Jedna przesyłka zmieniła jej życie
"Twoja paczka już na ciebie czeka!" – brzmiała wiadomość, która wydawała się zwykłą pomyłką. Tesa nie spodziewała się żadnej przesyłki, niczego nie zamawiała w sieci – a nawet gdyby to zrobiła, z pewnością nie wybrałaby dostawy do paczkomatu. Jeśli nie musiała, nie wychodziła z domu.
Postanowiła jednak sprawdzić tajemniczą przesyłkę – i okazało się to największym błędem, jaki kiedykolwiek popełniła. Wpadła bowiem w spiralę zdarzeń, która miała zupełnie odmienić jej życie…
Gdy Tesa na nowo odkrywa swoją przeszłość, przez media społecznościowe przetacza się nowy trend. Kolejni internauci zamieszczają wpisy z hashtagiem #apsyda. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że osoby te od lat uznawane były za zaginione…
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Data wydania: 2018-07-18
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 424
Język oryginału: polski
Tłumaczenie: brak
„Czasem, kiedy myślałam o odebraniu sobie życia, odnosiłam wrażenie, że jest już za późno. Że nie żyję. Nie istnieję. Znajduję się w czyśćcu, przeżywając wydarzenia, które tak naprawdę nie miały miejsca.”
Hashtag [#] jeszcze jakiś czas temu oznaczał po prostu numer, jednak za sprawą mediów społecznościowych stał się znacznikiem pomagającym szybko odnaleźć interesujące nas treści. Wystarczy kliknąć czy zaobserwować odpowiednie hasło i aplikacja wyświetla nam wpisy na ten temat. W powieści Remigiusza Mroza tzw. płotek miał przykuć uwagę i być wskazówką. Bohaterka została wplątana w grę, a żeby ją przejść musi dowiedzieć się co oznacza #apsyda.
Fabuła
Tesa dostaje informację o przesyłce czekającej na odbiór. Niby nic nadzwyczajnego w dzisiejszych czasach, tylko, że ona nic nie zamawiała. Decyduje się jednak wybrać po paczkę. Może ktoś chciał zrobić jej niespodziankę. Tylko te nie zawsze są miłe. Nadawca przesyłki nakierowuje uwagę kobiety na hashtag na Twitterze. Słowo apsyda zaczyna pojawiać się na kontach osób uznanych za zaginione. Co ono oznacza? Czy to masowy powrót z zaświatów? Co Tesę łączy z tymi ludźmi?
Dwie linie narracji
Wydarzenia "teraz" mamy przedstawione z perspektywy głównej bohaterki, a wydarzenia z przeszłości opisane słowami jej akademickiego wykładowcy, Krystiana „Stracha”. Czytam sobie te dwie relacje i cholera mnie bierze, bo się kompletnie nie kleją, bo postacie "z teraz" wydają mi się całkiem innymi niż te "z wtedy", bo czuję, że sobie przeczą. Na końcu okazuję się, że to wszystko ma sens i, nie wchodząc w szczegóły, jest to całkiem fajne zagranie ze strony Remigiusza Mroza.
Czytelnicy kryminałów przyzwyczajeni są do tego, że pisarze odwołują się do wydarzeń z przeszłości. Autorzy często właśnie tak opowiadają historie, które wymyślą. W „Hashtagu” nie wszystko jest takie jak się pierwotnie wydaje. Granica pomiędzy prawdą a fikcją w fikcji zostaje zatarta. Pisarz postarał się, aby zdezorientować czytelników. Udało mu się znaleźć rozwiązanie oryginalne. Wiedząc jak kończy się ta powieść mam poczucie, że powinnam przeczytać ją jeszcze raz, żeby upewnić się, czy faktycznie wszystko ma w niej sens. Nie zrobię tego jednak, bo...
Styl i język
W „Hashatagu” Remigiusz Mróz próbuje osiągnąć efekt zagubienia i, wspomnianej już, dezorientacji. Chce doprowadzić główna bohaterkę do stanu, w którym nie wie kim jest oraz co i kto jest prawdziwe. I gdyby tylko na tym poprzestał, poświęcił temu więcej uwagi, moja ocena tej powieści poszybowałaby w górę. „Hashtag” jest dla mnie przykładem książki, w której chciano upchać za dużo, albo w której ktoś koniecznie chciał pokazać jak bardzo jest oczytany. Postępowanie sprawcy i dedukcja bohaterów sprowadza się do wielu teorii z socjologii, ekonomii, filozofii. Nie mam nic przeciwko, żeby używać popularnych form do przedstawienia specjalistycznej wiedzy, ale wszystko powinno mieć jakiś umiar – to w końcu jest powieść kryminalna, nie podręcznik. Traci na tym akcja, a przede wszystkim dialogi. Do tego mam wątpliwości, czy te wykłady mają znaczenie dla głównego nurtu powieści, bo ja widzę w nim miejsce tylko dla platońskiej teorii jaskini.
Czytając tę powieść towarzyszyło mi też poczucie, że rozumowanie bohaterów jest podejrzanie naciągane. Wykazują się niebywałą intuicją właściwie interpretując posiadane informacje. Wcześniej stroniłam od przykładów, żeby uniknąć spojlerów, ale tu zacytuję fragment: „Konto na Facebooku być może tak [zostanie sprawdzone w wypadku śledztwa], względnie śledczy dobiorą się do korespondencji mailowej. Nikomu jednak przez myśl nie przejdzie by szukać tropów na GoldenLine.”[1] Tak właściwe dlaczego nie? Skoro wystarczy wpisać w wyszukiwarkę imię i nazwisko i wyświetlają się nam wszystkie konta społecznościowe danej osoby oraz jej zdjęcia. Średnio rozgarnięty człowiek zauważy od razu, że jest jest aktywna w tym portalu. Takie niuanse towarzyszyły mi w całym procesie czytania, przez co coraz mniej wierzyłam autorowi i jego bohaterom, za to biernie czekałam na zakończenie.
Podsumowanie
Od około 3 lat zbieram się do przeczytania jakiejś książki autorstwa Remigiusza Mroza i zewsząd słyszę sugestie zacznij od Chyłki. Cóż. Trzeba było zacząć od Chyłki. Historia Tesy nie wciągnęła mnie tak jak mogłabym oczekiwać po powieści króla polskich kryminałów. Czytałam ją jakbym miała w rękach tekst debiutanta. Ciekawy pomysł, świetne zwroty akcji i interesujące podejście do sposobu jego realizowania zostały przyćmiony przez fabularne niuanse i akademickie wywody.
[1] Remigiusz Mróz, „Hashtatg”, wyd. Czwarta strona, Poznań 2018, loc. 4258-4259.
52/2019 📚📚📚
Tesa jest zakompleksioną otyłą kobietą, która boi się wychodzić z domu, aby nie zostać wyśmianą. Stara się unikać ludzi jak ognia, a jedynym spoiwem z rzeczywistością jest dla niej mąż Igor, który wypełnia wszystkie pozadomowe obowiązki. Żyje im się bardzo dobrze w małym świecie, który sami sobie stworzyli. Aż do czasu, kiedy Tesa dostaje tajemniczą przesyłkę, a w ruch zostają wprawione trybiki maszyny, która ma za zadnie zniszczyć jej dotychczasową sielankę…
Na portalach społecznościowych zaczyna się pojawiać hashtah #apsyda, i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że zamieszczają go osoby od dawna uznane za zaginione. Kobieta nie potrafi rozwiązać zagadki, ale czuje, że wszystkie osoby są z nią w jakiś sposób związane, ale ona nie potrafi odkryć jeszcze tego związku. W innym wypadku po co ktoś wysyłałby do niej te wiadomości?
***
„Na razie musiał pozbyć się elementów, które powodowały zgrzyt w zaprojektowanej przez niego machinie. Przez jakiś czas zastanawiał się, jak to zrobić, by nie wzbudzić niczyich podejrzeń, aż w końcu wpadł na dość proste rozwiązanie. Takie zazwyczaj okazywały się najefektywniejsze.”
***
Przyznam, że było to moje pierwsze spotkanie z autorem i trochę się obawiałam tego, co znajdę w książce. Było to spowodowane różnorodnymi opiniami, które znalazłam – od pieśni chwalących po totalne zjechanie autora za to, co ośmielił się wydać.
Tak więc mnie książka się podobała. Nie miałam jeszcze okazji przeczytać innych pozycji tego autora, więc nie mam porównania, ale myślę, że po tej lekturze koniecznie muszę poznać jego pozostały dorobek pisarza.
Podoba mi się sposób pisania Mroza – jest bardzo przystępny, ale zarazem wnikliwy. Barwne postacie, z których każda boryka się z własnymi demonami także mnie zaintrygowały. Nie mamy tutaj do czynienia z idealnie pięknymi kobietami i idealnymi mężczyznami, jak to zwykle bywa, co także dodatkowo mnie zachęciło do kontynuacji czytania. Mróz potrafi zaniepokoić czytelnika bez rzucania trupa już na samym początku. Myślę, że właśnie intrygujący był brak ogromu rozlewu krwi i zalegających wszędzie trupów, bez tego autor świetnie poradził sobie z budowaniem napięcia i wciąganiem czytelnika w zawiłe zagadki.
Do samego końca nie rozumiałam o co chodzi. A na końcu bum! Autor tak namieszał, że długo jeszcze będę zastanawiać się czy to co czytałam było prawdą czy jedynie kolejną zmyłką dla czytelnika.
Dla mnie bardzo intrygująca książka. Myślę, że od tej pory jeszcze nie raz spotkam się z autorem.
Niestety jestem zawiedziona książką. Od początku czytelnik jest informowany o tym kto stoi za cała intrygą, więc powieść w pewnym momencie staje się nudna i odnosi się wrażenie, że jest pisana na siłę. Końcowy element zaskoczenia (obecny w każdej powieści tego autora) wynika jedynie z wprowadzenia czytelnika w błąd od początku historii. Do tego niektóre wątki na końcu nie zostają wyjaśnione i nie wiadomo co się wydarzyło naprawdę, a co było tylko wymysłem jedneg z narratorów.
Hashtag to moje pierwsze spotkanie z twórczością Remigiusza Mroza i muszę przyznać, że książka zrobiła na mnie dość pozytywne wrażenie. Wcześniej oczywiście miałam pojęcie, kim jest autor, i doskonale wiedziałam, jakie książki wydał, jednak nie sięgałam po nie z jednego powodu – w moim mniemaniu zwyczajnie było go za dużo… wszędzie… dosłownie jak... Ibisza! Jednakże zwracałam uwagę na nowe powieści autora, bo wiedziałam, że prędzej, czy później nadejdzie TEN dzień i zmierzę się z jego twórczością. Nadarzyła się ku temu okazja i oto sięgnęłam po najnowszą powieść w dorobku pisarza.
Osobiście uważam, że ta powieść jest mocna, bardzo dobrze napisana i w zasadzie nie mam się czego przyczepić. Książka wciągnęła mnie na tyle mocno, że nie mogłam się od niej oderwać, i tylko zwykłe, przyziemne sytuacje sprawiały, że odkładałam ją na chwilkę, aby po chwili znowu do niej przysiąść.
Choć zwykle tego nie robię, to tym razem, zanim zamówiłam książkę, wpierw przeczytałam opinie czytelników. I troszkę byłam zaskoczona tym, jak bardzo jest krytykowana, co mnie osobiście jeszcze bardziej przekonało do tego, aby po nią sięgnąć – bo zwykle to, co się podoba innym, mnie w znacznym stopniu mniej i odwrotnie. W kilku opiniach czytałam przytyki do tego, że autor wykreował słabych bohaterów. W moim mniemaniu stworzył bardzo ciekawe i rzeczywiste postaci z pogłębionym portretem psychologicznym. Ktoś w recenzji się czepiał, że Tesa jest otyła, zakompleksiona i nijaka, ale może właśnie taka miała być ta postać? Mało to takich ludzi chodzi po świecie? Myślę, że w dużej mierze, idzie to za sprawą tego, że czytelnicy przyzwyczaili się do książek, w których czytają o bohaterach niemalże doskonałych, pięknych, mądrych, bogatych, z mocnym charakterem i do tego pyskatych, a jak dostaną coś nowego, bardziej rzeczywistego, to im się już nie podoba.
„Ludzie się nie zmieniają (…) Jedynie ich maski niszczeją i zaczynają prześwitywać”.
Prawdą jest, że ludzie bardzo szybko przyzwyczajają się do jednego schematu. Bo autor, z tego, co zauważyłam, czytając opinie innych, przedstawił w poprzednich książkach jakiś, zupełnie odmienny model bohatera. A kiedy podał coś innego, nowatorskiego, to nikomu się nie podoba, bo co? Bo było inaczej jak we wcześniejszych publikacjach? Haloooo! A nie powinno tak być? Osobiście uważam, że pisarz powinien się rozwijać, szukać nowych pomysłów, i próbować czegoś nowego, nawet jeśli chodzi o gatunek literacki. Po co od razu szufladkować?
I w tym momencie, bardzo się cieszę, że nie mam porównania do poprzednich powieści autora, toteż kończąc Hashtag, byłam bardzo usatysfakcjonowana. Dostałam coś nieszablonowego, o czym nigdy wcześniej nie czytałam, coś, co dało do myślenia nad złożonością ludzkiej psychiki. Książkę, w której fabuła się zaplata, zmienia tory i ostatecznie zaskakuje na samym końcu. W której autor ukazał również, jak ogromną władzę sprawuje w dzisiejszych czasach Internet, i jak wielką moc potrafi mieć jedno słowo poprzedzone odpowiednim i zarazem niepozornym znaczkiem #, aby wiadomość trafiła do milionów osób, a te z kolei za sprawą jednego kliknięcia mogły wiadomość posłać dalej, i jak się nad tym głębiej zastanowić, to jest to wprost niebywałe. Dodatkowym atutem jest także nawiązanie do przemyśleń Platona, jak również posługiwanie się wieloma mało znanymi definicjami z dziedzin socjologii czy ekonomii, które autor w prosty sposób omówił, tak, że zrozumie je dosłownie każdy. Kończąc, uważam, że to absorbująca historia, czasami kontrowersyjna i skupiająca na sobie uwagę czytelnika. Po tej lekturze jestem pewna, że sięgnę po kolejne powieści autora, bo Hashtag pozytywnie mnie zaskoczył.
Czy uwierzycie mi jeśli wam powiem, że aż do wczoraj, nie przeczytałam ani jednej książki Remigiusza Mroza? Już wyobrażam sobie wasze wielkie oczy : wow, jak to możliwe? Przecież jego powieści zajmują prawie całą powierzchnię polskich księgarń. Aż trudno uwierzyć, że jest jeszcze ktoś komu tak długo udawało się omijać najpłodniejszego polskiego autora. A jednak udawało się do wczoraj. Cóż więc skłoniło mnie do poddania się fali "mrozomanii"? Otóż proszę państwa, wasze recenzje. Dobra, niedobra, zła, wspaniała, szczyt nudy, majaki wariata, mistrzostwo świata, rewelacja. Zaczęłam się zastanawiać, jak jedna książka, może wyzwalać aż tyle różnych reakcji. Postanowiłam sprawdzić jaka będzie moja. I ? I czytajcie dalej...
Życie Tesy odmieniło się o sto osiemdzisiąt stopni za sprawą jednej, odebranej z paczkomatu, przesyłki. W niewielkim pudełku znajdowała się obsydianowa czaszka i kartka z napisem : #apsyda. Po zalogowaniu na Twittera dziewczyna z przerażeniem stwierdziła, że tak otagowane wpisy, zamieszczane był przez osoby od lat uważane za zaginione, a niektóre nawet za martwe.
Zdezorientowana faktem, że to właśnie w jej ręce trafiła paczka, postanowiła rozwiązać jej tajemnicę. Osobą, która mogła jej w tym pomóc był dawny wykładowca z czasów studiów, Strachowski, mężczyzna z którym kiedyś łączyło ją coś więcej niż przyjaźń.
No przyznajcie się. Ilu z was specjalnie założyło konto na Tweeterze byle tylko sprawdzić jakie nowe wpisy pojawiły się pod książkowym hashtagiem? No nie wstydźcie się, ja mam łapkę w górze. Muszę przyznać, że najnowsza książka Mroza bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Podchodziłam do niej, jak i do samego autora, z dużym dystansem. Wiadomo, ktoś kto "produkuje" kilka tytułów rocznie, raczej liczy się z tym, że część czytelników może wątpić w jakość takich pisanych naprędce powieści. Ja już po pierwszej książce domyśliłam się co stoi za fenomenem Mroza, jeszcze tylko muszę to zweryfikować. Po pierwsze autor ma wyobraźnię, jest pomysłowy. Na dodatek te pomysły są oryginalne, a nawet jeśli kopiowane to z dzieł nieznanych mi autorów. Po drugie jego lekkość pisania wynika z tego, że jego powieści (wytknijcie mi jeśli nie mam racji) opierają się na dialogach. Wiadomo, łatwiej jest napisać coś w krótkich, zwięzłych zdaniach niż opisać. Kiedy inni autorzy zastanawiają się czy liście paprotki mają kolor seledynowy czy szmaragdowy, u Mroza będą po prostu zielone. Lub w ogóle zrezygnuje z paprotki . Właśnie tak, główną cechą tej powieści jest brak jakichkolwiek ozdobników. Mamy tutaj akcję rozgrywaną w dialogach, sporo wewnętrznych przemyśleń i dobrze w to wszystko wplecione zwroty akcji. Kolejną rzeczą, która sprawia, że "Hashtag" jest takim "speed read" są króciutkie rozdziały. Bach, bach, bach i , jak u Dana Browna, jesteśmy kilkadziesiąt stron dalej. Zresztą to nie jedyna cecha wspólna naszego rodzimego autora z Amerykaninem. Mróz, podobnie jak jego kolega po fachu, jest mistrzem budowania napięcia oraz komplikowania fabuły. I choć nie biegaliśmy tutaj po Rzymie w poszukiwaniu Iluminatów, tylko w większości siedzieliśmy jak Ferdynand Kiepski na fotelu, to i tak autor zaserwował nam niezłą przygodę. Lubię takie książki. Lubię szybko, z dreszczykiem i zagadką. Lubię jak już wszystko wiem a kiedy przewracam stronę autor do mnie mówi : żartowałem. I lubię też z przymrużeniem oka. Wiadomo były niedociągnięcia i luki w fabule ale w przypadku takiej książki stają one na drugim planie. No bo po co psuć sobie rozrywkę. Tym razem moja "Pani czepialska" przezornie się zamknęła.
"Hashtag" to książka skomplikowanych bohaterów. Cieszmy się, że jest ich zaledwie trójka, gdyż wskaźnik "pokręcenia" i psychozy mógłby być zbyt duży. Tą trójcę jeszcze dało się przełknąć, a nawet polubić. Tesa jest samobójczynią i to taką w wersji XL. Ulubiony posiłek : batonik bounty a napój : cola, oczywiście light, żeby licznik kalorii pozwolił na więcej sacharozy z kokosem. W kręgach szpitalnych nazywają ją Trutką, ot często wpada z wizytami, po odtrutkę właśnie, gdyż największym marzeniem Tesy jest zwrócenie na siebie uwagi. Nekrolog byłby najlepszy jednak brak jej odwagi do połknięcia o jedną tabletkę więcej. Więc Tes, w towarzystwie męża, równie pokręconego, siedzi na kanapie i ogląda seriale na Netflixie. Oj jak dobrze, że znalazł się taki Igor co wziął Tesę, wraz z jej aspołecznymi zachowaniami, paranoją i otyłością. Ten Igor to nie byle jaki gość, inteligentny informatyk, do tego początkujący pisarz. A i w łóżku spisuje się nie najgorzej. No i oczywiście lubi serowe nachosy.
Trzeci z naszej trójcy to Strach. Ale nie taki strach straszny jak go malują. Wykładowca uniwersytecki, socjolog z wykształcenia i zamiłowania. I wielbiciel kobiet, tych mniejszych i tych większych. Taki nieszkodliwy, ale z nutką stalkera? Czy ktoś taki nadaje się na psychopatę? No owszem, zdzielić studenta po twarzy to tak, ale żeby od razu z nożem? No ale w końcu najwięksi seryjni mordercy nie chowali się w nocy w piwnicach tylko wracali do swoich rodzin i dzieci.
I jak wam się podoba? Jak teraz to czytam to brzmi nieźle, a wierzcie mi Pan Mróz ma większe doświadczenie pisarskie niż ja, więc u niego jest jeszcze lepiej. Choć nie ma paprotki.
"Hashtag" to kolejna książka przypominająca nam o tym jak niebezpieczne są media społecznościowe. Wystarczy jeden psychopata z podstawową znajomością komputera i dość przeciętną wyobraźnię i cyberprzestępstwo gotowe. Jak widać, da się i trupa ożywić? A może trup wcale nie był trupem? Oj internet już nie takie rzeczy widział. Hashtagi, tweety, lajki, gdzie nas to wszystko doprowadzi? Kolejny raz jestem przerażona. Tak naprawdę mowa jest tutaj o zbrodni doskonałej. Dziś, kiedy adres IP, można zmieniać jak skarpetki, podobnie jak tożsamości, nikt nie powinien czuć się bezpiecznie. Oj ja się tylko modlę, by żaden psychopata czy nawet żartowniś nie
zainspirował się pomysłem Mroza. Zresztą coraz więcej portali usuwa nieaktywne konta, więc jest szansa, że nikt nie włamie się na profil mojego nieżyjącego już dziadka (R.I.P) i nie wyśle mi wiadomości o treści : co dziś na obiad?. Wiem, brzmi to przerażająco, jednak mi nie jest do śmiechu. Kiedy zaczęliśmy żyć bardziej online niż w realu to i zbrodnie będą bardziej wirtualne.
Nasza egzystencja w mediach społecznościowych oraz związane z nią zagrożenia nie są jedynym ważnym tematem, który porusza autor. Pojawiają się tutaj zagadnienia z zakresu socjologi (rozmowy między Tesą a jej mężem-brawo wy), filozofii (nieco oklepana Jaskinia Platona) oraz kapitalizmu i rynków finansowych. Jednym zdaniem : książka skłania do myślenia i wyciągnięcia odpowiednich wniosków.
Moją pierwszą randkę z autorem uważam za udaną. Zresztą mój ulubiony pisarz, Stephen King też jest twórcą raczej masowym a nie rzemieślnikiem, więc obejdzie się bez zbędnej krytyki. Nie lubię patrzeć wstecz więc specjalnie do księgarni po poprzednie książki lecieć nie będę, ale następne tytuły Mroza chętnie przeczytam. Oryginalna fabuła, ciekawe postaci (ah, Ci feedersi) i zaskakujące zakończenie (takie może troszkę otwarte, z przeciągiem) sprawiły, że z powieścią uwinęłam się w parę godzin i miałam czas na zgooglowanie #apsyda. Gorąco polecam. Czytanie, googlowanie też.
"-Ludzie się nie zmieniają - odparł cicho Strach. - Jedynie ich maski niszczeją i zaczynają prześwitywać."
Tesa opuszcza dom tylko wtedy kiedy naprawdę musi to zrobić. Ogarnia ją więc wielkie zdziwienie, gdy dostaje wiadomość z informacją, że jej paczka już czeka w paczkomacie, przecież nic nie zamawiała. Ciekawość bierze jednak górę nad innymi myślami i kobieta rusza sprawdzić ową przesyłkę. Tesa nie spodziewa się, że owo zawiniątko zmieni jej dotychczasowe życie, a ona sama będzie musiała jeszcze raz zmierzyć się ze swoją przeszłością. W tym samym momencie internet obiega dziwny hashtag: #apsyda i może nie zwróciłoby to większej uwagi, gdyby nie fakt, że zamieszczają go osoby, które od dawna uznawane są za zaginione. Co łączy główną bohaterkę z tym zdarzeniem?
"To nie jest idealny świat, w którym wszystkie błędy są od razu naprawiane. Wręcz przeciwnie."
Nie należę do fanów Remigiusza Mroza, ale nie jestem też jego przeciwniczką. Uważam, że autor ma ciekawe pomysły na swoje książki i realizuje je w taki sposób, żeby przyciągnąć uwagę czytelnika. Lubie więc od czasu do czasu sięgnąć po książkę tego autora. Tym razem padło na nowość i jestem bardzo zaskoczona tym, jak autor potrafi manipulować czytelnikiem!
Tesa, to kobieta przy kości. Na co dzień mierzy się ze swoimi prywatnymi problemami oraz myślami samobójczymi. Na szczęście ma w swoim życiu mężczyznę - Igora -, który doskonale rozumie jej bolączki i wspiera na każdym kroku. Było mi szkoda tej dziewczyny, bo oprócz tego, że przez swój wygląd czuła się źle w otoczeniu ludzi, to została wplątana w pewne bagno, które z każdym dniem wciąga ją coraz bardziej.
Według mnie Mroza można pochwalić za konstrukcje bohaterów w tej historii, każda osoba, która miała odegrać ważną rolę dla rozwoju wydarzeń, została przedstawiona tak, żeby czytelnik miał jasne spojrzenia na jej profil i mógł ocenić czy owa postać stoi po dobrej, czy złej stronie mocy. Jednocześnie należy pamiętać, że autor uwielbia bawić się czytelnikiem, zmieniając akcje książki z chwili na chwilę i mieszający w całych zdarzeniach wyprowadzając czytelnika w pole.
Jeśli chodzi o fabułę, to toczy się ona swoim, dużo wcześniej wyznaczonym torem. Nie jest to dynamiczna akcja, ale miarowa, która pozwala zastanowić się zarówno głównej bohaterce, jej pomocnikom, jak i czytelnikowi nad wskazówkami, które zostawia tak zwany "Architekt" i do czego finalnie mogą one prowadzić. Zagadka, która łączy się z hashtagami, nie jest łatwa, choć pozornie pewne kwestie wydają się przejrzyste, zapewniam Was, że tak nie jest. Autor potrafi poprowadzić zaskakującą fabułę, która nie musi pędzić jak szalona, aby zainteresować i wciągnąć czytelnika. Ale w miarowej akcji, potrafi on zaskoczyć rzeczami, których nikt się nie spodziewał.
Język autora jest prosty i łatwy, jednocześnie dosadny. Nie znajdziemy tu jakichś wyszukanych słów, po prostu treść, która, dzięki jasności, powinna być zrozumiała dla każdego czytelnika.
Nie zdradzając za wiele z fabuły, muszę Wam jednak wspomnieć o zakończeniu. Pozwólcie, że dorównam je do takiej mega szybkiej przejażdżki na kolejce górskiej. Czytając tę książkę, ciągle jedziecie w górę, może nie na taką stromą, ale cały czas się wznosicie, coraz wyżej i wyżej. I gdy wydaje Wam się, że zaraz, już za momencik będzie czubek toru i moment kulminacyjny w "Hashtagu", że poznacie tor lotu w dół i tym samym zakończenie książki, to się cholernie mylicie! Autor niespodziewanie wznosi nas jeszcze wyżej, przyspiesza tempo i pędzimy tylko w górę i w górę, a nasza wyobraźnia nie nadąża za tym, co się dzieje. Powiem, Wam szczerze, że ja czytając ostatnie strony, półgębkiem się uśmiechałam, przeklinając w myślach spryt autora, a w mojej głowie miałam dosłowne "WTF?!".
Podsumowując, polecam tę książkę osobom, które lubią ten gatunek oraz, tym którzy nie muszą mieć dynamicznych akcji, aby czuć zadowolenie z lektury. Mnie po pierwsze urzekło zbudowanie postaci w tej historii. Trafiła nam się bohaterka, która ma wiele niedoskonałości i one właśnie są wykorzystywane, przez osobę, która nią manipuluje. Oprócz tej postaci, mamy dwóch męskich bohaterów, których role wydają nam się jasne, ale czy takie właśnie będą, jak spodziewa się czytelnik? Kolejnym elementem, który mi się podobał to akcja. Książka ta udowadnia, że nie musi dochodzić do wybuchów na każdym kroku i morderstw, aby wciągnąć czytelnika i uwięzić w treści. Ja nie mogłam się od niej oderwać. A po trzecie, to zakończenie, które mnie zniszczyło. Gdy wydawało mi się, że już wszystko wiem, że wszystko wyszło na jaw i teraz już będzie dobrze, autor uderzył, zmieniając moje poglądy na tę historię.
Pana Remigiusza Mroza raczej nie muszę nikomu przedstawiać. Przecież to nazwisko tak często przewija się przez blogosferę (A żeby tylko przez nią...), że zapewne niektórzy już zastanawiali się nad złożeniem doniesienia, jakoby wspomniany wcześniej autor ich prześladował. Nie powiem, sama czułam się w jakimś stopniu osaczona tym całym remigiuszoholizmem, a kiedy jeszcze weszłam w posiadanie przedpremierowego egzemplarza „Hasztagu” zrozumiałam, iż właśnie nadszedł mój czas. Przyszła pora, bym wreszcie pojęła, o co tyle szumu. Czy w ogóle warto zawracać sobie tym panem głowę? I wiecie co? Chyba się zaraziłam!
PRZEPRASZAM, ALE TA BLUZA MA ZA DŁUGIE RĘKAWY... HALO, DLACZEGO PANOWIE MNIE NIMI OBWIĄZUJĄ?
Jak jeszcze przez pierwsze parędziesiąt stron czułam, że mam wszystko pod kontrolą i nic nie zdoła mnie zaskoczyć, tak wystarczyło tylko drobne pęknięcie na fabularnej szklance, abym straciła pewność siebie. Pozornie łatwa do rozszyfrowania zagadka perfidnie pokazała mi środkowy palec, w międzyczasie rzucając mi pod nogi coraz to nowsze elementy układanki, która nabierała coraz to dziwniejszych kształtów. A że niezmiennie intrygowała mnie sprawa z tajemniczą przesyłką oraz co rusz pojawiających się wpisów z hashtagiem #apsyda, schowałam swoją dumę do kieszeni, starając się znacznie głębiej przeniknąć do tej skomplikowanej rzeczywistości. Tym samym przeistoczyłam się w papugę, powtarzającą jedną i tę samą frazę: „Co tu się odwala?”. Oczywiście, na rzecz tej recenzji, zastosowałam cenzurę, ale gdybyście mnie wtedy posłuchali... Przypuszczam, że już po dwudziestu minutach zwiędłyby wam uszy, ale co innego miałam mówić, kiedy z każdej możliwej strony szły do mnie sprzeczne informacje? W pewnym momencie nawet przestałam wierzyć, że to dzieje się naprawdę. Po prostu przyszło mi na myśl, iż to tylko koszmar, a główna bohaterka, Tesa, zaraz otworzy oczy i odetchnie z nieskrywaną ulgą. Także intensywnie główkowałam, kto mógł rozpętać to całe piekło. Obstawiałam wiele osób, ale – niestety – wspomniane wcześniej nakładające się na siebie (Ale to dziwnie brzmi, nieprawdaż?) sprzeczne informacje niejednokrotnie przypominały mi o moim beznadziejnym położeniu. Co za tym szło? Ciekawość powoli przeradzała się w irytację, gdzie nawet miałam ochotę pojechać do pana Mroza i cisnąć mu tą książką w uśmiechniętą buźkę. Dopiero wtedy, gdy wszelkie fragmenty zaczęły – w końcu – na siebie prawidłowo nachodzić, wtedy zobaczyłam swoją Gwiazdę Betlejemską. I wtedy też nie czytałam tej książki – ja ją po prostu połykałam, byle tylko dowiedzieć się, czy moje przypuszczenia okazały się słuszne. Ale zakończenie... Totalnie mnie zaskoczyło! Spodziewałam się już dosłownie wszystkiego, lecz każdy nakreślony przeze mnie scenariusz nie przewidywał czegoś aż tak skomplikowanego i banalnego zarazem. Czułam się powalona na łopatki. Jednakże, na swoje usprawiedliwienie powiem, że jakieś prześwity pod tym kątem myślowym miałam, ale wtedy pochwyciłam się czegoś innego, przez co wpadłam w zastawioną przez autora pułapkę.
A NIE LEPIEJ RZUCIĆ TO WSZYSTKO I WYJECHAĆ W... BEZPIECZNE MIEJSCE?
Tesa, a raczej Teresa (bo tak brzmi jej pełne imię), bez wahania mogłaby wystartować w konkursie na „Największego Introwertyka Roku”. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że pierwszy człon może mocno uderzać w sylwetkę kobiety (zmagała się ze sporą nadwagą), jednak jej tryb życia sam mnie do tego zmusił. Tesa unikała towarzystwa ludzi jak diabeł święconej wody, wiecznie siedziała z nosem w książkach oraz wychodziła z domu tylko wtedy, gdy już nie miała możliwości zamówienia danej rzeczy tuż pod same drzwi. Aż się dziwię, że ktoś zdołał przebić się przez jej twardą, składającą się z wielu kompleksów skorupę, pozwalając jej uwierzyć w to, iż ona również zasługuje na zaznanie miłości. Tym rycerzem okazał się mąż Teresy, Igor, który jako pierwszy dowiedział się o tajemniczej przesyłce i bez wahania postanowił wspomóc swoją ukochaną w odkryciu prawdy. Ta szlachetna postawa spowodowała, że dość szybko zdobył moje zaufanie. I to znacznie szybciej niż sama główna bohaterka! Dopiero kiedy nastąpił niespodziewany zwrot akcji, mogłam poznać zupełnie inną naturę Tesy. Dotąd wycofana, zagubiona we własnych uczuciach, rozważnie stawiająca każdy krok zmieniła się w zdeterminowaną (No... może nie do końca, bo co jakiś czas wpadała w swoją słynną panikę, gdzie z powodu swojej nadmiernej potliwości prawie się odwadniała.) kobietę, która starała się, jak tylko mogła, byle tylko przywrócić upragniony spokój. A to wcale nie było takie łatwe, ponieważ każda kolejna wskazówka ponownie wpychała ją w sidła słabej kondycji psychicznej, która tylko przypominała jej o pewnych, dość śmiertelnych planach. Natomiast Krystian, słynny „Strach”... Cóż... Przy tym panu można postawić wiele znaków zapytania, ponieważ od początku strasznie ciężko – moim zdaniem – go rozgryźć. Z jednej strony starał się pokazać, że Teresa może mu zaufać, gdy z drugiej pokazywał, że nie ma dobrych intencji. Także ciężko jest mi się opisać samego Architekta (Tak ochrzczono człowieka odpowiedzialnego za #apsydę.). Owszem, był sprytny, skrupulatny oraz nieźle sobie pogrywał z główną bohaterką, ale co poza tym? Jeżeli zdradzę za wiele, to popsuję wszystkim zabawę. A na to nie mogę pozwolić, także zamykam ten temat!
UWAGA! PONOWNIE NADCIĄGA MRÓZ!
Szczerze? To nie jest moje pierwsze spotkanie z twórczością pana Remigiusza Mroza. Ponad tydzień temu było mi dane zapoznać się z opowiadaniem tego autora, które zostało zamieszczone wewnątrz książki „Zabójczy pocisk”. Niestety uznałam je jedynie za zapychacz, a styl pisania pana Mroza za poprawny, taki w miarę akceptowalny, ale bez szału. Także przy „Hashtagu” nie robiłam sobie zbyt wielu nadziei, ale to, co tutaj odnalazłam, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. W porównaniu z tamtym opowiadaniem ta książka to emocjonalna petarda, a sam autor zyskał w moich oczach. Także nie mam żadnych zastrzeżeń do kunsztu pisarskiego pana Remigiusza. Owszem, Literackiej Nagrody Nobla nikt by mu nie wręczył, ale nawet przy pomocy prostoty można stworzyć coś, co oddziałuje na człowieka. Dzięki temu wiem, że to nie było moje ostatnie spotkanie z jego prozą. Za jakiś czas powrócę do tego autora, ale jeżeli wtedy spotkam się z tym samym poziomem, co przy tym krótkim opowiadaniu – wtedy zacznę krzyczeć!
Chciałam zostawić tę kwestię w spokoju i po prostu ją przemilczeć, ale kiedy tylko przypominam sobie o odczytywaniu „esesmesów”, to automatycznie parskam śmiechem. Drogie wydawnictwo – mam nadzieję, że w dodruku ta forma przejdzie metamorfozę, bo inaczej będę wam ją wypominać dniami i nocami!
Podsumowując, nie miałam zbyt wielkich oczekiwań, jeżeli chodzi o „Hashtag”, ale ta książka definitywnie mnie rozbroiła. Nie dość, że nieźle oddziałuje na psychikę, przez co na każdą paczkę spoglądam z podejrzliwością wymalowaną na twarzy, to jeszcze brutalnie uświadamia, iż Internet nie jest taki bezpieczny, jak to się niektórym wydaje. Także warto uważać, bo nigdy nie wiadomo, kiedy wasz Architekt postanowi się odezwać...
To czego nie mogę tej książce zarzucić, to fakt, że jest ona strasznie wciągająca. A rzeczywiście kiedy usiadłam do jej lektury, nie mogłam się oderwać i w kilka godzin było po książce. Nasuwa mi się pewna refleksja, Mróz ma na tyle lekkie pióro i zdolność do plastycznych opisów akcji, że naprawdę nie trudno wyłączyć logiczne myślenie i po prostu zatracić się w przyjemnej lekturze. I wtedy książka wydaje się fantastyczna i niezwykle dobra. Stąd zachwycające opinie części ludzi. Natomiast kiedy uruchamiam swój "recenzencki mózg" i zaczynam rozmyślać o tym co czytam bądź przeczytałam, to już nie jest tak kolorowo...
Więcej możecie przeczytać w recenzji na blogu: l
"Codziennie użytkownicy Twittera wysyłają około pięciuset milionów tweetów.
Gdyby nawet kilka z nich pochodziło od osób zaginionych, nigdy byśmy ich nie dostrzegli."
Tesa, czyli Teresa to kobieta z dużą nadwagą. Studiowała socjologię na Koźmińskim w Warszawie i tam poznała swojego męża, Igora. Tesa miała "romans" z wykładowcą, Krystianem. Od początku rodzi się zapewne pytanie w czytelnikach: co ten człowiek widział z nieatrakcyjnej studentce, która też była osobą bardzo zamkniętą w sobie? No właśnie...
Krystian miał żonę i dziecko. Żona domyślała się o romansie "z grubym baleronem". Wiadome nam jest to, że to nie był jedyny jego skok w bok. W moim odczuciu to, co łączyło Krystiana z Tesą to nietypowa przyjaźń.
Pewnego dnia Tesa dostaje dziwną przesyłkę. Nieco zdziwiona idzie do paczkomatu, odebrać pakunek. A tam? Pewien rekwizyt i Hashtag. #apsyda. W dodatku ta wiadomość pojawia się na portalu społecznościowym, jakim jest Twitter. Efektem WOW i wielkiego niedowierzania jest fakt, że ten hasztag pojawia się na kontach osób zaginionych.
Szczerze powiem, że mieszane uczucia rządziły mną, gdy czytałam tę pozycję. Książka dotyczy nie tylko zagadnień portali społecznościowych, Internetu itp., ale i dziedzin psychologii, psychiatrii czy filozofii, np. Platona. Jedynym zarzutem dla tej książki jest fakt, że miałam wrażenie, że w pewnych momentach w tym utworze panuje chaos. Zakończenie jest nie do przewidzenia, co uważam za zaletę tej książki. Czyta się dobrze. Spodziewałam się minimalnie więcej.
Nie wiem, czy Autor ma czas na czytanie recenzji swoich książek, niemniej jednak pragnę mu pogratulować, bo tym razem przeszedł samego siebie, a to niełatwe, mając na swoim koncie już ponad dwadzieścia powieści. Zwykle jego twórczość oceniana jest pogardliwie, bo z zazdrości łatwo przechodzi się do zawiści, a potem już tylko kroczek do nienawiści. Wielu pisarzy zazdrości mu sukcesu, a jeszcze bardziej wytrwałej pracy, bo przecież i on kiedyś debiutował. Teraz pisze w zasadzie bez przerwy i nie ma chyba miesiąca, by nie ukazała się jakaś jego książka. To musi boleć konkurentów.
Nie zdecydowałam się na recenzje poprzednich powieści Pana Remigiusza, gdyż mimo szczerych chęci, nie przeczytałam żadnej do końca. Kryminały mają to do siebie, że muszą realizować pewien schemat fabularny: zbrodnia – śledztwo – odkrycie prawdy. Od piszącego zależy, jak poprowadzi akcję i czy przekona czytelnika do swojej wersji. Tym razem jest nieco inaczej. Bohaterką jest kompletnie nieatrakcyjna, obdarzona tuszą i lękami społecznymi młoda kobieta. Nie ma w zasadzie typowej zbrodni, jest jej domniemanie. Nie ma detektywa w stereotypowym znaczeniu. Jest za to wodzenie za nos czytelnika, który co kilka rozdziałów musi zmienić całkowicie swoje domysły i iść zupełnie innym torem myślenia. A już to samo w sobie jest świetną zabawą (a temu właśnie ma służyć literatura popularna – ma nas trzymać w napięciu, dać trochę rozrywki i oderwanie od rzeczywistości).
Bohaterka jest niezwykle intrygującą postacią – inteligentna, aspołeczna, ze skłonnościami samobójczymi, a do tego chorobliwie otyła, jednocześnie wycofana i zakompleksiona. Niemalże słyszymy jej sapiący oddech, czujemy nieprzyjemny zapach (wciąż się poci) i głód (ciągle myśli o jedzeniu i wchłania ogromne ilości kalorii). Zagadką jest także jej domniemany kochanek, wykładowca z uczelni, na której studiowała kilka lat temu Tesa. Strach może być głównym podejrzanym, chyba że to Tesa wszystko sobie wymyśliła, a może nie? W każdym razie miło jest być zaskakiwanym i faktycznie, jak napisał Autor na końcu, dobrze, jak historia pozostaje w czytelniku jeszcze po lekturze, gdy odbiorca może zastanawiać się gdzie twórca popełnił błąd, w którym momencie się potknął, dając fałszywe poszlaki, zwodząc nieuważnego czytelnika.
Fabuła nie byłaby oczywiście możliwa, gdyby nie nowoczesne technologie pozwalające śledzić ludzi w Internecie za pomocą magicznych słów opatrzonych znaczkiem #. Hasło-klucz, które tu się pojawia, stanowi nić łączącą zaginione osoby, prowadząc do mocno pokręconego rozwiązania zagadki. Naprawdę świetnie przemyślana fabuła, pełna zasadzek, zwrotów akcji, a zarazem przemycająca sporą dawkę wiedzy naukowej i informacji, które choć krążą po sieci, niekoniecznie zwracamy na nie uwagę. Wszystko to robi wrażenie, jakby powieść powstała na naszych oczach, nawiązuje bowiem do aktualnych wydarzeń, afer dziejących się w mediach. Hashtag to naprawdę udany thriller psychologiczny.
To dobra książka i warta przeczytania. Inni ją krytykują, ale mi się podobała.
Tesa nie spodziewa się żadnej przesyłki,niczego nie zamawiała w sieci - a nawet gdyby to zrobiła, z pewnością nie wybrałaby dostawy do paczkomatu. Jeśli nie musiała,nie wychodziła z domu.
Postanowiła jednak sprawdzić tajemniczą przesyłkę - i okazało się to największym błędem, jaki kiedykolwiek popełniła. Wpadła bowiem w spiralę zdarzeń ,która miała zupełnie odmienić jej życie...
Gdy Teza na nowo odkrywa swoją przeszłość , przez media społecznościowe przetacza się nowy trend. Kolejni internauci zamieszczają wpisy z hashtagiem #apsyda. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt , że osoby te od lat uznawane były za zaginione....
Czy Krystian Strachowski ma z tym coś wspólnego? A może Igor Weda- Lendowski....
Książka ta tylko umocniła mnie w przekonaniu jak nieszablonowym autorem jest Remigiusz Mróz. Jego szeroki horyzont pisarski powoduje, że nie wiem czego spodziewać się po kolejnej porcji jego literatury a wiele jeszcze przede mną. Polecam!
Przyznam szczerze, że byłam mile zaskoczona.
Początek nie specjalnie mnie ujął, szczególnie te przejścia "Tesa" i te pomiędzy gdzie się trochę pogubiłam, jednak gdy mózg przestawił się na poprawne tory myślowe, to strona po stronie wciągała mnie coraz bardziej. Gdy układałam już co tak naprawdę się stało i kto był za to wszystko odpowiedzialny. To koniec totalnie mnie zaskoczył. Warto przeczytać. Świetna książka.
Znany warszawski ginekolog niespodziewanie otrzymuje ogromny spadek od jednej ze swoich pacjentek, choć przyjął ją w gabinecie tylko raz. W skład masy...
Szary człowiek kontra wielka korporacja. Dyskryminacja kontra tolerancja. Chyłka kontra Oryński. Żona i córka robotnika z Ursynowa giną tragicznie...
„Na razie musiał pozbyć się elementów, które powodowały zgrzyt w zaprojektowanej przez niego machinie. Przez jakiś czas zastanawiał się, jak to zrobić, by nie wzbudzić niczyich podejrzeń, aż w końcu wpadł na dość proste rozwiązanie. Takie zazwyczaj okazywały się najefektywniejsze.”
Więcej