Jak to jest dorastać samemu w lesie pośród zwierząt? Gdzie znaleźć schronienie przed deszczem, śniegiem, zimnem? Czy dziecko może w ogóle w takich warunkach przetrwać?
„Dziki chłopiec. Prawdziwe życie dzikusa z Aveyron” to przepięknie zilustrowana, autentyczna opowieść o ostatnim znalezionym w Europie dzikim dziecku.
Co oznacza termin dzikie dziecko? To mały człowiek, który porzucony, żyje sam wśród zwierząt w lesie. Takie dzieci odnajdywano wielokrotnie w indyjskich dżunglach. Okazuje się jednak, że były również europejskie przypadki.
Dzikusa z Aveyron złapano, zbadano i postanowiono przystosować do norm społecznych.
Czy jeżeli ktoś nie umie mówić, nie potrafi zachowywać się w towarzystwie zgodnie z przyjętymi zasadami, odbiega od przyjętej „normy”, to jest chory i powinien przebywać w zamkniętym ośrodku, być leczony? Co oznacza termin człowieczeństwo i czym są normy społeczne? Opowieść Mary Losure zmusza czytelnika do wielu przemyśleń, nie pozwala pozostać obojętnym.
Czytelniku, poznaj Victora – dzikusa z Aveyron, historią którego zafascynowała się Maria Montessori. Zapraszamy do lektury!
Wydawnictwo: Meandry
Data wydania: 2017-10-26
Kategoria: Dla dzieci
ISBN:
Liczba stron: 193
Ilustracje:Timothy Basil Ering
Nie recenzowałam jeszcze książki o wydarzeniach historycznych, w dodatku o dziecku – konkretnym, z imieniem, swoją historią i problemami. Normalnie bym się tego nie podjęła, ale po opisie, który przeczytałam na stronie Wydawnictwa Meandry bardzo zapragnęłam poznać Wiktora. Gdy go już poznałam, bardzo chciałabym ci o nim opowiedzieć…
„Dziki chłopiec. Prawdziwe życie dzikusa z Aveyron” to autentyczna opowieść o ostatnim znalezionym w Europie dzikim dziecku. Opowieść przeplatana rysunkami, od których nie mogłam się oderwać.
Na stronie Wydawcy napisano, że takie dzieci odnajdywano wielokrotnie w indyjskich dżunglach – nie było to dla mnie jakimś zaskoczeniem. Jednak to, że Wiktor żył w Europie trochę mnie zadziwiło…
Francja, XVIII wiek. Robotnicy zauważają w lesie dziecko – nagie, pochylone, dzikie. Z czasem udaje im się złapać chłopca, którego prowadzą na dziedziniec miasta – tam staje się atrakcją i wystawiony jest na publiczne wyśmianie. Głuchy? Niemy? Imbecyl?
Udało mu się uciec. Złapano go ponownie. Umieszczano w specjalnych ośrodkach, badano, przeprowadzano eksperymenty. Bardzo długo nie spotkał na swojej drodze nikogo, kto traktowałby go jak człowieka, a nie obiekt badań. Gdy już się to stało – starano się go uspołecznić.
Okazało się, że Wiktor słyszy. Z czasem potrafił pokazać opiekunom czego w tym momencie mu potrzeba. Ale czy to wystarczy? Czy jego życie w mieście, w murach jest życiem szczęśliwym?
Jak opisuje autorka Mary Losure – widać było w nim tęsknotę za lasem. Mimo, że nauczył się jeść przy stole – nadal nie był tak obyty przy posiłkach jak jego europejscy rówieśnicy. Pomimo tego, że potrafił wskazać przedmioty, nie był w stanie komunikować się jak inni. Mimo, że kochał swoich opiekunów – nigdy do końca nie poczuł się u siebie.
Kilka lat w lesie – jak tam trafił? Jak udało mu się przeżyć? Tego nie wiemy…
Podczas tej lektury wiele razy stawałam w zadziwieniu. Czy można robić eksperymenty na ludziach tylko po to, by spełniali oni nasze wymagania? Można uspołeczniać kogoś na siłę, mimo, że życie w lesie daje mu spełnienie i szczęście i jest tam samowystarczalny? Czy można dzikie dziecko zmienić na swoją modłę?
Próby zmiany Wiktora wydawały mi się czasem objawem ludzkiego okrucieństwa. Nie wiem czy kierowano się jego dobrem, choć sądzę, że takie było założenie.
Wszystko wskazuje na to, że chłopiec został porzucony. Pojawiło się jednak we mnie pewne pytanie – co gdyby moje małe dziecko zaginęło i odnalazło się po latach w lesie? Czy chciałabym je stamtąd wyrwać i przez wiele lat uspołeczniać na siłę? Czy może pozwoliłabym mu odejść, by żył tam, gdzie mu najlepiej? Znam odpowiedź na to pytanie – nie oceniam więc tych, którzy żyli z Wiktorem i robili wszystko by stał się taki jaki inni – choć to niekoniecznie była droga dla niego…
Dziękuję serdecznie Marcie Mital za propozycję poznania Wiktora. Stał się inspiracją nie tylko dla Marii Montessori, ale również we mnie pojawiło się wiele pytań, których w innych okolicznościach bym sobie nie postawiła…
https://niezawodnanadzieja.blog.deon.pl/