Pierwsza książka Szymona Hołowni po życiowej rewolucji
Znany publicysta i działacz społeczny w bardzo osobistym tonie opowiada o kulisach swojego wejścia w politykę.
Dlaczego zdecydował się kandydować na prezydenta RP? Jak możliwa jest kampania bez partyjnego zaplecza i finansowania? Jaką Polskę zobaczył z okien kampera, którym zjeździł ją wzdłuż i wszerz? Czego nauczyły go te miesiące, w których odbył setki spotkań i rozmów, doświadczył niesłychanej mobilizacji tysięcy ludzi odkrywających, że są wspólnotą - ale też zderzył się z brutalnymi realiami politycznego światka?
I najważniejsze pytanie: co dalej? Jaki ma dziś program dla Polski?
Wyrosłem w Polsce przemawiającej, chcę Polski rozmawiającej - w której atrybutem przywódców nie jest mównica, ale stół. A przy tym stole rozmawiamy nie o tym, w czym się nie zgadzamy, lecz o tym, gdzie jest pierwsza rzecz, co do której możemy się zgodzić. Chcę Polski rozmawiającej także poza granicami, nie Polski stale udowadniającej coś całemu światu. Chcę Polski, w której wszyscy przestrzegamy reguł. W której nikomu, nawet prezydentowi, nie wolno chodzić na skróty przez trawnik. W której partie polityczne - potrzebne, bo stanowiące naturalną emanację naszych różnych interesów - ktoś jednak powstrzyma przed wyciąganiem ręki po to, co wspólne: media publiczne, spółki skarbu państwa, samorządy, sądy, historię i Kościół.
(Fragment książki)
Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 2020-12-09
Kategoria: Biografie, wspomnienia, listy
ISBN:
Liczba stron: 272
„[…] polityka jest jak Netflix: musi non stop dostarczać odbiorcy kolejne odcinki historii, która go wciągnie, poruszy emocje i zmusi do myślenia, zachęci do oglądania dalej[1]”.
Muszę zacząć od pewnego osobistego przemyślenia, które towarzyszy mi od kilku tygodni. Gdyby ktoś półtora roku temu powiedział mi, że z własnej, nieprzymuszonej woli sięgnę po książkę o zabarwieniu politycznym nie uwierzyłabym. O ile polityka międzynarodowa interesuje mnie niemal od zawsze, o tyle nasze polskie poletko kłótni i niekończących się uszczypliwości było dla mnie odstręczające. Dlaczego, więc kupiłam książkę Szymona Hołowni i to już w dniu jej premiery? Odpowiedź na to pytanie jest dość rozbudowana, ale jednym z motywów była żółto-biała zakładka, którą niemal zaraz po otwarciu przesyłki z książką przywłaszczył sobie mój pies Koksik, by w spokoju skonsumować ją w swojej kryjówce za łóżkiem. Kierowała mną jednak również ciekawość, co konkretnie się stało, że ceniony przez wielu prezenter, dziennikarz i autor zaryzykował wszystko i postanowił kandydować na prezydenta.
„Fabryka jutra. Jak postanowiłem rzucić wszystko i uratować świat mojej córki” to dość osobliwy pamiętnik osoby, która weszła do świata polityki z zewnątrz. Sięgając po akurat tę lekturę, nie spodziewałam się zbyt wielu zaskoczeń, bo dość dokładnie śledziłam kampanię wyborczą pana Szymona. Mimo to, pierwsze rozdziały tej swoistej opowieści osobisto-politycznej, były dla mnie wejściem w nieznaną i dość bezwzględną rzeczywistość. Nie wiem, czemu błędnie wyszłam z założenia, że publicysta w zasadzie bardzo łatwo i bez zbędnych zgrzytów przejdzie na drugą stronę barykady. Stało się inaczej. Poznawanie polityki od kulis jest o tyle nieprzyjemne dla czytelnika, że z jednej strony pokazuje bezduszność wielu mechanizmów, a z drugiej uwidacznia, ile w ten proces trzeba wpompować pieniędzy. Muszę przyznać, że nie było mi łatwo czytać np. o segmentacji wyborców, czyli badaniach ankietowych, które pomagają budować politykom taki język komunikacji, aby ten był skuteczny w konkretnej grupie odbiorców. Można powiedzieć, że były prezenter zaryzykował podwójnie nie tylko rezygnując ze stabilizacji zawodowej, ale przede wszystkim zakładając, iż jego kampanię sfinansują jego przyszli zwolennicy. Jak to się skończyło wiemy wszyscy.
„Fabryka jutra. Jak postanowiłem rzucić wszystko i uratować świat mojej córki” poniekąd wymyka się temu, jak przeciętny czytelnik wyobraża sobie książkę polityczną. Nie ma tu zbyt wielkiej ilości brudów wylewanych na politycznych konkurentów, chociaż nie jest to też publikacja, przy której zwolennicy partii ultrakonserwatywnych będą czuli się komfortowo. Co dość oczywiste, autor pokazuje swoje poglądy w kontraście do aktualnych działań rządu. Co warto podkreślić, pan Szymon stara się krytykować idee a nie osoby, chociaż momentami widać, że nie wszędzie udaje mu się powściągnąć emocje. Finalnie czytelnik otrzymuje opowieść o marzeniu, które jest pokazane w lekkim oddaleniu, by nie zrazić do lektury osób, które dotąd nie interesowały się polityką. Można nawet powiedzieć, że sama książka nie ma na celu pokazania szczegółów wizji politycznej, lecz nakreślenie jej ogólnych ram, dzięki którym odbiorca będzie wiedział czy Polska 2050 to coś, z czym może się osobiście utożsamiać, czy też nie.
Łatwo wysnuć stąd wniosek, iż „Fabryka jutra” nie jest publikacją stricte programową, lecz polityczno-osobistym pamiętnikiem z kilku miesięcy podróży, która jeszcze się nie skończyła. Wydaje się bowiem, że głównym celem autora było z jednej strony podsumowanie tego, co już za nami, a z drugiej „uczłowieczenie” polityki, by pokazać, że może być ona sposobem zmiany świata na lepsze. Fakt, ile miejsca w swojej książce były pretendent do fotela prezydenta poświęca swoim współpracownikom oraz ludziom, których spotykał na swej drodze, niezbicie świadczy o tym, że docenia ich wkład w kampanię wyborczą. Sam pomysł Belwederu na kółkach pokazał choćby to, że Hołownia nie zatracił daru uważności i słuchania, które widzowie poznali wiele lat temu dzięki programowi „Ludzie na walizkach”. Co prawda akcja objazdu Polski kamperem narodziła się jako odpowiedź na pogłębiające się obostrzenia sanitarne, ale niewątpliwie to ona dla wielu zwolenników pana Szymona była pierwszym krokiem do dołączenia do ruchu społecznego, który rozwija się do dziś.
Dość ciekawym doświadczeniem jest rozpatrywanie „Fabryki jutra” pod względem językowym. Sam autor na jednym z porannych spotkań online, które prowadzi cyklicznie na Facebooku, wspomniał, że ocena jego kunsztu pisarskiego jest bardzo skrajna. Jedni kochają styl Hołowni, a drudzy nie zostawiają na nim suchej nitki. Po skończonej lekturze, doskonale rozumiem oba punkty widzenia. Okazuje się bowiem, że wszystko zależy od intencji z jakimi siadamy do czytania. Jeśli zechcemy połknąć książkę „na raz” to niewątpliwie oczaruje nas niesamowicie swojski sposób wypowiedzi, który czasem jest lekko dosadny, ale wywołuje w odbiorcy poczucie bliskości z narratorem. Zupełnie tak jakbyśmy rozmawiali z politykiem w naszym salonie przy kawie i ciastkach. To, co mnie zaskoczyło już od pierwszych stron, to wrażenie, że ja tej książki nie czytam, lecz ja jej słucham. Zupełnie jakby cały talent oratorski – który były prezenter niewątpliwie posiada – dało się przenieść na papier w skali 1:1. Problem zaczyna się w momencie, gdy zechcemy wypisać sobie jakiś cytat, który wyjątkowo nam się spodobał. Nagle okazuje się, że wyizolowanie jednego zdania w taki sposób, aby zachować jego właściwy sens, jest dość sporym wyzwaniem. Tutaj zauważamy jak dużo w formie wypowiedzi Hołowni dygresji i błędów stylistycznych. Nie ukrywam, iż za każdym razem, gdy natrafiałam na tego typu niedociągnięcie uśmiechałam się w duchu, bo sama piszę w podobny sposób. Osobiście stoję, bowiem na stanowisku, że czasem budowa jakiejś formy porozumienia na linii czytelnik-autor jest dużo ważniejsze niż sztywna poprawność językowa, a tak jest właśnie w tym przypadku.
„Fabryka jutra. Jak postanowiłem rzucić wszystko i uratować świat mojej córki” to książka, która może podziałać na czytelnika na wiele różnych sposobów. Dla wolontariuszy i członków powołanego przez autora stowarzyszenia oraz ruchu społeczno-politycznego będzie to niezapomniana podróż w przeszłość, której nierzadko byli częścią. Fanom autobiografii i prozy faktograficznej ta książka przyniesie osobistą perspektywę kogoś, kto wchodzi w nowy etap życia w czasach pandemii, która na trwałe zmienia nasze postrzeganie bliskości oraz budowania relacji z drugim człowiekiem. W końcu tym, którzy sięgną po tę publikację, by poznać poglądy polityczne Szymona Hołowni, te 272 strony powinny dać odpowiedź na pytanie, czy warto im zaufać. Na pewno wśród tej grupy znajdą się i tacy, dla których zderzenie z centrowymi poglądami autora będzie dopiero pierwszym krokiem do odkrycia swojego światopoglądu, który może być diametralnie różny od tego, którego opis znajdziemy na kartach „Fabryki jutra”. Niezależnie jednak od tego, czy ostatecznie będziemy zwolennikami Polski 2050 Szymona Hołowni, PiS-u, Platformy, czy jakiegokolwiek innego ugrupowania, po tej lekturze powinna zostać w nas myśl, że mamy realny wpływ na to, co dzieje się w naszym kraju. Warto, więc gdy przyjdzie pora wyboru, zamiast po raz kolejny siedzieć przed telewizorem i kląć na decyzję innych, samemu wziąć sprawy w swoje ręce i zagłosować wedle naszych przekonań.
[1] Sz. HOŁOWNIA, Fabryka jutra. Jak postanowiłem rzucić wszystko i uratować świat mojej córki, Wydawnictwo Znak, Kraków 2020, ss.8-9.
(pierwotnie recenzja ukazała się na blogu pod adresem:
Szymon Hołownia, znany publicysta i prowadzący talk - show w rozpoznawalnej stacji komercyjnej, postanowił wkroczyć do obcego mu dotychczas świata, świata wielkiej polityki. Walczył o fotel prezydenta. Z jakim skutkiem? Wszyscy wiemy. Ja często się zastanawiałam skąd on się nagle wziął w tym brutalnym świecie polityki, co nim kierowało, kto tak naprawdę za nim stał, czyim był człowiekiem, kto finansował jego kampanię wyborczą? Lektura tej książki na pewno przybliży odpowiedzi na te i wiele innych pytań, wyjaśni różne pojawiające się przy okazji wątpliwości.
Wkraczamy do świata polityki widzianego oczami osoby nowej i świeżej w tej materii. Autor ujawnia nam ciekawe smaczki z prowadzonej kampanii, a przy tych relacjach nie brakuje sarkazmu i ironii. Trochę pewne kwestie traktuje z przymrużeniem oka, z uśmiechem na twarzy. Dowiemy się, jak się kandydaci przygotowują do rozmów i wystąpień, jak szybko starają się zdobyć wiedzę niezbędną do spotkań z ludźmi, z innymi kontrkandydatami i dziennikarzami.
Dowiadujemy się, dlaczego Szymon Hołownia zdecydował się kandydować, jaki miał w tym cel i na czym najbardziej mu zależało. Poznamy jego poglądy na kwestie polityczne, gospodarcze i światopoglądowe. Niekoniecznie musimy zgadzać się z jego poglądami, ale uważam, że warto wysłuchać jego relacji. A może przekona nas do siebie? Może w kolejnych wyborach będzie naszym kandydatem? Nie wiem, czas pokaże …
Książkę czyta się na jednym głębszym oddechu, to ciekawa lektura na jeden dłuższy wieczór. Niezależnie od poglądów politycznych warto sięgnąć po tę pozycję, wysłuchać jego argumentów i spojrzenia na kraj. A może się okaże, że to przyszły Prezydent Polski? Nigdy nic nie wiadomo...
Najnowsza książka autorstwa Pana Szymona Hołowni pt. ''Fabryka jutra. Jak postanowiłem rzucić wszystko i uratować świat mojej córki'' w której to pozytywnie mnie zaskoczył tym, że postanowił opisać, jak wyglądał z bliska świat polityki widziany jego okiem, uwagi i spostrzeżenia, kiedy to zdecydował się kandydować na prezydenta RP.
Twórczość Pana Szymona Hołowni do tej pory nie była mi znana, gdyż wcześniej jego osobowość znałam jako dziennikarza, współprowadzącego program '' Mam talent'' wraz z Panem Marcinem Prokopem zapamiętałam go jako osobę, która sprawdza się dobrze w swojej zawodowej roli.
Miałam akurat tę możliwość oglądania w telewizji wystąpienia z jego udziałem i spodobały mi się one. Były krótkie, konkretne i bogate w treści.
Czytając, tę książkę odnosiłam momentami takie wrażenie, że lepiej się rozumie autora książki, gdy poznaje się po sposobie jego przemyśleń i czy potrafi on trafnie zaplanować swój plan działań w nowej odsłonie działalności, która będzie stanowiła dla niej nowe wyzwanie mogące zmienić wiele w nadchodzącym czasie, który bywa, jak los przewrotny.
Właściwie autor tej książki Pan Szymon Hołownia jest dla mnie nieodgadniętą jeszcze na tę chwilę zagadką, którą chce się poznawać, gdyż udawania on, że może, jeszcze wiele zdziałać mając na względzie dobro swojej rodziny ludzi, którzy mu ufają.
Książka ta została napisana językiem zrozumiałym oraz podzielona jest na trzy sezony zawierające odcinki, jak wyglądało życie drogi wejścia w świat obcej dla nas do tej pory polityki od kulis znanego publicysty i działacza społecznego.
Książkę tę czytało mi się dobrze.
Wydawnictwu Znak dziękuje za podarowanie mi do zrecenzowania egzemplarza książki autorstwa Pana Szymona Hołowni pt. ''Fabryka jutra. Jak postanowiłem rzucić wszystko i uratować świat mojej córki''.
Polecam przeczytać tę książkę.
Niezależnie od moich poglądów, lubię tego Pana ;)
Tego, w jaki sposób dzieli się swoimi przemyśleniami i że mówi to, co ślina niesie mu na język - tak przynajmniej mi się wydaje.
Książka bardzo lekka w odbiorze, pełna specyficznego humoru i ciętych ripost. Mamy okazję zapoznać się z tym, co dzieje się za kulisami kampanii wyborczej i jak od zera zacząć robić "coś".
Przeczytamy też o ludziach, z ludźmi i o tym, co dla ludzi. Dla mnie, pokazuje też, jak szybko zmienia się otoczenie, jak to ujął autor "I oto mgła zasnuwa polityczną scenę Polski po raz kolejny. Znowu nie mamy pojęcia, gdzie jesteśmy". Tutaj bym powiedziała, że od dawna nie wiemy, gdzie jesteśmy.
Padły też słowa, że niezależnie, jakie mamy poglądy, aby na koniec móc zawsze wypić razem herbatę - tutaj patrząc na wydarzenia mam ogromne wątpliwości, czy wszyscy potrafiliby się tak poświęcić.
Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu Znak.
To książka, która powstała na podstawie programu pod tym samym tytułem, który Szymon Hołownia prowadzi w Religia.tv. Rozmawia z ludźmi w sytuacjach granicznych...
Ludzie na walizkach to zbiór rozmów Szymona Hołowni z osobami, które choroba, nieszczęśliwy wypadek albo zły los doprowadziły na granicę...