Jak zapowiadał po opublikowaniu Czasu Herkulesów, dziewiątej i ostatniej powieści z Zygą Maciejewskim, Marcin Wroński pomysłowo i ciekawie zamyka swój kryminalny cykl retro.
Na pożegnanie w tomie Gliny z innej gliny zbiera opowiadania i prozy, których bohaterem jest niepokorny komisarz oraz Lublin od lat 20. do 80. XX wieku. A nawet w XXI wieku! To wyborna lektura dla miłośników serii oraz wielbicieli dobrych kryminalnych historii.
Autor zaprosił do udziału w tym przedsięwzięciu Ryszarda Ćwirleja, Roberta Ostaszewskiego i Andrzeja Pilipiuka, których opowiadania z Zygą Maciejewskim są prawdziwą ozdobą zbioru i wzruszającym literackim podziękowaniem dla sławnego kolegi po piórze.
W cyklu ukazały się: Morderstwo pod cenzurą, Kino ,,Venus", A na imię jej będzie Aniela, Skrzydlata trumna, Pogrom w przyszły wtorek, Haiti, Kwestja krwi, Portret wisielca, Czas Herkulesów
Wydawnictwo: Biblioteka Akustyczna
Data wydania: 2018-06-06
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Czyta: Tomasz Sobczak
"Gliny z innej gliny" to z całą pewnością książka do tych, którzy kochają kryminały Marcina Wrońskiego, jak również jej głównego bohatera- Maciejewskiego. Z racji tego, że to już ostatni tom całego cyklu, autor na pożegnanie zostawia nam opowiadania o komisarzu z Lublina, które stworzył przy współpracy z: Ryszardem Ćwirlejem, Robertem Ostaszewskim oraz Andrzejem Pilipiukiem. To dosyć ciekawy pomysł na zakończenie całości cyklu. Akcja utworu toczy się w przeważającej mierze w Lublinie w latach 20. XX wieku, ale nasi bohaterowie bywają również w innych miastach, np. w Poznaniu, w którym Zyga spotyka dawnego kolegę ze szkoły i wspólnie spędzają czas przy hazardzie. Tam też ma miejsce pościg za zamaskowanym bandytą - Zorro. Powieść przybliża nam trudną pracę policjanta przedwojennego, a także powojennego. Zbrodnie, kradzieże czy morderstwa są wyjaśniane przez Zygę Maciejewskiego, a potem jego syna - Aleksandra. To, co zasługuje na uwagę, to klimat ówczesnego okresu, jaki udało się stworzyć autorom. Lata przedwojenne, czasy II wojny światowej, jak również okres stanu wojennego. Zachowano koloryt tamtego czasu poprzez tło historyczne, ale także język!
Kryminalne zagadki, humor, ciekawe metody śledcze - tego tu z pewnością nie brakuje.
Marcin Wroński znany jest ze swego kryminalnego cyklu retro. Dziewięć tomów opowiadających o dawnym Lublinie. Zbiór opowiadań Gliny z innej gliny to ukłon w stronę fanów, taki pożegnalny prezent. Do współpracy zaproszeni zostali koledzy po fachu, których nazwiska nie są tylko ozdobą okładki, ale też uzupełnieniem losów Zygi.
Wroński sprezentował nam dziewieć opowiadań rozmieszczonych w różnych czasach, skaczemy po epokach, spotykamy alternatywne wersje Maciejewskiego, i jak to w zbiorach opowiadań bywa raz jest lepiej, a raz gorzej. A gdy mamy czterech autorów ciężko nie robić porównań. Czuć inny klimat i lekką rozbieżność wydarzeń.
Nigdy wcześniej nie miałam okazji poznać twórczości żadnego z autorów. Oczywiście nazwiska nie są mi całkiem obce, ale jakoś nie było nam razem po drodze. Opowiadania wydawały mi się idealną okazją do wypróbowania twórczosci każdego z panów. Tyle że ja nie przepadam za takimi zbiorami. Ciężko jest mi wdrożyć w historię, która za (powiedzmy) pięć stron się kończy.
Wydawnictwo zapewniało, że książkę można czytać bez znajomości wcześniejszych tomów, jednak wydaje mi się, że będą idalnym uzupełnieniem cyklu, niż samodzielną pozycją. Niemniej jednak, całość jest utrzymana na dobrym poziomie, czyta sie przyjemnie. Polecam przede wszystkim fanom całej serii i wielbicielom opowiadań.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję portalowi czytampierwszy.pl
NIE NA GLINIANYCH NOGACH
Kryminałem Polska stoi. Takie przynajmniej można odnieść wrażenie, kiedy patrzy się na półki w pierwszej z brzegu księgarni. Kryminałów pisze się u nas tak dużo, jakbyśmy chcieli w tym wyścigu dogonić, a może i przegonić Szwecję. Męskie, kobiece, z wątkiem romansowym i bez niego, na serio i z przymrużeniem oka, słowem – dla każdego czytelnika coś się znajdzie. Ja upodobałam sobie kryminały historyczne. Zaczęło się – jakżeby inaczej – od Marka Krajewskiego, a zacząć się od niego musiało, bom ja prawie spod Wrocławia. Potem zaś odkryłam Marcina Wrońskiego i jego cykl o Zygmuncie Maciejewskim. Krajewski i Wroński, Mock i Maciejewski, zachód i wschód naszego kryminału retro. Wykwintny, inteligencki Wrocław i będący jego antytezą pszenno – buraczany Lublin. I dwóch policjantów, tak różnych, a przecież podobnych…
Cały cykl, mający za bohatera Zygę Maciejewskiego, liczy sobie dziewięć tomów. „Gliny z innej gliny” to tom dziesiąty, pożegnanie autora z postacią, która przyniosła mu sławę i popularność. Tom inny od poprzednich, bo stanowią go opowiadania, na dodatek trzy z nich napisali Robert Ostaszewski, inny z tuzów polskiego kryminału – Ryszard Ćwirlej oraz Andrzej Pilipiuk, ojciec osławionego już Wędrowycza Destylatora. Nie jest chyba trudno się domyślić, co łączy wszystkie te opowiadania. Ano Zyga Maciejewski oraz jedyny jego potomek, syn Olo, ubek niedoszły, za to jak najbardziej „doszły” oficer Milicji Obywatelskiej. Podoba mi się samo uszeregowanie tych opowiadań – pierwsze zaczyna się jesienią 1926 roku, ostatnie- zimą roku 1982. Mamy więc przekrój przez prawie cały wiek i ładny kawałek polskiej historii, od odzyskania niepodległości, przez pierwsze dni drugiej wojny światowej, aż po sam środek stanu wojennego. Zbrodnie, jak to zbrodnie, też są różnorakie; mamy więc wyjątkowo bezczelne, głupie albo sprytne kradzieże, mamy morderstwo w afekcie, a nawet szatana i wiejskie czary. Czyli- dla każdego coś miłego. Na dodatek opowiadania samego Wrońskiego przeplatane są opowiadaniami jego kolegów po piórze, co stanowi miłe urozmaicenie, bo chociaż bohater ten sam, to i styl pisania inny, i miejsca różne, i podejście do tematu takoż (znacznie lepiej będą się bawili ci, którzy znają i czytają Pilipiuka czy Ćwirleja, piszę to jako wierna czytelniczka obu panów, a więc mająca porównanie.)
Opowiadanie to wyższy level pisarstwa, zawsze to powtarzam. A te są po prostu świetne. Garściami czerpią z uniwersum Zygi: znawcy tematu od razu rozpoznają nawyk wkładania wypalonej zapałki do pudełka, złote loczki Róży Marczyńskiej, notes i ogryzek ołówka Fałniewicza, brylantynę na włosach Zielnego, a nawet pognieciony garnitur i złamany nos byłego boksera Zygi. Dla stałych czytelników, starych wyjadaczy co to niejeden tom czytali, będą to miłe ich sercu szczegóły, nowi czytelnicy mogą czerpać frajdę z odkrywania świata jak ze starej pocztówki. A do tego ten styl, język, jakim dzisiaj mało kto mówi. Te zdania, które skrzą się od niewymuszonego dowcipu. Jak choćby to, samego Wrońskiego: „Mógłby to przysiąc na kodeks karny z komentarzem, Biblię, Torę, nawet na Sienkiewicza. Nie był bibliotekarzem i miedzy grubymi książkami w twardej oprawie nie widział większej różnicy”. Albo to, tym razem od Pilipiuka: „Ale że glina to niemal ustawowo szczególnie mądry być nie może. Tam nie biorą takich, którzy umieją myśleć”. Jest w tych opowiadaniach kryminalna zagadka, jest kawał porządnie udokumentowanej historii, jest prawda czasu i jest w końcu nostalgia za światem i ludźmi, którzy już nie wrócą. A szkoda, bo przed wojną to byli ludzie z innej gliny. Gliny też.
Nie ma się co smucić, że „Gliny” są zapowiadane jako ostatni tom. W końcu tych tomów jest jeszcze dziewięć. Znawcy tematu i wielbiciele Zygi (razem z jego nosem i zapałkami) mają co czytać, w końcu do każdej książki można kiedyś wrócić. A ci, którzy Maciejewskiego personalnie nie znają, mogą od tych opowiadań zacząć. Jest tu wszystko to, co w reszcie tomów, ale niejako w pigułce. Nie spodoba się – trudno. Spodoba – hej, dziewięć tomów do nadrobienia, sama radość! Czytajcie „Gliny z innej gliny” Wrońskiego, to kawałek porządnego kryminału. A może to będzie początek pięknej przyjaźni?
Więcej ciekawych książek na portalu czytam pierwszy.pl.
Miłośnicy kryminałów retro, nazwisko Pana Wrońskiego mają zapewne zapisane w czytelniczej pamięci złotymi zgłoskami. Nie ma więc sensu pisać peanów chwalących czy potwierdzających wielkie powodzenie jakim cieszyła się właśnie zakończona seria. Znany jest też fakt, że jej niesforny bohater - Zyga Maciejewski - dostarczający niezwykłych wrażeń, skrojony został na miarę idealnego mieszkańca Lublina dwudziestolecia wojennego a jednocześnie opisany językiem i formą, które niewątpliwie sprostały wymaganiom współczesnego, żądnego akcji czytelnika. Była to bowiem seria starannie umiejscowiona w czasie, przepełniona ówczesnym miejskim folklorem, okraszona humorem lubelskiej ulicy i policyjnych komisariatów. Jednocześnie spisana została z taka swadą i tak przejrzyście, że ów powrót w czasie nie był przeszkodą, by pokochały ją rzesze osób stroniących od innych pokładów historii.
By zakończyć swą serię z przytupem, dostarczyć jeszcze innych wrażeń a jednocześnie nie wyjść z konwencji, dzięki której cieszyła się ona tak wielka popularnością, Marcin Wroński zdecydował się na tom X. Czymże ów twór jest? Otóż jest to praca zbiorowa trzech twórców, przyjemna i zaskakująca makatka pomysłów, innowacji, zabawy bohaterem a jednocześnie hołdem dla głównego autora, który dziesięcioletnia uprzednia pracą narzucił temat, bohatera ale już niekoniecznie styl czy ramy czasowe. Pan Wroński, zapraszając do współpracy trzech znanych i lubianych polskich literatów, pozwolił im na swobodne przerzucanie swego bohatera w miejsca, które najbardziej będą odpowiadały ich stylistyce, koncepcji, upodobaniom i przyjemności pisania.
Sam Marcin Wroński wprowadzenie do zbioru pozostawia w miejscu i czasie znanym i nam i swojemu bohaterowi. W opowiadaniu rozpoczynającym książkę nasz bohater, niczym Sherlock Holmes, rozwiązuje zagadkę przedstawioną w sposób zwięzły i zabawny, a jednocześnie wrzucający nas w świat znanych postaci, dzięki czemu wygodnie rozsiadamy się w starym, przyjemnie znajomym fotelu. Ale ledwie jeden krok dalej zaczyna dziać się inaczej i dziwniej a nasz fotel, niczym wehikuł czasu, wiedzie nas w miejsca nieznane. Bo przecież u Pana Ćwirleja to Poznań będzie tłem wydarzeń, w których Zyga wykaże się swym sprytem. Andrzej Pilipiuk dołoży sporo swojej niezwykłej wyobraźni, zaś Robert Ostaszewski zmierzy nasze wyobrażenia o życiu komisarza Maciejewskiego z czasami wojennymi. O, to nie koniec Proszę Państwa. Wszak i czasy komuny, czasy budowy naszej pięknej socjalistycznej ojczyzny znajdą się na kartach owego niezwykłego zbioru, ba, także lata 80-te dwudziestego wieku niejednym nas zaskoczą za sprawą samego Marcina Wrońskiego.
Można każde opowiadanie czy tez prozatorski fragment opisywać, datować i kojarzyć z konkretnym miejscem ale nie o to, mam wrażenie, chodziło autorowi. Chodzi tutaj o dziesięcioletnia pracę i przywiązanie do tego niezwykłego policjanta-boksera, chodzi o to, jak dojrzewał zawodowo i osobiście, jak zmieniały go czasy, w których przyszło mu żyć i pracować. Teraz wiemy także jak owa postać mogłaby sprostać naszym wyobrażeniom po koniec lat dwudziestych. O przepraszam, XXI wiek też w tym zbiorze nie jest dla Zygi zagadką.
Jak wspomniałam jest to rodzaj współpracy, poddania się przez czterech pisarzy urokowi opowieści, jaką zapewnia swoją innością i niepowtarzalnością gatunek jakim jest retro kryminał (czy na pewno w tym przypadku nadal obowiązuje nas ta nazwa gatunkowa? a może to tylko przyczynek do zabawy międzygatunkowej?).
Jest to rzecz jasna uchylenie kapelusza przed Marcinem Wroński, który Zygę powołał do życia, a następnie tak starannie, zabawnie i różnorodnie w owym życiu umiejscawiał, że z przyjemnością sięgaliśmy po kolejne etapy jego historii przez cała dekadę.
Dla mnie, także dzięki kilku ostatnim stronom, zbiór ten wydaje się być hołdem dla samego bohatera. Bo też odkładając książkę mamy wrażenie, że niezwykle ciężko jet pożegnać się z Maciejewskim. Marcinowi Wrońskiemu - ojcu postaci, współautorom zbioru doceniającą niezwykle wartościową pracę autora serii i nam - czytelnikom.
Bardzo przyjemnie czyta się ten zbiór osobie, która jak ja, nie jest wielką fanką gatunku retro kryminał. A jeśli tak jest, to zapewne stanie się ona pozycja obowiązkową miłośników tegoż. Uśmiech nie schodził mi z ust, ogarniała mnie niemała nostalgia gdy zbliżałam się do końca tego niezwykłego, nieco abstrakcyjnego zbioru przygód, opowieści i form pożegnalnych. Warto się czasem nostalgicznie pouśmiechać, prawda?
Szum jaki powstał wokoło tej ksiązki, poniekąd był dla mnie zrozumiały, więc co z a tym idzie uznałam, że i mnie nie może ominąć owe dzieło. Zaznaczam, że czytałam wcześniejszych części, bo zwyczajnie w świecie się nie złożyło, a potem jakoś mi to z głowy wypadło.
Najpierw nie do końca wiedziałam jak się ustosunkować do stylu retro autora, szczególnie, że moja nie wiedza na temat tego co było wcześniej chwilami była uciążliwa. Mimo to postanowiłam się nie poddawać, nawet jeśli był to bardziej zbiór opowiadań niżeli całą jedna długa opowieść.
Główny bohater Komisarz Zygmunt Maciejewski jest dla mnie postacią stworzoną wyraźnie, z charakterem, hardo. Może jedynie nie pasują mi lata, w których toczy się cała akcja, bo jednak okres do lat '80 to raczej nie moja liga. Podobał mi się zabieg ukazania Zygi z kilku perspektyw, poprzez zaproszenie kilku innych autorów. Mimo wszystko przyszedł taki moment, że się pogubiłam, a jedyni bohaterowie jacy utknęli mi w pamięci to właśnie nasz Komisarz i jego syn, a to chyba jednak troszkę za mało na tak „obszerny” zbiór opowiadań. Odnoszę wrażenie, że znajomość poprzednich części tego cyklu ma jednak ogromne znaczenie. Tak czy siak nie mówię, że ta pozycja jest zła, bo oczywiście znajdą się fani i takiej literatury :)
Jak zapowiedział po opublikowaniu ,Czasu Herkulesów, dziewiątej i ostatniej powieści z Zygą Maciejewskim, Marcin Wroński pomysłowo i ciekawie zamyka swój kryminalny cykl retro.Na pożegnanie w tomie Gliny z innej gliny zbiera opowiadania i prozy,których bohaterem jest niepokorny komisarz oraz Lublin od lat 20,do 80 XX wieku. A nawet w XXI wieku!To wyborna lektura dla miłośników serii oraz wielbicieli dobrych kryminalnych historii..
Przy tworzeniu tej pozycji brali udział:Ryszard Ćwirlej,Robert Ostaszewski i Andrzej Pilipiuk..
Tę książkę powinnam sobie zostawić jak najbardziej zgodnie z chronologią na sam koniec. Ostatnia z serii, nie do końca zachwycająca. Dlaczego? być może za sprawą narracji , która daje wyczuć pewnego rodzaju niespójność, może za sprawą współpracy przy powstawaniu książki z innymi autorami. Niuanse, które sprawiały odrobinę zgrzytu w odbiorze. Nie znam w pełni twórczości autora serii, jednak w zbiorze opowiadań, bo z nich składa się książka, czułam, że coś jest nie do końca spod jednej ręki. Nie neguję zaangażowania, umiejętności czy chęci wczucia się w postać głównego bohatera, jednak wyczuwałam w poszczególnych rozdziałach jakiś dysonans. Nie przeszkadzał mi klimat , lata, postacie tylko właśnie sposób napisania, który nie zgrywał się w jedną płynną całość. W moim odczuciu powstanie tej pozycji to coś, co nie do końca miało tak wyglądać jak wygląda. Jednak podkreślam, że to moje jak najbardziej subiektywne zdanie, z którym wcale nie trzeba się zgadzać.
Niestety ostatnia książka o przygodach Zygi, policjanta z Lublina. Tym razem pomaga on w walce z przestępcami swojemu synowi Olkowi. I jak zwykle robi to dobrze. Co prawda są to opowiadania, ale w kilku mamy relacje syn ( Olek) i ojciec ( Zyga). Wracamy też do przedwojennego Lublina, Poznania, Lublina czasu wojny i okupacji, komuny a także potem po przemianach 89 roku ( tu Zyga jest tylko wspominany). Z tej części dowiadujemy się, że Zyga dorobił się dwóch wnuczek, synowej- nauczycielki rosyjskiego, będącej przewodniczącą PZPR w swojej szkole oraz odnowił ślub kościelny z Różą pod koniec życia i byli przykładnym małżeńtwem. Zemścił też się na swoim oprawcy, a Olek poszedł w ślady ojca chcąc nie chcąc.
'Gliny z innej gliny' to już 10 tom powieści z komisarzem Zygą Maciejewskim na czele. Ostatnia część serii została ujęta w ciekawy sposób. Jest to zbiór ośmiu opowiadań wraz z epilogiem wieńczącym książkę i zarazem całą serię. Troszkę ciężko się wypowiadać o całości zaczynając od końca. Historie są bardzo ciekawe, a opowiadania dodatkowych autorów są czymś czego się nie spodziewałam. Muszę przyznać, że nie wszystko rozumiałam, ale pewnie to przez to, że nie przeczytałam poprzednich części. Warto też zaznaczyć, że nie przepadam za kryminałami, ale retro kryminał to termin, z którym się wcześniej nie spotkałam. Nie da się ukryć, że od razu polubiłam komisarza Maciejewskiego. Wszystkich wielbicieli kryminałów zapraszam do zapoznania się z twórczością Marcina Wrońskiego.. Myślę, że warto! :)
Ciężko cokolwiek opowiedzieć o tej książce nie zdzadzając żadnych szczegółów i nie odbierając Wam przyjemności z czytania :) Jest to spotkanie z Zygą Maciejewskim i zarazem zakończenie całej serii retro kryminału. W książce jest pełno absurdu. Sporo morderstw, interwencji milicji, w tym również syna Zygi - Olka.
Jak dla mnie ta książka to jeden wielki absurd, który bardzo polubiłam. Nie podejrzewałam, że zabieg stworzenia kilku dość ciekawych opowiadań z udziałem aż trzech innych autorów może wywrzeć na mnie aż tak dobre wrażenie. Spodziewałam się misz-maszu, a tak na prawdę mamy bardzo dobrą książkę, która łączy się w ładną całość :) Ryszard Ćwirlej, Robert Ostaszewski, Andrzej Pilipiuk i przede wszystkim Marcin Wroński, wykonali na prawdę kawał dobrej roboty. Stworzyli niesamowite zakończenie historii. Dodali pełno akcji, prędkości i pewnego rodzaju intrygi. Książka wywarła na mnie na prawdę ogromne wrażenie i śmiało jej autorom mogę bić brawa na stojąco :)!
Dominikanin Marek Gliński wraca do Lublina po dwudziestu latach. Władze kościelne dobrze przygotowały jego powrót, jednak Gliński zdziwi się, jak wiele...
W 2 poł. lat 30. lubelską jesziwą wstrząsa bunt młodzieży. Wysłany na miejsce komisarz Maciejewski znajduje w mykwie ciało studenta. Mimo dramatycznych...
Przeczytane:2019-03-10,
Pierwszy tom o komisarzu Maciejewskim ujrzał literackie światło dzienne w 2014 roku (choć jak sam Marcin Wroński podkreśla, że to już dziesięć lat z Zygą). „Gliny z innej gliny” to tom wieńczący cykl. Do współpracy nad dziesiątą częścią Marcin Wroński zaprosił kolegów po fachu, m.in. Ryszarda Ćwirleja, Roberta Ostaszewskiego czy Andrzeja Pilipiuka. Żaden z tych autorów nie był mi bliżej znany, tym bardziej sam Wroński, dlatego też z chęcią sięgnęłam po „Gliny (…)”, bo jak mawiał klasyk czy inne starochińskie przysłowie, że mężczyznę to lepiej poznawać na końcu czy jakoś tak.
W sieci krąży wiele pozytywnych opinii dotyczących całego cyklu. Fani autora z niecierpliwością wyczekiwali kolejnej części. Zderzyłam się z twierdzeniem, że klimat książki budują czasy retro i hołd złożony Lublinowi i wschodniej Polsce. Od razu przyznaję, że mnie to nie porwało. Owszem, mocno zauważalne jest podkreślane miejsce akcji, często wzbogacone wyrazistymi szczegółami. I zgodzę się również ze stwierdzeniem, że Zyga Maciejewski to postać skończona, dopracowana w szczegółach, bohater nie do końca poprawny i na szczęście mało cukierkowy. Taki rasowy glina. Jednak sam kryminalny klimat mnie nie zachwycił. Ciężko mi było wgryźć się w historię, nie skupiałam się na szczegółach. I nie, że nieciekawe, czy mało rozbudowane, po prostu czegoś zabrakło. Początkowo myślałam, że to styl Wrońskiego gryzie się z moim gustem, jednak przechodząc do kolejnych opowiadań, miałam takie same wrażenie („coś tu nie gra!”). Może dlatego, że wszyscy panowie biorący udział w projekcie „Glin” wzorowali się na Wrońskim i chcieli jak najdokładniej odtworzyć panujący klimat i wykreowany świat.
Zaletą książki z pewnością jest różnorodność akcji opowiadań, praktycznie każde z nich przedstawia innego bohatera czy dotyka innej sfery życia. Łączy je miejsce wydarzeń i klan Maciejewskich. Dużym plusem jest również wplecenie w fabułę kontekstu czasu i próba pokazania jak zmieniło się społeczeństwo, polityka czy gospodarka na przestrzeni lat. Trochę razi i trochę wzbudza podziw zachowana spójność klimatu – ma się wrażenie, że autor jest jeden.
Największe wrażenie zrobiło na mnie ostatnie opowiadanie „Kryptonim Fatum” autorstwa Wrońskiego właśnie, gdzie pierwsze skrzypce gra syn komisarza Olek, a sam Zyga stanowi mocne tło dla całej historii. Dużym plusem był ciekawie rozbudowany wątek obyczajowy, stanowiący ciekawą podstawę dla warstwy kryminalnej.
Historie na szczęście są różne, za pomocą książkowej magii przenosimy się w czasie. „Gliny” nie wciągnęły mnie w cykl, dlatego mocno przemyślę lekturę innych części. Fanom komisarza – pewnie nie muszę polecać, fanom kryminałów i czasów retro – polecam spróbować, a nuż to Wasz klimat. Mnie nie porwało.