Wydawnictwo: Gord
Data wydania: b.d
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 272
Historia sama w sobie jest ciekawa. Jednak w trakcie czytania stwierdziłam, że czegoś mi brakuje. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że chodzi o brak emocji. Książkę czytało się mi jak bezduszy raport. Nie czułam żadnych emocji. Nie wciągnęła mnie. Wszystkie złe doświadczenia zostały opisane bardzo lakonicznie. Sam opis pobytu w łagrze jawi się wręcz w jasnych barwach. Książka nie jest zła ale oczekiwałam czegoś więcej. Dla tych, którzy zaczynają przygodę z tego typu lekturą - polecam.
Przeczytane:2019-03-10,
Ja miałam dość mieszane uczucia po przeczytaniu tej książki. Losy Rawicza, polskiego oficera kawalerii w kampanii wrześniowej, były podobne do setek tysięcy żołnierzy i cywilów, którzy trafili, znajdując się pod sowiecką okupacją, do więzień. Sfingowane procesy, najczęściej z zarzutem szpiegostwa i działań na szkodę państwa sowieckiego, kończyły się jeśli nie wyrokami śmierci, to w najlepszym wypadku gułagiem. Tortury w więzieniu w Charkowie i moskiewskiej Łubiance, następnie droga na Sybir do obozu nr 303 koło Jakucka pod Kołem Podbiegunowym. I z tego obozu udaje mu się uciec. Jemu i sześciu innym. W końcu siedem osób: trzech Polaków, Amerykanin, Łotysz, Litwin i Jugosłowianin. Jedyne wyposażenie to nóż i siekiera, skromny prowiant. I ponad 6 tysiące kilometrów. Na południe przez arktyczną Syberię, wzdłuż Bajkału, poprzez Mongolię, pustynię Gobi, Tybet, Himalaje, aż do miejscowości Kalkuta. Ten dystans Rawicz wraz trzema towarzyszami pokonał w rok, na piechotę.
Znamy wielu podróżników, którzy pokonywali olbrzymie odległości i przeżyli, pomimo straszliwych przeciwności losu. Jednak żaden z nich dokonał tego co Rawicz. I tutaj pojawiają się wątpliwości.
Po pierwsze, co do autentyczności tej historii. Taki dystans, przy takich warunkach, wydaje się do pokonania nieprawdopodobny.
Po drugie - Witold Gliński. To podobno on, nie Rawicz uciekł z sowieckiego łagru i dotarł pieszo do Indii. Sam, bez towarzyszy, a Sławomir Rawicz ukradł tę historię.
Po trzecie, obecność w syberyjskim łagrze Polaków, Bałtów czy mieszkańca Bałkanów jest w pewnym sensie oczywista i nie dziwi. Amerykanin jednak to w tym towarzystwie postać egzotyczna. Autor dość szybko to logicznie wyjaśnia: Smith był inżynierem pracującym przed wojną przy budowie moskiewskiego metra, pewnego dnia został porwany z mieszkania przez NKWD, oskarżony o szpiegostwo i skazany. Właśnie - ale. Czy rząd amerykański tak łatwo i szybko zapomniałby o swoim inżynierze i nie próbował go odnaleźć?
Ale nie tylko to sprawiło, że miałam mieszanie uczucia. Przez pierwsze 180 stron historia Rawicza i jego towarzyszy jawi się jako zwykła przygoda. Niby jest im zimno, muszą zmagać się z mrozem, głodem, ale jakoś wszystko im się szczęśliwie udaje i pokonują trudności, mimo nie sprzyjających warunków. Poza tym pobyt w sowieckich łagrach, najpierw mozolna podróż koleją, potem długa wędrówka pieszo w kajdanach, nie złamuje ich charakterów. A przecież łagry to coś nieludzkiego, wstrząsającego, trudnego do wyobrażenia, gdzie zanika człowieczeństwo, wyzwalają się zwierzęce instynkty, wszystko po to, by przetrwać. A tu? Wszyscy bohaterowie do końca pozostają honorowi, mężni, niezłamani, zachowują godność. Zupełnie odmienny obraz jak w "Innym świecie" Grudzińskiego, a przecież opowiadał o tych samych łagrach. Dopiero wtedy, gdy umiera jeden z towarzyszy, historia ta wydała mi się prawdopodobna.
Jednak mimo kontrowersji i zagadek wiążących się z książką i jej autorem "Długi marsz" jest fascynującą lekturą, która wciąga od pierwszych stron, ponieważ czytelnik chce się dowiedzieć jak się ona skończy. Czyta się świetnie, dlatego z czystym sumieniem gorąco ją polecam. Problem więc prawdziwości konkretnej postaci w tym wypadku nie ma znaczenia. Sowieckie łagry były faktem i o tym trzeba mówić.