć się w miejscu publicznym".
To tylko dwa morałki z dziewiętnastu wierszyków. Każdy prościutki, gdyż odbiorcą jest tu dziecko. Uczą o dobrym zachowaniu, tłumaczą, dlaczego nie wolno się śmiać z kogoś, kto sepleni, czemu nie zagląda się do głębokiej studni, dlaczego warto słuchać rodziców, czemu nie wolno bawić się igłami, chwali, że warto być miłym i jeszcze wiele innych. Niekiedy są tu wymyślone historie o rzeczach, które nie istnieją, lecz strach przed nimi sprawia, że dziecko rozumie, iż warto być posłusznym. Co najciekawsze, same dojdzie do tych wniosków. Wspaniałe ilustracje tylko podkreślają tematykę wierszy. Warto przeczytać je dziecku przed snem i po skończeniu każdego zapytać je, kto tu zrobił dobrze, a kto nie. Dlaczego jednych spotyka tutaj kara, a inni są szczęśliwi? I kto to tak naprawdę jest ten smok z okładki? Czy możliwe, że nakarmiony odpowiednimi rzeczami przestaje być groźny?
Piękna książka dla najmłodszych dzieci. Ona niczego nie nakazuje, ani nie zakazuje. Pokazuje jedynie sytuacje w których każde z naszych dzieci się znajdzie i jest wielce prawdopodobne, że nie będzie potrafiło wybrać dobrze. Dzięki niej samo dojdzie do odpowiednich wniosków. Śliczna bajeczka, bardzo wam ją polecam!
Kto jest mężem stanu, a kto tylko mężem swojej żony? O jakich politycznych hakach nie przeczytacie w gazetach? Czym się różnią lemingi od mohengów? Jak...
- Czy Nowoczesna to nowa wersja Platformy Obywatelskiej? - Co ją łączy z dawnym KLD, a co z Unią Wolności? - Kim jest Ryszard Petru? Nowym Nikodemem...
Ocena: 1, Przeczytałam,
Rymowane wierszyki kojarzą się z dobrym wyborem jeżeli chodzi o czytanie z dzieckiem. I my bardzo je lubimy. Brzechwa i Tuwim od maleńkości są bliscy memu sercu i chętnie podsuwam ich twórczość dzieciakom. W sekrecie zdradzę, że ostatnio króluje u nas „Na wyspach Bergamutach”. Jednak nie siedźmy wyłącznie w starociach. W miarę możliwości staram się być na bieżąco i zaglądam do nowości wydawniczych. Kilka dni temu przyszła do nas świeżutka książeczka z wierszami pt. „Jak nakarmić smoka i inne zaskakujące opowieści”, której autorem jest Piotr Gociek. W opisie na okładce wydawca obiecuje: „(…) w najlepszej tradycji Jana Brzechwy i Juliana Tuwima”, „mistrzowsko napisanych i zaskakująco zabawnych”, „(…) by bawiąc – edukować”, jest też obietnica straszenia „ze stylem”[1]. Szybko zapoznałam się z treścią i zdębiałam, bo te utwory wydały mi się raczej wulgarne niż zabawna, a na pewno straszące dzieci w złym starym stylu.
Do rzeczy. Zaczniemy może od rymów i rytmu wierszy. Specem od poezji nie jestem, więc profesjonalnie nie rozłożę wam tych utworów na czynniki pierwsze, ale mam swój test kiedy chodzi o lirykę. Sprawdzam, jak wiersz czyta się na głos. Najlepsi poeci mają to do siebie, że ich teksty czyta się same. Instynktownie czujemy jak połączyć frazy, gdzie przyspieszyć, a gdzie zwolnić i wsłuchując się w słowa rozumiemy przesłanie utworu. Piotr Gociek jako tako radzi sobie z rymowaniem. Mogę wyróżnić wiersz ”Zakupy”, gdzie bawi się językiem oraz „Smartfon Kubusia”, w którym przy pomocy powtórzeń prezentuje kolejne argumenty wysuwane przez chłopca, który chce dostać smatfona. Ciekawym wierszykiem jest też „Bazylicha”. Tutaj sepleniący chłopiec opowiada kolegom mrożącą krew w żyłach historię. W przypadku tego utworu autor mógł lepiej opracować owe seplenienie m.in. zniekształcić więcej słów oraz pomyśleć o tym, że kiedy to czyta się dziecku nie słychać różnicy pomiędzy „sie” a "się", czy „potokuf” a „potoków”. Piotr Gociek nie ustrzegł się jednak przed dziwnymi konstruktami. Chyba najbardziej wyrazistym przykładem będzie ten z wiersza „Straszna historia”, gdzie Piotr Gociek trochę bawi się szykiem zdania. Wychodzi mu coś takiego:
„Kiedy się biocie
i napiszcie czego”[2].
Za pierwszym razem musiałam aż trzy razu przeczytać to zdanie, bo go po prostu nie rozumiałam.
Przejdźmy do treści. Tematyka utworów jest różna, a autor stara się wejść w strofujący ton i niestety wykorzystuje do tego najbardziej prymitywne metody – strach i obrażanie. Przykładowo w dwóch utworach pojawia się słowo „matoł”. Ktoś powie, że to niewiele na 19 tekstów, które znajdziemy w książce. Biorąc pod uwagę, że sięgną po nią dzieci w wieku 3-7 lat (bo takim zazwyczaj czyta się rymowanki), to o dwa razy za dużo. Po co podsuwać im takie słowa? Zresztą, jaka to hipokryzja , kiedy w jednym miejscu mówi się dzieciom, że maja być grzeczne, a w innym wyzywa się je od matołów. Być morze stwierdzicie, że wszystko zależy od kontekstu. Okej. Przyjrzyjmy mu się. Pierwszy „matoł” pojawia się w wierszu „Smartfon Kubusia”. Chłopcu przez korzystanie z telefonu pogarszają się oceny i dostaje miano matoła i leniucha. Powiem szczerze, że tego „matoła” jeszcze przetrawiłam, jednak drugi – z wiersza „Na stole” - jest nieakceptowalny. Utwór opowiada o zwierzętach, które muszą polować na jedzenie. „Kiedy więc rodzice stawiają na stole gotowy posiłek – doceń to matole”[3] No faktycznie, argument do przyjęcia dla dziecka, które być może jest na etapie neofobii, dla którego ten „posiłek z nieba” wygląda jak miska pełna karaluchów. Takie teksty mogą co najwyżej wywołać wyrzuty sumienia, a nie namówić dziecko do spróbowania dania.
Straszenie i sposób w jaki Piotr Gociek to robi jest dla mnie ostatecznym elementem dyskredytującym tę książkę. „Każdy uczeń lepiej się sprawuje, gdy po złej odpowiedzi w tyłku czuje kły”[4]; „Powiedzcie, rodzice takiemu dzieciątko: niech się opamięta bo skończy w żołądku”[5] [chodzi o niegrzeczne dziecko, które pożre smok lubujący się w dzieciźnie]; „Ptaszek maleńki raz leciał i dziobnął buzię nadętą. Efekt był taki, kochani, że się to dziecko rozpękło”[6] [spotkało to dziewczynkę, która strasznie krzyczała]. Serio? W dobie promowania rodzicielstwa bliskości , idei Marii Montessori i Janusza Korczaka ktoś tak pisze, a popularne wydawnictwo to wydaje? Może powiecie, że jestem przewrażliwiona, albo „walnięta”, ale ja nie widzę nic wychowawczego w straszeniu dzieci, a wielu specjalistów mówi o tym, że przynosi to więcej złego niż dobrego. Czy to naprawdę takie straszne, że dziecko krzyczy? Krzyczy bo się zapewne wkurzyło (kto nigdy nie przeklął niech pierwszy rzuci kamień). Wątpię, że uspokoi się, kiedy każdy przelatujący wróbel będzie dla niego potencjalnym zagrożeniem. I umówmy się, że prawdopodobieństwo, iż uzna ten tekst za rozładowujący atmosferę jest mało prawdopodobne.
Co ciekawe wiersz zamykający publikację - „Hitomy i popitamy” - który jest dedykowany córce autora, jest bardzo ciepły i pełen miłości. Jest po prostu cudowny. Strasznie kłóci się z poprzedzającymi go , bądź co bądź, chamskimi utworami. Czyli co, moje dziecko cacy, a resztę bachorów można straszyć? Szkoda, że Piotr Gociek (bądź wydawca) nie zdecydowali się opublikować więcej utworów emanujących tym wspaniałym uczuciem ojca do córki. Bo przecież dzieci wychowuje się miłością, nie strachem.
Na koniec chciałabym przywołać jeszcze mój ulubiony wiersz ze zbioru „Jak nakarmić smoka...”, mianowicie „O panie Laurze i dinozaurze”. Jest tak absurdalny, że mi, fance surrealizmu, szczęka opadła. Przeczytałam mężowi i nie wiedział, jak go skomentować, a to rzadko mu się zdarza. Tytułowa Laura bardzo chciała zjeść dinozaura. Ten się z niej śmiał, ponieważ – jak twierdził – jest za duży i panienka nie da rady.
„Lecz nie wiedział stwór z Lublina,
jak niezwykła to dziewczyna.
Otóż Laura wskutek zmiany
miała przełyk poszerzany.
Mocno bowiem żałowała,
że w przełyku jest za mała,
że gdy stół był pełen jadła,
na nią mała część przypadła”[7].
Nie wiem, co autor miał w głowie pisząc ten utwór. Brakuje tu tylko botoksu, żeby lepiej żarcie zasysać. A tak w ogóle to ta cała koncepcja „zajeżdża mi” „głębokim gardłem”.
Nie bardzo mam co chwalić. W „Jak nakarmić smoka...” znalazły się treści, które książkę dyskwalifikują do czytania dzieciom. Część wierszy jest w mojej ocenie wręcz przemocowa. Ja staram się wychowywać moje dzieci w duchu empatii, nie dyscypliny. Mówię o realnych konsekwencjach i zagrożeniach, a także tłumaczę jak ich unikać, a nie wymyślam fikcyjne strachy. Takiego malucha można byle czym wystraszyć. Na pewno chcecie ryzykować? Na pewno wolicie, że dziecko nie zawoła na pomoc, bo nie wolno krzyczeć? Pewnie będziecie dumni, kiedy opętany wyrzutami sumienia „ mały matoł” wyczyści talerz, ale czy taka sama duma ogarnie was kiedy, żeby uniknąć etykiety „frajera” upije się z kolegami? Możecie się śmiać, możecie twierdzić, że wyolbrzymiam, ale jeśli kochacie wasze dzieci – a wiem, że tak jest – zastanówcie się, czy wy nie wyolbrzymiacie ich niegrzeczności, czy faktycznie takie straszne rzeczy się dzieją, kiedy dziecko się zdenerwuje, próbuje dyskutować i walczyć o to co dla niego ważne.
[1] Piotr Gociek, „Jak nakarmić smoka i inne zaskakujące opowieści”, wyd. Zyski s-ka, Poznań [2022], okładka.
[2] „Straszna historia” [w:] tamże, s. 15.
[3] „Na stole” [w:] tamże, s. 14.
[4] „Klasówka” [w:] tamże, s. 12.
[5] „Jak nakarmić smoka” [w:] tamże, s. 20.
[6] „O dziewczynce, która wrzeszczała” [w:] tamże, s. 25.
[7] „O pannie Laurze i dinozaurze” [w:] tamże, s. 22.