Czarne powietrza to ponura i wstrząsająca historia o chciwości, brudnych interesach i dumie.
Sigurdur Oli ma poważny problem. Na spotkaniu z okazji rocznicy matury zauważa przepaść między swoim życiem a tym, jak żyją jego dawni znajomi. To bez wyjątku ludzie sukcesu, inaczej niż on. Trudno się dziwić, że jest rozgoryczony i przygaszony. Tymczasem dawny kolega prosi go o pomoc, szantażowany po tym, jak wziął udział w spotkaniu swingersów. Sigurdur się zgadza, a gdy przybywa do mieszkania szantażystki, widzi ją leżącą w kałuży krwi. Ofiara umiera w szpitalu, a Sigurdur uczestniczy w śledztwie w sprawie tajemniczego morderstwa. Policjant nie ujawnia jednak przyczyny swojej obecności na miejscu zbrodni. Svörtuloft - Czarne Powietrza to klify najdalej na zachód wysuniętego półwyspu Islandii, zarazem unikalne bazaltowe pustkowie. Ale to nie ich osobliwe piękno jest tematem najnowszej powieści kryminalnej z Islandii.
Wydawnictwo: Biblioteka Akustyczna
Data wydania: 2018-04-18
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Czyta:
Tytuł oryginału: Svörtuloft
Trzymająca w napięciu lektura Arnaldur ‘a Indridason’a pt. Pojedynek. Komisarz Erlendur Sveinsson. Tom 1. Atak nożownika, niecodzienne hobby...
Każdy ma mroczne sekrety. Niektórzy ukrywają je lepiej od innych. Młody mężczyzna zostaje znaleziony martwy w kałuży krwi we własnym mieszkaniu...
Przeczytane:2021-09-01, Ocena: 4, Przeczytałam,
To chyba jedna z gorszych książek z serii o Erlendurze Sveinssonie i nie chodzi mi to o samą fabułę bo ta jest ok. Chodzi mi o język powieści. Nie wiem czy to nieudolne tłumaczenie czy tak po prostu było w oryginale ale przez całą lekturę towarzyszyło mi wrażenie, że czytam wypracowanie ucznia z wczesnych klas szkoły podstawowej. Przez dziwaczną konstrukcję zdań, proste i ubogie słownictwo oraz łopatologiczne wręcz opisywanie różnych rzeczy, książkę czytało mi się dość opornie. Ogólnie lubię twórczość tego autora i nie pamiętam aby wcześniejsze części cyklu były tak niedopracowane. Zwykle jego książki wciągały mnie bez reszty, ten tom wprost przeciwnie: zniechęcał do czytania.
Sigurdur Oli, główny bohater tej części, wcześniej znany jako podwładny Erlendura Sveinssona, teraz sam prowadzi śledztwo w sprawie skupionej wokół swing party. Sam Sigurdur jest okropnie denerwujący. Nerwowy, neurotyczny, opryskliwy i niesympatyczny odludek, no dziwak jednym słowem. Trudno go polubić i mnie się to nie udało przez całą powieść.
Zabrakło mi tu oddania klimatu zimnej, odludnej Islandii, którą tak dobrze pokazywano w poprzednich częściach. Odnosiłam za to wrażenie, że społeczeństwo w Reykjaviku to w większości ludzie na granicy patologii, przestępcy, a już na pewno każdy z nich ma coś do ukrycia. Nie chce mi się wierzyć żeby w tym kraju, w którym liczba ludności nie przekracza czterystu tysięcy, a na sam Reykjavik przypada ich niespełna sto dwadzieścia pięć tysięcy, byli sami potencjalni przestępcy lub przestępcy. Wydaje się, że tam każdy ma coś za uszami, a mnie jakoś nie chce wierzyć w tę zmasowaną islandzką patologię. I sposób w jaki lokalna policja obchodzi się z podejrzanymi: twardo, niegrzecznie i napastliwie, niezależnie czy ktoś jest winny czy nie. Źle to świadczy o policji i jeśli w praktyce wygląda to inaczej, to jednak taki sposób podania w książce rzuca negatywne światło na pracę tych służb.
Całość mnie nie przekonuje.