Mario Ybl powraca! Z Troi, z Krety, z Nieborowa. Tym razem słynny na cały świat antropolog analizuje szkielety w małym polskim miasteczku, gdzie, jak się okazuje przed wiekami chowano w grobach wampiry. Czy naprawdę tam żyły? Najbardziej wstrząsające rzeczy dzieją się tuż obok nas, w cieniu.
W małych miasteczkach nic się nie dzieje. W małych miasteczkach dzieje się wszystko, ale nikt nie ośmiela się o tym głośno powiedzieć. Dobrze wie to Stephen King, mistrz grozy, którego Marta Guzowska nazywa swoim literackim bogiem. Akcję najnowszej powieści umieściła właśnie w takim małym, z pozoru sielskim miasteczku, w którym dziś dzieją się równie przerażające rzeczy, co przed wiekami, w czasach, kiedy grzebano tu wampiry.
Mario Ybl, dobrze znany z poprzednich powieści Marty Guzowskiej, tym razem pomaga polskim archeologom, którzy odkryli niezwykłe znalezisko: kilkanaście grobów, w których szkielety mają odcięte i złożone u stóp czaszki. Każdy z tych szkieletów nosi ślady chorób i kalectwa. Czy wampiry naprawdę żyły na Mazowszu? Czy za wampira uważano każdego, kto choć trochę odstaje od normy? I jak jest dziś?
Ku rozpaczy naukowców szkielety giną z wykopalisk, na dodatek na grobach przykładnych obywateli miasteczka ktoś wypisuje satanistyczne hasła. Podejrzenie pada na Maurycego, chorego na porfirię chłopaka, który gdyby żył tu kilkaset lat wcześniej, z pewnością padłby ofiarą antywampirycznej krucjaty. Z dnia na dzień rośnie też agresja mieszkańców wobec archeologów. O czarny pijar naukowców skutecznie dba niezastąpiony Mario Ybl - równie genialny, co złośliwy antropolog, który każdą bliską relację w sekundę potrafi obrócić w popiół...
Akcja powieści dzieje się w ostatnich dniach października, tuż przed dniem Wszystkich Świętych. W tym czasie do kolekcji kilkunastu odkrytych szkieletów, dołączą zastanawiająco świeże. Mario Ybl, który cierpi na fobię ciemności - nyktofobię - tym razem wcale nie chce odkryć, kto zabił. Jest pod wpływem psychotropów i nie do końca ma świadomość, co dzieje się naprawdę, a co tylko mu się wydaje. Kątem oka widzi przemykające cienie. Marzy o spokoju, najlepiej wiecznym. Nic z tego.
Wydawnictwo: Burda Książki
Data wydania: 2016-09-14
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 400
Język oryginału: polski
Tłumaczenie: brak
Mario Ybl wrócił niemalże do korzeni. Jest konsultantem przy wykopaliskach archeologicznych w rodzinnym mieście pod Warszawą. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie fakt, że ktoś zapragnął kraść szkielety z wykopalisk! Czyn o małej szkodliwości społecznej, to i policja nic nie pomoże. Co tu zatem zrobić z tym fantem? Mario bez szkieletów nie popracuje. Męczy go Pola i terapeuta, który usiłuje zrozumieć jego lęk przed ciemnością. Jak uciec od tego wszystkiego, gdy sprawa znikających szkieletów zaczyna być coraz bardziej intrygująca
?
Więcej na zukoteka.blox.pl
Czarne światło Marty Guzowskiej to ostatni tom serii Mario Ybl (Mroczna seria). Szkoda, bo takiego bohatera literackiego do tej pory nie znałam.
Po co komu szkielet z wykopalisk? (s. 11)
Mario Ybl, profesor antropologii, ma się zająć unikalnymi szkieletami z pochówków antywampirycznych z X wieku, ale za bardzo nie ma czym. Szkielety giną, zanim jeszcze dobrze zostaną wydobyte i dokładnie opisane. Frustracja profesora rośnie, bo ktoś nocą na cmentarzu rozkopuje groby, a na pomnikach wypisuje satanistyczne hasła. Oskarżenia padają na porfiryka Maurycego, wyglądającego i zachowującego się jak wampir. Ktoś podrzuca wykopany szkielet ze świeżo rozkopanego grobu, a Maurycy znika. Mario zaczyna własne śledztwo. Znajduje wiele innych szkieletów. W ich ocenie pomaga mu latarka z czarnym światłem.
Wypuściliście Złego! Ja go widziałem. Wstał z grobu i chodzi teraz uliczkami naszego miasteczka. (s. 162)
Lokalna społeczność nie ułatwia sprawy. To ludzie prości, którzy swoją duchowość podpierają religijnymi obrzędami. Wszyscy się dobrze znają i wszystko wiedzą, a plotka to najlepsze źródło wiedzy. Mieszkańcy miasteczka pod Warszawą mają swoje teorie spiskowe. Słowa starego proboszcza są święte, bo „Kościół nadal sprawuje rząd dusz” (s. 223), sieją zamęt i panikę. Silna tradycja wiary w gusła i zabobony oraz niedzisiejszy ksiądz podburzający mieszkańców i oskarżający naukowców bardziej pasują do średniowiecza niż XXI wieku. Nikt nie chce archeologów w miasteczku, tylko władza, bo ma w tym swój interes.
„Bo to nie jestem ja!” – chciałem wrzasnąć. (s. 118)
Faktycznie, to inny Mario niż znany z poprzednich tomów. Dalej pije dużo alkoholu i cierpi na nyktofobię, choć okazuje się, że jest coś gorszego od niej, co go bardziej przeraża. Nawet jego ironia straciła na ostrości. Profesor jest na życiowym zakręcie, w dodatku po około dwudziestu latach wrócił do swego rodzinnego miasteczka i niechcianych wspomnień, znajomych. Coraz gorzej się czuje z różnych powodów. Jest przy nim Pola i jej teorie detektywistyczne w pakiecie z niańczeniem.
My mamy tutaj niespotykany zespół kilkunastu grobów, w których praktykowano specjalny rytuał pogrzebowy. Charakteryzuje go nietypowe ułożenie zwłok. (s. 182)
Zabrakło mi trochę więcej informacji o tych pochówkach antywampirycznych, bo to temat niezwykle ciekawy mimo swej makabryczności. I jakby nie było dotyczący naszej przeszłości i kultury. To nie Turcja czy Grecja, tylko Polska i jej oblicze. Tym razem Mario niezbyt skupia się na pracy, bo i nie ma na czym, lecz znowu prowadzi śledztwo i snuje swoje hipotezy. Walka z nyktofobią jest utrudniona, bo koniec października to szybko zapadający zmrok. Walka z samym sobą wymaga za to więcej sił i samozaparcia, motywacji. Gdzie jej szukać? Kto może pomóc?
Nie wiem, dlaczego ja to wszystko znoszę. (s. 294)
Ja znosiłam i delektowałam się akcją i rozwiązaniami jej poszczególnych wątków. Autorka do wątku archeologicznego z nieco leniwymi polskimi studentkami, wplotła problemy lokalne miasteczka, lekcje biologii, wykład, wizyty u lekarza, zegarmistrza czy w mordowni. Mieszkańców opatrzyła odpowiednim zestawem cech w zależności od zajmowanej pozycji w małej społeczności, nie brakuje menela czy babci sprzedającej znicze, a przedstawiciele lokalnej władzy to typowy polski obrazek urzędnika.
Tym razem kryminał archeologiczny przechodzi w mroczny thriller – szkielety, wykopaliska, cmentarz i Święto Zmarłych, zabobonny ksiądz, satanizm rysunkowy, wszechogarniająca ciemność, trupy wychodzące z szafy. Atmosfera robi się coraz bardziej gęsta i niebezpieczna, na swój sposób klimatyczna. Momentami strach się bać. A latarka z czarnym światłem wcale nie służy do rozpraszania zmroku. Sami się o tym przekonajcie.
Ta książka nigdy nie powinna powstać. Nikt nigdy nie powinien musieć o tym rozmawiać. To nie powinno się dziać. Ale się dzieje. I musimy o tym...
Gdy kieruje tobą żądza, jesteś zdolny do najgorszego. Simona to świetna archeolożka, znawczyni starożytnych kultur i ceniona specjalistka w swoim fachu...
Ocena: 4, Przeczytałam, Wyzwanie czytelnicze 2017,
Czarne światło to kryminał archeologiczny, a właściwie to thriller z mocnym psychologicznym tłem.
W małym miasteczku pod Warszawą, podczas wykopalisk, archeologowie natrafiają na ciekawe antywampiryczne pochówki. Niestety, społeczność miasteczka, podburzana przez dość kontrowersyjnego księdza proboszcza jest do grupy naukowców nastawiona mało przychylnie. Współpracujący z archeologami antropolog, światowej sławy profesor Ybl, były mieszkaniec miasteczka, próbuje znaleźć sprawcę, który kradnie im wykopane szkielety i przypadkowo odkrywa, że to jego małe rodzinne miasteczko ukrywa przed światem coś więcej niż tylko stare groby wampirów. Profesor Ybl cierpi niestety na nyktofobię, która sprawia mu wiele kłopotów. Mężczyzna nie może pogodzić się z faktem, że kobieta, która go kocha próbuje mu pomóc załatwiając prywatną terapię psychiatryczną i pilnując, aby regularnie zażywał lekarstwa. Ciekawość i spostrzegawczość profesora, doprowadza jednak do odkrycia makabrycznych zbrodni. Czy Mario Ybl uda się pokonać jego najgorszą zmorę życia, jaką jest nyktofobia? Kto tak właściwie stoi za znikaniem z terenu badań archeologicznych, odgrzebanych szkieletów? Co to jest, to tytułowe czarne światło?
Książka już od jakiegoś czasu znajdowała się na jednej z moich półek „do przeczytania”. Sięgnęłam po nią, aby przekonać się, czy autorka faktycznie jest królową polskiego kryminału archeologicznego, o czym często słyszałam wśród moich znajomych. Wyjątkowa znajomość archeologii, wynikająca z wykształcenia i nabytych praktyk pisarki, zaowocowały ciekawą i trzymająca w napięciu lekturą.
Przyznam szczerze, że jest to pierwsza książka tej autorki, po którą sięgnęłam i, dziś z całą pewnością mogę stwierdzić, że z pewnością nie ostatnia.
Początkowo jednak, trochę ta lektura mnie nudziła. Zaskoczona powtarzającym się tekstem, myślałam, że autorka na siłę próbuje zwiększyć objętość książki. Kiedy jednak fabuła nabrała tempa, to już przyznam uczciwie, nie mogłam się od niej oderwać. Myślę jednak, że osobom o małej znajomości anatomicznej wiele zwrotów i określeń może się wydać niezrozumiałymi. Autorka bowiem zamiast napisać prostym językiem, że ktoś uderzył się w głowę, używa określeń czysto anatomicznych typu „płat czołowy”, „płat potyliczny” , oraz ich nazw łacińskich.
Muszę jednak przyznać, że bardzo obrazowo przedstawiła nyktofobię, fobię, na którą cierpiał główny bohater. Sama mam nyktofobię i wiem, że w tym temacie wykazała również dogłębną znajomość problemu.
Moim zdaniem jest to książka dość trudna w odbiorze. Przeplatające się wątki psychologiczne z wątkami kryminalnymi są bardzo ciekawie ze sobą łączone, ale nie mogę o tej lekturze powiedzieć, że jest lekka, łatwa i przyjemna. Chociaż… kilka odrobinę zabawnych scen, może być odebranych lekko. Dość nietypowy humor, czasami trochę wulgarny. Zresztą tak jak język jakim wyraża się znany naukowiec.
Główny bohater jest dość irytujący, czasami wręcz bardzo drażniący. Jest jak kot, który chodzi własnymi drogami. Nie przejmuje się ani sobą ani innymi, egoistycznie dążący do własnych celów. Ale z drugiej strony można go chyba trochę polubić.
Sporo ciekawostek nie tylko archeologicznych, ale również pochodzących ze świata brudnej polityki, dominacji kościoła, czy zakłamanego życia prywatnego ludzi w małym miasteczku, jest z pewnością plusem powieści.
Książka napisana została w pierwszej osobie. Chociaż dość często wyeksponowane były myśli głównego bohatera, przedstawione tak, że miałam wrażenie, że docieram gdzieś głęboko w zakamarki znajdujące się w jego mózgu.
Osobowości przedstawionych w tej powieści osób, są bardzo zróżnicowane. Odzwierciedlają nie tylko społeczność małomiasteczkowej grupy ludzi, ale potrafią wyraźnie, wręcz obrazowo pokazać wszystkie występujące w powieści osoby.
Z dużą przyjemnością polecam tę książkę zarówno miłośnikom dobrego kryminału, jak i thrillera. Myślę, że czytelnicy preferujący powieść psychologiczną również znajdą w niej wiele ciekawych wątków.