Wydawnictwo: Od deski do deski
Data wydania: 2015 (data przybliżona)
Kategoria: Literatura faktu, reportaż
ISBN:
Liczba stron: 230
Bruno Stressmeyer nie lubi ludzi, psów, miasta, w którym mieszka, i władz, które nim rządzą. Nie lubi być zdrowy, choć o zdrowie skrupulatnie...
"Dom Róży" to przejmująca, bardzo osobista opowieść o starości i umieraniu w jednym w najbogatszych krajów świata. Hubert Klimko-Dobrzaniecki...
Ocena: 4, Przeczytałem, 52 książki 2019,
Pierwsza z cyklu książek na "F/Aktach", ale - jeśli mogę się pokusić o takie stwierdzenie po przeczytaniu pięciu książek tego cyklu - najbardziej wycyzelowana językowo. Książka, w której właściwie nie ma żadnego dziania się, mamy tu bowiem do czynienia z monologiem - wywiadem. Udziela go tytułowy preparator, człowiek który dokonał okropnej zbrodni.
Dobrzaniecki próbuje odpowiedzieć na pytanie, co takiego musiało wydarzyć się w życiu człowieka, co go musiało ukształtować, by ten posunął się do wynaturzeń i zbrodni, o których bardzo ciężko czytać, tym bardziej, że zbrodnia wydarzyła się naprawdę. Dużo tu pytań o duchowość człowieka (preparator jest świadkiem Jehowy a człowiek przeprowadzający wywiad - prawosławny), o śmierć (preparator to ten, który przygotowuje zwłoki do pogrzebu), o miłość rodzicielską, albo jej brak. Swój zawód tytułowy bohater przejął po ojcu, razem z całym mrokiem i niepokojem, jaki musi towarzyszyć temu trudnemu a jakże ważnemu zawodowi. Preparator zdaje się większym szacunkiem darzyć zmarłych nich żywych. Rozumie swoją pracę jako oddawanie zmarłym godności, szacunku, i przychodzi mu to łatwiej, niż nawiązanie normalnych relacji z żywymi ludźmi.
W ostatecznym kształcie to opowieść o złu, jego niejednoznaczności, o tym, że tkwi w każdym, i aby się uaktywniło wystarczy niekiedy pewna sekwencja zdarzeń.
Można się zastanawiać, czy autor momentami nie umieścił zbyt wielu traum na zbyt małej ilości stron, ale ważniejszy od samej opowieści w tym wypadku jest sposób opowiadania i emocje jakie wywołuje. Proza, pozbawiona reporterskiego dystansu, to przybliża, to oddala nas od preparatora i jego rodziny, raz wywołując odrazę, raz coś na kształt współczucia, raz niedowierzanie. Autor znakomicie odnalazł język pasujący do opowieści - pozbawiony epatowania, unikający jednoznaczności i taniej sensacji.