Dzień, w którym umarłam

Ocena: 4.42 (12 głosów)
Nic nie jest takie, jakim się wydaje. Zdarza się, że koniec to dopiero początek. Dla Diletty Mair wszystko zmieniło się drugiego października dwa tysiące trzeciego roku. Wtedy zrozumiała, że naprawdę istnieje życie po śmierci. Że anioły mają niewiele wspólnego z jej wyobrażeniami, a zamieszkane przez demony piekło jest czymś jak najbardziej rzeczywistym. Drugi października dwa tysiące trzeciego roku okazał się dniem innym niż wszystkie. Tego dnia Diletta Mair umarła. Czasem niebo budzi strach, a wspólny język łatwiej znaleźć z demonami. Szczególnie, gdy stajesz się jednym z nich.

Informacje dodatkowe o Dzień, w którym umarłam :

Wydawnictwo: HarperCollins Polska
Data wydania: 2014-09-10
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN: 978-83-276-0909-0
Liczba stron: 384

więcej

Kup książkę Dzień, w którym umarłam

Sprawdzam ceny dla ciebie ...
Cytaty z książki

Na naszej stronie nie ma jeszcze cytatów z tej książki.


Dodaj cytat
REKLAMA

Zobacz także

Dzień, w którym umarłam - opinie o książce

Avatar użytkownika - drakusia
drakusia
Przeczytane:2015-01-30, Ocena: 5, Przeczytałam, 52,
ubawiła mnie a bardzo tego potzrebowałam jest superlekka i przyjemna w zupełnie innym rozumieniu świata dobra i zła
Link do opinii
Avatar użytkownika - gemmabe
gemmabe
Przeczytane:2015-01-19, Ocena: 4, Przeczytałam, 52 książki 2015,
Odkładałam i odkładałam, aż nadszedł czas. Nie wybitna, ale też nie najgorsza. Rozwiązanie fabuły... Nie spodziewałam się. Także plus za to ogromny. Co najbardziej wkurzało? Alois. Zmiany nastroju, pokrętne i niepojęte myślenie. ILE MOŻNA?! Biedna Diletta. I ona go chciała. W sumie lepsza nie była. Co więcej, powiem że dobrali się idealnie. Postacie drugoplanowe uważam za dość płaskie, i strasznie pominięte w fabule. Praktycznie zero szczegółów o ich życiu bądź nieżyciu. Po zastanowieniu, stwierdzam, że nawet główne postacie nie mają jakiegoś życiorysu rozbudowanego. Straszne. Ale fabuła ciekawa. Panteon, Mauzoleum, Grób.... Wszystko pięknie wymyślone. Fakt że Aniołki nie są najświętsze... Równie dobre. Polecam, nie polecam. Jeśli ktoś ma czas, to czemu nie?
Link do opinii
Avatar użytkownika - monweg
monweg
Przeczytane:2014-09-26, Ocena: 5, Przeczytałam, Mam,
Siedemnaście lat, to nie jest wiek, w którym powinno się stracić życie. Chyba, że czeka nas coś bardzo ekscytującego w innym świecie. Świecie, o którego istnieniu do tej pory co najwyższej marzyliście. Gdzie dobro ściera się ze złem. Zło i dobro są niejednoznaczne i dla każdego oznaczają co innego. Diletta Mair, bohaterka tej książki jest z pozoru zwyczajną, niczym nie wyróżniającą się nastolatką. Z pozoru, bo dziewczyna widzi i słyszy duchy. A ostatnio wykazują one zadziwiającą wprost aktywność. Nie dają jej spokoju od momentu, gdy została zadraśnięta floretem Aloisa, kolegi z klasy. Ale czy Alois jest człowiekiem? Kto normalny chodzi z taką bronią po ulicy? I kim u diabła jest Noah, którego kocha jak brata? Całe ,,życie" Diletty staje na głowie, gdy pewnego październikowego dnia zostaje potrącona przez samochód i umiera. Zostaje demonem, nazwanym w książce wdzięczną nazwą Lilim. Przekonuje się, że prawdziwe życie zaczyna się po śmierci. Po lekturze tej książki jestem przekonana, że zdecydowanie wolałabym być Lilim niż Aniołem. Powieść napisana jest przez bardzo młodą osobę, dlatego miałam pewne obawy przed jej lekturą. Całkowicie niepotrzebnie. Książka jest zaskakująco dobra. Myślę, że znajdzie odbiorców nie tylko wśród młodzieży. Wszak tematy w niej poruszane dotyczą każdego człowieka. Miłość, przyjaźń, zdrada to uczucia towarzyszące każdemu z nas. Dokonywanie wyborów, które musi poczynić Diletta, jest nieodzowne w naszym życiu. Wybieramy szkołę, pracę czy życiowego partnera. Dziewczyna stanie przed naprawdę trudnym wyborem. Trudniejszym od tych, z którymi mierzymy się my. I okaże się, że nie jest tym na kogo wygląda. Nawet nie ma pojęcia jaka jest jej prawdziwa natura. Książka napisana jest w narracji pierwszoosobowej. Obserwujemy wszystkie zdarzenia oczami Diletty i Aloisa. Dzięki temu możemy spoglądać na to co się dzieje z dwóch różnych punktów widzenia. To udane posunięcie. Powieść, w moim przypadku ,,czytała się sama". Bardzo miło spędziłam z nią czas. Jest niespodziewanie dobra jak na debiut. Pozostaje tylko czekać na kolejne dokonania Belén Martínez Sánchez. Jeżeli będą równie dobre, to rośnie nam nowa gwiazda powieści młodzieżowych i fantastyki.
Link do opinii
Avatar użytkownika - Sil
Sil
Przeczytane:2014-10-14, Ocena: 4, Przeczytałam, 52 książki 2014, Posiadam,
Tytuł - wstrząsający. Okładka - intrygująca. Zawartość - stanowiąca wielką niewiadomą. Diletta Mair w mniemaniu otoczenia niczym nie różni się od przeciętnej nastolatki. W szkole uważana jest za kujonkę, ale tak myśli się o wszystkich, których średnia ocen nie spada poniżej cztery. Dziewczyna ma kilka bliskich jej osób i zwykle to właśnie z nimi spędza wolny czas. Nie spodziewa się jednak, że wraz z rozpoczęciem nowego roku szkolnego wiele zmieni się w jej życiu. W drodze na zajęcia przypadkowo wpada na pewnego chłopaka - Aloisa, jednego z uczniów jej szkoły. W zasadzie więc - nie dzieje się nic dziwnego. Tyle, że nastolatek nie wygląda tak, jak zawsze. Ma na sobie strój w ogóle do niego nie pasujący i coś ostrego w rękach. Coś, czym rani Dilette. Po chwili ten jakby czar - pryska, a chłopak znika. Tylko, jak to możliwe? Przyjaciel, z którym jeszcze chwilę wcześniej Diletta rozmawiała, nic nie zauważył. A na pewno nie widział, by ktoś zranił jego przyjaciółkę. Ale przecież... nie przewidziało się jej, prawda? Bo, nie, nie. To niemożliwe. Co prawda Diletta widuje duchy, ale to niemożliwe, by Alois był jednym z nich. Przecież bierze udział w lekcjach, rozmawia z nauczycielami i podrywa dziewczyny. Może więc to wszystko się Dilettcie przewidziało? Może zraniła się o kamień na chodniku... Może... Gdy jednak na lekcji okazuje się, że Alois nie spuszcza z niej wzroku, dziewczyna już wie, że poranne wydarzenia miały miejsce naprawdę. Przyznam się, że ocena tej książki nie jest łatwa. Przeczytanie pierwszych stu stron zajęło mi niemal tydzień. Dość się przy tym natrudziłam, ale wyszłam z założenia, że muszę dać jej szansę. Próbowałam więc dalej. Codziennie wieczorem jeden - dwa rozdziały. Z czym miałam największy problem? Chyba z językiem, jakim była napisana ta część. Wszystko wydawało się takie płytkie i nieciekawe. Dialogi bardzo niedojrzałe, akcja niesamowicie przewidywalna. Bohaterowie, jakby ich ktoś z wosku odlał. W połowie każdego z tych początkowych rozdziałów obiecywałam sobie, że jeśli sytuacja nie poprawi się do końca tego malutkiego wycinka książki, to odłożę ją na półkę. Oczywiście nie było lepiej, albo była bardzo niewielka poprawa. Staram się być jednak wytrwała, a że założyłam, iż dam tej książce szansę i przeczytam minimum sto stron, to czytałam dalej. I, co dziwne, obecnej nie żałuję poświęconego jej czasu. A, żebyście byli świadomi, ja skończyłam tę książkę nie na setnej, nie na dwusetnej, a na ostatniej stronie. Dlaczego? Bo, samej trudno mi w to uwierzyć, wciągnęła mnie. Gdzieś w okolicach dziewięćdziesiątej strony zaczęło się ją dużo lepiej czytać. Jakość jakby się podniosła, a irytacja wobec bohaterów i poziomu ich wypowiedzi - zdecydowanie zmalała. Chyba przede wszystkim ze względu fakt, że oni sami jakby wydorośleli. No i akcja się rozkręciła. Zaczęło się wiele dziać, i z drżeniem serca wyczekiwałam, co będzie dalej. Dobrze, że przyszedł weekend, bo mogłam spokojnie poczytać do piątej rano. Nie powiem, końcówka powieści jakby obniżyła loty. Zakończenie nie wywołało fajerwerków, nie wstrząsnęło mną, nie zszokowało. Trochę się na nim nawet zawiodłam, ale... Sumując początek, środek i koniec wyszła mi taka czwóreczka. Może nie super mocna i stabilna, ale jednak czwórka. Stąd też taka ocena. Komu poleciłabym powieść? Chyba przede wszystkim raczkującym wielbicielom powieści paranormalnych. Raczej młodszym, niż starszym. Raczej kobietom, niż mężczyznom. Książka fajna, od pewnego momentu czyta się ją całkiem dobrze. Zachęcam do zapoznania się z nią, choć raczej nie radzę porzucać dla niej innych, ciekawszych lektur. Sil
Link do opinii
Avatar użytkownika - Uleczkaa38
Uleczkaa38
Przeczytane:2014-10-18, Przeczytałam,

W ostatnim czasie Mam to szczęście, iż trafiają do Mnie książki przedstawiające literacką wizję Nieba i Piekła, w którym to żyją lub do którego trafiają bohaterowie opisywanej historii. Wizje owe są od siebie bardzo różne, czasami niezwykle fantastyczne, innym razem zaś mocniej oparte na religijnych przekazach. Niektóre z nich są zapierające dech w piersiach, inne zaś po prostu interesujące, a i zdarzały się takie, które były po prostu nudne. Zawsze jednak czytając o tych miejscach nie mogłam oprzeć się temu oto wrażeniu, że każdy z autorów tych książek bardzo chciałby wierzyć w to, że po tamtej "drugiej stronie" po prostu coś istnieje, w co warto wierzyć, kochać lub czego trzeba się obawiać..I to chyba ta nieustanna potrzeba wiary w "życie" po życiu" skłania coraz to kolejnych pisarzy do literackich podróży w niebiosa lub piekielną głębię, by tam oferować swoim czytelnikom mnóstwo emocji,  wrażeń i tej samej nadziei, że jednak życie na śmierci się nie kończy. Tym razem pragnę podzielić się swoimi przemyśleniami na temat powieści fantasy, która przenosi Nas w niebiańskie i piekielne klimaty, oferując tym samym jeszcze, zupełnie inne spojrzenie na ów kwestię..Książka ta nosi tytuł "Dzień, w którym umarłam", zaś jej autorem jest hiszpańska debiutantka - Belen Martinez Sanchez.

 

 Książka opowiada historię młodej dziewczyny o imieniu Diletta Mair, dla której to całej jej życie uległo niewyobrażalnej zmianie wraz z dniem 2 października 2003 roku. W tym dniu bowiem Diletta zmarła w wypadku samochodowym..Jednak to, co czeka na tę nastolatkę po "drugiej stronie", okazuje się być czymś zupełnie innym, niż mogłaby sobie kiedykolwiek wyobrażać. Diletta nie trafia bowiem do "Nieba", lecz staje się jednym z demonów, przybierając jednocześnie imię Lilim. Od tej chwili dziewczyna staje przed zadaniem  zrozumienia i poznania tego "demonicznego" życia, jak i również rozwikłania zagadki dotyczącej ostatnich dni jej życia, które to sprawiły że stała się tym, kim jest..Oczywiście na jej drodze stanie mnóstwo przeszkód i przeciwników, z niebiańskimi aniołami na czele, ale także pojawi się szansa na prawdziwą miłość..

 

 Ponieważ książka hiszpańskiej autorki jej debiutem literackim, to oczekiwania wobec tej pozycji musiałby być odpowiednio "dostosowane" do możliwości jej autora, czyli innymi słowy mówiąc - nie spodziewałam się zbyt wiele. I tutaj czas na posypanie głowy popiołem, gdyż moje obawy okazały się zupełnie nie potrzebne. Powieść Belen Martinez Sanchez nie ustępuje bowiem w niczym innym propozycjom książkowym tego nurtu, a być może nawet przewyższa swoim poziomem wiele z nich. Książka ta wprowadza czytelnika do niezwykłego świata demonów i aniołów, który zachwyca Nas swoją pomysłowością, nowatorskością, atrakcyjnością i nieprzewidywalnością. Ponadto powieść ta nie zamyka się jedynie na ukazaniu tego co inne i nowe, lecz także idealnie spaja ów miejsca i światy bardzo inteligentną fabuła z pogranicza kryminału i romansu, która trzyma w napięciu przez cały czas lektury, jak i również oferuje pokaźna dawkę emocji i wzruszeń. Oczywiście nie jest to dzieło, które zmieni dotychczasowy obraz literatury z gatunku paranomal romance, ale z pewnością stanie się ono bardzo solidnym fragmentem tej fantastycznej układanki literackiej, która od kilku ostatnich lat bije rekordy popularności wśród młodych czytelników. Myślę, że jak na debiut, to całkiem spore osiągnięcie:)

 

 Fabuła opowieści to niezwykle inteligentnie skonstruowana historia, której motywem przewodnim jest odgadywanie się w nowej, pośmiertnej,  rzeczywistości bohaterki  oraz jaka jest jej rola w tym demonicznym świecie. Przyznam szczerze, iż dawno już nie czytałam książki z tam dużym zainteresowaniem co do poznania prawdy o głównej bohaterce, która przez całą lekturę książki jest równie fascynująca co i tajemnicza. Dodatkowo czytanie owej historii przychodziło Mi w niezwykle łatwy i prosty sposób, pozbawiony jakichkolwiek trudności czy też "wyżyn" natury egzystencjalno - filozoficznej, pozwalając tym samym skupić się tylko i wyłącznie na przedniej zabawie. A zabawa ta jest naprawdę świetna, gdyż przygody Diletty i jej towarzyszy są nie tylko ekscytujące, ale także i kompletnie nie przewidywalne. Nie wiemy absolutnie nic pewnego, co w tym świecie może być uznane za naturalne, stałe, oczywiste. Otóż nic tutaj nie jest jasne i przejrzyste, gdyż wszystko, także i główna bohaterka, skrywa swoje drugie Ja, drugą twarz..Spektakularnym zwieńczeniem wszystkich tych zaskoczeń i wątpliwości jest zakończenie książki, które jest o tyleż intrygujące, co i nie dopowiedziane do końca..Tym samym oto raz jeszcze stajemy przed szansą własnej interpretacji.., lub oczekiwania na kontynuację książki w drugim tomie:)

 

 Myślę, że największym atutem książki, poza interesującą fabułą oczywiście, jest niezwykły sposób ukazania życia po śmierci, a także zasad, relacji i praw jakie kierują funkcjonowaniem nieba i piekła. Nie chcąc tutaj zdradzać zbyt wiele czytelnikom, a tym odbierać im przyjemność z poznawania tych światów, ograniczę się jedynie do tego, iż Niebo i piekło wcale nie muszą wyglądać tak pięknie lub tak srogo, jak to przedstawiają religie czy też nawet literatura ze sztuką. Otóż pośrednią opcją, która poznajemy w niniejszej książce, jest egzystencja demonów i aniołów w miejscach, przypominających Ziemię, które po prostu tam żyją, pracują, uczą się i walczą na śmierć i życie pomiędzy sobą – wysłannikami nieba i piekła.. Przyznam szczerze, że ta interpretacja bardzo Mi się spodobała i już za chociażby samo to, należą się wielkie słowa uznania dla tej młodej autorki. Oczywiście, to tylko niewielka kropla w "morzu zaskoczeń", jakimi raczy Nas tutaj Belen Martinez Sanchez.

 

 Jak przystało powieść z gatunku paranomal romance, nie mogło zabraknąć tutaj wątku uczuciowego, który to rozpala się, trzeba przyznać że bardzo powoli i topornie, pomiędzy Dilettą a jednym z demonów - Aloisem. Ona jest bardzo naturalna, niewinna, dobra ze swej natury. On zaś jest bardzo okrutny, porywczy, nie znająca znaczenia słowa litość i współczucie, czyli można by rzec - 100 %- owym demonem. Ale to właśnie tych dwoje bohaterów, tak bardzo różnych od siebie, zaczyna darzyć siebie miłością, która choć nie powinna nigdy się narodzić, to jednak wbrew jakiejkolwiek logice i zdrowemu rozsądkowi - powstała..Wraz z tym uczuciem możemy zaobserwować bardzo ciekawą przemianę obojga tych bohaterów, którzy wraz z kolejnymi stronami tej opowieści, stają się odpowiednio - bardziej demoniczna i bardziej ludzki, by móc spotkać się mniej więcej w połowie drogi do tego, co można by nazwać związkiem starego demona z wciąż jeszcze bardzo ludzką kobietą..

 

 Warsztat pisarski książki dorównuje wysokiemu poziomowi fabuły opowieści. Autorka zdecydowała się na prowadzenie narracji w formie pierwszoosobowej, jednakże z dwóch zupełnie innych perspektyw. Jak nie trudno się domyślić, są to perspektywy Diletty i Aloisa. I trzeba tutaj zaznaczyć, iż był to krok jak najbardziej słuszny, gdyż dzięki temu otrzymujemy możliwość swoistego uczestniczenia w tych wszystkich wydarzeniach z życia głównych bohaterów, ale także i szansę na jeszcze bardziej dogłębną analizę tych dwóch różnych światów, które to, zwłaszcza początkowo, tak bardzo są od siebie inne, oddalone. To naprawdę świetna zabawa dla czytelnika, który poprzez konfrontację tak odrębnych punktów widzenia rzeczywistości, ma nie tylko bardzo ciekawą lekturę przed oczyma, ale także i mnóstwo powodów do uśmiechu, wynikającego z licznych nieporozumień pomiędzy dwojgiem bohaterów. Solidne dialogi, brak długich momentów statycznych i poprawność językowa polskiego tłumaczenia, dopełniają tylko jak najbardziej pozytywne wrażenie z owej lektury. I jeszcze tylko jedno słowo na temat grafiki zdobiącej okładkę książki. Otóż jest ona bardzo klimatyczna, przywołująca z jednej strony na myśl grozę, z drugiej zaś ekscytację rodem z gorącego romansu..

 

 Powieść  Belen Martinez Sanchez z pewnością przypadnie do gustu wszystkim młodym czytelnikom, którzy uwielbiają tego typu historie o demonach, aniołach i trudnych wyborach miłosnych. Niemniej książka ta powinna spodobać się także i starszym odbiorcom, którzy będą mogli odnaleźć tutaj naprawdę solidnie skonstruowaną intrygę kryminalno - obyczajową, zahaczającą przy okazji o takie kwestie jak chociażby przyjaźń, poświęcenie czy też pustkę i powierzchowność Naszego codziennego życia, które to w każdej chwili może nagle się zakończyć..Myślę, że książka ta tak naprawdę niesie sobą znacznie więcej wartości i mądrości, niż mogłoby się to wydawać na pierwszy rzut oka. Lubię tego typu zaskoczenia gdyż dzięki temu raz jeszcze upewniam się w tym oto przekonaniu, iż literatura wciąż jest nieodgadniona i nieprzewidywalna..

 

 "Dzień, w którym umarłam" to pozycja warta poznania i zapamiętana z dwóch powodów. Przede wszystkim dlatego, iż reprezentują sobą naprawdę dobry przykład literatury fantasy, wyróżniający się na tle innych tego typu publikacji. Po drugie zaś jestem przekonana o tym, iż nazwisko tej młodej hiszpańskiej pisarki zagości na trwałe w światowej literaturze tego nurtu, raz po raz racząc Nas kolejnymi swoimi interesującymi dziełami. Polecam i gorąco zachęcam do lektury tej książki, a sama po cichu liczę na kontynuacją tej powieści w jak najszybszym okresie czasu:)

Link do opinii
Avatar użytkownika - xrosemarie
xrosemarie
Przeczytane:2014-10-14, Ocena: 3, Przeczytałam, Mam,
Powieść "Dzień, w którym umarłam" była jedną z wrześniowych zapowiedzi, których wyczekiwałam. Opis wydawał mi się ciekawy, intrygujący, ale jednocześnie wiedziałam, żeby nie oczekiwać po niej zbyt wiele, bo to debiut literacki, a nie od dzisiaj wiadomo, że rządzą się one swoimi prawami. Autorką tej książki jest Belen Martinez Sanchez, młodziutka hiszpańska pisarka, laureatka konkursy literackiego na najlepszą powieść młodzieżową. Jesteście ciekawi, jak mi się spodobała? Cóż, fajerwerków z pewnością nie było. Główną bohaterką tej historii jest Diletta Mair. Wyróżnia ją heterochromia, czyli różnobarwność tęczówek. Jednak nie tylko przez ten aspekt jest inna: Diletta bowiem widzi także duchy odkąd tylko pamięta. Nauczyła się, aby o tym nie mówić i za wszelką cenę starać się je ignorować. Całe jej życie ulega niewyobrażalnej zmianie, gdy drugiego października dwa tysiące trzeciego roku nastolatka umiera. Diletta odkrywa, iż naprawdę istnieje życie po śmierci... A wraz z nimi anioły i demony. Mam mieszane uczucia po lekturze tej książki. Z jednej strony czytało się ją naprawdę szybko, ale z drugiej raziły mnie mankamenty tutaj występujące, co po prostu nie pozwoliło mi w pełni na czerpanie z przyjemności z czytania. Muszę przyznać, że to jedna z tych powieści, do których czytania najzwyczajniej w świecie się zmuszałam. Widać gołym okiem, że jest to debiut, a Belen Martinez Sanchez ma jeszcze przed sobą długą drogę do ulepszenia swojego warsztatu pisarskiego. Nie udało jej się na tyle mnie zaciekawić, żebym z wypiekami na twarzy pochłaniała losy Diletty. Koncepcja aniołów i demonów to temat rzeka i naprawdę wiele w tej dziedzinie można zdziałać, jednak tutaj według mnie została ona zbyt słabo rozwinięta i zarysowana, tak jakby pisarka nie do końca wiedziała, jak ją czytelnikowi przedstawić. Sanchez także nie udało się uniknąć tego błędu, który spotyka innych początkujących pisarzy: zbyt szybko starała się wyjaśnić swoje pomysły. Efekt? Pozbawienie tego uczucia zaintrygowania, ciekawości już na samym wstępie. Bohaterowie zwyczajnie do mnie nie przemówili. Tej młodej hiszpańskiej pisarce brak jeszcze wprawy w pisaniu, a tym bardziej kreowaniu ciekawych osobowości. Diletta jest jedną z tych głównych postaci, których nie da się polubić. Nieustannie irytująca, infantylna, często płacząca i generalnie po prostu sprzeczna. Z jednej strony autorka "Dnia..." stara się zaprezentować ją jako asertywną osobę, a z drugiej jako typową sierotkę występującą w tego rodzaju książkach. Jakby sama nie mogła się zdecydować na jeden wariant. Jeśli chodzi o męską stronę do wzdychania - tutaj takiej nie znalazłam, choć w zamierzeniu miał zapewne być to Alois Petersen. Ja naprawdę wiele rozumiem i sama wprost uwielbiam sarkastycznych bohaterów, ale lubię powtarzać, że we wszystkim trzeba zachować umiar. A Alois niebotycznie wkurza, sprawiał, że chciałam zarzucić tę lekturę i nigdy do niej nie wracać. Podobnie jak u Diletty, u niego też dostrzegłam tą sprzeczność w zachowaniu. Odniosłam wrażenie, jakby Belen Martinez Sanchez brakowało konsekwencji w tworzeniu bohaterów i nadawaniu im unikalnych cech charakteru. Powieść "Dzień, w którym umarłam" niestety, ale nie spodobała mi się. Zapewne gdybym była o kilka lat młodsza, pisałabym teraz pozytywną recenzję. Młodsza jednak nie jestem i ta książka utwierdziła mnie w przekonaniu, że nawet w powieściach typu young adult poszukuję czegoś, co mnie pochłonie i zaciekawi. Jednak to, że mi ona nie przypadła do gustu, wcale nie znaczy, że u Was będzie tak samo. Jestem pewna, że osobom poszukującym lekkiej i niewymagającej lektury to dzieło się spodoba.
Link do opinii
Avatar użytkownika - cyrysia
cyrysia
Przeczytane:2014-10-14, Ocena: 5, Przeczytałam, 52 książki w 2014 roku,
Czy istnieje życie po śmierci? Jeśli tak, to jak wygląda niebo i piekło? Czy anioły rzeczywiście są dobre, a demony złe do szpiku kości? A może to tylko nasze wyimaginowane wyobrażenia? Belén Martínez Sánchez w swojej książce ''Dzień, w którym umarłam'' pokazuje, że nic nie jest takie, jakim się wydaje. Siedemnastoletnia Diletta Mair jest na pozór zwyczajną dziewczyną, jakich wiele. Ale pod fasadą normalności skrywa pewien sekret- widzi i słyszy duchy, choć skutecznie je ignoruje. Wraz z rozpoczęciem nowego roku szkolnego coś się nagle zmienia, kiedy przez przypadek zostaje zraniona floretem (rodzaj broni) przez kolegę z klasy Aloisa Petersena. Od tego incydentu zjawy nie dają jej spokoju, co kończy się tragicznym wypadkiem. Drugiego października dwa tysiące trzeciego roku świat przestaje dla niej istnieć. Tego dnia Diletta umiera i przenosi się do Panteonu, czyli piekła, gdzie zostaje demonem zwanym Lilim. Jakby tego było mało, spotyka tam Aliosa. Kim tak naprawdę jest uczeń z jej klasy i jakie plany mają wobec niej mieszkańcy piekła? Jestem bardzo miło zaskoczona niniejszym debiutem młodziutkiej hiszpańskiej pisarki, Belen Martinez Sanchez, laureatki Konkursu Literackiego na najlepszą powieść młodzieżową. Książka podbiła serca nastolatków w Hiszpanii, a teraz próbuje przypaść do gustu polskim czytelnikom. Moją sympatię już zaskarbiła. Początkowo byłam przekonana, że mam do czynienia z tematyką wampirów, a nie ze skrzydlatymi istotami. Niemniej lekkie rozczarowanie rozpłynęło się we mgle, kiedy tylko zagłębiłam się w fabułę, która wprawdzie jest nieco schematyczna, jednak zawiera ewidentny powiew świeżości. Poznajmy nastoletnią Dilettę, a także jej przyjaciół i najbliższe otoczenie. Dziewczyna mieszka sama z mamą, gdyż ojciec zostawił je wiele lat temu. W jej życiu nie dzieje się nic zaskakującego, poza tym, że widzi duchy. Na szczęście nikt nie zna jej sekretu, aż do momentu niefortunnego epizodu z Aloisem. Chłopak odkrywa jej dar, sam również ma swoje tajemnice. Autorka zapewniła nam nie lada atrakcje. Od pierwszych chwil czuć wszechobecne napięcie i złowieszczy nastrój grozy. Okazuje się, że anioły i demony podjęli walkę o duszę dziewczyny, co w konsekwencji przyczyniło się do jej śmierci. Teraz w czeluściach piekieł próbuje zacząć ''żyć'' od nowa. Z jakim to wyjdzie rezultatem? Spodobała mi się zgoła odmienna wizja pisarki dotycząca piekła i nieba. Człowiek po śmierci może sam dokonać wyboru, po której stronie mocy pragnie stanąć. Ciekawa perspektywa. Na dodatek, nie ma tu klasycznego podziału na nieskazitelnie dobrych aniołów i odrażających diabłów. Pokazane są także różne odcienie szarości. Największym atutem tej książki są jej bohaterowie: naturalna, pewna siebie, zadziorna, pyskata, ale też wrażliwa, dobroduszna i bojaźliwa w obliczu zagrożenia, Diletta oraz ''... okrutny, zarozumiały, wyniosły, arogancki, zimny, dumny, bezwzględny, porywczy, bezduszny, nieczuły, powierzchowny, pyszny, egocentryczny?'' Alois, demon z wyższym niż Mount Everest ego. Ale za tą fasadą zła kryje się jednak zalążek dobra, który za sprawą Diletty zdaje się ewoluować. Między nimi iskrzy aż miło. Nie myślcie jednak, że dostaniecie słodki niczym miód wątek miłosny. Przeciwnie. Ich relacje są oparte na wzajemnych docinkach, uszczypliwościach czy sarkastycznych wypowiedziach. Rozrywka gwarantowana. Powieściopisarka ma lekkie, proste pióro, pisze ciekawie, dynamicznie i bardzo obrazowo. Pierwszoosobowa narracja prowadzona jest z punktu widzenia Diletty i Aloisa. Dzięki temu bez trudu można przeniknąć do ich myśli, uczuć i lepiej zrozumieć ich zachowanie i emocje, które nimi targają. Tempo akcji całkiem żwawe, wydarzenia gonią wydarzenia, wśród nich kryją się m.in.: zdrady, spiski, ataki wrogów, krwawe bitwy, tajemnicze morderstwa, ucieczki, itp. W wielu sytuacjach bohaterowie będę musieli wykazać się nie lada męstwem, sprytem, odwagą oraz pomysłowością. Często będą podejmować wybory, nie zawsze zgodne z tym co czyni tłum. Ale dzięki temu stają się bardziej wiarygodni dla czytelnika. Nie brak też sporej dawki czarnego humoru. Minus daje jedynie za drugoplanowe postacie, które w moim mniemaniu są za mało wyraziste i charakterne. Mimo to w ogólnym rozrachunku jest to pozycja frapująca i godna uwagi. Nie żałuję czasu spędzonego przy tej lekturze, dlatego polecam ją wszystkim wielbicielom gatunku i nie tylko. Znajdziecie tu przyjaźń, miłość, zdrady, wzajemne nieporozumienia, konflikty, niechęci, urazy, walkę z własnym losem, z własnymi przekonaniami i spojrzeniem na rzeczywistość oraz widowiskowe konfrontacje między aniołami a demonami itp. Zapraszam do czytania.
Link do opinii
Avatar użytkownika - Amarisa
Amarisa
Przeczytane:2014-10-02, Ocena: 4, Przeczytałam, 52 książki 2014, Mam,
Diletta Mair od zawsze była inna niż reszta jej rówieśników. Nie tylko ze względu na heterochromię, wadę genetyczną wywołującą różnobarwność tęczówek, ale głównie z powodu pewnego daru - choć ona uznaje go za przekleństwo. Od dziecka jest wrażliwa na obecność bytów niematerialnych. Nie tylko je widzi, ale również czuje i słyszy. Na co dzień zmuszona jest się pilnować, aby niczym nie zdradzić się przed bliskimi jej osobami, a także samymi duchami, które stają się dość nieprzyjemne, jeśli zauważą, iż żywa osoba potrafi je dostrzec. Do tej pory świetnie jej się to udawało, ale pewnego dnia wydarzyło się coś, co zapoczątkowało lawinę zdarzeń prowadzących do zaskakującego finału. Diletta umiera, lecz zamiast zaznać obiecanego wiecznego spoczynku, trafia do Panteonu będącego siedzibą demonów jako jedna z nich. Odtąd nic nie jest takie, jakie być powinno. Anioły, te cudowne, nieskalane istoty mające chronić ludzkość przed zakusami Szatana, okazują się być bezlitosne i brutalne, a spotkanie z nimi niechybnie kończy się śmiercią, tą ostateczną, prowadzącą do tego, że jedyne, co czeka człowieka w "niebie" to nicość, niebyt... Tymczasem Diabeł i jego dziatwa nie są takie straszne jak je malują. Tu przynajmniej można liczyć na drugą szansę, kolejne życie - jakie by ono nie było. Tylko czy Diletta odnajdzie się w tym nowym, jakże obcym dla niej świecie? "Dzień, w którym umarłam" to debiut literacki Belen Martinez Sanchez, młodziutkiej hiszpańskiej pisarki, laureatki konkursu literackiego na najlepszą powieść młodzieżową. Jej głównymi bohaterami są wspomniana już Diletta oraz Alois Petersen, kolega z jej klasy, którego dziewczyna niezbyt lubi. Jest on bowiem arogancki, złośliwy, impertynencki, egoistyczny, bufonowaty, uważający siebie za lepszego od innych. Jednak przy wszystkich jego wadach nie da się zaprzeczyć, iż odznacza się prawdziwym geniuszem niespotykanym u większości ludzi. To właśnie losy tych dwojga śledzimy w powieści. Przewrotny los doprowadził do tego, że tych dwoje, zupełnie wbrew sobie, zostało ze sobą związanych. Jak łatwo można się domyślić, gdyż jest to typowy motyw współczesnych młodzieżówek, pomiędzy nimi powoli zaczyna kiełkować cieplejsze uczucie. Oboje jednak zupełnie nie rozumieją, co się z nimi dzieje (co dla mnie osobiście było zupełnie niezrozumiałe, wręcz absurdalne). Nie potrafią, wręcz nie chcą, ani nazwać, ani też przyznać się do targających nimi emocji (przez co niejednokrotnie ich zachowanie bardzo mnie irytowało). Ów wątek miłosny stanowi podwalinę dla całej historii opowiedzianej przez autorkę Drugim motywem powieści jest odwieczna walka pomiędzy Aniołami i demonami, które tutaj noszą miano Lilim - od imienia pierwszej żony Adama, Lilith. Muszę przyznać, że spodobało mi się to odwrócenie ról. Anioły jako te złe, a demony... choć dobrymi bym ich może nie nazwała, to z pewnością są o wiele lepsze od ptaszydeł, jak zwą swych anielskich przeciwników. W pewien sposób było to dla mnie nowe doświadczenie. Do tej pory czytałam zaledwie kilka powieści, w których bohaterami były anioły i demony. Łatwo można się domyśleć, że za każdym razem ich role były standardowe - ci pierwsi stanowili wcielenie piękna, czystości i dobra, drudzy zaś byli ich lustrzanym odbiciem, istotami rodem z sennych koszmarów. Konflikt tych dwóch stron ukazany został przez autorkę całkiem ciekawie i przekonująco. Miłym zaskoczeniem było dla mnie pojawienie się pewnego, jakby to nazwać, elementu, który jeszcze bardziej namieszał w i tak już zaognionych relacjach pomiędzy aniołami i demonami. To coś sprawiło, że z jeszcze większym zainteresowaniem śledziłam losy bohaterów zastanawiając się, jak to wszystko się zakończy, w obliczu TAKICH rewelacji. Książka "Dzień, w którym umarłam" to całkiem niezły debiut literacki Sanchez. Gdyby autorka bardziej się postarała i dopracowała głównych bohaterów, zwłaszcza ich wzajemne relacje, mogłabym ją nazwać nawet bardzo dobrą lekturą dla młodzieży. Mamy tu opowiedzianą całkiem ciekawą historię, choć z oklepanym tematem. Niemniej jednak całość jako taka ma ręce i nogi, nie ma chaosu, który przytrafia się wielu debiutującym pisarzom. Sanchez pisze lekko, zrozumiale, prosto - językiem typowym dla nastoletnich czytelników, bez zbędnych udziwnień, dłużyzn, rozwlekłych opisów i rozbudowanych dialogów. Od razu zaznaczę, iż jeśli szukacie czegoś ambitnego czy na długo zapadającego w pamięci, to niestety nie pod tym adresem. Dzieło Sanchez to taka typowa książka na jeden, może dwa wieczory, idealna, aby się rozerwać i odprężyć. I w tym kontekście wypełni swe zadanie. W każdym innym niestety polegnie. Niemniej jednak spędziłam przy niej miło czas. Nie żałuję, że zdecydowałam się na jej lekturę. Komu mogę ją polecić? Z pewnością osobom lubującym się w gatunku, jakim jest paranormal romance, oraz wszystkim tym, którzy mają słabość do aniołów i demonów. A że i ja do nich zdecydowanie należę, dlatego też sięgnęłam po "Dzień, w którym umarłam". Moja ocena: 4/6 http://magicznyswiatksiazki.pl/?p=13982
Link do opinii
Avatar użytkownika - Kaena
Kaena
Przeczytane:2014-10-01, Ocena: 4, Przeczytałam, 12 książek 2014 r., Fantastyka, Posiadam, Ulubione,
ŚMIERĆ TO DOPIERO POCZĄTEK Czy rzeczywiście nasze wyobrażenia na temat piekła i nieba są właściwe? Czy anioły są dobre, a demony przesiąknięte złem na wskroś? Belen Martinez Sanchez w książce pt. ,,Dzień, w którym umarłam" zupełnie zniekształca ten obraz i daje nową wizję życia po śmierci. Od samego początku tajemnica goni tajemnicę. Wiele sytuacji jest zagmatwanych i poplątanych. Na pierwszych kartach powieści poznajemy nastolatkę - Dilettę - jej przyjaciół i najbliższe otoczenie. Młodziutka dziewczyna prowadzi dość spokojne, niczym niewyróżniające się życie. Mieszka z mamą, a ojca ledwie pamięta, bowiem opuścił je wiele lat temu. Okazuje się jednak, że życie Diletty nie do końca jest zwykłą egzystencją, której koniec tak naprawdę jest dopiero początkiem. Owe tajemnice piętrzące się od pierwszych kart powieści, zostają w równomierny sposób odkrywane, co popycha czytelnika do dalszego śledzenia losów bohaterów i nie powoduje tego irytującego uczucia, że nic tak naprawdę nie jest wiadome. Wszystko dawkowane jest odpowiednio i z wyczuciem. Równolegle autorka wprowadza wątek osadzony wokół życia Aloisa Petersena - tajemniczego, aroganckiego chłopaka, który nie do końca jest tym na kogo wygląda. Wszystko zaczyna się komplikować w momencie, kiedy drogi Aloisa i Diletty krzyżują się. Od tego momentu świat dziewczyny staje na głowie i bynajmniej nie chodzi tutaj o największą oczywistość, jaką byłaby miłość dwojga ludzi. Wprost przeciwnie, na początku jedynym uczuciem jakie się między nimi pojawia, jest nienawiść. To jednak nie zmienia faktu, że od tego momentu Diletta nieuchronnie przybliża się do śmierci, a plany, jakie mieli wobec niej aniołowie, zaczynają legnąć w gruzach. Wybory, jakich dokonują bohaterowie, są typowymi decyzjami osób, które w młodym wieku kierują się w życiu sercem, a nie rozumem. Nie neguję tego, w końcu jest to powieść młodzieżowa, a czytelnicy, do których jest ona kierowana, właśnie takiego rozwoju akcji oczekują. Dodatkowo język, jakim napisana została książka, jest bardzo dynamiczny i przystępny. Dzięki temu szybko się ją czyta. Narracja powieści prowadzona jest z perspektywy dwóch głównych bohaterów. Moim zdaniem zdecydowanie lepsza i zręczniej ujęta została perspektywa Diletty. Może to wynikać z faktu, że książka napisana jest przez kobietę, a nie trudno się domyślić, że w takim przypadku łatwiej się było autorce zidentyfikować właśnie ze światem widzianym oczyma dziewczyny. Tym bardziej odnoszę takie wrażenie, ponieważ często słowa i myśli Aloisa pasowały raczej do kobiety niż do mężczyzny. Ogólny schemat fabuły jest dość przewidywalny, jednak można się było doszukać tutaj kilku zaskakujących, ciekawych zwrotów akcji. Już od samego początku główny wątek skojarzył mi się z ogólnym zarysem ,,Zmierzchu" Stephenie Meyer. Mamy oto dwójkę bohaterów, bardzo różniących się od siebie, a także przyjaciela Diletty, który podkochuje się w niej. Wszystkie dalsze wydarzenia, jak można się łatwo domyślić, opierają się na typowym schemacie tego typu powieści młodzieżowych. Szkoła, uczniowie, ich codzienność, plotki i miłostki - ileż tego już było w różnych powieściach? Na dodatek miła dziewczyna posiada wiernego, zakochanego w niej przyjaciela i poznaje zamkniętego w sobie gbura - to standard w powieściach młodzieżowych. Kiedy już zamierzałam spisać tę książkę na straty, zdarzyło się coś, co zupełnie odmieniło moje zdanie. Jak to już w samym tytule pani Sanchez unaoczniła, główna bohaterka w pewnym momencie umiera. Choćby nie wiem jak niedorzecznie to brzmiało, to właśnie od chwili śmierci Diletty Mair akcja książki nabiera rozpędu i wręcz nie można się od niej oderwać. Nie należy się więc zrażać na samym początku, ponieważ jak już uda nam się dobrnąć do pierwszego zwrotu akcji, okaże się, że schematy się kończą i rozpoczyna się dość ciekawa akcja. Wiele trafia się też na początku nieścisłości. Weźmy chociaż pod uwagę dość dziwaczny sposób, w jaki Diletta reaguje na wszelkie osobliwości nie z tego świata. Z jednej strony od urodzenia ma dar, albo raczej jej przekleństwem jest zdolność widzenia zjaw, duchów i upiorów, z drugiej zaś strony bardzo dziwi się na widok anioła, czy demona. Niby przerażają ją dziwne zjawiska, których jest świadkiem, a jednocześnie duchy są dla niej czymś zupełnie normalnym. Mimo tych nieścisłości czy początkowego schematyzmu, książkę uważam za zręcznie napisaną. Myślę, że przypadnie ona do gustu młodym czytelnikom i nie rozczarują się oni. Warto bowiem dowiedzieć się jak wyglądało życie po śmierci Diletty Mair i dokąd los ją zaprowadził.
Link do opinii
Diletta Mair jest zwyczajną dziewczyną, jedyne, czym zwraca uwagę to różnokolorowe oczy. Diletta prowadzi z pozoru spokojne życie, aż do momentu rozpoczęcia nowego roku szkolnego. Nieoczekiwanie zostaje zraniona przez kolegę z klasy Aloisa. Aroganta i po prostu chamskiego osobnika. Od tego momentu jej życie biegnie z pewnością nie w dobrą stronę. Najlepszy przyjaciel chce ją zabić, duchy, które widzi uwzięły się na nią a Alois, pomimo, że jest sprawcą jej problemów, nie raczy udzielić pomocy. Wszystko było by dobrze, gdyby Diletta nie umarła. Jednak to nie koniec książki, oj nie, to dopiero początek. Przed bohaterką piekło staje otworem a jej ukryty dar sprawi, że dziewczyna szybko zaczyna awansować w hierarchii wojska Panteonu. W książce spotykamy się z diabłami zwanymi Lilim oraz aniołami. Można by oczekiwać, że anioły są dobre a diabły złe. Nic bardziej mylnego. Postacie nie są czarne i białe, lecz pokazane w odcieniach szarości. Przebywając w Panteonie, czyli piekle miałam wrażenie, że jestem w realnym świecie, gdzie każdy ma prace i żyje normalnie, a jedyne, na co trzeba uważać to ataki aniołów. Diletta jest dziewczyną, którą łatwo polubić. Mówi, co jej ślina na język przyniesie, co nie raz prowadzi do kłopotów. Bohaterka wielokrotnie przejawiała brak odwagi i to mi się nie podobało. Otrzymała wysokie stanowisko a tak naprawdę nie umiała walczyć. Z biegiem czasu można zauważyć subtelną zmianę i Diletta dorasta. Jeśli chodzi o Aloisa, drugiego bardzo ważnego bohatera mogę powiedzieć, że jego wysokie mniemanie o sobie ubawiło mnie do łez. ,, A ja, Alois Petersen, cudowne dziecko, bez wątpienia jestem doskonały" Takich uwag nie brakuję i wielokrotnie arogancja bohatera mnie zdumiewała. Od początku podejrzewałam, że pod tą zbroją znajduję się chłopak, który ma dobre, lecz samotne serce. Książka nie jest wielkim arcydziełem i oryginalnością nie grzeszy, jednak zakochałam się. Dlaczego? Po pierwsze," Invocato" Pani Agnieszki Tomaszewskiej jest moją ulubioną książką, do której wracałam już wielokrotnie. ,,Ja, diablica" również napisana jest podobnym stylem i dawno nie trafiłam na książkę, przy której bawiłam się równie dobrze jak przy wyżej wymienionych, aż tu niespodziewanie trafiłam na ,,Dzień, w którym umarłam". Kolejny powód, dla którego polecam jest humor na najwyższym poziomie. Bohaterowie są interesujący i posiadają mocne charaktery. Nie mogę nie wspomnieć o okładce. Jest straszna, mam wrażenie, że gdzieś ją widziała i moim zdaniem nie pasuję do treści. Książka jest napisana prostym, młodzieżowym językiem, który świetnie się sprawdza. Czyta się szybką dzięki dynamicznej akcji. Początkowo myślałam, ze to kolejny zwykły paranormal, szkoła i pewny siebie chłopak, ile tego już było? Nie oczekiwałam wiele, jednak, kiedy Diletta umarła i przeniosła się do Panteonu książka całkowicie mnie pochłonęła i szczerze zaskoczyła. ,,Dzień, w który umarłam" to książka w szczególności skierowana do młodzieży. Napisana jest w oryginalny sposób i posiada ten specyficzny rodzaj humoru, który lubię. Między Dilettą a Aloisem zaczyna rozwijać się uczucie a mimo to do ostatniej strony nie szczędzą sobie złośliwości. Jeśli szukacie książki poważnej i skłaniającej do przemyśleń, odradzam. Ten arogancki diabeł i płochliwa wariatka zapewnią wam świetną zabawę i wielokrotnie rozbawią. Polecam żądnym dobrej zabawy!
Link do opinii

„Dzień, w którym umarłam” w moim mniemaniu całkowicie zasłużył tytuł bestsellera. Powieść dedykowana dla młodzieży, mimo swoich rażących wad, potrafi zainteresować także starszych czytelników.
Bardzo przystępny styl pisania autorki, opisy ograniczone do niezbędnego minimum i realistyczna prostota stworzonego przez nią świata, sprawiają, że książkę czyta się błyskawicznie, a po skończonej lekturze ma się chęć na sięgnięcie po pozostałe książki autorki.

Link do opinii
Avatar użytkownika - edytaj7
edytaj7
Przeczytane:2017-02-04, Ocena: 4, Przeczytałam,
Avatar użytkownika - dunia20002
dunia20002
Przeczytane:2016-08-23, Ocena: 6, Przeczytałam,
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Katar duszy
Joanna Bartoń
Katar duszy
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Klubowe dziewczyny 2
Ewa Hansen ;
Klubowe dziewczyny 2
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje
Reklamy