Zostanę królową Luce… albo stracę życie, próbując nią zostać.
Niewiele jest osób, do których żywiłabym większą nienawiść niż do Dantego Regio. Na mojej liście najbardziej odrażających istot obok króla Fae znalazła się jeszcze moja ciotka Bronwen, były dziadek Justus oraz shabbińska babka Meriam – zwłaszcza po tym, jak pomogli władcy o szpiczastych uszach w porwaniu mnie.
Zamknięta w obsydianowych podziemiach, gdzie Wrony, a nawet ich król, nie mają wstępu, odkrywam, jak bardzo pozory potrafią mylić. Nadal próbuję pogodzić fakty z tym, co opowiadano mi przez lata.
Moi nowi sojusznicy mają plan, lecz ja posiadam własny. W jednym punkcie się zgadzamy – Dante musi umrzeć. Jednak najbardziej pragnę powrócić do Lore’a, zanim zrówna z ziemią królestwo, by mnie odnaleźć.
Perspektywa noszenia korony jest bardziej kusząca od spoczywania w trumnie, ale nie chcę żyć w świecie, gdzie mój przeznaczony już na zawsze pozostanie ptakiem.
W książce znajduje się dodatek w postaci nowelki „Dom wznoszących się piasków”.
Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia.
Wydawnictwo: Nowe Strony
Data wydania: 2024-04-30
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 676
Tytuł oryginału: House of Striking Oaths
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Sylwia Gołofit-Lenda
Tom drugi w serii "Królestwo Wron" Chciałam zdobyć serce księcia… a zdobyłam serce króla. Pragnąc zasiąść na tronie Luce, doprowadziłam do ożywienia...
Za dziewięćdziesiąt dwa dni opierzone wyrostki łączące mnie z moim ludem w końcu odpadną. Nie będę za wami tęsknić, drogie skrzydełka. Celeste spędziła...
Przeczytane:2024-08-26, Ocena: 3, Przeczytałam, Mam, Przeczytaj tyle, ile masz wzrostu – edycja 2024, Wyzwanie - wybrana przez siebie liczba książek w 2024 roku, 12 książek 2024, 26 książek 2024, 52 książki 2024, Insta challenge. Wyzwanie dla bookstagramerów 2024,
Zabierając się za "Królestwo Wron" nie myślałam, że po przeczytaniu ostatniego tomu napiszę -- Jak dobrze, że to już koniec... A jednak tak właśnie się stało.
Nie będę zaprzeczać, że pałałam do niej miłością od pierwszych stron, ale w miarę postępu fabuły seria podobała mi się coraz bardziej, dlatego byłam przekonana, że "Dom składanych obietnic" będzie świetnym podsumowaniem całej historii, który sprawi, że losy Fallon i Lorcana pozostaną w mojej pamięci na dłużej.
Patrząc na objętość książki, można było założyć, że będzie się w niej działo o wiele więcej niż w poprzedniej części, która była dość krótka. Jednak w rzeczywistości publikacja jest po brzegi wypełniona bezsensownymi dialogami, wymyślonymi na siłę wątkami zazdrości i ogromną ilością scen zbliżeń, które są w niej zupełnie niepotrzebne.
Sam początek był jeszcze w miarę dobry. Dawał nadzieję na to, że książka będzie trzymała w napięciu i trudno będzie przewidzieć, jak potoczą się losy głównych bohaterów, jednak nagle poczułam się, jakbym przeszła przez lustro i znalazła się w zupełnie innej bajce, a z każdą kolejną stroną czułam się coraz bardziej zniechęcona do czytania.
W dużej mierze było to spowodowane kreacją bohaterów. W mojej ocenie niemal wszyscy (poza dosłownie jedną postacią) stali się miałcy i straszliwie irytujący, a prym wśród nich zdecydowanie wiodła Fallon, która zachowywała się równie niedojrzale i irytująco, jak na początku pierwszego tomu.
Właściwie ilość scen, które były godne uwagi, można policzyć na palcach jednej ręki, co jest trochę przerażające, zważywszy na to, że książka ma aż 676 stron.
Jeżeli natomiast chodzi o dodatek opowiadający krótką historię tego, jak doszło do narodzin Fallon, mam mocno mieszane uczucia. Z jednej strony ciekawie było przenieść się kilka lat wstecz i podejrzeć, jak doszło do poznania Zendayi i Cathala, ale z drugiej nie sądzę, abym za tydzień pamiętała o tym, co się w tym dodatku znajdowało.
Niestety, ale z ciężkim sercem muszę przyznać, że żałuję przeczytania "Domu składanych obietnic", ponieważ ten tom skutecznie zepsuł mi on obraz całej serii i sprawił, że z pewnością już nigdy nie wrócę do tej lektury.