Tomasz Kowalski – urodzony w 1970 roku Katowicach. Autor powieści: "Rozmowy na trzech grabarzy i jedną śmierć", "Mędrzec kaźni", "Nie pozwolisz żyć czarownicy" oraz zbioru opowiadań "Przysionek dom dla pozornie umarłych".
„Hiszpański dublon” to kolejna pozycja literacka w dorobku Tomasza Kowalskiego. Po wydanym w 2018 roku zbiorze opowiadań „Przysionek dom dla pozornie umarłych” autor powraca do tego, co uczyniło jego twórczość rozpoznawalną dla sporej rzeszy czytelników w Polsce. Tomasz Kowalski usadowił bowiem fabułę swojej nowej powieści, a jakże by inaczej, na cmentarzu. Znowu pojawią się duchy, zjawiska nadprzyrodzone, siły nieczyste oraz supermoce, a wszystko, jak zwykle, okraszone dowcipem i czarnym humorem. Rzecz jasna, to tylko tło dla opowieści, mające na celu dać czytelnikowi oddech, ponieważ to, co Kowalski chce nam rzeczywiście przekazać, to szereg tematów dotyczących realnych „strachów” dręczących nasze dzisiejsze społeczeństwo. Miedzy nowoczesną Warszawą, a tajemniczym Dolnym Śląskiem rozgrywają się trzy, pozornie niezwiązane ze sobą historie, których punktami wspólnymi będą pewne, dość niezwykłe zdarzenia. A wszystko zaczyna się banalnie, od upadku szczątków chińskiego satelity telekomunikacyjnego na cmentarz w Ząbkowicach Śląskich.
Wydawnictwo: Manufaktura Słów
Data wydania: 2021-04-13
Kategoria: Horror
ISBN:
Liczba stron: 246
Język oryginału: polski
Książka „Hiszpański dublon” to trzy, luźno związane ze sobą, opowiadania spod znaku literatury grozy. Podobno ich autor, Tomasz Kowalski, lubi cmentarne historie. Ja muszę uwierzyć na słowo osobie, która napisała biogram na okładkę, bo nie znam innych książek tego autora. Fakt jest taki, że na cmentarzu wszystko się zaczyna i śmierć przewija się przez wszystkie opowieści.
Istotną kwestią jest tu, co łączy te opowiadania. Jak już wspomniałam, autor postarał się fabularnie je powiązać. Zrobił to jednak za pomocą detali, bez których równie dobrze mogłyby funkcjonować jako samodzielne twory. Drugim punktem stycznym jest szeroko pojęta „śmierć” jako temat. Uważam jednak, że byłaby to zbyt ogólna interpretacja. W literaturze grozy wszechobecne są wątki związane z umieraniem i jego przymiotami – duchy, cmentarz, rytualne mordy, siły nadprzyrodzone itp. Drążę więc dalej.
Kiedy próbuję interpretować opowiadania z „Hiszpańskiego dublona” na myśl przychodzą mi słowa „idea” i „poglądy”. W historiach 1 i 2 są one bardzo wyraźne, w ostatniej dużo trudniej wyłowić myśl przewodnią, ale jak czytelnik się skupi to coś wymyśli.
Pewnie jesteście ciekawi szczegółów. Opowiadania numer 1 zdominował nacjonalizm, zarówno w odsłonie współczesnej, jak i znanej nam z historii XX wieku. Do tego możemy jeszcze dorzucić ocenianie postępowania ludzi – w skali mikro, jednostkowej – w czasie wojny czy też w innych trudnych czasach.
Opowiadanie numer 2, jest bardzo na czasie, bo Tomasz Kowalski włożył, bardzo sprawnie, w usta bohatera poglądy na temat eutanazji i aborcji (w tym – ostatnio tak – kontrowersyjnym wydaniu, czyli usuwaniu chorych, uszkodzonych płodów). Na pewno część czytelników, będzie oburzona argumentami, które padają, a część usatysfakcjonowana – po ostatnich wydarzeniach chyba każdy wyrobił sobie zdanie w tej dyskusji. Dla mnie najciekawsze jest to, że zarówno zwolennicy jak i przeciwnicy tych zabiegów sięgają po podobne stwierdzenia. Wszystko zależy – jak to się mówi – od punktu siedzenia.
Opowiadanie numer 3 sięga początku XVII wieku i epidemii dżumy. Tutaj trudno mi wyłuskać jedną, dominującą myśl. Przychodzą mi do głowy zabobony, chciwość, zawiść.
Jako cechę wspólną tych trzech historii muszę wymienić również sposób ich opowiedzenia, a mianowicie bardzo długi dialog, a właściwie monolog jednej z postaci, gdzie druga zadaje pomocnicze pytania. W opowiadaniach 2 i 3 to główny bohater (obdarzony niezwykłą mocą niedoszły samobójca oraz długowieczny grabarz) relacjonuje przypadkowym osobom swoją przeszłość. W opowieści numer 1 akcja kręci się wokół warszawskiego dziennikarza, który spotyka makabryczną zjawę i zostaje zmuszony do wysłuchania tego, co ma ona do powiedzenia.
Pogdybałam sobie, co autor mógł mieć na myśli, ale was pewnie interesuje, czy ten „Hiszpański dublon” da się czytać. Opowiadanie numer 1 jest moim zadaniem najciekawsze i najstraszniejsze. Zjawa, na która napotyka bohater jest przerażająca i włada potężną mocą, co daje niezły efekt grozy. Mogłoby ono być nieco krótsze – zajmuje aż połowę publikacji. Ja ograniczyłabym monolog ducha i powracające nacjonalistyczne dysputy. Są to elementy ważne, ale dla czytelnika nie czującego tematu ich ilość może być nużąca. Opowiadanie numer 2 jest najmniej straszne, ale zyskuje na aktualnym temacie (chociaż jest to rzecz ulotna). Ciekawa jest moc jaką autor obdarował bohatera i to w jaki sposób on ją wykorzystuje. Opowiadanie numer 3 jest – w moim odczuciu – napisane najbardziej na luzie i z dystansem. Tomasz Kowalski i bohater tej historii szokują morowymi obrazami z XVII wieku, ale znajdziemy tu również zabawne komentarze i pytania niedowierzających słuchaczy.
Podczas lektury „Hiszpańskiego dublona” miałam wiele rozważań na temat tego, co mi podobało, a co nie. Teraz, kilka dni po przeczytaniu książki, kiedy wrażenia opadły stwierdzam, że więcej rzeczy jest na plus. Zmieniłabym kolejność opowiadań, bo pierwsze i najdłuższe bardzo dominuje, przez co po nim ciężko wgryźć się w kolejne dwa, i nieco przycięła niektóre fragmenty. Jednak, co bardzo ważne, opowiedziane historie są na tyle wyraziste, że szybko nie umkną z mojej głowy, a za to zawsze daję jeden punkcik więcej do oceny.
W 1835 roku, na łamach tygodnika „Przyjaciel Ludu” pojawił się dziwny tekst dotyczący procesu i skazania za czary, czternastu kobiet. Miał...
Czy można w sposób zabawny mówić o śmierci, religii, sztuce, i patriotyzmie? A o samobójstwie, alkoholizmie, literaturze i wampiryzmie? Otóż można. Wystarczy...
Przeczytane:2021-10-17, Mam, 12 książek 2021,
Trafiłam na tę książkę zupełnie przypadkiem. Nie kupiłam jej, a dostałam. Z zewnątrz w ogóle mnie nie zaciekawiła. Po przeczytaniu opisu z tyłu książki, który uprzedził mnie o obecności duchów, sił nadprzyrodzonych i supermocy, pomyślałam, że „to pewnie jakaś fantastyka albo inne bajania”, a jednak nie mogłam przestać o niej myśleć.
W końcu przeczytałam ją i możecie wyobrazić sobie moje zaskoczenie, gdy zorientowałam się, że to horror, gdzie ja horrorów nie czytam, bo za bardzo mi wjeżdżają na psychikę :)
Z Hiszpańskim dublonem też tak było, ale po kolei…
Cała książka składa się z trzech, pozornie odrębnych opowiadań. Łączą się zaledwie szczegółami, których jednak nie da się przeoczyć.
Pierwsze opowiadanie dotyczy Marcina Wejksznera, dziennikarza z Warszawy. Moim zdaniem jest ono najstraszniejsze, ale i najciekawsze. Nie będę opisywać, czego dotyczyło konkretnie to opowiadanie, jednak przy opowieści Karla Denke o sposobie „robienia wyrobów masarskich”, opis był tak szczegółowy, że przez chwilę czułam pewien niesmak w ustach i ciarki przechodziły mi po plecach. Może wyjdę na mazgaja, ale bałam się później iść sama do łazienki :)
Pisząc już całkowicie poważnie, jeden wątek szczególnie mnie poruszył, a mianowicie wątek Aliny. Było mi strasznie przykro na samym końcu.
Drugie opowiadanie dotyczy rozmowy pisarza amatora, Romana Okupnika z nieznajomym mężczyzną, urzędnikiem niskiego szczebla, który posiada pewien „dar”. Mężczyźni spotykają się na cmentarzu, chcąc niechcąc wchodzą w dyskusję i urzędnik „spowiada się” pisarzowi.
Ta historia była ciekawa, choć po pierwszym opowiadaniu, które wjechało na pełnym gazie, to zdecydowanie zwolniło :) Choć przyznaję, że końcówka mnie szczerze zaskoczyła i spowodowała chwilowy „reset” w umyśle.
Trzecie opowiadanie to opowieść Grabarza, Wacława Leśniczego z jego dłuuuugiegoooo życia oraz mniej lub bardziej haniebnych uczynków.
Choć w każdym opowiadaniu były jakieś nadprzyrodzone siły, morderstwa, czyli coś „niespotkanego” ogólnie na co dzień dla „zwykłego Kowalskiego”, to autor poruszał jednocześnie trudne tematy i dylematy dzisiejszych czasów – polityczne, moralne, nieumiejętność radzenia sobie z emocjami, samotność, ocenianie, brak wiary w siebie, ślepa pogoń za pieniędzmi. Autor pokazywał perspektywę bohaterów zarówno z jednej strony, jak i z drugiej: lewica vs prawica, oburzenie moralne vs racjonalne argumenty i wyjaśnienie, że człowiek wcale nie jest taki czarno-biały, jak nam się wydaje.
Opis z tyłu książki informuje nas, że autor usadowił fabułę książki na cmentarzu. Faktycznie tak jest. Początek rozpoczyna się od cmentarza i później każda historia w bliższy lub dalszy sposób związana jest z cmentarzem.
To, co bardzo mi się podobało to swobodny styl wypowiedzi bohaterów, zwięzłe opisy miejsc – tylko to, co najważniejsze i przekleństwa, które były idealnie wyważone oraz idealnie pasujące do sytuacji. Całość sprawiała wrażenie, że bohaterowie nie są wyimaginowani czy wyidealizowani, a bardzo ludzcy :)
Choć miałam schizy ze strachu i zbyt wybujałej wyobraźni, świetnie bawiłam się przy tej książce. Mam nadzieję, że będę miała kiedyś możliwość pogratulować osobiście autorowi tak dobrze napisanego tekstu.
Polecam tę książkę i naprawdę cieszę się, że mogłam ją przeczytać :)