Bezdomni zawsze są niewidzialni i zawsze znikają po cichu. Szczególnie wtedy, gdy... coś ich zjada.
Islandia to raj na ziemi. Ale nie dla bezdomnych - oni nawet w tak idealnym miejscu żyją na marginesie społeczeństwa, pozostawieni samym sobie. Każdy dzień oznacza dla nich walkę. Walkę z nałogami, z biedą i z własnymi myślami. Najlepiej by było, gdyby po prostu zniknęli. I tak się właśnie dzieje...
Grupa Niepozornych Narkomanów, żyjących na ulicach Reykjavíku, zaczyna podejrzewać, że coś zagraża ich życiu. Próbują wyjaśnić przyczyny tajemniczych zaginięć swoich znajomych, ale nikogo, poza nimi samymi, zdaje się to nie interesować. Badając kolejne, coraz bardziej niepokojące tropy, muszą zmierzyć się ze społeczną znieczulicą i z własnymi demonami. Kto odpowiada za zniknięcia włóczęgów? I czy plotka o grasujących w okolicy kanibalach ma coś wspólnego z prawdą?
W tej opowieści granica między rzeczywistością a paranoicznym majakiem staje się zaskakująco cienka. Jak bowiem odróżnić prawdę od wytworu wyobraźni, gdy całe twoje życie przypomina senny koszmar?
Wydawnictwo: Novae Res
Data wydania: 2023-04-14
Kategoria: Horror
ISBN:
Liczba stron: 284
Język oryginału: polski
Mijamy ich codziennie - na ulicy, pod galeriami, na dworcach. W jakimś stopniu stali się już stałym elementem krajobrazu. Czymś, na co nie zwracamy uwagi, dopóki nie zwrócą się ku nam. Czasem być może ktoś zastanawia się przez chwilę, co doprowadziło danego człowieka do przymusu życia na ulicy. W większości jednak traktujemy ich jak coś, co po prostu jest.
Niektórzy stwierdzą, że Islandia może być istnym rajem na ziemi. Ale czy dla wszystkich? Bezdomni nawet tam traktowani są jak powietrze, a ich codzienność wygląda identycznie. Nikt nie kontroluje tego, ilu ich przybywa, a tym bardziej ilu odchodzi. Jeżeli znikną, to już na zawsze...
Grupa Niepozornych Narkomanów jednak czuwa. Zauważają, że liczba ich kompanów drastycznie się zmniejszyła. Wiedzą, że coś im zagraża. Niemalże czują oddech zła na karku. Tylko... gdzie kończy się wywołana głodem czy narkotykami fantazja, a zaczyna brutalna rzeczywistość?
Książka, którą przeczytałam już kilka tygodni temu i wciąż nie mogę wyrobić sobie o niej zdania. Szczerze mówiąc, nie wiem, co o niej myśleć. Ale może o tym już poniżej.
Bezdomni mieszkający w Reykjaviku wcale nie mają tam lepiej niż w innym miejscu. Ich codzienność skupia się na walce z własnymi demonami, a konkretniej - w większości na zdobyciu pieniędzy, by te demony nasycić. Gdy zaczynają krążyć plotki o zniknięciach pobratymców i żądnym krwi kanibalu, każdy z nich drży o swoje życie. Przecież nie mogą liczyć na pomoc społeczeństwa - muszą pomóc sobie nawzajem. Pytanie tylko, czy ich nierzadko przeżarte narkotykami umysły są w stanie dojść do prawdy?
Moje mieszane uczucia odnośnie Coś zjada bezdomnych wiążą się głównie z tym, że bardzo łatwo pogubić się w tej historii. Nie znamy imion bohaterów, określani są wyłącznie jako Niepozorni Bezdomni, więc w pewnym momencie zagubiłam się wśród nich. Do tego dochodzą także próby odróżnienia rzeczywistości od fikcji, co również nie było łatwe. Podobało mi się, że autor wziął na tapetę właśnie bezdomnych, gdyż uderza w bardzo aktualny temat - to, jak bardzo są niewidoczni dla reszty społeczeństwa. Nie zmienia to jednak faktu, że lektura była trochę trudna w odbiorze.
Przeczytane:2023-12-27, Ocena: 3, Przeczytałam,
Bezdomni. Jednostki, których społeczeństwo nie chce widzieć. Snują się „w tle” ciągnąc worek ze swoim maleńkim dobytkiem i niosąc bagaż doświadczeń, które zaprowadziły ich na ulicę, oraz obecnych zmartwień. Kiedy taki snujący się po najbliżej okolicy bezdomny znika, często odczuwamy ulgę. Bo już nie będzie nas zaczepiał o parę groszy. Bo przestaniemy czuć obawę, jaką wywołuje jego obecność. Ile osób zainteresuje się, co się z nim stało? Tomasz Racjan napisał horror o wiele mówiącym tytule „Coś zjada bezdomnych”. Przenosimy się na ulice Reykjaviku, gdzie grupka narkomanów próbuje rozwikłać zagadkę znikania swoich znajomych. Tajemnicza siła, seryjny zabójca, a może majaki i paranoja? Czy coś zjada bezdomnych?
Ależ ta książka mnie zaskoczyła. Spodziewałam się brudno krwawego horroru doprawionego szczyptą kryminału, a dostałam... Kojarzycie książkę „Pamiętnik narkomanki” Barbary Rosiek? Tomasz Racjan serwuje czytelnikom podobne paranoiczne wynurzenia. Sen, jawa, a nawet narkotyczne odloty mocno mieszają się na stronach jego powieści. Trudno nam określić, co się wydarzyło i co jest prawdą. Nie wiemy, czy relacja, którą czytamy jest wiarygodna. Bohaterowie zarażają nas obsesją, strachem, obłąkaniem. Trudno się poddać tego typu narracji, ale jeżeli komuś się uda doznania będą nieziemskie.
Autor dorzucił jeszcze nieco akcji oraz element – nazwijmy go – socjologiczny, czyli postrzeganie ludzi bezdomnych. Co do akcji, z racji charakteru narracji ciężko ją śledzić, ale nie wszystkie książki są łatwe w czytaniu (nikt nam tego nie obiecywał). Natomiast spostrzeżenia na temat bezdomności zapewne poruszą wielu czytelników. Teoretycznie oczywiste jest, że ci ludzie nie wybrali takiego życia, że coś źle się u nich zadziało, iż mieszkają na ulicy. Jednak czy mamy wobec nich empatię? Boimy się ataku z ich strony, ale też bezdomność jest wstydliwym zjawiskiem, o którym mało kto chce słyszeć (i je widzieć).
„Coś zjada bezdomnych” to ciekawa powieść. Nie wydaje się takich dużo, bo typ narracji powoduje, że trudno im się przebić do popularnego nurtu, ale też wymaga on od autora nieco więcej niż zarys fabuły. Perspektywa otumanionego – używkami i życiem – umysłu, wymaga specyficznego rodzaju zaangażowania. Moja ocena tej książki jest nieco zaniżona, bo ja jednak wolę „prościej”. Lubię śledzić akcję i sobie wszystko poukładać. To co zaproponował Tomasz Racjan jest dla mnie zbyt poetyckie, ulotne. Natomiast nie odradzam. Odniosę się znowu do prozy Barbary Rosiek. Myślę, że jej książki są na tyle znane, że będzie wam łatwo ocenić, czy macie ochotę przeczytać coś podobnego, ale w konwencji literatury grozy.