Eleanor Oliphant ma się całkiem dobrze

Ocena: 4.75 (12 głosów)
Eleanor Oliphant ma się całkiem dobrze. Skończyła trzydzieści lat, jest filologiem klasycznym, ale pracuje w księgowości, oszczędzając każdego pensa. Nosi niezniszczalny bezrękawnik, ma stały harmonogram posiłków i niechętnie rozmawia z kolegami z pracy. Uwielbia zakupy w Tesco i swoją jedyną roślinę doniczkową. Eleanor doskonale wie, jak przetrwać, ale nie wie, jak żyć. Nie brakuje jej niczego, z wyjątkiem... wszystkiego. Ludzie na ogół mają ją za wariatkę. Są jednak wyjątki- ci, którzy chcą jej pokazać, że życie może być lepsze, a nie tylko "znośne".

Informacje dodatkowe o Eleanor Oliphant ma się całkiem dobrze:

Wydawnictwo: HarperCollins Polska
Data wydania: 2017-05-24
Kategoria: Obyczajowe
ISBN: 9788327628695
Liczba stron: 352
Tytuł oryginału: Eleanor Oliphant Is Completely Fine

więcej

Kup książkę Eleanor Oliphant ma się całkiem dobrze

Sprawdzam ceny dla ciebie ...
Cytaty z książki

Na naszej stronie nie ma jeszcze cytatów z tej książki.


Dodaj cytat
REKLAMA

Zobacz także

Eleanor Oliphant ma się całkiem dobrze - opinie o książce

Przede wszystkim jest to książka o samotności.Główna bohaterka jest trzydziestolatką,pracująca w księgowości.Jej życie to niekończąca się rutyna.Praca od-do,następnie szybkie zakupy i powrót do domu,w którym nie czeka jej nic prócz radia i telewizora.No chyba,że jeszcze rozmowa z ulubioną rośliną doniczkową...W piatki po pracy Eleanor kupuje pizzę i kilka butelek wódki,które mają pomóc jej zasnąć ,by w poniedziałek ponownie stawić sie do pracy.Kobieta przekonuje sama siebie,że to dobre życie.
[i]Zawsze szczyciłam się tym, że umiem funkcjonować sama. Jestem jedynym ocalałym rozbitkiem – nazywam się Eleanor Oliphant. Nie potrzebuję nikogo – w moim życiu nie ma wielkiej pustki.[/i]
Pustka jednak istnieje,choć sama bohaterka nie do końca zdaje sobie z tego sprawę...Pewnego dnia zakochuje się,co pozwala jej dostrzec w swoim życiu możliwości,których dotychczas nie dostrzegała.Nowa znajomość,a wreszcie przyjaźń z kolegą z pracy pozwala jej na pewne otwarcie sie na innych.Mówi mu:
[i]W moim sercu też są blizny, równie grube, równie szpecące jak te na twarzy. Wiem, że są. Mam jednak nadzieję, że pozostała tam jakaś niezmieniona tkanka, miejsce, gdzie może pojawić się i rozlać miłość. Mam taką nadzieję.[/i]
Eleanor jest nie tylko samotna.To osoba cierpiąca na skutek stresu pourazowego.To,co ją spotkało wyłania się z drobnych okruchów informacji,w kilku wspomnień,które zachowała,wreszcie z terapii psychiatrycznej i artykułów sprzed lat.Dziewcyna stara się nie pamiętać,tego co przeżyła.Wypiera wspomnienia,starając sie jakoś egzytować,nie widzi jednak,że tak naprawde nie umie zwyczajnie żyć.Jak sama mówi-jej matka była osobą dysfunkcyjną,a nikt inny nie nauczył jej jak żyć.Jest szczerze zaskoczona faktem,że człowiek ma oprócz fizycznych potrzeb,również potrzeby emocjonalne...Z opisu wyłania sie dość przygnębiający obraz,książka jednak nie jest przygnębiająca.Po dość trudnym początku(ze względu na sposób w jaki bohaterka opowiada o sobie i otaczającej ją rzeczywistości),dość szybko wciągnęło mnie życie Eleanor,jej próby poradzenia sobie z samotnościa i beznadzieją.Im bliżej ją poznawałam,tym mocniej kibicowałam jej w próbie odnalezienia siebie i pogodzeniu sie z przeszłością.Końcówka ma wydźwięk optymistyczny.Nie,Eleanor nie znalazła dzielnego księcia,który w czarodziejski sposób ukoi jej ból,ale znalazła w sobie siłę,by zmierzyć się z tym,co przezyła.Znalazła kilka bliskich osób,z którymi jest jej łatwiej,byc może spotka też swoja drugą połówkę.A może już ją spotkała...
Nie jest to książka,przy której leje sie łzy,choc niejednokrotnie trudno czytać o tym,co spotkało bohaterkę.Nie jest to też komedia,choć w kilku momentach można sie pośmiać.Przede wszystkim jest to książka wywołująca wiele emocji.Taka,którą warto przeczytać i taka,która na długo zapadnie czytelnikowi w pamięć.

Link do opinii
Avatar użytkownika -

Przeczytane:2017-06-19,
Często oceniamy ludzi po pozorach. Wydają się być zamknięci w sobie, unikamy ich, bez pytania o ich potrzeby. Wolimy zostawić, nie rozumiejąc, że może pragną wyjść ze skorupy, tylko nie są w stanie tego zrobić bez pomoc. Bez przyjaznego słowa, podania dłoni. Eleanor Oliphant skończyła trzydzieści lat. Z wykształcenia filolog klasyczny, jednak pracuje w dziale księgowości. Nie przelewa jej się, ciągle oszczędza, prowadzi monotonne życie. Ciągle nosi to samo ubranie, je o określonych porach, unika kontaktów z innymi ludźmi. Małą radość sprawiają jej zakupy spożywcze w Tesco. Sprawia wrażenie niedostępnej i ekscentrycznej, jednak za jej zachowaniem kryje się coś więcej, trauma z przeszłości, która daje o sobie znać. Zazwyczaj raz w tygodniu. Czy ktoś jest w stanie dotrzeć do wnętrza Eleanor i pomóc jej poradzić sobie z problemami? Po raz kolejny dałam się zauroczyć okładką. Wiem, miałam unikać zbytniej ekscytacji, gdy zobaczę coś ślicznego, ale znowu nie mogłam się powstrzymać. Druga sprawa — imię i nazwisko tytułowej bohaterki. Takie dźwięczne oraz wdzięczne, doszłam do wniosku, że może kryć za sobą interesującą postać. Tym samym zabrałam się za lekturę książki autorstwa Gail Honeyman. Na początku sądziłam, iż mam do czynienia z lekturą bardzo lekką, pozbawioną głębszej puenty. Ot, przyjemny przerywnik w dniu pełnym pracy. źle oceniać po pozorach! To powieść głęboka, zręcznie skonstruowana, jednocześnie wymagająca odrobiny cierpliwości. Dlaczego? O tym za chwilę. Wielu sklasyfikuje Eleanor w kategorii brzydkich kobiet, które muszą w finale odnaleźć wielką miłość, bo tak zazwyczaj konstruuje się pewien rodzaj lektur. Błąd, choć go rozumiem, gdyż odrobinę się na to nabrałam, za co mi wstyd. Gail Honeyman ma lekkie pióro, nie szczędzi szczegółów, ale skupia głównie na akcji. Jeśli nie przepadacie za rozległymi opisami dywanu, to będziecie w pełni usatysfakcjonowani. W trakcie czytania trudno się nudzić, poszczególne sytuacje są wyważone, Powieść nieźle skonstruowana. Wątek szalonego zauroczenia w nieznajomym muzyku działa w dwojaki sposób. Osobiście miałam ochotę popukać się po głowie, lecz za moment próbowałam zrozumieć uczucia Oliphant. Samotna, kurczowo trzymająca utartych schematów, w końcu znajduje iskrę, aby przerwać błędne koło. Weszła w nie przed laty, poniekąd pogodziła z losem. Bezradność stopniowo przeradzająca się w depresję. I który z etapów jest gorszy? Nie można określić. Narracja prowadzona z punktu widzenia Eleanor pozwala lepiej poznać jej psychikę. Obserwujemy zmagania, wspólnie obserwujemy otoczenie. Nam, jako czytelnikom, niezwykle ułatwia to przekonanie się do postaci. Mamy szansę zrozumienia targających nią emocji, które chciałaby zdusić, choć się do tego niezbyt przyznaje. To wszystko brzmi smutno, ale należy zaznaczyć, że powieść nie jest dramatem. To dwojaka historia, specyficzna, wzbudzająca mieszane uczucia. Z jednej strony, bawi nieporadność Oliphant, to nieprzystosowanie do normalnego świata, który znamy. Z drugiej, zaczynamy głębiej analizować zachowania, spoglądając też na siebie. Wiem, że trudno przekonać się do bohaterki. Momentami miałam ochotę nią potrząsnąć, oburzała mnie ta niechęć do kolegi z pracy, który nie poddawał się w staraniu o poprawę jej nastroju. Krzywiłam usta, gdy Eleanor bezpardonowo wytykała ludziom ich wady, gdy nie potrafiła docenić prostych gestów. W trakcie dalszej lektury już wiedziałam, że to nie jej wina. Przeszła przez piekło (nie wolno mi więcej zdradzać). Moja złość przeszła zgrabnie we współczucie. Ile takich osób odrzuciłam, ponieważ nie byłam w stanie pojąć ich problemów? Przed laty byłam podobna. Powinnam pomóc, wbrew uderzeniom. Wielki plus za zakończenie, niespecjalnie cukierkowe, a dające nadzieję na lepsze. Gail Honeyman stworzyła książkę ciepłą, idealną na prezent dla bliskich, którzy zmagają się z kłopotami, większymi i mniejszymi. Postać Oliphant pokazuje, iż my, ludzie, nie jesteśmy samotnymi wysepkami, potrzebujemy wsparcia, uśmiechu i słowa otuchy.
Link do opinii
Avatar użytkownika - przychylnymokiem
przychylnymokiem
Przeczytane:2017-06-19, Ocena: 4, Przeczytałem,
Eleanor Oliphant nie ma się dobrze. Dobiega trzydziestki, nie ma żadnej rodziny i przyjaciół i od dziewięciu lat pracuje w tym samym biurze, w dziale księgowości, działając według stałego harmonogramu i starając się unikać wszelkich kontaktów z innymi. Mimo niskich zarobków i słabej perspektywy rozwoju, nie narzeka, sumiennie wykonując swoją pracę i oszczędzając jak najwięcej pieniędzy. W głębi duszy jednak zdaje sobie sprawę, że życie, które prowadzi, bez względu na to, jak bardzo uporządkowane i stabilne, nie jest prawdziwym życiem, tylko pustą, pozbawioną celu egzystencją. Nie wie jednak, jak je zmienić i otworzyć się na innych, bo wciąż nie potrafi się uporać z trudnymi przeżyciami z dzieciństwa. Jednak pewnego dnia w jej pełen smutku i samotności świat wkracza Raymond Gibbons, który uczy ją przyjaźni i tego, że nigdy nie jest za późno, by zacząć wszystko od nowa… „Eleanor Oliphant ma się całkiem dobrze” to debiutancka powieść brytyjskiej pisarki, Gail Honeyman, która została bardzo ciepło przyjęta przez czytelników i zebrała wiele pozytywnych opinii. Muszę przyznać, że gdy tylko zobaczyłam w zapowiedziach tę pozycję, wiedziałam, że muszę się z nią zapoznać. Zwykle ostrożnie podchodzę do debiutów i staram się nie mieć zbyt wygórowanych oczekiwań, jednak na szczęście tym razem trafiłam na naprawdę rewelacyjną książkę, którą kończyłam z żalem. „Eleanor Oliphant ma się całkiem dobrze” to przede wszystkim opowieść o samotności, z której trudno się wyrwać, bez względu na to, jak bardzo by się pragnęło kontaktu z innymi ludźmi. Eleanor to postać nieidealna, mająca swoje wady i dziwactwa, która dźwiga ciężar traumatycznej przeszłości i mimo iż udaje jej się przetrwać, to nie wie tak naprawdę, jak żyć. Gail Honeyman udało się stworzyć bohaterkę z krwi i kości, która nie zawsze budzi sympatię, ale z pewnością nie pozostaje się na jej losy obojętnym. „Eleanor Oliphant ma się całkiem dobrze” to zaskakująco udany debiut brytyjskiej pisarki, który wzrusza, bawi i wzbudza wiele ciepłych uczuć, niosąc za sobą pozytywne przesłanie i zachęcając do refleksji. Dawno nie miałam okazji zapoznać się z tak wyjątkową i angażującą emocjonalnie powieścią, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że wyszła ona spod pióra początkującej pisarki. Gail Honeyman zrobiła na mnie wrażenie i z niecierpliwością będę czekać na jej kolejne książki. Serdecznie zachęcam do sięgnięcia po tę pozycję, zarówno entuzjastów powieści obyczajowych, jak i wszystkich innych czytelników, bo naprawdę warto!
Link do opinii
Avatar użytkownika - zksiazkawreku
zksiazkawreku
Przeczytane:2017-06-13, Ocena: 5, Przeczytałam, 52 książki 2017, Mam,
http://z-ksiazka-w-reku.blogspot.com/ Już na samym wstępie muszę przyznać, że książka mnie zaskoczyła. Zaskoczyła mnie oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Sięgając po tę książkę, nie sądziłam, że będzie ona tak życiowa, prawdziwa, problematyczna i tak wstrząsająca! Eleonor Oliphant jest trzydziestolatką, z wykształcenia filologiem klasycznym, pracuje jednak w księgowości. Oszczędza każdego pensa, cały czas nosi ten sam bezrękawnik, posiłki je codziennie o tej samej porze rozwiązując przy tym krzyżówki. Niechętnie rozmawia z kolegami z pracy, uwielbia natomiast zakupy w Tesco, szczególnie te z działku alkoholowego, oraz swoją roślinę doniczkową. Ludzie uważają ją za wariatkę, unikają jej, obgadują. Eleonor natomiast za bardzo się tym nie przejmuje. Uważa, że nie brakuje jej niczego oprócz... wszystkiego. Eleonor nie ma w swoim życiu nikogo bliskiego, z wyjątkiem matki, która dzwoni do niej raz w tygodniu i potrafi zepsuć jej humor na cały kolejny tydzień.To, co wyróżnia Eleonor z tłumu, to niezwykła dbałość o język. Kobieta nawet wymieniając maile prywatne używa zwrotów grzecznościowych. Dodatkowo cierpi na egzemę co, nie wiedzieć czemu, jest powodem do tego, iż znajomi się z niej śmieją. Książka naprawdę mną wstrząsnęła. Nie jest to tania, tandetna historyjka. To pozycja bardzo dojrzała, prawdziwa i życiowa. Powieść o samotności, wręcz obsesyjnej miłości a także o tym, że wbrew pozorom każdy chce kochać i być kochanym. „Eleonor Oliphant...” to książka napisana w bardzo dobry sposób pod względem psychologicznym. Autorka w doskonały sposób wykreowała bohaterkę. Przedstawiła jej traumy z dzieciństwa, obawy, które mają ogromny wpływ na całe jej życie. Przeszłość głównej bohaterki naprawdę mnie zaskoczyła i zasmuciła. Kobieta nie miała „różowego”, beztroskiego dzieciństwa. Była dzieckiem, które musiało wiele przejść, za dużo jak na małe dziecko. Ogromnym atutem jest również język, jakim została napisana książka. Jest on lekki i przyjemny. Pomimo tego, że to smutna powieść, czytałam ją z przyjemnością. Nie zauważałam również, jak szybko ubywały mi strony. Dzięki temu iż narracja została prowadzona z punktu widzenia Eleonor czułam, jakbym rozmawiała z główną bohaterką słuchając, jak opowiada mi co u niej słychać. Podsumowując, „Eleonor Oliphant ma się całkiem dobrze” to wstrząsająca powieść o samotności i traumach z dzieciństwa. Pomimo tego książka jest pełna nadziei na lepsze jutro pokazująca, że jeśli tylko się chce i trafi się na odpowiednie osoby, można dojść do siebie po najgorszych przeżyciach i zacząć żyć normalnie. Polecam!
Link do opinii
Avatar użytkownika - millawia
millawia
Przeczytane:2017-06-13, Ocena: 6, Przeczytałam, 52 książki 2017, Mam,
,,Eleanor Oliphant ma się całkiem dobrze" to znakomita powieść obyczajowa - aż trudno uwierzyć, że ten tytuł jest literackim debiutem Gail Honeyman. Brytyjska pisarka perfekcyjnie połączyła trudną tematykę społeczną z komizmem, w efekcie uzyskując lekturę, która dostarczy czytelnikom zarówno powodów do śmiechu, jak i głębszych refleksji. Eleanor nie jest ani piękna, ani bogata, nie otacza jej wianuszek oddanych przyjaciółek oraz nie stanowi obiektu pożądania chodzącego pana idealnego. Bohaterka powieści Gail Honeyman nijak nie wpisuje się w model typowych bohaterek współczesnej, popularnej literatury kobiecej. Trzydziestoletnia panna Oliphant to osoba wycofana, charakteryzuje ją wyjątkowy brak obycia i nieznajomość podstawowych - zdawałoby się - reguł rządzących kontaktami społecznymi. Codzienność głównej bohaterki powieści cechuje rutyna i bolesne wręcz osamotnienie, które Eleanor ukrywa nawet przed samą sobą. Kiedy na horyzoncie pojawia się tajemniczy muzyk jej życie może wreszcie nabrać barw, czy kobieta da jednak ponieść się impulsowi i przebije otaczającą ją bańkę ochronną? Czy znajdzie w sobie siłę, by walczyć z własnymi słabościami? ,,Eleanor Oliphant ma się całkiem dobrze" jest powieścią, którą odebrałam bardzo pozytywnie. Z zaangażowaniem śledziłam rozwój fabuły i strona po stronie odkrywamy kolejne warstwy wykreowanej przez Gail Honeyman bohaterki - jej erudycję, trudną przeszłość i głęboko ukryte pragnienie zostania zauważoną i zaakceptowaną przez innych. Śledziła momentami zabawną a momentami trudną i bolesną drogę Eleanor do otwarcia się na ludzi, dostrzegając niesamowity uniwersalizm historii o kobiecie, która była samotna i niewidzialna, mimo że przebywała w tłumie. Gorąco polecam! Odnalazłam Eleanor drobne cząstki samej siebie i pokochałam ją całym moim introwertycznym, czytelniczym sercem.
Link do opinii
Avatar użytkownika - sniezynka
sniezynka
Przeczytane:2017-06-08, Ocena: 6, Przeczytałam,
Eleanor to trzydziestoletnia, samotna księgowa. Skończyła filologię klasyczną, dostała umeblowane mieszkanie od opieki społecznej i tak sobie w nim żyje. Uwielbia rozwiązywać krzyżówki, robić zakupy w Tesco i podchodzić do wszystkiego niezwykle ekonomicznie. Bo po co wymieniać meble, jeśli wciąż są użyteczne? Po co przepłacać, jeśli z kartą jest taniej? Jaki sens w kupowaniu normalnego biletu jednorazowego, jeśli okresowy wychodzi zdecydowanie korzystniej!? Przeczytałam kilka pierwszych stron i pomyślałam sobie: rety, Aga, coś ty sobie wzięła do czytania? Toż to jakaś kosmitka z tej Eleanor. Bo wiecie, poznałam dziewczynę: aspołeczną hipokrytkę, zgryźliwą i nieprzyjemną, wyrażającą się pięknym literackim językiem, z totalnym brakiem empatii. Jej życie toczy się między pracą i domem, w którym upija się w każdy weekend. Pije by zasnąć, by nic nie czuć, by nie myśleć. Dziewczyna, która starszemu panu do szpitala kupuje pestki dyni, ekologiczny jarmuż, sałatkę z kalmarów i… Playboya! Początkowo sceptycznie podeszłam do książki, lecz okazała się dużym zaskoczeniem. Nie wierzyłam, że polubię tę smutną, zarozumiałą księgową. A jednak w miarę pokonywania kolejnych stron zauważyłam, że czuję do Eleanor coraz większą sympatię i naprawdę trzymam za nią kciuki! To historia o przemianie, jaka następuje w życiu skrzywdzonego, zamkniętego w sobie człowieka. Udowadnia, że czasami zaledwie mały impuls lub odpowiednia osoba wystarczą, by zainicjować coś naprawdę niezwykłego. Autorka pokazuje jak wielką moc ma siła prawdziwej przyjaźni i serdeczność, jaką można okazać innym ludziom. Uśmiechaj się do obcych, bądź miły, życzliwy i pomocny, bo nigdy nie wiadomo, jak bardzo możesz wpłynąć na czyjeś nastawienie do życia. A może ta osoba nie wierzy w ludzi i jakiekolwiek pozytywne uczucia? Może właśnie ten uśmiech sprawi, że otworzy się na piękno świata? Okładka średnio do mnie przemawia. Strasznie przygnębiająca i taka… nijaka. Kurczę, a bohaterka wcale nie jest nijaka! To, co myśli na temat wuefu w szkole, jedzenia w Mc Donald’s czy o pracownikach opieki społecznej to prawdziwe „smaczki” w tej powieści! Nie wspominając o żywej reklamie sieci sklepów Tesco, bo dziewczyna darzy tę markę wielkim uwielbieniem. Tak wielkim, że momentami miałam ochotę zapytać ich dział marketingu , czy zapłacili autorce za takie pochlebstwa 😃 Największym zdumieniem okazało się zakończenie. Tajemnice, które gdzieś w tle oplatają tę nietypową osóbkę, powoli wychodzą na światło dzienne. Autorce udało się mnie jednocześnie zaskoczyć, rozczarować i chwycić mocno za serce. Choć spodziewałam się dużo większych fajerwerków, to z drugiej strony cieszę się ogromnie, że tego nie ma i jej historia potoczyła się tak a nie inaczej. To właśnie dodaje tego cudownego, wspaniale stonowanego ciepła i spokoju. Za jakiś czas chętnie przeczytam tę książkę po raz kolejny. A tymczasem gorąco polecam!
Link do opinii
Avatar użytkownika - wkp
wkp
Przeczytane:2017-06-08, Ocena: 4, Przeczytałem,
ELEANOR JAKOŚ SIĘ MA Prosta, może nawet aż za prosta, okładka, opis jakich wiele… Nie wiele więc brakowało, bym nie sięgnął po tę powieść, ale na szczęście trafiła w moje ręce. Dlaczego na szczęście? Bo to naprawdę ciekawa książka, której zaletą jest jej prostota. I ta pozornie nijaka bohaterka, będąca postacią ciekawszą, niż większość wymyślnych heroin zaludniających stronice podobnych utworów. A zatem, bez zbędnego przedłużania, poznajcie Eleanor Oliphant! Eleanor Oliphant to kobieta jakich wiele. Można rzec szara myszka, która nigdy z tej roli nie wyrosła. Zbliża się do trzydziestki, od dziewięciu lat pracuje w tej samej firmie na najniższym biurowym stanowisku, które dostała z litości i dlatego, że była bezpiecznym wyborem, który nie odejdzie z tej pracy, jest wycofana i zamknięta w swoim świecie. Nie chce, żeby coś się w jej życiu zmieniło, bo choć nie jest cudownie, nie jest też wcale źle. A przynajmniej Eleanor stara się o tym nie myśleć, robiąc wszystko według ustalonego wzoru – wciąż ta sama gazeta, to samo ubranie, te same sklepy, filmy polecane wciąż przez ten sam brukowiec, podobne, tanie nawyki żywieniowe – a w weekendy pijąc, ale nie upijając się. Jest samotna, kontakt z rodziną ogranicza do trwającej kwadrans rozmowy telefonicznej z matką, nie szuka związku, unika znajomości z ludźmi. Na pytanie czy można tak żyć, odpowiada we własnej głowie, że przecież właśnie tak żyje. Cóż z tego, że czasem czuje się jakby wcale nie istniała? Czy jednak długo da się tak egzystować? Co sprawiło, że Eleanor woli bezpieczną nijakość, zamiast szukania prawdziwej radości i szczęścia? I czy zdoła je w końcu znaleźć? Eleanor Oliphant to nie postać tragiczna. To postać do bólu prawdziwa. O osobach takich, jak ona się jednak nie mówi, bo nie są ciekawi. Nie są gwiazdami, nie mają interesującego życia, nic nie osiągnęli, nie wiążą się z nimi żadne ciekawe ekscesy, plotki… Wszyscy przechodzą obok nich, śmieją się z nich albo po prostu nie zauważają, a świat kręci się bez ich udziału. Trzydziestoletnia bohaterka tej powieści udowadnia jednak, że warto zatrzymać się przy kimś takim na dłużej, przyjrzeć mu i przekonać co ma do powiedzenia. W tym wypadku, jak w wielu innych podobnych, okazuje się, że jest tego bardzo dużo, a niewiele wystarczy by odmienić ich los. Ale czy aby na pewno? Ile wysiłku może kosztować podtrzymanie ewentualnych zmian? I co właściwie jest zmianą na lepsze? Oczywiście książka nie porusza wszystkich wątków, do przemyślenia których skłania czytelników, ale to też jej zaleta. Poza tym autorka posługuje się stylem lekkim, nieskomplikowanym, jednak ciekawym i przyjemnym w odbiorze. Nie prostym, nie prostackim, ale też i nie ciężkim, ani tym bardziej nie nużącym. Chcecie lekkiej, ale skłaniającej do zastanowienia lektury na lato? Dobrej, obyczajowej opowieści na kilka wieczorów? Będziecie usatysfakcjonowani. Recenzja opublikowana na moim blogu http://ksiazkarnia.blog.pl/2017/06/08/eleanor-oliphant-ma-sie-calkiem-dobrze-honeyman-gail/
Link do opinii
Avatar użytkownika - Foxie
Foxie
Przeczytane:2023-08-21, Ocena: 4, Przeczytałam,
Recenzje miesiąca
Kobiety naukowców
Aleksandra Glapa-Nowak
Kobiety naukowców
Kalendarz adwentowy
Marta Jednachowska; Jolanta Kosowska
 Kalendarz adwentowy
Grzechy Południa
Agata Suchocka ;
Grzechy Południa
Stasiek, jeszcze chwilkę
Małgorzata Zielaskiewicz
Stasiek, jeszcze chwilkę
Biedna Mała C.
Elżbieta Juszczak
Biedna Mała C.
Sues Dei
Jakub Ćwiek ;
Sues Dei
Rodzinne bezdroża
Monika Chodorowska
Rodzinne bezdroża
Zagubiony w mroku
Urszula Gajdowska ;
Zagubiony w mroku
Jeszcze nie wszystko stracone
Paulina Wiśniewska ;
Jeszcze nie wszystko stracone
Pokaż wszystkie recenzje
Reklamy