Wydawnictwo: Książnica
Data wydania: b.d
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 228
Dziewiętnastoletnia Emma, córka sławnego angielskiego malarza, nie zaznała wiele rodzinnego ciepła. Gdy pochłonięty karierą artysta wysyła dziewczynę do...
W Szkocji wrzesień to miesiąc zabaw i polowań. Na ten czas Verena Steynton zaplanowała wielki bal na cześć swojej córki. Od maja cała okolica przygotowuje...
Przeczytane:2016-10-25, Ocena: 4, Przeczytałam, ***Z książkami w tle,
Powieści Rosamunde Pilcher to w większości nieskomplikowane historie obyczajowe, które nie wymagają szczególnego zaangażowania. Można je z powodzeniem zaliczyć do grupy łatwych, lekkich i przyjemnych, choć mają w sobie coś, co mnie do nich przyciąga. Nie wiem do końca na czym to polega, ale od czasu do czasu mam ochotę właśnie na powieść Pani Pilcher. I tak też było w przypadku „Fiesty w Cala Fuerte”.
20-letnia Selina Bruce wychowywana przez nianię i babkę w świecie konwenansów, z poszanowaniem tego, co należy i wypada oraz kategorycznym odrzuceniem tego, co nie przystoi przygotowuje się do ślubu. Jej narzeczonym jest prawnik rodziny Rodney Auckland – mężczyzna, którego Selina zna od dziecka i którego, poniekąd, wybrała jej na męża nieżyjąca już babcia. Dziewczyna nie ma rodziny, matka zmarła, a osoba ojca, który zginął na wojnie, to temat tabu. Selina posiada jednak jego fotografię, znalezioną pomiędzy stronicami starej książki i przechowywaną w sekrecie. Kiedy pewnego dnia dostaje w podarunku od Rodneya książkę „Fiesta w Cala Fuerte” jej życie nabiera nowego sensu. Bo oto z okładki spogląda na nią autor publikacji – mężczyzna do złudzenia przypominający ojca. Złakniona rodziny dziewczyna postanawia niezwłocznie wybrać się do Cala Fuerte w Hiszpanii, gdzie w Casa Barco mieszka autor książki i prawdopodobnie jej nieznany dotąd ojciec.
O tym jak przebiegnie podróż i czy Selina faktycznie odnajdzie swojego ojca na niewielkiej wyspie w Cala Fuerte przeczytacie na stronach książki. Zdradzę tylko, że wydarzenia ułożą się w dość nieprzewidywalny sposób, a Hiszpania zaoferuje bohaterce przeróżne, nie zawsze miłe niespodzianki.
Historie opowiedziane przez autorkę zazwyczaj balansują na granicy powieści obyczajowej i romansu, choć w tym przypadku warstwa obyczajowa zdecydowanie dominuje. Czytając „Fiestę w Cala Fuerte” na krótki czas przenosimy się do krainy marzeń, takiej mało realnej, z pogranicza baśni i snów, gdzie można się zrelaksować i zapomnieć o codziennym dniu. Zestawienie staroświeckiego Londynu, w którym konwenanse i reputacja to podstawa i domena życia z dość liberalną i „lajtową” – używając potocznego języka – małą wioską w Hiszpanii bardzo mi się spodobało. Nawet naiwna i niedojrzała Selina żyjąca według upodobań innych potrafiła pokazać „pazurki” i zaznaczyć swoje zdanie.
„Fiesta w Cala Fuerte” to prosta, momentami zabawna, relaksująca historia, po którą można sięgnąć zawsze i wszędzie.