Wielka draka w centrum Tokio!
Loki wykorzystywany przez anioły do prostych, nieangażujących go zadań za marną wypłatę nareszcie ma okazję rozwinąć skrzydła. Co się jednak wydarzy, gdy naprzeciw Kłamcy stanie bóg, który jak nikt wcześniej wie, jak wykorzystać... technikę przyszłości? I to w skali makro!
Tych kilka absolutnie wciągających opowiastek o Lokim znakomicie uzupełnia luki w jego dotychczasowej historii.
Dowiedz się, co robił Kłamca, gdy byłeś przekonany, że odpoczywał na plaży z drinkiem.
Uwaga!
W tym wydaniu wraca Kłamcianka.
Zajrzyj na koniec książki.
OD AUTORA:
Ta część, napisana jakiś czas po głównym czteroksięgu, składa się z opowiadań wypełniających pustą dotąd przestrzeń między tomami pierwszym i drugim oraz drugim i trzecim. Jednym z kluczowych impulsów do jej napisania była refleksja: jak to możliwe, że w najbardziej filmowym polskim cyklu książkowym (a takim wszak w założeniu jest Kłamca) nie pojawiło się dotąd ani jedno wyraźne nawiązanie do wielkich potworów demolujących metropolię?
Tytułowa Machinomachia powstała właśnie z tej jednej myśli - cykl nie może się domknąć, póki nie oddam hołdu King Kongowi, Godzilli czy wielkim maszynom lub mechom jak Robot Jox czy Optimus Prime. Zatem oto jest! Salut dla Was, wielkie potwory!
"W waszych dłoniach znajduje się książka, która jest empirycznym dowodem na to, że lepsze istnieje i wcale nie musi być wrogiem dobrego.
Nareszcie powraca ON. Kłamca. Loki. Nordyckie bóstwo. Cyngiel Niebios. Niby już dobrze znany ale... jakiś taki... BARDZIEJ!
Jeszcze przebieglejszy.
Jeszcze krnąbrniejszy.
Jeszcze bardziej fascynujący.
Jeszcze bardziej wciągający .
Jeszcze więcej Ćwieka w Ćwieku w absolutnie najlepszym wydaniu."
Aleksandra Szwed
Wydawnictwo: Sine Qua Non
Data wydania: 2018-11-14
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 272
Loki wreszcie doczekał się nagrody. Po latach wykonywania drobnych zleceń pod ścisłym nadzorem skrzydlatych, dostał wolną rękę. Wraz z Erosem, Dionizosem i Jenny tropi pozostających w ukryciu bogów z dawnych systemów wierzeń, okazuje się to jednak nieco trudniejsze niż można przypuszczać. Zwłaszcza gdy z dawna zapomniany bóg niespodziewanie wykazuje się znajomością nowoczesnej techniki dorównującą największym umysłom świata. Ale czy na pewno niespodziewanie? Nie zapominajcie, że Lokiego nazywają Kłamcą...
Rozkręca nam się Pan Ćwiek z tym Kłamcą! Trochę się nie spodziewałam, bo chociaż okładki tej serii strasznie mi się podobają, to akurat ta część podoba mi się najmniej, więc jakoś tak podświadomie przekładałam to na jej przewidywaną zawartość. Na szczęście prawdą jest, że nie należy oceniać książki po okładce, bo w tym tomie już niemal dotknęliśmy tego, o co od początku chodziło. Czyli Lokiego, który... no... cóż, wymiata. Po prostu wymiata.
Wedle mojej świeżo nabytej wiedzy, której zdobycie ryzykowałam możliwością ujrzenia spojlerów, jest to ostatni tom opowiadań o Kłamcy, kolejne dwa to już pełnoprawne powieści. I to budzi we mnie ogromny entuzjazm. Ale najpierw tom 2,5, bo mam wrażenie, że tutaj powoli wykluwa nam się pierwsza powieść. Jedno z opowiadań jest tak długie, że mogłoby być dalekim przodkiem kolejnego tomu. Brakującym ogniwem w procesie ewolucji form literackich. Mowa o tytułowej "Machinomachii". To właśnie tutaj, w tym opowiadaniu, dostałam nareszcie coś, na co tak czekałam. Dostałam Lokiego, który zasłużył na tytuł boga oszustwa.
Tak strasznie żałuję, że nie mogę Wam wszystkiego wypaplać! Ale nie mogę. Mówimy nie spojlerom. Jednak korci mnie strasznie. Bo Loki nareszcie zaczął kombinować, oszukiwać, mydlić oczy, działać egoistycznie i bezwzględnie. Nareszcie wiemy o co mu chodzi. I to wszystko składa się na taki obraz Kłamcy, jaki od początku chciałam oglądać. Tak, to o to chodziło. Na razie są to przebłyski, ale liczę, że w dwóch kolejnych powieściach nasz nordycki bóg "rozwinie skrzydła" do końca. Ładnie też rozwijają nam się pozostałe postacie, jak chociażby Eros, który nabawił się uroczej bezczelności i dużo bardziej mi się z nią podoba.
Krótko powtórzę to, co pisałam przy okazji recenzji poprzednich tomów - akcja jest żwawa a warsztat porządny. Mam wrażenie, że w tym tomie jest nieco więcej humoru, ale jest to humor w pewien sposób dojrzalszy. W pierwszym tomie był ostry, jakby surowy, teraz nam się nieco wygładził i zyskał na wykwintności. Bardzo pożądana zmiana. No i niczym nieskrępowana wyobraźnia autora, tutaj szczególnie widoczna. Mechaniczni ninja? Zakochany w śmiertelniczce skrzydlaty dezerter mający problemem z kontrolowaniem złości? Klub Anonimowych Bóstw? Same wybitne smaczki w tej "Machinomachii".
Ostatnia rzecz, która wprawiła mnie w kompletne zdumienie - ostatnie około 60 stron tej książki to... towarzyska gra karciana! Serio! Krótka instrukcja, a dalej karty postaci (ze świata Kłamcy oczywiście) do wycięcia. Nie wiem czy chcę wycinać z książki cokolwiek - już wystarczająco niezręcznie się czuję podkreślając ołówkiem fragmenty do późniejszej recenzji, ale sam pomysł jest genialny. No i gra wygląda na całkiem fajną. Na wszelki wypadek, gdybym zdecydowała się jednak podziałać nożyczkami, zmusiłam narzeczonego, żeby też się z "Kłamcą" zapoznał. Mówi, że fajne.
I na tym zakończę, bo praktycznie wszystko inne już powiedziałam w recenzjach poprzednich tomów, do których linki zostawiam nieco wyżej. To świetny zbiór opowiadań, które sensownie łączą się ze sobą. Szybka akcja i wykwintny humor gwarantują dobrą zabawę, zaś główny bohater bardzo ładnie nam się rozwija od początku cyklu i zyskuje nowych, wyraźniejszych barw. Kilka wątków nam się wyjaśnia, pojawia się kilka nowych tajemnic. Widać, że jest to część cyklu mocno osadzona w kontekście pozostałych tomów, a to zawsze jest w cenie. Jednym słowem: polecam!
Za możliwość przeczytania książki dziękuje portalowi czytampierwszy.pl
Drugi tom cyklu Kłamcy zrobił na mnie ogromne wrażenie. Nie mogłam postąpić inaczej i musiałam sięgnąć po kolejną część. Choćby po to, by przedłużyć swoje odczucia. Czy to się udało? Odpowiedź znajdziecie poniżej.
Jak sama liczba wskazuje 2,5 to uzupełnienie cyklu Kłamca, którego podtytuł nosi nazwę Machinomachia. Mimo, iż jest to najkrótsza (jeżeli chodzi o strony) pozycja z tej serii to wcale nie odbiegająca poziomem od poprzedniego tomu. Ponownie głównym bohaterem opowiadań jest Loki, który nie byłby sobą, gdyby nic nie robił. Tym razem postanowił ochronić Tokio przed Hefajstosem, pobawić się w swata i zagrać w serialu, którego jest pomysłodawcą.
Za każdym razem kiedy czytam kolejne opowiadania, które wyszły spod pióra pana Ćwieka myślę, że już nic więcej mnie nie zdziwi Autor jednak za każdym razem zaskakuje mnie swoją wyobraźnią, umiejętnością połączenia fantastyki, mitologii z odrobiną sensacji mieszcząc to wszystko w tak krótkiej formie jaką jest opowiadanie. Mimo iż zaliczyłam lekki falstart z pierwszą częścią wszystko wskazuje na to, że w przyszłości będę tę serię polecała wszystkim dookoła, przypominając, że nie lubię krótkich form literackich i fantastyki.
,,Pierwsza sztuczka prawdziwego Kłamcy: nie możesz powstrzymać emocji, możesz ją co najwyżej przekuć w inną''.
,,Każdy kraj, każda kultura ma takie nazwiska, na których wspomnienie coś w sercach i duszach odpala się na krótko".
Na końcu książki znajduje się gra karciana o nazwie Kłamcianka towarzyska. Jeżeli ktoś zdecyduje się zatrzymać książkę przy sobie może wyciąć sobie karty i zagrać w gronie znajomych. Jest to dobra sposobność do tego, by zapoznać kogoś z tą serią, bądź przekonać niezdecydowaną osobę. Ode mnie za całokształt 7/10.
Książkę zrecenzowałam dzięki portalowi czytampierwszy.pl
Każda, nawet najlepsza seria, kiedyś dobiega końca. I mimo wszystko to chyba lepsze rozwiązanie niż tworzenie ciągnącego się w nieskończoność tasiemca. Magiczne słowo „The end” prędzej, czy później musi się pojawić. Czy zawsze oznacza to ostatnie spotkanie z ulubionymi bohaterami? Niekoniecznie, od czegoś są przecież opowiadania. „Kłamca 2.5 Machinomachia” to właśnie takie wypełnienie fabularnych dziur, ale też emocjonalnych braków po zawadiackim Lokim.
Tak samo, jak w przypadku poprzednich części mamy do czynienia ze zbiorem opowiadań. Głównym wątkiem jest jednak starcie z jednym, bardzo konkretnym bóstwem. Tym razem nie jest to postać zagubiona w przeszłości i wspomnieniach, a prawdziwy miłośnik technologi. Jedno jest pewne, Japonia zadrży w posadach.
Mitologiczna i teologiczna mieszanka w wykonaniu Ćwieka to prawdziwa jazda bez trzymanki. Chociaż zdecydowanie wolę powieść, zbiory opowiadań też trzymają poziom. Co dostajemy tym razem? W zasadzie dokładnie to samo, co wcześniej.
Po pierwsze dużo dowcipu, ironiczne poczucie humoru i dystans do otoczenia. A to wszystko w iście populturowym wydaniu pełnym nawiązań, czy nawet parodii popularnych dzieł z wielkiego ekranu. Jeśli lubicie takie klimaty, będziecie czuć się jak ryba w wodzie. Narracja jest lekka, bezpośrednia i humorystyczna, momentami nie sposób się nie śmiać.
"Bo cóż łączy wszystkich bogów pałętających się jeszcze po Ziemi?
- Eee, boskość? - spróbował Bachus.
- Wygnanie".
Fabularnie jesteśmy już po tym, jak Loki poznał Jenny i dziewczyna co jakiś czas pojawia się w historii. Miłość w wydaniu Ćwieka zdecydowanie nie jest ani oklepana, ani typowa. Chociaż relacje między postaciami nie są do końca jasne, ten wątek świetnie nadaje całości „pazura”. Bo Jenny nie jest wcale grzeczną i potulną owieczką, a ich związek kobiety z nordyckim bogiem, niekoniecznie jest prosty. I w praktyce owocuje to wieloma zabawnymi sytuacjami jak, chociażby „narada na szczycie” w łazience.
"Kłamca 2,5" to kolejna powieść przedstawiająca przygody tytułowego Kłamcy, czyli Lokiego. Mamy tutaj cztery krótkie historie. W każdej, jak zwykle, Loki pomaga aniołom w rozwiązaniu problemów. W pierwszej musi się zmierzyć z indiańskimi bóstwami, w drugiej pomóc jednemu z aniołów w sercowych sprawach, trzecia historia to coś w sam raz dla fanów komiksów i wielkich maszyn, natomiast ostatnia ukazuje nam grupę wsparcia dla zapomnianych bogów. Każde opowiadanie jest inne i ukazuje nam ciekawy fragment tego uniwersum, choć ich krótka forma pozostawia pewien niedosyt. Mimo tego książkę dobrze i szybko się czyta, i można przy niej spędzić miło czas.
W Machinomachii spotykamy znane z poprzednich tomów postaci - pierzastych - Gabriela, Michała, Rafaela, których zlecenia wykonuje Loki, oraz Jenny i Bachusa z Erosem. Ta niecodzienna ekipa składająca się z aniołów, zapomnianych bóstw i jednej ludzkiej kobiety stawia czoła równie niecodziennym wyzwaniom. W końcu kto poradzi sobie najlepiej w przebiegłych fortelach niż Kłamca?
Nie można bowiem Lokiemu odmówić sprytu, daje sobie świetnie radę w drobnych robótkach, jak również w tych naprawdę gigantycznych. Zawsze jednak jest do nich dobrze przygotowany. Tym razem przyjdzie mu się zmierzyć z pewnym indiańskim bóstwem, aniołem, który nie może zapanować nad własną agresją oraz stawi czoła szalonemu pomysłowi Hefajstosa chroniąc przed zagładą Tokio. Na koniec czeka nas sesja terapeutyczna w gronie zapomnianych bogów. Z Kłamcą zdecydowanie nie można się nudzić!
Książkę odebrałam za punkty w portalu Czytam Pierwszy.
Jak dla mnie zbyt cieńka ta książka?
Po raz kolejny było ciekawie i zabawnie.
Loki cały czas wykonuje swoje zadania powierzone mu przez aniołów. Tym razem „czai” się na indiańskiego Boga Kojota, swata jednego z aniołów (dość kontrowersyjnego w mojej ocenie) z młodą dziewczyną, walczy z Hefajstosem w Tokio, by na końcu wziąć udział w spotkaniach grupy zapomnianych bogów.
Na uwagę zasługuje również umieszczona na końcu książki gra karciana, jednak ja niestety z niej nie skorzystałam z racji wersji e-bookowej.
Polecam.
Oto Dreszcz! Rock N' Roll is Not Dead! Keith Richards na osiedlu Tysiąclecia? Why not?! Rychu Zwierzchowski wiedzie żywot pasożyta-luzaka - sex drugs...
Po pięciu latach od ostatniej wizyty, siedemnastoletnia Majka ponownie zjawia się małym miasteczku na polsko- czeskim pograniczu, gdzie mieszka jej kuzyn...
Przeczytane:2019-09-08,
Kłamca 2,5 to kolejny cykl opowiadań z niesztampowym i barwnym głównym bohaterem którym jest Loki - nordycki bóg i tytułowy kłamca. Tym razem Loki musi zmierzyć się z indiańskim bóstwem, uratować w spektakularny sposób Toki od zagłady, które chce temu miastu zafundować Hefajstos. Nasz bohater wysłuchuje też miłosnych zwierzeń anioła, któremu postanawia pomóc swatając go ze śmiertelniczką, w której tamten się zakochał. Na koniec Loki bierze udział w spotkaniu zapomnianych bóstw.
Jakub Ćwiek znów pokazuje swój kunszt literacki w krótkich formach jakimi są opowiadania. Książkę tak jak poprzednie tomy czyta się bardzo lekko i przyjemnie, a pomysły autora na zwariowaną fabułę jak zwykle zaskakują. To bez wątpienia mój ulubiony cykl opowiadań.
Książka przeczytana dzięki portalowi CzytamPierwszy.