Wydawnictwo: Rebis
Data wydania: 1992 (data przybliżona)
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 370
Jakie udręki przewidziałby Bóg dla żyjącego w obecnych czasach Hioba? Śmierć, choroba, bieda? Nic nadzwyczajnego, informacyjna codzienność. Ale gdyby tak doświadczyć go brakiem zrozumienia i przystosowania się do życia w nowych okolicznościach.
GDY NAGLE ZMIENIA SIĘ TWÓJ ŚWIAT
„Hiob: Komedia sprawiedliwości” to czwarta powieść wydana w ramach serii „Wehikuł czasu”. Podobnie, jak pozostałe tytuły, tak i ten został dobrany według klucza: „znany autor – klasyczne dzieło – nieoczywisty dobór tytułu” – w końcu „Hioba” trudno uznać za pozycję tak flagową dla Heinleina, jak np. „Władca marionetek” – i podobnie jak one to kawał świetnej literatury, nieustępującej w niczym najsłynniejszym tworom amerykańskiego mistrza. Jednocześnie to kolejna świetna książka, którą z czystym sercem można polecić nie tylko miłośnikom fantastyki, bo jej jakość, doskonałe wykonanie i głębia sprawiają, że to po prostu kawał świetnej literatury dla czytelników lubiących wzruszyć się, pomyśleć i przeżyć coś niezwykłego.
Co byś zrobił, gdyby nagle zmienił się twój cały świat? Przed takim problemem staje Alexander, który po utarcie przytomności przy próbie przejścia po płonących węglach, budzi się w zupełnie nowej rzeczywistości. Przemieniony w „Pana Grahama”, którego życie „przejmuje”, zakochany w jego kobiecie Margreth, zmuszony zostaje do odkrycia co się właściwie dzieje. Przekonany, że przyspieszenie zmian oznacza szybko nadciągający koniec świata, chce za wszelką cenę oclić duszę swojej ukochanej. Ale to dopiero początek problemów, które na niego spadają…
Całość recenzji na moim blogu: https://ksiazkarniablog.blogspot.com/2019/06/hiob-komedia-sprawiedliwosci-robert.html
Jak to jest, gdy żyje się w odległej przyszłości i jest się obywatelem Federacji Międzyplanetarnej? Robert E. Heinlein daje nam odpowiedź na to pytanie...
Dan Davis, młody zdolny inżynier automatyk, projektuje rewelacyjne modele robotów. Wraz z narzeczoną Bellą i wspólnikiem Milesem snuje wielkie plany na...
Przeczytane:2019-09-22,
"To, co było, jest tym, co będzie..." Księga Koheleta
Alexander Hergensheimer tak naprawdę nie wie, co go podkusiło, aby założyć się i przejść po rozżarzonych węglach, jednak kiedy tego dokonuje niespodziewanie przeniesiony zostaje w inny świat, pozornie podobny, lecz z nowymi cechami, których trzeba nauczyć się, aby móc przeżyć. Zmienia się tożsamość, lecz człowiek w środku pozostaje ten sam, a może jednak to złudne odczucie, bo czyż środowisko i ludzie wokół nie mają wpływu na to kim jesteśmy i co sobą reprezentujemy? Co z wartościami, które dotychczas wskazywały kierunek, czy nadal będzie się za nimi podążać, czy może trzeba będzie się ich wyzbyć i przyjąć nowe przekonania i ramy moralne?
Czytając książkę wielokrotnie zastanawiałam się, jak sama zareagowałabym na taką modyfikację życia, przewrotne odwrócenie czegoś, co dotąd było stabilne, torowało ścieżkę losu, stanowiło trwałą w swoich ramach opokę. A co, gdyby do przeobrażenia świata dochodziło kilka razy? Niewątpliwie autorowi udało się przekonująco odmalować emocje towarzyszące kluczowej postaci, jej rozterki i wahania, zmagania z cierpieniem i udręką. Mocnymi atutami okazały się również pokrętność fabuły i zwodniczość sfer, po których jesteśmy prowadzeni. Margrethe, towarzyszka Alexandra, wzbudziła we mnie bardzo pozytywne skojarzenia, to właśnie z nią i jej poglądami w dużym stopniu identyfikowałam się. Trzeba przyznać, że mocne nuty wkradają się w dyskusję o bożym lub nie porządku świata, i choć książka napisana wiele lat temu, wciąż sporo aspektów pozostaje aktualnych, jednak ze względu na powszechność podobnych opinii w sferze publicznej nie są już tak kontrowersyjne i burzliwe. Odpowiadało mi przechodzenie przez filozofię życia, zaglądanie w jej mniej lub bardziej zakurzone zakątki, kolejny raz przyglądanie się dychotomii światopoglądu. Nie we wszystkich fragmentach czułam się komfortowo i wygodnie, czasem trzeba było przez nie przebrnąć, aby złapać szerszą perspektywę opowieści. Jednak większość łączyła się z ciekawymi refleksjami i przemyśleniami, na które warto było zwrócić uwagę. I choć powieść nie zmieniła mojego spojrzenia na zagadnienie boskości, ani nie wniosła znaczącego wkładu w życie, to była interesującą rozrywką intelektualną. Po prostu, nie mogłam po zapoznaniu się z zebranymi w serię reprezentantami klasyki science fiction ("Aleja potępienia", "Kwiaty dla Algernona", "Koniec dzieciństwa") nie sięgnąć i po "Hioba. Komedię sprawiedliwości".
bookendorfina.pl