Wydawnictwo: Muza
Data wydania: 2016-06-08
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 336
Podobno są tacy, którzy wierzą w magię i istnienie istot nadprzyrodzonych. Niestety nie należę do grupy tych osób. Niemniej lubię sięgnąć po książki opisujące paranormalne wydarzenie. Nie liczę wtedy na lekturę ambitną, lecz na książkę, z którą spędzę miło czas i zrelaksuje się podczas lektury.
Freema Heaven Mirrlees jest bardzo tajemnicza, ale prowadzi normalne, śmiertelne i nudne życie. Żyje tak samo, jak tysiące innych ludzi. Nie zdaje sobie sprawy z tego, że jest wyjątkowa, aż do pewnej nocy, kiedy zostaje zaatakowana. Sprawca wyciął jej serce, ale o dziwo dziewczyna nie umarła tylko... zaczęła uciekać. Wtedy wpadła na Davida, który postanowił rozwikłać zagadkę i pomóc jej odnaleźć serce.
Okazuje się, że to nie pierwsze tego typu zdarzenie, już wcześniej zarejestrowane były podobne napaści, w których wyrywano ludziom serce. Kim jest zleceniodawca morderstw i po co mu czyjeś serce? Kim jest morderca, który specjalizuje się w kradzieży serc?
Pomysł na fabułę jest bardzo interesujący, w książce dzieją się tajemnicze rzeczy, których nawet bohaterowie do końca nie pojmują. Przytrafia im się zbyt wiele i mamy wrażenie, że nad niczym nie panują, bo często sprawy wymykają się im spod kontroli. Myślę, że znajdą się zwolennicy i przeciwnicy tego, w jaki sposób został tutaj przedstawiony profil elfa. Z pewnością nie są to kruche, wyniosłe postaci niejednokrotnie posiadające szpiczaste uszy oraz długie i piękne włosy. Co mi zgrzyta w tej powieści? Sądzę, że kreacja bohaterów wypadła kiepsko, mimo że zostali obdarzeni bardzo ciekawą historią z przeszłości, to ich cechy osobowości zostały jakby pominięte. Niestety ani się z nimi nie zżyłam, ani nie odczuwałam ich emocji, niestety szybko o nich zapomnę. Drugim minusem są dialogi, nie mówię tutaj o wszystkich, ale jednak trafiają się długie i sprawiające wrażenie wymuszonych. Muszę zaznaczyć, że szalenie podoba mi się oprawa graficzna książki. Bardzo tajemnicza, urokliwa, w dobrze dobranych kolorach, która doskonale oddaje klimat panujący w powieści.
Autor posługuje się prostym, a zarazem plastycznym językiem literackim. Bardzo dobrze opisuje zdarzenia i otoczenie. W książce gdzieś miedzy całą fantastyczną otoczką, a żywymi trupami czy zjawami znalazło się również miejsce na wątek miłosny. Marzi przedstawił tę część bardzo dojrzale, pozwolił się temu uczuciu rozwijać w normalnym tempie, dlatego cała historia nie została przesłodzona, a tym samym jej mroczny klimat nie został dobity tonami wylewającego się lukru.
Heaven. Miasto elfów to książka o poszukiwaniu własnej tożsamości i szukaniu swojego miejsca na ziemi. O pewnym dniu, w którym nad Londynem zniknął fragment nieba. Może to nie jest wybitne dzieło traktujące o poważnych problemach obecnych czasów, ale przez jej aurę tajemniczości, nieco mroczny klimat i wartką akcję czyta się ją przyjemnie i dosyć szybko. Książkę polecam nastoletnim odbiorcom.
Serce upadłego elfa.
Elfy kojarzone są z istotami dobrymi, przyjaznymi, pięknymi. W literaturze to dosyć popularny motyw i prawie zawsze jest on opisany jako coś pozytywnego. Jednak Christoph Marzi ma inne wyobrażenie na temat tych stworzeń. W swojej powieści ,,Heaven. Miasto elfów" ukazuje elfy jako coś co niekoniecznie jest dobrym duszkiem. Marzi ma inną definicję dla elfów i jest to coś innowacyjnego i zaskakującego.
,,Każda historia jest dobra wtedy, gdy dobry jest jej początek."
David zostawia za sobą przeszłość. Na dachach Londynu czuje się wolny. To jedyne miejsce, gdzie jest mu naprawdę dobrze, gdzie adrenalina miesza się ze spokojem. I na jednym z dachów poznaje ją - Heaven. Dziewczyna twierdzi, że nie ma serca. David wie, że to szaleństwo, jednak postanawia jej pomóc. I odtąd już nic nie będzie takie samo.
,,Życie jest nieprzewidywalne. I nikt nie może wiecznie grać. W którymś momencie maska opada, a wtedy trzeba spojrzeć w lustro i zmierzyć się z tym, co w nim widzimy."
,,Heaven. Miasto elfów" można opisać jednym słowem - intrygująca. Ta książka jest bez wątpienia bardzo intrygująca. Ma w sobie tę magię, która sprawia, że nie możemy przestać jej czytać. Bohaterów również można opisać jako bardzo intrygujące postacie. Autor zadbał o to, by poznawanie każdego z nich było dla czytelnika jak odkrywanie kolejnych elementów układanki. Taki zabieg sprawia, że książkę czyta się z wypiekami na twarzy. Główni bohaterowie to postacie barwne, wyraziste i bardzo dobrze dopracowane. David to postać, która wiele już przeszła, ale mimo młodego wieku postanawia odciąć się od przeszłości i zacząć nowe życie. Przemierzając dachy Londyńskich budynków czuje, że w końcu żyje. Heaven to postać bardzo zaskakująca. Poznajemy ją w dość dziwnych okolicznościach, a z każdą kolejną stroną i każdym kolejnym odkrytym szczegółem staje nam się coraz bliższa. Wyjaśnienie całej tajemnicy jest dość zaskakujące, dlatego czytelnik będzie miał na zakończenie miłą niespodziankę. Bohaterowie drugoplanowi to również dobrze wykreowane postacie, które wnoszą bardzo dużo dobrego do powieści. Autor zadbał, by każdy z bohaterów był inny i każdy wywoływał w czytelniku niezliczoną ilość emocji.
,,Cierpienie wzrasta wraz z miłością. (...) Bo kochać oznacza bać się utraty."
Christoph Marzi miał bardzo ciekawy pomysł na książkę. Autor bardzo dobrze skonstruował fabułę. Jej budowa pobudza ciekawość czytelnika z każdą stroną. Marzi nie zdradza za dużo, co jest bardzo na plus, bo wiemy jak ważna jest tajemniczość w powieściach. Język i styl są na wysokim poziomie, co sprawia, że czytanie staje się prawdziwą przyjemnością. Fabuła jest bardzo szybka i dynamiczna. Akcja dosłownie goni akcję nie dając czytelnikowi chwili wytchnienia. Poznawanie nowych, zaskakujących faktów sprawia, że nasze emocje popadają ze skrajności w skrajność.
,,Heaven. Miasto elfów" to książka z dużym potencjałem, lecz niewykorzystanym w stu procentach. Czytając ją, miałam wrażenie, że czegoś brakuje, jakiegoś ważnego elementu. To wrażenie zapewne było związane z moim czystym gapiostwem. Takie uczucie, gdy jestem przekonana, że brakuje ważnego elementu, towarzyszy mi zawsze podczas czytania serii. Czytając pierwszy tom, zawsze mam wrażenie, że autor nie wykorzystuje wszystkich możliwości, gdyż zostawia je sobie na kolejne tomy. I tak też było w przypadku ,,Heaven. Miasto elfów". Jednak ku mojemu wielkiemu rozczarowaniu, pod koniec czytania zostałam niemile zaskoczona. Christoph Marzi ujął historię Davida i Heaven w jednym tomie. Zaczynając czytać ,,Heaven. Miasto elfów" byłam święcie przekonana, że to pierwszy tom serii. Po prostu założyłam, że ta historia to dopiero początek i jakież było moje zdziwienie, gdy przeczytałam końcówkę ,,Heaven. Miasto elfów". Autor daje nam do zrozumienia, że to koniec przygody z elfami. A powiem szczerze, że mało mi ,,Heaven". Chętnie bym sięgnęła po kolejne tomy i z wielkim bólem serca i ogromnym niedosytem muszę odłożyć ,,Heaven. Miasto elfów" na półkę. Kiedyś po nią sięgnę raz jeszcze, by ponownie przenieść się do Miasta elfów.
Czytając ,,Heaven. Miasto elfów" bardzo często można dostrzec jaką wielką miłością autor darzy Londyn. W wielu wywiadach, Christoph Marzi podkreśla, że kocha Londyn i co rusz na nowo go zaskakuje. To możemy odczuć w ,,Heaven. Miasto elfów" i dzięki tej książce niejedna osoba zakocha się w magii brytyjskiej stolicy.
,,A jednak czasami trzeba składać puste obietnice. Czasami dzięki kłamstwom można zobaczyć życie takie, jakie jest naprawdę."
Taką przysłowiowa wisienką na torcie jest chyba okładka książki. To piękna, zmysłowa, tajemnicza grafika, która w stu procentach oddaje klimat powieści. Niestety minusem jest tytuł powieści, który może zmylić osoby sięgające po tę książkę. Elfów w powieści jest mało i nie jest to typowa powieść o istotach nadnaturalnych. Do miasta elfów nie zaglądamy nawet na sekundę. ,,Heaven" może sugerować, że to nazwa serii (tak, tak, opisałam moją wpadkę o tym dwa akapity wyżej). Ale te uwagi są na szczęście minusami natury technicznej. Bo dobra fabuła zawsze się wybroni przed takimi niuansami.
Książkę polecam nie tylko fanom takich klimatów. To dobra powieść, która pozostawia po sobie wielki niedosyt. Będzie mi brakować Davida i Heaven i gdzieś po cichu liczę, że może kiedyś jeszcze o nich przeczytam. A teraz pozostaje nam tylko ,,Miasto elfów", choć bez ,,miasta" i bez ,,elfów" powieści jest znakomita. Polecam!
Witajcie w to wtorkowe popołudnie! Moje nastoletnie lata mam za sobą, ale nadal pamiętam wiele pasjonujących lektur z tego okresu. Nadal wzdycham do Harrego Pottera, Rudolfa z powieści Fabickiej czy przygód Percego Jacksona. Literatura młodzieżowa ma w sobie lekkość i beztroskę, której często ze świecą szukać w tej bardziej dorosłej. Nie mówię, że zawsze, ale z reguły porusza bardziej skomplikowane tematy. Dzisiaj mam dla was coś specjalnego. „Heaven. Miasto elfów” zaskoczyło mnie nie tylko klimatem Londynu, ale też niebanalną historią. Chcecie wiedzieć więcej? Zapraszam
Czy można się zakochać bez serca bijącego w piersi? „Heaven. Miasto elfów” Christophera Marzi to porywająca powieść z gatunku urban fantasy, osadzona w twardym, mrocznym świecie wielkiej metropolii. Na dachach brytyjskiej stolicy osiemnastoletni David znalazł swój drugi dom. Londyn stał się jego miastem. Tylko tutaj czuje się wolny i może zapomnieć o swojej niechlubnej przeszłości. Pewnej nocy na jednym z dachów spotyka dziwną i piękną dziewczynę. Ma na imię Heaven i błaga o pomoc. Twierdzi, że właśnie wycięto jej serce. Zaskoczony David nie dowierza słowom Heaven, ale postanawia jej pomóc. W ten sposób rozpoczyna się ich wspólna niebezpieczna przygoda. Przeżyją tylko wtedy, gdy uda im się poznać tajemnicę dziewczyny.
Christoph Marzi (1970), pisarz niemiecki, studiował ekonomię na Uniwersytecie w Mainz. Zaczął pisać jako nastolatek. Debiutował w 2004 roku wspaniałą trylogią „Lycidias”, która odniosła duży sukces i od razu zapewniła mu pewne miejsce w gronie autorów fantasy. W roku 2005 został laureatem Deutsche Phantastik-Preis. Mieszka z żoną Tamarą i trzema córkami w Saarbrücken.
Powieść Christopha Marzi to definicyjna lektura dla młodzieży – jest wątek miłosny, intryga i fantasy. Moja nastoletnia część duszy kwiczy z zachwytu. Dorosła ja już trochę mniej, ale nie sposób zaprzeczyć, że się wciągnęłam i czerpałam dużą przyjemność z czytania. Świetna koncepcja fabuły i niesamowity pomysł – coś z pogranicza obyczajówki i fantasy, a to wszystko zgrabnie wplecione w tematy bliskie każdemu nastolatkowi. Strasznie denerwowała mnie jedna rzecz – miłość między Davidem i Heaven. Akcja dzieje się przez około trzy-cztery dni, a bohaterowie zachowują się, jakby znali się co najmniej od kilku lat. Gdyby romans zmienić na przyjaźń to „Heaven” byłaby o wiele wyżej w moim prywatnym rankingu. Śmiało mogłabym zaryzykować stwierdzenie, że jest idealna. Dobry, prosty język książki bez zbędnych udziwnień czytał się niezwykle szybko i przyjemnie. Na pewno jest to piękna opowieść o szukaniu swojej tożsamości i prawdy o rodzinie. Wiele tu zagadek, zakrętów i zwrotów akcji. Dzięki niej inaczej spojrzałam na elfy i musiałam przedefiniować moje pojmowanie tych istot. W życiu nie postawiłabym na tego człowieka w roli protagonisty, który się nim okazał. Tak nawiasem mówiąc nie zdziwcie się na koniec, bo coś ewidentnie poszło nie tak z zakończeniem. Ogromne brawa za postać panny Trodmood. Szkoda, że nie zgłębiono jej historii i nie poświęcono jej więcej miejsca. Ogólnie – chciałabym więcej się dowiedzieć o postaciach drugoplanowych, bo są genialne.
Polecam przede wszystkim młodzieży. To świetna powieść na lato oraz wieczory pod kocem.
„– Ktoś mnie ściga – odparła. – Tu, na dachu.
– Ktoś?
– Dwaj mężczyźni.
– Czego od ciebie chcieli?
– Wyjęli mi serce. Tak mi się przynajmniej zdaje. – Jej oczy wydawały się tak ciemne, że nagle nie widział ich wyraźnie.
– Jak to?
– Normalnie. – Położyła sobie rękę na piersi. – Nie czuję bicia serca. – Starała się nie płakać, nerwowo bawiła się suwakiem kurtki. – Wyciął je. – Przełknęła ślinę.
– Tylko że nie ma żadnych ran. Już… Już sprawdziłam.
David przyglądał się jej w milczeniu.
– Zobacz! – Nagle chwyciła go za rękę, rozpięła kurtkę i położyła jego dłoń na swojej piersi.
David pokręcił głową. Jezu, w życiu nie przeżył czegoś równie niesamowitego!
– Nie można żyć bez serca – stwierdził i starał się nie myśleć, że przecież nie czuł tętna. Trzymał dłoń na jej piersi; przez cienki materiał bluzki musiałby coś wyczuć. Ale jednak… nie, to niemożliwe.
– Nie można żyć bez serca – powtórzył.
– A co dopiero biegać i uciekać.
– Wiem – odparła załamana”
Przeczytane:2017-07-08, Ocena: 5, Przeczytałam,