W jaki sposób urna z prochami matki wpłynie na życie wziętego scenarzysty? Czy angielski kucharz, zagorzały fan legendarnej grupy A B C, aby nie przesadził ze stekami? Co ma do powiedzenia pewien Chińczyk, którego zmorą jest litera R? Dlaczego Arab z Polakiem przespali upadek muru berlińskiego? Z jakiego powodu słowo ,,alibi" staje się imieniem żeńskim? Na te, i na inne pytania, odpowie Hubert Klimko-Dobrzaniecki w swoim najnowszym zbiorze opowiadań. Śmiertelnie poważnym i śmiertelnie śmiesznym.
Wydawnictwo: Noir sur Blanc
Data wydania: 2017-09-14
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 160
Przebieracz i obmacywacz trupów, zimny doktor, preparator, czyli ten, kto przygotowuje zwłoki przed pochówkiem. Praca, którą para się główny bohater...
Islandia - odległa wyspa na północy Europy, kraina lodu, gigantów i wulkanów - urzekająca i budząca fascynację, chociaż mało znana...
Przeczytane:2017-10-24, Ocena: 5, Przeczytałam, Mam, Egzemplarz recenzencki,
O Hubercie Klimko-Dobrzanieckim usłyszałam po raz pierwszy, o ile dobrze pamiętam, za sprawą nominowanej do Nagrody Literackiej Nike powieści (z przedrostkiem mikro- lub quasi-) Dom Róży. Krýsuvík, lecz to nie wtedy sięgnęłam po książkę. Stało się to dość niedawno, dzięki powieści Preparator, wydanej z serii „Na F/aktach”, która stoi obecnie na półce „do przeczytania”. Wtedy dowiedziałam się o autorze paru ciekawych informacji, choćby tego, że dziesięć lat spędził w Islandii, po islandzku oraz po angielsku wydał trzy tomiki poezji. Dżender domowy i inne historie to najnowsza propozycja autorstwa Dobrzanieckiego.
Książka stanowi zbiór zabawnych, często absurdalnych opowiadań. W każdym z nich odnajdziemy pewną dozę nieprawdopodobieństwa. W każdym z nich Dobrzaniecki stara się zwodzić czytelnika, zaskakując go w końcówce. Dlatego też czytając kolejne opowiadania stajemy się coraz czujniejsi, próbując odgadnąć, co wydarzy się za chwilę, jaka będzie pointa historii. Bohaterowie tekstów, choć zupełnie różni, mają coś, co ich łączy. Dobrzaniecki wykreował takie postaci, które znajdują się w sytuacji problematycznej; sytuacja ta wynika albo z przeszłości bohatera, albo też zostaje spowodowana serią zdarzeń. Stąd pojawiają się Piłat, który próbuje uciszyć swoje wyrzuty sumienia; pisarz w średnim wieku z nieoczekiwaną erotyczną przygodą; szef kuchni uwielbiający muzykę New romantic. Mamy także pracownika domu wariatów, którego historię można skwitować stwierdzeniem „uważaj o co prosisz”.
Otwieram oczy i zaraz chcę je zamknąć. Białe ściany, pustka, echo… Muszę wstać, muszę zacząć żyć. Muszę coś zjeść. Biała lodówka, pusta, echo… Wszystko już wyjadłem, nawet dżem rabarbarowy i resztkę krakersów. […] Jestem gruby, kulawy, stary, rozwiedziony, płacę kupę alimentów, nie mam tradycyjnego wykształcenia, a przecież byłem tak blisko.
Dobrzaniecki sprawnie buduje swoje opowiadania, akcja w nich płynie wartko, czytelnik na pewno nie zdąży się znudzić - wręcz przeciwnie, może odczuwać niedosyt po szybkim zakończeniu. Na plus zasługuje język, którego autor nie skomplikował, dzięki czemu Dżender domowy i inne historie trafią bez problemu do każdego. Jedyne, co mnie trochę denerwowało podczas lektury, to dialogi – nie zawsze było wiadomo, kto w danym momencie się wypowiada, a przynajmniej nie wynikało to z zapisu; tu jednak większe pretensje należałoby mieć do redaktora niż pisarza. Całość jednak prezentuje się dobrze, a lektura sprawia przyjemność. Szkoda tylko, że książka jest tak krótka; gdyby historii było drugie tyle, moglibyśmy więcej czasu spędzić z bohaterami pana Dobrzanieckiego.
Zbiór czyta się naprawdę szybko, nadaje się idealnie w podróż, ponieważ dzięki książce nie zauważymy nawet, jak nam minął przejazd z punktu A do punktu B. Istnieje jednak zagrożenie, mianowicie może się przydarzyć, że przez zaczytanie przeoczymy nasz przystanek. No i współpasażerowie mogą rzucać w naszą stronę karcące spojrzenia, gdy będziemy mimowolnie chichotać podczas lektury.Dżender domowy i inne historie polecam tym wszystkim, którzy szukają literackiego odpoczynku w dobrym wydaniu. Przecież każdemu przyda się odrobina relaksu i spora dawka humoru, prawda?