Książka z trylogii "Dotyk Crossa" Sylvii Day znajduje na liście bestsellerów największej księgarni internetowej Amazon.com w Stanach Zjednoczonych i w Wielkiej Brytanii, a tymczasem w ostatnich dniach druga część trylogii pt. “Reflected In You”, wyprzedziła "Pięćdziesiąt twarzy Greya”. Spośród wielu tytułów erotycznych, które w ostatnich dniach pojawiły się na rynku wydawniczym na całym świecie, tylko ten jeden zagroził "Pięćdziesięciu twarzom Greya" i szybko wspiął się na najwyższe miejsca. Czytelniczki twierdzą, że "Dotyk Crossa" jest nie tylko gorącą powieścią erotyczną, ale również świetnie opowiedzianą historią o miłości.
Bohaterką książki jest młodziutka adeptka reklamy, Eva Tramell, która tuż po studiach zatrudnia się w agencji reklamowej z siedzibą w wieżowcu należącym do Gideona Crossa. Od pierwszego przypadkowego spotkania między Evą i Gideonem wybucha pożądanie. Ale zarówno Eva, jak i Gideon mają za sobą bolesną przeszłość, która nie pozwala im stworzyć normalnego związku. Rozwijająca się między nimi emocjonalna i fizyczna więź będzie ważną próbą. Gideon chce mieć Evę na wyłączność, opętał ją erotyczną grą, a jednocześnie nie chce jej dopuścić do siebie zbyt blisko. Ich relacja jest burzliwa, intensywna, uzależniająca. Ale też niszcząca.
Autorka, Sylvia Day, opublikowała „Dotyk Crossa“ 3 kwietnia 2012 własnym sumptem, najpierw w formie e-booka. Powieść szybko odniosła sukces, co przełożyło się na kontrakt z wydawnictwem Penguin, które nabyło prawa i ponownie wydało książkę w USA 24 maja (e-book) i 12 czerwca (wydanie papierowe).
Podczas specjalnej konferencji przedstawiciele wydawnictwa oświadczyli, że jest to najszybciej sprzedający się tytuł ostatniej dekady w ich ofercie.
W Polsce pierwsza część trylogii "Dotyk Crossa" ukaże się 21 listopada nakładem wydawnictwa Wielka Litera. Ale czytelniczki będą mogły poznać historię Evy i Gideona już 5 listopada, ponieważ dwa tygodnie przed premierą książkową w sprzedaży ukaże się wersja e-book.
Wydawnictwo: Wielka Litera
Data wydania: 2012-11-21
Kategoria: Romans
ISBN:
Liczba stron: 416
Tytuł oryginału: Bared To You
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Ksenia Sadowska
Czytałam na początku maja jedną z książek Sylvii Day i bardzo mi się podobała. Gdy mniej więcej dwa tygodnie później, moja „sąsiadka” wydawała cztery części Dotyku Crossa, serii spod pióra tej samej autorki, wzięłam je od niej bez zastanowienia, przepełniona nadzieją i wizją lekkiej, choć pikantnej lektury na spokojne, letnie wieczory. Już po pierwszym zerknięciu, spodobały mi się okładki i od razu skojarzyłam, że ta seria należy do erotyki i gorącego romansu. Niestety już na samym początku Cross mnie rozczarował.
Dotyk Crossa to pierwszy tom całej pięciotomowej serii. Historia ogólnie bardzo mocno przypomina serię o Grey'u.
Niesamowicie bogaty, obłędnie przystojny, młody, lecz doświadczony i skrzywdzony, kochający władzę mężczyzna, samiec Alfa vs (w tym przypadku) także zamożna, piękna, młoda, a równie doświadczona i pokrzywdzona, nie dająca zamknąć się w „złotą klatkę” kobieta, samica Alfa. Jedyne, co ich tak naprawdę łączy to wzajemna namiętność, seks, rywalizacja i to, jak zostali naznaczeni przez innych ludzi w przeszłości, co w ostatecznym rozrachunku prowadzi do stworzenia przez nich toksycznego, wyniszczającego związku.
Cała akcja toczy się na Manhattanie w pięknym Nowym Jorku.
Pierwsza część to głównie poznawanie bohaterów, Evy Tramell i Gideona Crossa, ich pierwsze zbliżenia, pierwsze kłótnie, wyjawienie mrocznych sekretów Evy, (demony Gideona nadal pozostają tajemnicą ;) ).
Jeśli chodzi o moją opinię to dla mnie opisów seksualnych było zdecydowanie za dużo i w pewnym momencie zaczęłam je omijać, tym bardziej, że każdy niby był inny, a jednak miałam wrażenie, że czytam ciągle to samo. Uważam też, że ogólnie szkielet powieści jest kopią Grey’a, a liczyłam na coś innego, niż przeżywanie Deja vu :) Przyznaję, że książka mimo wszystko jest ładnie napisana i płynnie się ją czyta, ale niestety czułam się po niej bardzo zmęczona.
Podsumowując, po przeczytaniu "Dotyku Crossa", czułam się rozczarowana, zmęczona i miałam poczucie zmarnowanego czasu. Polecam ją osobom, które były zafascynowane Greyem, ale jeśli ktoś już przy Greyu miał czerwoną lampkę, to od tego też trzymajcie się z daleka :)
Eva, główna bohaterka zaczyna nową pracę na Manhattanie, gdzie od niedawna mieszka. Jest młodą, atrakcyjną dziewczyną, pochodzi z zamożnej rodziny. Jej ojciec biologiczny jest policjantem, natomiast jej matka wybrała życie z innym mężczyzną, który jest w stanie spełnić jej marzenia. Eva mieszka razem z przyjacielem, który jest biseksualny. W pracy główna bohaterka poznaje Gideona, przystojnego „boga seksu”. Oboje wpadają sobie w oko. Zaczynają się spotykać, gdzie on jasno stawia sprawę, że mu w głównej mierze chodzi tylko o seks. Natomiast Eva nie jest osobą, która jest uległa i stawia na swoim.
Cóż mogę powiedzieć o tej książce? Początek łudząco podobny do „50 twarzy Greya”, aż nie chciało mi się zbytnio jej czytać, lecz się zmusiłam. (Bo przyznam ze po opiniach znajomych od razu kupiłam 5 części ). O co chodzi w tej książce ? A no jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o seks! Dwoje ludzi spotykają się, kochają się, kłócą, godzą, kłócą, godzą i tak w kółko. Lecz jedyne co mnie zaciekawiło w tej książce ( i wcale nie chodzi mi o sceny łóżkowe !) to to, że oboje mają tajemnice. Eva jest bardziej otwarta i szybciej je wyjawia. Lecz Gideon (uparty jak osioł) nie chce powiedzieć nic na temat swojej przeszłości. Może nie to było celem tej książki, ale niektóre teksty doprowadzały mnie do łez ze śmiechu. Nie uważam tej książki za godną polecenia. Oczywiście dla fanek erotyki jak najbardziej. Jak dla mnie jest to książka przeciętna.
Ukazanie się na rynku wydawniczym książki „Pięćdziesiąt twarzy Grey’a” uruchomiło prawdziwą lawinę publikacji wzorujących się na wspomnianej książce. Coraz więcej wydawnictw decyduje się na promowanie i wydawanie literatury erotycznej. Skąd bierze się rosnące wciąż zainteresowanie gatunkiem? Może to właśnie powieść Eriki Leonard i jej międzynarodowy sukces przyczyniły się do ośmielenia autorów i wydawania przez nich prac skrywanych do tej pory w przysłowiowej szufladzie? A może to tylko chęć dorobienia na aktualnym, popularnym ostatnio temacie? Przyznaję, że do tej pory nie przeczytałam jeszcze sławnej trylogii, ale postanowiłam sięgnąć po tę, napisaną przez Sylvię Day, rozpoczynającą się książką „Dotyk Crossa”.
24-letnia Eva Tramell zmienia dotychczasowe miejsce zamieszkania, wybierając tętniący życiem Nowy Jork. Świeżo po studiach obejmuje posadę asystentki w intensywnie rozwijającej się agencji reklamowej. W przeprowadzce towarzyszy jej przyjaciel z grupy wsparcia, biseksualista i dobrze rokujący model w jednej osobie, Cary. Ta para sporo przeszła razem, odbili się od przysłowiowego dna i teraz wydają się nierozłączni. No cóż, ale Cary to nie tytułowy Cross. Tego główna bohaterka poznaje w biurowcu, w którym ma rozpocząć pracę. Przypadkiem wpadają na siebie, ale od razu można wyczuć między nimi iskrzące pożądanie. Nieziemsko przystojny, czarujący multimilioner staje się szybko obiektem westchnień Evy. Jakież zdziwienie maluje się na twarzy dziewczyny, kiedy niespodziewanie, bez ogródek proponuje jej on niezobowiązujący seks.
”Dotyk Crossa” nie jest z pewnością lektura górnolotną. Szablonowym niestety wydaje się przedstawienie dwóch niezwykle bogatych, pięknych, wysportowanych osób, które łączy niczym nieskrywana namiętność, przeradzająca się powoli w miłość i wzajemne oddanie. Wpływ na relacje Evy i Gideona ma dość skomplikowana przeszłość, która miejscami łączy, a miejscami staje pomiędzy nimi w drodze do szczęścia, nie pozwalając o sobie zapomnieć.
Autorka od pierwszych stron serwuje czytelnikom szybkie tempo akcji, dzięki czemu książkę wręcz się pochłania, a nie czyta. Język powieści określiłabym mianem dość skąpego, niemniej jednak dialogi między bohaterami okazały się dość ciekawe, dowcipne, miejscami inteligentne. Scen seksu jest sporo, czasem przedstawione są lepiej, innym razem nieco gorzej, ale w ogólnym rozrachunku wypadają całkiem nieźle.
Jeśli chodzi o samych bohaterów mam względem nich mieszane uczucia. Eva wydaje się niestety rozpieszczoną, wychuchaną nastolatką, uciekającą za każdym razem, gdy na horyzoncie pojawia się problem nie do rozwiązania, w rezultacie okazujący się zwykłą błahostką. Nieco bardziej zdecydowany jest Cross, prowadzący z powodzeniem swoje interesy, wie, że to właśnie przy Evie może zaznać szczęścia, którego pragnie.
Sięgnięciu po tę książkę towarzyszyły mi obawy, czy książka mi się spodoba, czy to na pewno gatunek dla mnie. Nie oczekiwałam po tej lekturze zbyt wiele, miała stanowić rozrywkę i w tej kwestii się sprawdziła. Lekka, przyjemna, niezobowiązująca - tymi słowami ją określam. Decyzję o wyborze tej książki pozostawiam Wam, a sama zabieram się za jej kontynuację.
UWAGA: MOGĄ WYSTĄPIĆ SPOILERY.
Zastanawiam się czasem, czy sama nie robię sobie na złość. No bo po co pchać się z własnej, nieprzymuszonej woli w coś, co przez długi czas mnie odrzucało? Nie wiem jak u innych, ale gdzieś tam w mojej podświadomości buja się lista książek, po które nie sięgnę, nawet jeśli zacznę się bać, że któraś z nich wyskoczy mi z lodówki. Na tej liście znajdował się także „Dotyk Crossa” Sylvii Day. Co sprawiło, że zaczęłam ją czytać? Ciężko stwierdzić. Częściowo zainteresowała mnie całkiem wysoka ocena na lubimyczytac.pl, później w grupie 52 książki co jakiś czas natykałam się na ten tytuł, zupełnie jakby za mną łaził. W końcu dałam się ponieść greyowej manii – lutowa premiera ekranizacji książki E.L. James sprawiła, że dosłownie wszędzie roiło się od Any, Christiana i jego pięćdziesięciu twarzy, a co za tym idzie, podobne temu twory wróciły na tapetę. Głównie po lekturze trylogii Pięćdziesiąt odcieni stwierdziłam, że nie chcę dotykać Crossa, czy raczej żeby on dotykał mnie (chociaż bez bicia przyznaję, że film z Jamiem Dornanem i Dakotą Johnson mi się podobał. No, to teraz czekam na lincz). Ciekawość wzięła jednak górę, podobnie jak moja dewiza: nie krytykuj tego, czego nie znasz. Postanowiłam zatem poznać… i żałuję.
Pierwsze kilka stron mnie zwiodło. Nie mam pojęcia, czy kiedykolwiek dałam się tak oszukać po rozpoczęciu jakiejś książki. Wszystko dlatego, że pochwała powtarzająca się w wielu recenzjach sprawdziła się – faktycznie Sylvia Day dysponuje o niebo lepszym stylem niż E.L. James. Zwykle trzeba przebrnąć przez jakąś część powieści, żeby móc sobie wyrobić opinię w tej kwestii, ale tutaj to była naprawdę szybka piłka, co zresztą nie powinno nikogo dziwić, skoro Greya dałoby się zamknąć w kilku, może kilkunastu wyrażeniach, które powtarzały się przez całe trzy części. Rozumiem mieć jakieś ulubione powiedzonka, sformułowania i tak dalej, w końcu kto komu broni prawa do własnych dziwactw, ale we wszystkim jest jakaś granica. Wracając do tematu: „Dotyk Crossa” zaczął się nieźle. Nie łudziłam się, wiedziałam z jakim typem powieści mam do czynienia, co nie zmienia faktu, że nabrałam nadziei na miłą lekturę. To nie jest tak, że hejtuję „Pięćdziesiąt twarzy Greya” od góry do dołu, jestem po prostu zdania, że przy lepszym warsztacie pisarskim i innym poprowadzeniu fabuły powstałaby ciekawsza (ciekawsza dla mnie), lepsza trylogia. Tematyki się absolutnie nie czepiam, w końcu w bibliotekach jest miejsce i dla erotyków, i dla kryminałów czy fantasy. Cholera, znowu nie o tym, co chciałam… W każdym razie: rozsiadłam się wygodniej, nawet uśmiechnęłam, bo doszłam do wniosku, że może niepotrzebnie odrzuciłam twórczość Sylvii Day i zaczerpnę trochę przyjemności z czytania. Marzenie ściętej głowy, a głowa ta odpadła kilka akapitów później, kiedy to główna bohaterka pierwszy raz wpadła na obiekt swoich westchnień i szybko zaczęła myśleć o rżnięciu. Tak, musiałam użyć właśnie tego słowa. Pociąg seksualny jest normalny, gdy w pobliżu znajduje się atrakcyjna osoba, ale ten wyraz użyty od tak, od razu, nieco mnie odrzucił. Może jestem nadwrażliwa, trudno. I tak ta moja wrażliwość została nieźle narażona na szwank podczas śledzenia dalszej akcji.
Autorka dość szybko przeszła „do rzeczy”. Początkowo mnie to ucieszyło, później stopniowo nabierałam wrażenia, że wszystko dzieje się w zawrotnym tempie i człowiek nawet nie ma czasu, żeby ogarnąć, co się właśnie wydarzyło. Chociaż nie, to nie do końca prawda, bo książka mocno trzymała się schematu: szczęście-kłótnia-szczęście-kłótnia… Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie stałe odczucie, że te kryzysy w związku Evy i Gideona (jasny gwint, skąd to imię?) są momentami wprowadzone na siłę. W końcu musi się coś popsuć, żeby potem para mogła się pogodzić. Co do tego godzenia się, to mam bardzo mieszane uczucia w stosunku – ech, ta dwuznaczność – do scen erotycznych, które, rzecz oczywista, pojawiają się bardzo często. Niby są dopracowane i zmysłowe, niby autorce udawało się wytworzyć odpowiedni nastrój, problem w tym, że psuła go wulgarnymi wyrazami. Nie jestem osobą stroniącą od przekleństw, ale w książkach średnio za nimi przepadam, bo naprawdę potrafią zrujnować atmosferę.
Jak wspomniałam wcześniej, taka sinusoida uczuciowa w związku głównych bohaterów to coś normalnego, przecież nasze życie codzienne też wygląda jak jedna wielka fala Dunaju. Niestety momentami brakowało mi logiki w postępowaniu bohaterów, a przynajmniej nie była to logika pojmowana przeze mnie. Przykład: Eva miała za sobą niezbyt przyjemną przeszłość naznaczoną wykorzystywaniem seksualnym. Zasadniczo niewiele na ten temat mogę powiedzieć, bo podobne doświadczenia znam wyłącznie z innych książek, mimo to wydało mi się nieco naciągane, że kobieta, którą ktoś zmuszał kiedyś do współżycia, później wykazuje się taką… hm, inwencją, jeśli chodzi o intymny kontakt. Do tej pory sądziłam, że osoby po takich przejściach z trudem przechodzą do tego etapu relacji, dlatego zachowanie Evy odebrałam jako celowe naginanie rzeczywistości na potrzeby fabuły. Ale może się nie znam, więc to zostawmy. Nie mogę jednak przejść obojętnie wobec dwóch perełek, czyli dwóch scen, które powaliły mnie na łopatki i sprawiły, że zabrakło mi słów komentarza. Co zabawne, występują one praktycznie jedna po drugiej, co tylko spotęgowało efekt zdziwienia czy raczej dezaprobaty.
Numer jeden: Eva i Gideon spędzają razem noc. Wszystko pięknie i cudownie, nagle jednak Crossowi zaczynają śnić się koszmary, więc Eva, zaalarmowana jego krzykami, budzi się i stara się mu jakoś pomóc. Sytuacja z czasem się uspokaja, nic nowego, tak już bywa. Wtem Eva wpada na pomysł, by pocieszyć Gideona, chociaż ten nie zdradza jej szczegółów koszmaru. Bohaterka od razu wciela swój plan życie – innymi słowy najzwyczajniej w świecie zaczyna się do niego dobierać. Och. Myślałam, że go po prostu przytuli i powie, żeby się nie martwił.
Numer dwa: po udanym pocieszeniu para spokojnie sobie zasypia. Ojej, jak słodko. Nastaje poranek, Eva się budzi… Z Gideonem w sobie [sic!]. Ten tłumaczy coś w stylu, że nie mógł się powstrzymać, już nie pamiętam, na co ona ochoczo przyjmuje do wiadomości ten fakt. Aha? Może na relacjach damsko-męskich też się nie znam, ale gdyby mój facet próbował zrobić coś takiego, to odbiłabym mu dłoń na twarzy.
Żeby nie było, że tylko krytykuję: ogromnie doceniam stronę psychologiczną, o którą zadbała pani Day. Postaci są głębsze przez ich czy to mroczną przeszłość, czy przeróżne sekrety, a ich przejścia – w tym bohaterów drugoplanowych, o których autorka nie zapomina – sprawiają, że są bardziej żywi i naturalni. To mi się podobało i to chyba jedyna cecha, która mogłaby mnie skłonić do sięgnięcia po kolejne części. Nie mam jednak zamiaru tego zrobić. Dlaczego? Z powodów wyżej wymienionych, do czego muszę też dodać to, że podobieństwa do trylogii E.L. James są znaczące. Może to przypadek albo rzeczywiście Sylvia Day wzięła przykład z drugiej pisarki – nie wiem. Niemniej nie dało się nie porównywać tych tytułów, co mi strasznie przeszkadzało.
Podsumowując: naprawdę ładny, barwny styl, dobrze przedstawieni bohaterowie, nie najgorsze pomysły, co w połączeniu z pozostałymi cechami tworzy nierówną i dla mnie niezbyt przekonującą całość. Zanosi się na to, że skończę przygodę z Crossem na tej pierwszej części, choć prawdą jest, że nieujawnione tajemnice Gideona mnie zaintrygowały i byłam mocno rozczarowana, kiedy nie zostały odkryte w tej książce. Tak czy siak przez większość czasu się irytowałam, a nie tego szukam w czytaniu.
Książka opowiadająca o miłości, demonach przeszłości i seksie. Eva - mieszkanka Nowego Jorku, młoda, piękna kobieta dzieląca mieszkanie z uroczym przyjacielem, który jest biseksualny. Gideon - mroczny pan i władca, bogaty 27 latek nie myślący o takim czymś jak miłość. Drogi tych dwojga się krzyżują i oboje wywracają do góry nogami świat tej drugiej osoby. Poznają się, pomagają na wzajem walczyć z demonami przeszłości i mają nadzieję, że je zwyciężą i nic ich nie rozdzieli.
Nie zgadzam się z opinią, że Eva i Gideon to kopia Anastazji i Christiana z "Pięćdziesięciu Twarzy Greya". Zupełnie inna historia, Eva nie jest uległa jak Ana oraz jak dla mnie autorka używała o wiele odważniejszych słów i tym mnie zauroczyła.
Polecam fanką dobrego erotyku, bo tu na pewno się nie zawiodą. ;)
Chciałam przeczytać coś „lekkiego”. Nie chodzi o objętość książki tylko treść. Jestem w trakcie czytania innej książki, ale nie mogłam na niej się skupić. Potrzebowałam odmiany. Czegoś co pozwoli mi odpocząć od tamtej lektury i nabrać do niej dystansu. Traf padł na „Dotyk Crossa”. Dobrze wiedziałam, że książka Day to erotyk, mimo to sięgnęłam po tą pozycję.
Główna bohaterka Eva wraz ze swoim przyjacielem biseksualistą – Carym przeprowadza się po studiach do Nowego Jorku. Poznaje ona w dość „nie”typowych okolicznościach Gideona Crossa. I jak to zwykle w takich powieściach bywa, ich uczucie napędzane wielką „chcicą” na ostry i perwersyjny seks, przeistacza się w burzliwy i namiętny związek.
Nie wiem po prostu jak delikatnie napisać, że ta książka to gniot. Gniot! Porażka! Jak na początku widziałam sens w czytaniu, bo książka zapowiadała się na dość dobrą (zwłaszcza z tego gatunku), to później czytałam tylko z przymusu i chęci jak najszybszego jej dokończenia. Strona po stronie, sukcesywnie do końca, żeby zabrać się za coś innego.
Co mi nie podobało się w „Dotyku Crossa”? Wszystko!
Trochę mnie to irytuje, że w tego typu lekturach autorzy nie pokuszą się o narrację trzecioosobową, która daje szersze pole do popisu. Mimo to narrację pierwszoosobową daje się przeżyć. Jednak ubogie słownictwo bardzo razi, zwłaszcza w opisach seksu. Bo ile razy można użyć słowa „cipka”?! Zapewniam, nie zapominam, że to erotyk! Jednak przydałoby się jakieś urozmaicenie…
Najgorsze ze wszystkiego i tak było spierdolenie ciekawego pomysłu na powieść! Mieć szansę na stworzenie, czegoś oryginalnego i pójść na łatwiznę oznacza jedynie: chęć zdobycia pieniędzy.
„ – Sypiasz z kimś? […]
– A dlaczego to pana interesuje? […]
– Ponieważ mam ochotę cię przelecieć, Evo. Chcę wiedzieć o wszystkim, co może stanąć mi na drodze. […]”.
Po tym fragmencie spodziewałam się pasjonującej historii, mrożącej krew w żyłach. Oczekiwałam opisów stosunku płciowego głównych bohaterów, które wywoływałby wypieki na twarzy! A co dostałam? Drugą wersję „50 twarzy Greya”… Wystarczyłoby zmienić nazwiska postaci. Jedynie „tło” się różniło. I jeszcze Eva w przeciwieństwie do Any nie była dziewicą…
Od przytoczonego przeze mnie cytatu książka zaczęła wyglądać w następujący sposób: rozterki głównej bohaterki, kłótnia z Gideonem, „dziki” seks, wszystko okej, ponownie rozterki głównej bohaterki, kłótnia z Gideonem, „dziki” seks, wszystko okej, kolejne rozterki głównej bohaterki, kłótnia z Gideonem, „dziki” seks, wszystko okej, itd. Musiałam włączyć „skanowanie”, choć powinnam rzucić czytanie w cholerę. Wmawiałam sobie, że może potem będzie lepiej i autorka w jakiś sposób mnie zaskoczy. Jak możecie wywnioskować, nic takiego nie miało miejsca…
No serio?! Czy Amerykanki są aż tak niewyżyte, że zaczęły piać książki? Nie mogły oglądać pornoli? Musiały zabrać się za pisanie, a raczej kopiowanie pomysłów innych?
Ja na jakiś czas mówię erotykom stanowcze nie!
„Dotyku Crossa” nie polecam nikomu. Książka miała spełnić rolę czasoumilacza, odskoczni, a okazała się gniotem nastawionym na zarobek. Jeżeli jesteś czytelniku ciekawy tej książki, lepiej poszukaj jej w bibliotece niż księgarni. Oszczędzisz kilkanaście złotych.
Po wielkiej przerwie od literatury kobiecej powracam do słynnych erotyków zaznajamiając się z kolejnym bestsellerem tego gatunku. Dotyk Crossa to następna powieść, która podbiła babski świat z bardzo owocnym wynikiem.
Zacznijmy od tego, że każdy kto przeczytał Pięćdziesiąt Twarzy Greya nie zostanie niczym zaskoczony, ponieważ książka Sylvii Day napisana jest na podstawie trylogii. Sceny seksu, zaborczość, uległość, bogactwo i wielkie firmy to elementy, które nam towarzyszą. Główni bohaterowie są wykreowani w podobny sposób jak Christian i Anastasia. Mają trudną przeszłość z którą muszą się zmierzyć. Wątki mimo, że okraszone namiętnością oraz wybuchami erotyzmu irytowały jeszcze mocniej niż w Pięćdziesięciu Twarzach Greya.
Autorka może poszczycić się bardziej dopracowanym warsztatem pisarskim, który nie odstrasza od pierwszych stron książki. Ponadto dialogi naszych bohaterów przeplatane są wulgarnością, która jak dla mnie nie zawsze była na miejscu. Bądź co bądź właśnie wulgarność odróżnia pisarkę od E.L James.
Jednak przyznaję że losy Gideona i Evy niczym mnie nie urzekły. Powieść przewidywalna do granic możliwości, schematyczna. Bez problemu domyśliłam się co będzie w dalszej części książki.
Po dogłębnej analizie stwierdzam, że autorka mogła postawić na oryginalność i nie naśladować Pani James. Mimo, że niektóre kwestie były lepiej dopracowane, niestety nie wniosły na rynek nic nowego. Mniejsza ilość perwersu, więcej normalnego seksu, trochę zmienione detale. Właściwie dalej tkwimy w tym samym świecie, z tymi samymi problemami, z podobnymi historiami. Czasami wystarczy tak niewiele by stworzyć coś swojego, innego. Coś co nie będzie nastawione tylko na sprzedaż.
Na półeczce czeka na mnie kolejna część trylogii ‘Płomień Crossa’. Oczywiście przeczytam i podzielę się opinią na jej temat, niestety nie spodziewam się emocji, które wywołają efekt wow.
Sylvia Day, słynna autorka powieści z gatunku literatury pięknej przedstawia nam „Dotyk Crossa” powieść erotyczną pokroju „Pięćdziesięciu twarzy Grey’a”, która rozpoczyna serie książek o tajemniczym Gideonie.
Powieść opowiada historie młodej i bogatej Evy, która ciągle nie umie do końca poradzić sobie z przeszłością – jest ofiarą molestowania w dzieciństwie, oraz historie cudownego, multimiliardera Gideon’a Crossa, który również mierzy się ze swoimi demonami. Obydwoje wchodzą w bardzo burzliwy związek, pełen wzlotów i upadków. Czy tych dwoje będzie potrafiło otworzyć swoje serca po takich przejściach? Czy miłość przetrwa wszystko?
Książkę czyta się szybko, ponieważ jest wciągająca i pełna napięcia. Ciągle czytelnik zastanawia się, co tym razem ta dwójka wykombinuje. Posiada wielu barwnych i ciekawych bohaterów. Jedynym jej problemem jest to, że trzeba się przyzwyczaić do opisów scen erotycznych, ponieważ czasem są wulgarne czy bohaterowie mówią bez ogródek, czego chcą nie używając słodkich słówek. Oprócz tego jest to świetny romans erotyczny, który spełni wasze wszelkie oczekiwania.
Natomiast, co do porównania do Grey’a to możemy je zobaczyć już u samych bohaterów, a dokładniej między samym Christianem, a Gideonem. Piękni, młodzi, bogaci, uzdolnieni prezesi swoich firm, które założyli za młodu, ale również mężczyźni, którzy nie mogą uporać się ze swoją przeszłością. Łączy ich również zaborczość w stosunku do swoich partnerek. Wykorzystują seks jak broń i rozrywkę, jednak, kiedy poznają ukochaną – seks jest dla nich ukojeniem. Kolejnym porównaniem są panie, które wnoszą ukojenie do życia swoich mężczyzn, ale również uciekają, kiedy spanikują za bardzo. Panie łączy również to, że muszą się zmagać z kobietą, która z dawnych lata pozostała w życiu panów i ciągle oczekuje czegoś więcej od ich znajomości. Kolejne porównania odkryjcie sami…
Podsumowując książka jest godna polecenia. Jest dobra i w ciekawy sposób napisana. Na pewno się nie zawiedziecie.
http://tygrysica.tumblr.com/post/66394231604/dotyk-crossa
Ze spokojem mogę napisać że cała seria przebiła światowego Greya. Pomimo większej ilości części, akcji oraz niedowierzający historii, książka znalazła się w moich ulubionyc seriach i kademu fanowi Greya mogę powiedzieć, że chyba nie czytał Crossa. Sylvia Day wspaniale utrzymuje czytelnika w swojej grze.
Ta książka ma wiele wspólnego z serią Greya. W sumie to tutaj jest prawie to samo co w tamej. Z małą różnicą bo seria o Crossie jest lepiej napisana.
Historia wciąga jak każda inna i przyjemnie się ją czyta. Wiele takich powieści znajdziemy na rynku i każda jest lepsza lub gorsza. Moim zdaniem ta plasuje się gdzieś po środku.
Niezwykle demerwujące były dla mnie humor i kłótnie bohaterów. Ile raz można się awanturować w ciągu jednego dnia? Najpierw świetny humor i erotyczny klimat a zaraz bohaterka ubrana już ucieka do domu. Na zajutrz przeprosiny, zerwanie i powrót. I tak w kółko. Na półce czekają kolejne części więc zobacze jak będzie dalej.
Ile razy marzyłaś o tym, by zmienić swoje życie, zacząć z czystym kontem i tym razem dla odmiany zakosztować także tego, co zakazane? A gdyby pojawiła...
Simon Quinn może mieć każdą kobietę, jakiej zapragnie. Wybiera tylko te, które godzą się na jego zasady gry - żadnych zobowiązań. Ale Lysette Rousseau...