BYŁ SOBIE PIES - KSIĄŻKA, KTÓRA DOCZEKAŁA SIĘ EKRANIZACJI - PRZEDSTAWIA LOSY NAJBARDZIEJ WYSZCZEKANEGO BOHATERA WSZECH CZASÓW
Oto pełna głębokich uczuć i zdumiewająca opowieść o oddanym psie, który życiową misją czyni wpajanie swoim właścicielom znaczenia miłości i pogody ducha. To powołanie wypełnia na przestrzeni... kilku żyć.
Bailey jest zszokowany - po krótkim i smętnym życiu, jakiego doświadczył w postaci bezpańskiego kundla odradza się w ciele niesfornego szczeniaka. Kiedy trafia pod opiekę ośmiolatka Ethana, który kocha go całym sercem, odkrywa nowe oblicze - dobrego, poczciwego psiaka. Jednak życie u uwielbianej rodziny to nie koniec przygód Baileya. Ponownie odradza się w postaci kolejnego psa!
Był sobie pies to pokrzepiająca i pomysłowa historia. Doprowadza czytelnika do skrajnych emocji - jest jednocześnie uroczo zabawna i dotkliwie przejmująca.
Ta książka w piękny sposób pokazuje, że miłość nie zna granic oraz że nasi najbliżsi zawsze są przy nas. Najważniejsze przesłanie powieści głosi, że każda istota na ziemi urodziła się z misją.
WSZYSTKIE PSY IDĄ DO NIEBA... CHYBA, ŻE MAJĄ NIEDOKOŃCZONE SPRAWY NA ZIEMI
_____
To napisana z ikrą, przejmująca powieść, która oczaruje nie tylko fanów zwierząt domowych. - Booklist
Wydawnictwo: Kobiece
Data wydania: 2017-02-15
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 392
Tytuł oryginału: A Dog's Purpose
Język oryginału: Angielski
Tłumaczenie: Edyta Świerczyńska
Bruce W. Cameron kojarzy mi się głównie z książkami o psich przyjaciołach. Zresztą mojej córce również - jakiś czas temu czytałyśmy "Był sobie szczeniak. Ellie" i psu babci nadała takie imię :) Tym razem sięgnęłam po dylogię 'Był sobie pies' - jak ją oceniam?
Jeśli ktoś czytał "Był sobie pies" to koniecznie powinien sięgnąć po drugą część, bowiem jest to ścisła kontynuacja, ale ja nie zdradzę żadnych istotnych szczegółów z żadnej z nich.
Książki opowiadają o więzi, jaka tworzy się między psem a jego właścicielem - człowiekiem, który traktuje i kocha psa tak, jak on na to zasługuje. Tak, jak czworonóg kocha człowieka. Bezwarunkowo i na zawsze.
Najpierw urodził się jako Toby, poznał smak wolności, ale i niewoli. Swoim psim rozumkiem musiał zrozumieć co to sterylizacja i walka o swoje w większej gromadzie psów. Niestety jego życie nie było zbyt długie...
Odrodził się u nowej Mamy i po kilku przygodach trafił do małego chłopca - Ethana, który nadał mu imię Bailey. Ta dwójka wielokrotnie mnie rozczulała, między nimi panowała prawdziwa miłość. Czuł to i człowiek i pies. Niestety nikt nie żyje wiecznie.
Dlatego później nasz psi bohater odrodził się jako suczka Ellie, owczarek który ratował i odnajdywał ludzi. Potem powrócił jako Koleżka i swój smutny los przemienił w pełnię szczęścia. To jednak nie koniec... Były też inne wcielenia. Molly, Max, Toby...
Pełne zróżnicowanie ras, wielkości, warunków narodzin...
Za każdym razem uczył się czegoś nowego, co przydawało mu się w późniejszych wcieleniach, bowiem wszystko pamiętał - ludzi, wydarzenia, zapachy, miejsca. Próbował też zrozumieć co jest w danym odrodzeniu jego psim sensem życia - kogo ma kochać, kogo ratować, kogo chronić. Autor pokazał świat widziany i odczuwany przez psa - zapachy, rozumienie zachowań ludzi, towarzyszenie i służenie im a przede wszystkim czekanie na ich decyzje.
Psi bohater pokazuje nam życie wielu rodzin, ich stosunek do zwierząt i do samych siebie. Jest miłość, przyjaźń, nienawiść, złość, rozstania i powroty, nastoletni bunt, śluby, pogrzeby, narodziny... Tak naprawdę to kawałek doskonałej powieści obyczajowej, z porządną fabułą, tyle tylko że wrażliwość czytelnika skupia się wokół psiaków, których jest tutaj niemało.
Cała gama emocji przepływa przez te książki - wielokrotnie miałam łzy w oczach - ze smutku lub radości. Kolejne psiaki kradły moje serce, niezależnie od rasy czy płci. Najbardziej podobały mi się losy Bailey'ego, Ellie oraz Molly, choć historię Ellie znałam już z odrębnej książki, która była obszerniejsza, tutaj nie podano wszystkich wydarzeń.
Podsumowując - "Był sobie pies" i "Był sobie pies 2" to wyśmienite powieści z czworonogami w roli głównej. Emocjonujące, intrygujące, pełne zwrotów akcji, chwil szczęśliwych i smutnych - po prostu realistyczne. To historie z przesłaniem, które pokazują ciepło w relacjach oraz misję, z którą każda istota przychodzi na świat. W obu książkach pojawiło się wielu bohaterów ludzkich, zwierzęcych, ale najważniejsza jest psia wierność, miłość i oddanie. Gorąco polecam!
Ciągle słyszy się, że tylko my, ludzie, jesteśmy zdolni wcielić się w wiele życiowych ról. Dopasować pod kątem danego wyglądu, podrobić nawet najtrudniejszy akcent, umiejętnie podkreślić cudze wady bądź zalety, czy przedstawić czyjś (skomplikowany lub nie) charakter. Niczym karnawałowy strój, przywdziewamy inną skórę. Jednakże w każdym momencie możemy przerwać zabawę. Zdjąć przebranie i wrócić do realnej postaci, ciesząc się z tego doświadczenia. A co ze zwierzętami, które również umieją się kamuflować? Robią, co tylko mogą, aby uchronić się przed drapieżnikami lub samemu zapolować na nieświadome zagrożenia stworzenia. Też są w stanie zmieniać tożsamość! Prawda jest jednak taka, że ani ludzie, ani te stworzenia nie umywają się do naszego psiego bohatera, dla którego zmiana tożsamości wiąże się również z nowym ciałem. I to nieodwracalnie.
PYTASZ, GDZIE PODZIAŁY SIĘ MOJE OCZY? CÓŻ… WYPŁAKAŁAM JE!
Bycie szczeniakiem bezdomnej, zdziczałej suczki bez imienia miało być jedynym wcieleniem naszego bohatera. Zgodnie z powiedzeniem, iż „żyje się tylko raz” powinien, wraz z ostatnim przymknięciem oczu, stać się nicością. Jakieś było jego zdziwienie, gdy nagle uchylił powieki, odczuwając, że wrócił do psiego ciałka. I to zupełnie obcego! Lekko oszołomiony, z czasem postanowił to wykorzystać i, wyrywając się z potencjalnego więzienia, wyruszył przed siebie w poszukiwaniu sensu istnienia. Właśnie wtedy na jego drodze stanął chłopiec Ethan, z którym połączyła go nie tylko przyjaźń. Między tą dwójką wytworzyła się silna więź, o jakiej wielu mogłoby pomarzyć…
Przy lekturze „Był sobie pies” można liczyć się z tym, że ta książka, choć wydawać by się mogła lekka i odprężająca, odciśnie na czytelniku swoje piętno. Każde wcielenie naszego Baileya obfitowało w pełne nieprawdopodobnych wrażeń przeżycia, gdzie zdarzało się, iż uśmiech nie schodził mi z twarzy. Rozumiejący urywkowe wypowiedzi ludzi, reagujący na targające nimi emocje czy same ich gesty wydobywał z siebie nadmiar psich zachowań, które rozczulały najbardziej naburmuszonego człowieka. Sama nieraz śmiałam się z jego zagrywek, spoglądając wtedy z czułością na ułożonego przy nogach własnego futrzaka.
Ale halo, co tak właściwie tutaj miało odcisnąć swoje piętno? Wesołe zabawy z chłopcem? Jego starania, by ten nigdy nie emanował smutkiem? Niesienie pomocy w potrzebie? Oprócz tych wspaniałych obrazków pojawiają się również te smutniejsze, bez wahania wbijające setki małych igiełek w serce. Same pożegnania z poszczególnymi wcieleniami naszego psiego bohatera bywały bolesne. Ledwo co następował moment, kiedy podskórnie czuło się, że to koniec, a już łzy napływały mi do oczu, a obraz rozmazywał z prędkością światła. Wiedziałam, iż lada moment nadejdzie kolej na następne, ale przywiązanie robiło swoje. Każdy, kto choć raz musiał pożegnać swojego psiego towarzysza, wie jak ciężko jest pogodzić się z myślą, że jego zabraknie. Pozostanie na licznych fotografiach oraz w pamięci, ale nie będzie towarzyszyć przy kolejnych życiowych etapach. Nawet nie zdajecie sobie sprawy, że pisząc to mam wilgotne oczy i staram się powstrzymać przed wybuchnięciem. Ta książka zagwarantowała mi istny rollercoaster wrażeń, odczuwalny nawet parę dni po jej zakończeniu, co wyraźnie odczuwam. Hej, gdzie moje chusteczki?
MOŻESZ MYŚLEĆ, ŻE ŻYCIE BEZE MNIE BYŁO DLA CIEBIE DOBRE. WIEM, ŻE KIEDY JESTEM TUŻ OBOK, JEST O WIELE LEPIEJ.
Bailey, Bailey, Bailey… Zdawać by się mogło, iż był jedynie głupiutkim, zapatrzonym w przyjaznych dla niego ludzi psiakiem, dla których mógł zrobić dosłownie wszystko. Guzik prawda! Może zdarzało mu się nie grzeszyć inteligencją, wykazując nieprzyswajalne dla człowieka zachowania (w końcu mieli do czynienia ze zwierzęciem!), jednak z każdym kolejnym wcieleniem umiał znacznie więcej. Uzupełniał wiedzę, nabywał doświadczeń, a wraz z tym coraz bardziej czuł się świadomy tego, iż nie jest tylko po to, by wesoło merdać ogonem i biegać za rzucaną przez kogoś piłką. Powoli odkrywał, że nowe tożsamości są dla niego szansą, aby wykonać powierzoną mu przez los misję. Misję czuwania przy kimś, kto potrzebuje jego wsparcia.
Pokochałam tego psiaka. Gdybym tylko mogła, adoptowałabym go i nikomu go nie oddała. A jeśli znałabym jego tajemnicę, byłabym skłonna szukać jego każdego kolejnego wcielenia, byle tylko mieć go zawsze przy sobie. Rozczulający, wzbudzający miłość, skłaniający do tego, by porzucić, choć na moment, obowiązki, by odwdzięczyć się swojemu futrzanemu towarzyszowi za wszystko. Dlatego nie dziwię się Ethanowi, że wystarczyło jedno spojrzenie, by nie pozwolić go sobie odebrać. Chłopiec, wraz z kolejnymi etapami dorastania, zmieniał się w każdej sferze, ale uczucie do przyjaciela pozostawały stałe. Ta dwójka mogłaby być wzorem dla wielu dzieciaków, by te nie traktowały zwierząt jak zabawek, bo te też czują. I to zazwyczaj bardziej, niż nam się wydaje.
Nie można zapomnieć, iż nie tylko Ethan miał pod opieką tego wyjątkowego psiaka. Bailey trafiał do wielu najróżniejszych domów, gdzie każdy kolejny jego właściciel różnił się od poprzedniego. Oprócz Ethana, polubiłam pełną ciepła, gotową do walki o swoje lepsze jutro Mayę. Kobieta, choć wydawała się za słaba, by udźwignąć ciężar, jaki sama zrzuciła na ramiona, dzielnie walczyła, czując niemy doping naszego bohatera. Cieszyłam się z każdego jej małego sukcesu, bo na to zasługiwała!
To dopiero moje pierwsze spotkanie z twórczością pana Camerona, ale już doskonale wiem, że nie zamierzam się z nim rozstawać! „Był sobie pies” idealnie odbiega od większości książek, gdzie autorzy skupiają się na kreacji ludzkich bohaterów, niekiedy powiązanych ze zwierzętami. Tutaj pisarz ukazuje świat widziany psimi oczami, dzięki czemu w jakimś stopniu jesteśmy w stanie odkryć, co tak właściwie siedzi w tych łebkach. Taki zabieg wcale nie powoduje, iż nie można przekazać poprzez niego bardzo cennej lekcji. Bailey uczy nas, że życie każdego z nas jest cenne. Nie rodzimy się tylko po to, by przez jakiś czas żyć i po prostu umrzeć. Psiak udowadniał, że niezależnie od czynników, przychodzimy na świat z większym lub mniejszym zadaniem i tylko dążenie do wypełnienia każdego z jego punktów może otworzyć nam oczy i nauczyć szacunku do tego, co już mamy.
„Był sobie pies” to również sentymentalna podróż do przeszłości. Do lat, kiedy nowoczesna technologia nie przysłaniała młodym oczu. Psimi oczyma widziało się roześmiane dzieciaki, bawiące się ze sobą na podwórku, a nie spotykające się w sieci. Rozmawiające ze sobą, nie wpatrując się w ekrany telefonów. Ciekawsze świata, lgnące do przyrody. Do chwil, gdy miało się poczucie, że coś może umykać między palcami. To było bardzo przyjemne.
Podsumowując. Niegdyś „Był sobie pies” długo nie schodził z list bestsellerów. Rozchodząca się jak świeże bułeczki książka trafiała do tysięcy czytelniczych serc, co zaowocowało tym, że nawet powstał film na jej podstawie. Wcale się temu nie dziwię! Przygody Baileya sprawiają, że człowiek jest skłonny porzucić wszystko, by oddać każdy skrawek czasu dla tego bohatera, oczarowującego swym maślanym wzrokiem. Ta pomerdana historia jest w stanie rozczulić każdego! A jeśli przy jej lekturze nie uronisz choćby jednej łzy – naprawdę nie masz serca!
Był sobie pies… Jeśli macie lub mieliście kiedyś psiego przyjaciela to przemówi on do Was w zupełnie niespotykany sposób ze stron powieści W. Bruce’a Camerona. Jeżeli natomiast dotąd nie posiadaliście psiaka, to istnieje duża szansa, że po lekturze tej powieści zapragniecie, aby Wasza rodzina powiększyła się o sympatycznego czworonoga.
Bailey – ciekawy świata golden retriever pierwsze tygodnie swojego życia spędził w towarzystwie mamy i trójki rodzeństwa. Jego burzliwe dzieciństwo nabrało jasnych kolorów, gdy trafił do domu chłopca o imieniu Ethan. Od tej pory bezgraniczna wierność, bezwarunkowa miłość i przywiązanie stały się sensem życia Baileya, który nie odstępował swojego nowego pana, zawsze gotowy bronić go, pocieszać, zabawiać i rozśmieszać. A Ethan… wiele zawdzięczał psiemu przyjacielowi, mógł na niego liczyć w każdej sytuacji.
Pisząc powieść z punktu widzenia psa W.Bruce Cameron wyszedł poza utarte schematy i sprawił czytelnikom prawdziwą niespodziankę. Na pewno niełatwo było wczuć się w psychikę zwierzęcia i tak ciekawie namalować słowami pieskie pojmowanie świata ze wszystkimi odczuciami, rozterkami, radościami i smutkami czworonoga. Historia Baileya intryguje, wzrusza i jest pełna niespodzianek. Napisana lekko i z humorem wzbudza same miłe uczucia. Pozwala lepiej zrozumieć psią psychikę, a niektóre „dziwne” zachowania przestają być takie dziwaczne.
Mniej więcej w połowie książki, kiedy wydawałoby się, że historia dobiega końca, autor wykorzystuje kolejny trik (nie zdradzę jaki), aby z jednej strony zaskoczyć czytelnika, z drugiej pociągnąć dalej tę osobliwą i jedyną w swoim rodzaju opowieść. Bo trzeba Wam wiedzieć, że „WSZYSTKIE PSY IDĄ DO NIEBA… CHYBA ŻE MAJĄ NIEDOKOŃCZONE SPRAWY NA ZIEMI”.
W tej niekonwencjonalnej powieści autorowi udało się pokazać zwierzęcy punkt widzenia w bardzo autentyczny i wiarygodny sposób. Czytając historię Baileya zadajemy sobie sprawę, że ten nasz ludzki świat jest naprawdę pomerdany.
Pozostaję pod dużym wrażeniem tej opowieści. Teraz przyszedł odpowiedni moment na obejrzenie ekranizacji. Z radością przeżyję tę historię jeszcze raz i porównam moje wyobrażenie z pomysłem reżysera.
A na koniec dodam jeszcze, że jeśli ktoś z Was zwątpił w przyjaźń drugiego człowieka, to może być pewien, że psia wierność i oddanie nigdy nie zawiedzie.
Powieść „Był sobie pies” to historia uniwersalna – i dla małych i dla dużych czytelników, którzy lubią się uśmiechnąć, wzruszyć i przeżyć ciekawą przygodę.
Serdecznie polecam.
Fantastyczna książka dla każdego!
Pełna humoru i wzruszeń opowieść o życiu widzianym z perspektywy psa, a dokładniej psów, gdyż nasz czworonożny bohater po śmierci budzi się w następnych wcieleniach.
Próbuje on poznać zasady rządzące światem a także zrozumieć sens własnego istnienia.
Uważam, że to wspaniały pomysł przedstawienia rzeczywistości. Dowiadujemy się jak pies poznaje i ocenia otaczające go środowisko i jak widzi nas-ludzi.
Główny bohater zaznaje zarówno miłości i przywiązania, jak i odrzucenia, którego nie rozumie.
Najpiękniejsze jest to, iż żyje on w przekonaniu, że jego celem życia jest sprawianie, by jego właściciel był szczęśliwy. Największa nagroda dla zwierzaka to śmiech i miłość opiekującego się nim chłopca.
Historia ukazuje ważną prawdę- pies z natury jest dobry. To człowiek może mu zaszkodzić źle go wychowując i nie dbając o niego.
Dzięki tej książce możemy zrozumieć, jak psy postrzegają nas oraz nasze zachowanie, a także to, ile dla nich znaczymy. Są wobec nas oddani i wierni, i tak właściwie to oni się nami opiekują, a nie na odwrót jak się nam zdaje.
Wzbudza ona w nas wiele głębokich refleksji oraz motywuje do większej delikatności i opieki wobec tych stworzeń. Nie możemy ich karać przecież za coś, czego nie rozumieją. Możemy jednak być pewni, że oni zawsze nas będą kochać i staną w naszej obronie.
Pies to najlepszy przyjaciel człowieka i ta książka doskonale to pokazuje!
Czytając ją często wracałam myślami do okresu gdy posiadałam psa. Wspominałam go i zastanawiałam się, czy zawsze wobec niego odpowiednio postępowałam, czy nie byłam zbyt egoistyczna. Bardzo zmieniła moje podejście.
Urzekła mnie również przepiękna okładka, zwłaszcza te cudowne psie oczy.
Podsumowując, "Był sobie pies" to przepiękna opowieść o miłość, przyjaźni i przywiązaniu. Nie jestem fanką wyciskaczy łez, ale ten naprawdę mnie oczarował. Nie mogłam się oderwać. Czytanie jej było prawdziwą przyjemnością.
Gorąco polecam wszystkim, nie tylko miłośnikom psów.
Lekka, łatwa i przyjemna wakacyjna lektura pisana z perspektywy... psa! Chwytająca za serce historia czworonoga, którego sednem egzystencji jest służba i dawanie miłości swoim właścicielom. Przez wszystkie swoje żywota nasz psi bohater towarzyszy swoim właścicielom, służąc, dając ale i biorąc, dzieląc się pozytywną energią. W to wszystko wpleciono dłuższą historię chłopca, który będzie stanowił zarówno początek jak i koniec historii, zamykając klamrą psi żywot. Sam również, dzięki psu znajdzie swój happy ending. Pokrzepiająca pozycja, do czytania z pakietem chusteczek higienicznych. Film na jej podstawie również całkiem nieźle daje sobie radę. Dla wielbicieli czworonogów i lekkich, pozytywnych historii.
Ciekawa pozycja - ja pominie się fragmenty o wąchaniu sobie pupek ;-p.
Ogromne brawa dla autora należą się choćby za całkiem udaną próbę ukazania świata z perspektywy psa. Nie jest to typowa bajeczka, jakie czytaliśmy w dzieciństwie, w których zwierzątka porozumiewały się po ludzku i jeszcze doskonale rozumiały naszą mowę. To humorystyczny obraz świata ludzi, który z psiego punktu widzenia przestaje być nagle taki logiczny i poukładany jak nam się wydaje. Jest to też piękna książka o wiermości i szukaniu sensu życia.
Godna polecenia i nastolatkom, i rodzicom, i dzieciom. Myślę, że każdy z nej coś wyniesie, wyśmienicie się przy tym bawiąc.
Na początku myślałam, że to powieść typowa dla małodzieży czy nastolatków, o zwyczajnym życiu psa i jego przyjaźni z człowiekiem. Ciekawie napisana, bo zupełnie inaczej ogląda się świat oczami psa.
Po przeczytaniu powieści mogę tylko powedzieć, że polecam powieść całym sercem. To książka dla każdego bez wzzględu na wiek. Uczy empatii, wrażliwości i pokazuje piękno prawdziwej psiej miłości i przyjaźni. Koncepcja książki w której ten sam psiak wraca kilka razy na świat by za każdym razem uczyć się czegoś nowego oraz ciągła tęsknota do ukochanego "Pana" czyli pierwszego chłopca który go pokochał była cudownym przeżyciem, Wzruszyłam się, gdy jako kolejny szczeniaczek psies wrócił do swojego wiekowego już chłopca by być z nim do końca jego dni.
POlecam, bo czas przy tej książce na pewno się nie dłużył.
"Był sobie pies", jest książką wyjątkową, niezwykłą i niepowtarzalną. Oczarowała mnie już od samego początku swoją fabułą oraz głównym bohaterem, który jest niesfornym psiakiem.
Bailey, urodził się w dziupli, z której został zabrany ze swoją rodzinom, po czym trafił do Zagrody. Spędził tam trochę czasu, a następnie stracił życie. Wydawałoby się, że to koniec jego historii, a jednak to był początek jego przygód. Narodził się na nowo, kolejnych kilkanaście razy. Z każdym nowym życiem stawał się mądrzejszy i trafiał do nowych właścicieli. Los płatał mu figle, jednak wiedział, że stworzony jest do wypełnienia swojej misji. Jego cel był określony, chociaż nie wiedział, jaki on jest.
Od przybłędy, po wiernego przyjaciela.
Nie ma słów, które mogłyby określić tę książkę. Jej wspaniałość jest nie do opisania. To co się tutaj dzieje przerasta mnie i ciężko jest mi wyrazić i obrać w słowa wszystkie emocje, które towarzyszyły mi podczas czytania.
Czytanie książek, w których występują zwierzęta jest dla mnie bardzo trudnym przeżyciem. Kiedy po nie sięgam, wiem, że będę ryczeć. Zawsze tak było. I dlatego też, sięgając po "Był sobie pies", nastawiłam się na potok łez. Wydawałoby się, że takie nastawienie pomoże mi w przebrnięciu przez całą historię, ale tak nie było. Było bardzo, bardzo "źle", emocje wypłynęły ze mnie strumieniem, a ja wyłam i wyłam.
Każde nowe życie Baileya, przynosiło ze sobą coraz więcej emocji. Były łzy radości oraz smutku. Śmiałam się i płakałam. A wszystko w tej jednej, z pozoru zwyczajnej książce.
Życie Baileya nie do końca jest usłane różami. Autor pokazał prawdziwe oblicze psów i to, co mogą czuć. Ich myśli i naturalne zachowania są przedstawione w tak genialny sposób, że czasami ma się wrażenie, jakby czytało się o życiu człowieka.
Czytając, poznajemy różne oblicza psiego życia, zróżnicowanie charakterów, odbiór ludzkich emocji, hierarchię, pragnienia i marzenia, bo zwierzęta też je mają. Ale nie tylko spotykamy tutaj zachowania zwierzęce. W. Bruce Cameron pokazał prawdziwe oblicze ludzi, tych, którzy posiadają głowę i dbają o mniejszych przyjaciół, a także tę część głupią, bezmyślną i dbającą tylko o swoje dobro i majątek, tych, którzy z zimną krwią potrafią uśpić zwierzę, tylko dlatego, że jest złe, okaleczone. Ogromnie bolało mnie serce, gdy musiałam o tym czytać, bo to wszystko spotyka się w codziennym życiu. Ludzie "niszczą" zwierzęta i ich psychikę, uczą walczyć. Jest to okropne, nienawidzę takich ludzi! I cieszę się, że autor mocno i stanowczo pokazał codzienność.
" - Nie ma złych psów, Bobby. Są tylko źli ludzie. Tu potrzeba miłości.
- Czasami psy są zepsute w środku, Seniora. I nic nie jest w stanie ich już naprawić. "
Kolejnym ogromnym plusem tej książki, jest pokazanie dwóch obliczy schronisk dla zwierząt.
Mamy tutaj dwa. Te, w których ludzie poświęcają wszystko co mają, aby zapewnić dobry byt czteronożnym przyjaciołom i chociaż nie mają dobrych warunków, starają się dać im to, co najlepsze. Nie interesują ich pieniądze, a dobro zwierząt.
I te, które patrzą na pieniądze i nie przekraczanie funduszy oraz dostępnego miejsca w schronisku. Te cholerna schroniska, które bez namysłu usypiają psy, bo są "groźne i zepsute", okaleczone i nienadające się do niczego. Te, którym ciężko wyłożyć odrobinę więcej funduszy na potrzebujące zwierzaki, tylko dlatego, że im tak się podoba. Bestialstwo.
I wiecie co? Jestem za tym pierwszym schroniskiem! Co z tego, że nie do końca jest tam idealnie? Ważne, że zwierzęta mają zapewnioną opiekę, leki i jedzenie. Taka prawda.
Jestem wściekła i jednocześnie wdzięczna autorowi za pokazanie tego wszystkie. Bo to prawda, tak jest w codziennym życiu. Nieprawdopodobne? A jednak. Znam to z własnego doświadczenia.
Uważam, że "Był sobie pies", jest przewspaniałą książką, obok której nie można przejść obojętnie. Jest to niedopuszczalne. Wiem, że wielu z was boi się, że będzie przy niej płakać, cierpieć i przeżywać wszystko dziesięciokrotnie mocniej, bo głównym bohaterem jest pies. I wiecie, co ja wam powiem? Nie bójcie się! Nie ma czego się bać. Łzy nie są złe, łzy tutaj są dobre. Poznacie wartościową, piękną historię oraz miłość, głęboką miłość, która jest w każdym zwierzęciu. Zobaczycie więź między człowiekiem i psem, wpadniecie w wir pomerdanego świata. Wasze serca rozbiją się na kawałeczki, otworzycie je na świat, staniecie się jeszcze bardziej empatycznymi ludźmi i zaczniecie patrzeć inaczej na otaczającą was naturę.
Nie zastanawiajcie się, sięgnijcie, a nie będziecie żałować.
A po lekturze? Po lekturze zachęcam was do obejrzenia filmu, który wyjdzie już w lutym.
Otwórzcie serca i szerzcie dobro, bo w każdym człowieku są dwa wilki, ten dobry oraz zły i zawsze wygrywa ten, którego karmimy.
Słyszeliście kiedyś powiedzenie: ,,pies jest najlepszym przyjacielem człowieka"? Zgadzacie się z nim? W mojej rodzinie od dziecka były zwierzęta. Każdego z nich traktowałam jak rodzinę. Teraz jestem szczęśliwą 'mamusią' dwóch psiaków i królika, które dzień w dzień mnie rozbawiają i pocieszają. Nie wyobrażam sobie okresu, w którym mogłoby ich zabraknąć. Zwierzęta zawsze ze mną były i nic tego nie zmieni. Pewnie wielu z was ma jakieś zwierzątko? Zastanawialiście się, kiedyś jak to będzie, kiedy ich zabraknie? Powiem szczerze, że to mnie przeraża. Kocham je z całego serca, a ich bliskość sprawia, że mam siłę podnieść się po każdym ciosie. W stu procentach zgadzam się z tym starym powiedzeniem. Psy, a dokładnie mówiąc wszystkie zwierzęta, są najlepszymi przyjaciółmi człowieka. One nigdy nas nie zawiodą, nie zdradzą. Ich lojalność i miłość wyziera z tej wielkiej zwierzęcej duszy. Każdy stworzenie jest wyjątkowe, ale dla mnie najcudowniejsze są czworonogi, które swoim szczekaniem i niezmordowaną chęcią do zabawy potrafią naprawić wszystko. Każdego dnia wracając do domu ,jestem witana przez dwa merdające ogonki, które tylko czekają, aż rzucę im piłeczkę albo po prostu przytulę. Mają swoje charakterki - Kolo jest buntowniczy i zadziorny, a zarazem niezwykle słodki oraz rozbrajający, Piorun - wieczny przytulas, który ma niesłabnący zapał do zabawy i uwielbia wszelkie pieszczoty, a zarazem potrafi pokazać pazurki - kocham je z całego serca, a każdy dzień, który mogę z nimi spędzić, dodaje mi energii i chęci do działania. Nie wierzę, że zwierzęta nie mają duszy i nigdy nie dam się przekonać, że jest inaczej. Pewnie wielu by się ze mną kłóciło i próbowało zmienić moje zdanie, ale to niemożliwe. Zwierzęta pełne są miłości. Żadne z nich nie jest złe - to właśnie człowiek kształtuje ich charakter niczym rodzic z małym dzieckiem. W ich oczach widać głębię duszy, a mądrość, którą dysponują, sprawia, że zawsze potrafią pomóc. Mogłabym pisać wam w nieskończoność o wspaniałości tych stworzeń, ale wtedy nie starczyłoby miejsca na recenzję pięknej, niesamowitej książki, która chwyta za serce. Wiecie, o czym mówię? W. Bruce Cameron stworzył powieść, która pozwoliła mi spojrzeć z innej strony na psi świat i rozbawiła do łez. ,,Był sobie pies" wywołuje łzy, a zarazem uśmiech na twarzy. Zapraszam na recenzję!
,,Naszła mnie refleksja, że świat był dużo bardziej złożony, niż przypuszczałem. Nie ograniczał się jedynie do chowania się przed ludźmi, polowań i zabawy w kanale. Większe wydarzenia mogły zmienić dosłownie wszystko - a kontrolowały je istoty ludzkie."
Oto pełna głębokich uczuć i zdumiewająca opowieść o oddanym psie, który życiową misją czyni wpajanie swoim właścicielom znaczenia miłości i pogody ducha.
Bailey jest zszokowany – po krótkim i smętnym życiu, jakiego doświadczył w postaci bezpańskiego psiaka odradza się w ciele niesfornego szczeniaka. Kiedy trafia pod opiekę ośmiolatka Ethana, który kocha go całym sercem, odkrywa nowe oblicze – dobrego, poczciwego pupila. Jednak życie u uwielbianej rodziny to nie koniec przygód Baileya. Ponownie odradza się w postaci kolejnego psa!
„Był sobie pies” to pokrzepiająca i pomysłowa historia. Doprowadza czytelnika do łez – zarówno tych ze śmiechu, jak i wzruszenia.
Ta książka w piękny sposób pokazuje, że miłość nie zna granic oraz że nasi najbliżsi zawsze są przy nas.
WSZYSTKIE PSY IDĄ DO NIEBA… CHYBA ŻE MAJĄ NIEDOKOŃCZONE SPRAWY NA ZIEMI.
,,-Nie ma złych psów, Bobby. Są tylko źli ludzie. Tu po prostu potrzeba miłości."
Od czego wszystko się zaczęło?
Kiedy urodziłem się po raz pierwszy, byłem bezdomnym, głupiutkim psem, który nigdy nie zaznał pieszczot ze strony ludzi. Moja matka była przerażoną, bojącą się dwunożnych istot, które tak smakowicie pachniały, psiną. Miałem trójkę rodzeństwa. Straciłem ich. Trafiłem do przytuliska dla zwierząt, a tam miła, starsza pani zawsze przychodziła mnie drapać za uszkiem. Byłem jej ulubieńcem - jej Tobym. Myślałem, że poznałem, czym jest prawdziwe szczęście, a wtedy wszystko się skończyło. Mój psi żywot się zakończył...
Moje drugie wcielenie ukazało mi, czym jest prawdziwa miłość. Trafiłem w ręce chłopca, którego pokochałem z całego swojego psiego serca. Ethan stał się dla mnie najważniejszy. Nadał mi wyjątkowe imię - Bailey. Uwielbiałem gonić za piłką, jeździć do Babci i Dziadka, gdzie spotkałem wiele zwierzęcych przyjaciół. Wszystkie z nich były w porządku, ale koty - te wredne stworzenia doprowadzały mnie do szału. Kto je wymyślił? Moje życie z Ethanem było pełne radości. Aż nadszedł koniec. Myślałem, że mój chłopiec był moją misją, którą wykonałem w stu procentach. Nie wyobrażałem sobie wtedy, w jak wielkim jestem błędzie...
Kolejne życie, kolejni ludzie, kolejne sukcesy. Miałem wiele żyć. Każde z nich uczyło mnie czegoś nowego. Nie mogłem tylko zrozumieć, czemu cały czas się odradzam. Czyż nie byłem dobrym pieskiem? Ratowałem ludzi, towarzyszyłem mojemu chłopcu, byłem najlepszym powiernikiem i przyjacielem tych cudownie pachnących istot. Co takiego zrobiłem źle?
Pewnego dnia odrodziłem się znowu. Miałem wszystkiego dość. Wiedziałem, że to nigdy się nie skończy. Pragnąłem tylko wrócić do moje chłopca, położyć się przy jego nogach i spędzić z nim wieczność. Wiedziałem, że nie jest to możliwe. Nigdy nie spotkałem ponownie ludzi, od których odszedłem. Wiedziałem, że czeka mnie kolejne zadanie. Wyruszyłem w podróż, a wtedy wyczułem zapach mojego chłopca...
,,Byłem psem, którego jedynym sensem życia było towarzyszenie i służba ludziom. Teraz, odcięty od nich, czułem się, jakbym dryfował po nieznanych wodach."
Ten świat jest naprawdę pomerdany! ,,Był sobie pies" to najbardziej urocza powieść, jaką kiedykolwiek czytałam. Pełna ciepła, zabawna, wzruszająca historia napisana z perspektywy kochanego czworonoga - psa Baileya, który odradza się po każdej śmierci w postaci innego ogoniastego. Nie wie, jaki jest w tym cel, ale pragnie tylko jednego - spędzić cały swój żywot u boku swojego ukochanego chłopca - Ethana. Przygotujcie się na wiele łez, ponieważ tej powieści nie da się po prostu przeczytać i dołożyć na półkę. Ta książka tętni życiem i wzrusza do głębi serca. Niesamowicie napisana historia opowiadająca o poszukiwaniu celu w swoim życiu, miłości między dwoma tak bardzo różnymi istotami, która zniesie każde trudności, prawdziwej przyjaźni między zwierzakiem a człowiekiem. Długo zabierałam się za napisanie tej recenzji, ponieważ nie mogłam znaleźć właściwych słów i do tej pory nie wymyśliłam nic, co w oddałoby, choć w małym procencie niezwykłość tej książki, dlatego pisze tak chaotycznie. Chcę wam opowiedzieć o wszystkim, a zarazem pragnę, byście sami odkryli tajemnicę Baileya. Pokochałam ją całym sercem. ,,Był sobie pies" jest zachwycający w swej prostocie. Jeśli szukacie oryginalnej, chwytającej za serce i rozbawiającej do łez powieści to sięgnijcie po najbardziej pomerdaną powieść tego roku!
,,Ludzie są dużo bardziej skomplikowani od psów i mają dużo ważniejszy sens życia. Ostatecznym zadaniem psa jest być przy nich, trwać u ich boku bez względu na wszystko, nieważne, jak potoczy się ich życie."
Czas opowiedzieć kilka słów o głównym bohaterze, którego nie sposób nie pokochać. Bailey - pies, który odradza się po każdym zakończeniu jednego żywotu w innym wcieleniu. Ten przesympatyczny czworonóg próbuje odkryć sens swojego istnienia, a tym samym ładuje się w coraz to kolejne kłopoty. Każda z jego coraz to nowych postaci jest jeszcze słodsza niż poprzednia, ale i tak nic nie może pobić Baileya, za którego i tak zawsze uważa się główny bohater. Lojalny, uroczy, odważny psiak opowiada czytelnikowi swoją pomerdaną historię i wprowadza go w świat widziany perspektywą zwierząt. Zakochałam się w nim i nie mogę doczekać się, aż obejrzę ekranizację. Nie spodziewałam się tak dobrej powieści, która, choć napisana jest prostym językiem, to i tak zachwyca oraz chwyta za serce. Dam Wam pewną radę, zanim sięgniecie po tę powieść - przygotujcie sobie pudełko chusteczek do ocierania łez, bo zapewne się pojawią. Historia Baileya wzrusza, a zarazem wywołuje uśmiech na twarzy. Przygotujcie się na dużą dawkę emocji!
,,Myślałem, że sensem mojego życia było towarzyszenie Ethanowi, co się wypełniło - byłem przy nim, kiedy dorastał. A skoro się co do tego nie myliłem, to dlaczego byłem teraz Ellie? Czy może istnieć więcej niż jeden sens życia psa?"
,,Był sobie pies" to wspaniała opowieść napisana z perspektywy szalonego, pełnego energii zwierzaka, który próbuje odnaleźć sens swojego życia, ale zanim to nastąpi, poznaje bezgraniczną miłość, jaka może połączyć psa i jego człowieka. Niesamowita, oryginalna, emocjonująca historia, która wzrusza i bawi. Jeśli macie ochotę na nieprzespaną noc z najlepszym zwierzęcym bohaterem, a zarazem książką, która potrafi wywołać uśmiech na twarzy, to najnowsza opowieść pana Camerona będzie idealną pozycją. To najsympatyczniejsza powieść tego roku!
Od wieków zastanawiamy się nad sensem życia. Dumamy nad tym kim jesteśmy, dokąd zmierzamy, co jest celem naszej egzystencji... Odpowiedzi na wspomniana zagadnienia poszukiwali już starożytni myśliciele, ale także i dla współczesnych filozofów i pospolitych zjadaczy chleba jest to sprawa raczej ciężka - prawdziwa życiowa zagwozdka. Ale... czy słyszeliście o psie, który szukałby sensu swego żywota?
Był sobie pies to historia opowiedziana z perspektywy nieprzeciętnego czworonoga, którego poznajemy jako małego kundelka, Wychowuje się on na dziko przy kanałach w lęku przed ludźmi, a całym jego życiem jest mama i trójka rodzeństwa, Wkrótce jego spojrzenie na dwunożnych zmienia się całkowicie - szczeniak otrzymuje imię Toby i mnóstwo miłości, ale... nic co piękne nie może trwać wiecznie. Toby umiera, ale niebawem wraca na świat, znów jako szczenię i... rozpoczyna poszukiwania swojego miejsca i celu na świecie. To pierwsze odnajduje w ramionach ośmioletniego Ethana jako Bailey, z którym przeżywa zarówno mnóstwo radosnych, jak i mrożących krew w żyłach przygód. Jednak i to nie jest ostatnia przystań w jego życiu - przynajmniej nie całkiem. Co jest sensem jego żywota? Co Bailey ma tak ważnego do zrobienia, że wciąż się odradza?
(...) naszło mnie pewne niewytłumaczalne pytanie, pytanie o sens życia. Nie wyglądało mi to na kwestię, którą powinien roztrząsać pies, ale wciąż wracałem do niej myślami, zazwyczaj wtedy, gdy odpływałem w drzemkę, której nie mogłem się oprzeć? Dlaczego? Dlaczego znowu byłem szczenięciem? Dlaczego nie odstępowało mnie przeświadczenie, że jako pies mam w życiu coś do zrobienia?
W. Bruce Cameron w humorystyczny - a wręcz miejscami nieco groteskowy - i ujmujący sposób przedstawia psi punkt widzenia na świat. Bailey (pozwólcie, że tym imieniem będę nazywać tego czworonoga) niezupełnie rozumie ludzką mowę, ale potrafi wyłapać niektóre słowa - np. swoje imię lub nazwę jedzenia - oraz doskonale rozpoznaje emocje człowieka w danej chwili. Oczywiście, w książce przedstawione są całe dialogi, dzięki czemu rozumiemy niektóre sytuacje lepiej (niekiedy tylko pozornie) niż główny bohater. Na przestrzeni swoich żyć poznaje on nie tylko masę innych psów, ale przede wszystkim ludzi - tych dobrych i tych złych. Na kartach powieści płata im wiele figlów, doświadcza mnóstwo miłości, ale - niestety - nie tylko. Autor m.in. zamieścił w swojej powieści problem zostawiania psów w autach podczas upałów i tych tresowanych do walk, co - być może - jeszcze szerzej otworzy czytelnikom oczy na niektóre nieodpowiedzialne ludzkie zakochania i ich konsekwencje.
- Nie ma złych psów (...). Są tylko źli ludzie.
Książka ta jest na swój sposób magiczna - płakałam przy niej raz ze wzruszenia, raz ze śmiechu - zwyczajnie nie mogłam się powstrzymać. Jest to jedna z najpozytywniejszych pozycji, jakie udało mi się w ostatnich czasach przeczytać, a jej bohater upewnił mnie w fakcie, że w przyszłości zaadoptuję psa. Lekkość i zręczność z jaką autor opisuje pieskie życie sprawia, że nie sposób się od książki oderwać. Miejscami jest co prawda nieco naiwna, a autor w niektórych fragmentach zbyt mocno fantazjował, ale nie można mu mieć tego za złe - odwalił naprawdę kawał świetnej roboty i jestem pewna, że rzecze czytelników pokochają Bailey'a (w zasadzie - patrząc na jej popularność za granicą- już pokochali) i będą trzymać kciuki za to, aby odnalazł to coś, co ma do zrobienia - swój cel życia.
Był sobie pies pozwala spojrzeć inaczej na świat (szczególnie ten psi) i życie - czasami powinniśmy mieć więcej niż jeden cel. To pozycja nie tylko dla dorosłych, ale też dla młodzieży oraz - wręcz idealna - dla miłośników czworonogów. Polecam serdecznie tą pomerdaną powieść!
Pieskie życie
Zastanawialiście się kiedyś, co się dzieje w głowie waszego psa? Co myśli, co do was czuje i czy ludzkie zachowania nie wydają mu się dziwne? Człowiek nie jest w stanie do końca pojąć języka zwierząt, więc czy one są w stanie zrozumieć nas? Był sobie pies, który może odpowiedzieć na te wszystkie pytania.
Powieść W. Bruce’a Camerona nie jest zwykłą powieścią. Głównym bohaterem i zarazem narratorem jest pies Bailey, który stara się odkryć, jaka jest jego misja w świecie. Kiedy odnajduje swój cel, robi dosłownie wszystko, żeby go osiągnąć. Wbrew pozorom to nie jest tylko opowieść o życiu czworonoga – to przede wszystkim historia o ludziach, którzy popełniają błędy, ulegają emocjom i czasem są zbyt zagubieni, by sami mogli odnaleźć właściwą drogę.
Brzmi tajemniczo, ale naprawdę ciężko opisać tę książkę tak, żeby w pełni oddać moje wrażenia po przeczytaniu. Spodziewałam się, że „Był sobie pies” wyciśnie ze mnie łzy, spodziewałam się, że pewnie mnie też rozbawi w wielu momentach. Nie przypuszczałam jednak, że aż tak bardzo mnie pochłonie i chwyci za serce. Biorąc się za czytanie miałam pewne obawy, że tak nietypowa narracja może się okazać zbyt banalna, jakby autor chciał złapać czytelnika tylko i wyłącznie na to, że głównym bohaterem jest słodki psiak. Banałów może trochę tutaj jest, ale wszystko w granicy rozsądku, a książka ma do zaoferowania znacznie więcej niż pozornie płytkie wzbudzanie sympatii przy pomocy psiego narratora.
Początkowo, muszę przyznać, to pisanie z perspektywy psa wydawało mi się nieco infantylne. Naszego bohatera poznajemy jako szczeniaka, więc myśli Baileya są bardzo dziecinne, co dla kogoś może się okazać irytujące. Z czasem jednak to wrażenie minęło i naprawdę chylę czoła przed autorem, że tak fenomenalnie wczuł się w swoją historię. Świetnie było patrzeć na świat ludzi oczami psa, który dziwił się wielu rzeczom i nie potrafił pojąć podstawowych sytuacji, które dla nas są codziennością. W niektórych fragmentach mogłam się z tego powodu nieźle uśmiać, a bardzo sobie cenię humor w literaturze.
Fabułę Był sobie pies można poniekąd podzielić na dwa elementy: losy samego Baileya i przeżycia ludzi, z którymi ma kontakt. Oczywiście obie te części mają wpływ na siebie nawzajem, ale najważniejsze jest to, że każda z nich budziła u mnie jednakową ciekawość. Gdyby książka była zwykłą obyczajówką, koncentrującą się wyłącznie na ludzkich bohaterach, wciągnęłaby mnie niemal tak samo. Poza tym podobało mi się, że mogłam sama dopowiadać sobie wiele rzeczy: Bailey nie wszystko rozumiał, więc czasem trzeba było samodzielnie wywnioskować, co miało miejsce w danej scenie. W żaden sposób nie utrudniało to czytania, a nawet je umilało.
Pod wieloma względami powieść daje do myślenia. Jest o samotności, o miłości, o empatii, o potrzebie ratowania czyjegoś życia. Nie chcę zdradzać fabuły, najlepiej przekonać się na własne oczy. Mnie Był sobie pies zupełnie pochłonęło. Książka pięknie ukazuje relację człowieka i zwierzęcia – sama mam zwierzaki, z którymi jestem bardzo mocno związana, dlatego aż za dobrze rozumiałam właściciela Baileya. Chociażby dlatego warto sięgnąć po tę lekturę: żeby zobaczyć, jak bardzo taki czworonożny przyjaciel może wpłynąć na nasze życie. Jak bardzo zwierzęta są oddane swoim panom, troszczą się o nich, a przede wszystkim czują, więc potrafią tęsknić czy cieszyć się tak samo jak my. Wydaje mi się, że co niektórzy czasem zapominają, że kot czy pies to też żywe, wrażliwe stworzenie, dlatego mam ogromną nadzieję, że ta książka dotrze do wielu czytelników.
„Był sobie pies” to wyjątkowa powieść, napisana bardzo sprawnie, z humorem i ogromną dawką emocji. Ciężko się przy niej nie wzruszyć, zwłaszcza pod koniec, gdzie znajduje się cudowna puenta, która znakomicie podsumowuje tę historię. Polecam nie tylko wielbicielom zwierzaków, ale także tym, którzy są ciekawi, jak bardzo nasz świat jest pomerdany :)
Co my tak naprawdę wiemy o życiu naszych kochanych czworonogów? Gonitwy za własnym ogonem, pogodne rywalizacje z kotami, pogonie za patykiem. I miłość do nas, ludzi. Wydaje się, że to niewiele. A „Był sobie pies” to najlepsza możliwość, żeby na psiaki spojrzeć inaczej i żeby poznać świat z ich perspektywy. Choć wydaje się to pomysłem nieco szalonym, ja nie żałuję ani jednej chwili spędzonej z tą powieścią.
To książka, z jaką bardzo dawno się nie spotkałam. Wyjątkowo pomysłowa, przejmująca, pięknie łącząca głębokie wzruszenia z dużym poczuciem humoru i zaskakująca zwrotami akcji. A powieściowe wydarzenia śledzimy z psiej perspektywy. Urocza mordka spoglądająca na mnie z okładki i opis książki sprawiły, że nabrałam ochoty, żeby poznać Baileya. Nie przygotowały mnie jednak na emocje, jakie ogarnęły mnie w czasie lektury.
„Stwierdziłem, że sensem mojego pieskiego życia jest dodawanie otuchy chłopcu, kiedy tylko jej ode mnie potrzebował”.
Psie przygody opisane zostały w sposób lekki i niezwykle realistyczny. Jestem pod dużym wrażeniem, że Cameron potrafił do tego stopnia wczuć się w postać przymilnego czworonoga. Nie jestem pewna, czy gdyby psy potrafiłyby mówić i pisać, mogłyby to zrobić jeszcze lepiej, ciekawiej, zabawniej. Swoim pomysłem, stylem, realizacją tematu zupełnie mnie ujął i przekonał. Z każdą kolejną stroną narastała moja ciekawość, a nieuchronne zbliżanie się do końca bardzo mnie zasmucało.
Baileya (a także jego pozostałych) wcieleń nie sposób nie pokochać. To prawdziwy psi ideał. Wierny, oddany, lojalny, mądry. O jego zaletach mogłabym napisać jeszcze wiele, ale prawdziwą przyjemność sprawia możliwość poznania go „osobiście”. Dzięki niemu uśmiech nie schodził mi z twarzy, a wiele fragmentów szczerze mnie rozbawiło- jego opinia na temat kotów czy rosnąca miłość do psich ciasteczek. I tak naprawdę, na początku, wydawało mi się, że to na tym ma polegać urok tej książki. Myślałam, że jej zadanie polega na tym by nas rozweselić czy zrelaksować. Poznawanie kolejnych rozdziałów utwierdziło mnie w przekonaniu, że mocno się pomyliłam.
Bo nie o zabawę tu chodzi. To nie uśmiechy zapadają nam w pamięć i to nie za nie pokochamy tę powieść. Docenimy ją za wzruszenia, momenty melancholii i zamglone oczy. Lubię psy i chciałabym w przyszłości mieć własnego, ale moje podejście do czworonogów bardzo zmieniło się po przeczytaniu tej powieści. Chyba tak naprawdę dopiero ta lektura uświadomiła mi, jak cudownymi stworzeniami są psy i ile trzeba zrobić, by choć częściowo odpłacić im za dobro i miłość, które okazują właścicielom każdego dnia.
„Niektóre psy chcą po prostu być wolne i móc sobie swobodnie biegać, bo nie mają chłopca, który je kocha”.
Ale tym, za co naprawdę pokochałam tę książkę, są wzruszenia, które czułam w trakcie czytania. Autor przepięknie opisał uczucia Baileya, sprawiając, że gdybym tylko mogła to przytuliłabym go w trudnych momentach, czy nakarmiła ciasteczkami, kiedy miał na to ochotę. Kilkakrotnie zaszkliły mi się oczy, a zakończenie książki poruszyło moje serce. Ta powieść jest niczym prezent dla wszystkich miłośników czworonogów i niczym podziękowanie dla naszych psich przyjaciół.
Toby, Bailey, Ellie, czy może Koleżka? Ile imion oraz wcieleń może mieć jeden psiak, a właściwie jego świadomość i dlaczego ciągle wraca jako szczeniak? To pytanie zadaje sobie bohater tej książki. Bailey, bo z nim jesteśmy na dłużej, za każdym razem po śmierci odradza się pod postacią innego psiaka oraz w zupełnie innym miejscu. W końcu trafia do domu małego chłopca, dla którego psiak jest całym światem i odwrotnie. Podczas swoich dalszych wcieleń nie może zapomnieć o chłopcu, a los daje mu możliwość ponownego jego zobaczenia, ale w innym wcieleniu. Piękna historia podczas której płakałam za każdym razem, gdy psiak umierał. Dla młodych i tych dorosłych czytelników.
Uwielbiam psy. Rozczulam się nad każdym napotkanym na ulicy. Książki o nich podbijają moje serce.
Kto by się spodziewał, że pies podobnie jak kot ma kilka żyć. Świat ukazany z perspektywy czworonoga jest pełen zabaw, figli i smakołyków, ale z drugiej strony nie brakuje w nim niebezpieczeństw. Podczas czytania uśmiech sam pojawiał się na twarzy ale również łzy niejednokrotnie przelewały się po mojej twarzy.
Piękna opowieść o miłości, jaką pies potrafi obdarzyć swojego właściciela. Bailey cały swoje życie spędził na tym, aby trwać u boku Ethana, mimo że chłopiec nie zawsze był obok. Jest to niesamowita opowieść o walce i dążeniu do celu.
Był sobie pies... Toby. Bailey. Ellie. Koleżka. A raczej jeden pies i 4 wcielenia. Toby nie doczekał dorosłości, ale jego przeżycia pomogły Bailey'owi. Dzięki poprzedniemu życiu, pies uciekł z hodowli i finalnie znalazł się w domu chłopca o imieniu Ethan. Swoje zycie przeżył w szczęściu, u boku swojego chłopca. Kochał i był kochny. To, czego nauczył go Ethan przydało się natomiast Ellie - psu policyjnemu. Ellie ratowała ludzi - najpierw czynnie uczestnicząc w akcjach ratowniczych, a później chodząc na spotkania w szkołach lub domach opieki. Nauka tropienia, którą przeszła Ellie, pozwoliła w końcu Koleżce na odnalezienie "jego chłopca", czyli Ethana.
Nie będę kłamać, ostatnie 50 stron przepłakałam jak głupia. Litery mi się dosłownie rozmazywały przez łzy. Nigdy nie myślałam, że "zwykła książka o psie" wywoła u mnie takie emocje. Jedyne, czego żałuję to fakt, że nie zabrałam się za lekturę wcześniej. Na pewno będę wracać do tej książki niejednokrotnie.
Bailey przychodzi na świat jako śliczny szczeniak, suki żyjącej wolno. Po pewnym czasie cała jego psia rodzina trafia do miejsca, w którym znajduje się kilkanaście innych psów, a ludzie są wobec nich przyjaźni i życzliwi. Tak zaczyna się opowieść psich losów sympatycznego psiaka, który opowiada swoje przygody od chwili urodzenia aż do śmierci, ale… co najdziwniejsze, po każdym swoim „odejściu” odradza się ponownie i zostaje kolejnym szczeniakiem, ale nigdy w nowej psiej rodzinie nie zapomina o poprzedniej. Pierwszym właścicielem Bailey’a jest chłopiec z którym łączy psa wielka przyjaźń. Czy pies w którymś ze swoich kolejnych wcieleń spotka jeszcze swojego chłopca? Jakie przygody czekają go w kolejnych odrodzeniach, i czy zawsze będzie on kochanym i drogim sercu przyjacielem swojego pana? Czy istnieje psia reinkarnacja, czy to tylko wybujała fantazja autora.
Przyznam szczerze, że słyszałam o tej książce wiele dobrego. Nie byłam w kinie, ale film też wielu moim znajomym się podobał.
Ponieważ jestem typową „psiarą” obecnie właścicielką dwóch czworonogów, chętnie sięgnęłam po tę powieść i przeczytałam ją dosłownie w kilka dni.
Ta książka jest niesamowita, jej fabuła bawi i wzrusza na zmianę. To pełna miłości opowieść o przyjaźni, wierności i odpowiedzialności. Nie dziwię się, że utrzymywała się na liście bestsellerów "The New York Times’a" przez 52 tygodnie i doczekała się swojej ekranizacji.
Świat widziany oczami psa jest nieco inny, od tego jakim my – ludzie - go postrzegamy.
Często nie zdajemy sobie sprawy z tego co czują nasi pupile w chwilach zagrożenia, czy podczas beztroskich zabaw. Ponieważ od kilkunastu lat w moim domu są psy, wiele zdążyłam się od nich nauczyć. Tak, uczymy się wzajemnie. Psy przede wszystkim nauczyły mnie miłości. Takiej bezinteresownej, szczerej, takiej pięknej.
W tej książce świat postrzegany przez psa jest czasami bardzo zabawnie pokazany, ale czasami jest bardzo dramatyczny.
Widzimy tutaj psi świat w dużej mierze stworzony przez człowieka, bo przecież jak wiele zależy od tego jak my – ludzie - traktujemy zwierzęta. Wiem, że są psy groźne i takie, które tylko nadają się do przytulania, ale czy wiemy co siedzi w głowie takiego czworonoga?
(…) – Nie ma złych psów, Bobby. Są tylko źli ludzie. Tu po prostu potrzeba miłości. – Czasami psy są zepsute w środku, Seniora. I nic nie jest w stanie ich już naprawić (…)
Jak już wspomniałam wcześniej, fabuła książki momentami rozbawia do łez, ale również wzrusza i przyznam szczerze, że chyba dawno tyle nie płakałam jak przy tej książce.
(…) I tę noc spędziliśmy wtuleni w siebie. Wyczuwałem leżącą nieopodal padlinę, coś starego, choć prawdopodobnie wciąż jadalnego, ale nie oddaliłem się od chłopca. Potrzebował mojego ciepła bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Opuszczały go siły; wprost czułem jak z niego wypływają. Nigdy w życiu bardziej się nie bałem. (…)
(…) Bardzo lubiłem Mamusię. Jedynym zastrzeżeniem, jakie do niej miałem, było to, że wychodząc z łazienki, zamykała klapę od mojej misy z wodą. Ethan zawsze zastawiał ją dla mnie otwartą. (…)
Moim zdaniem autor, ma bardzo naostrzony zmysł obserwacji, który w połączeniu z fantazją stworzył tak przejmującą lekturę. W trakcie czytania książki przypominałam sobie filmy, których bohaterami były psy jak na przykład „Bella i Sebastian”, czy „ Beethoven”.
Czasami zastanawiamy się nad tym, że jedni ludzie potrafią porozumiewać się ze zwierzętami, nawet bez słów, a niektórzy nie potrafią dostrzec ani ich cierpienia, ani pragnienia, nie mówiąc już o braku okazywania uczuć.
Myślę, że tę nietypową lekturę powinien przeczytać każdy, a zwłaszcza ten, kto ma wielce obojętny stosunek do zwierząt. Przecież każdy pies, kot, czy inne zwierzę, to żywa istota, która tak jak człowiek odczuwa i radość i ból.
Ta książka to lektura bardzo ciepła i wzruszająca, wyjątkowo chwytająca za serce. Świetnie wykreowani bohaterowie, zarówno ci ludzcy jak i psi w połączeniu z doskonale opisanymi obserwacjami życia z punktu widzenia psa, to coś od czego nie można się oderwać. Lekki styl, jakim pisze autor pozwala na to, że książki się nie czyta, ją się dosłownie pochłania.
Jeżeli ktoś nie miał jeszcze okazji sięgnąć po tę lekturę, to gorąco ją polecam. Poznajemy bowiem w niej psa, który jest maskotką, przyjacielem, psem obronnym, psem policyjnym i psem bezdomnym. Kilka wcieleń jednego psiaka, którego nie można nie pokochać.
Już wkrótce wejdzie do księgarń druga część psich opowieści, na którą czekam z bijącym sercem.
"Był sobie pies" W. Bruce Cameron
Znamy wiele historii o niezwykłej sile przywiązania, jedynej w swoim rodzaju miłości, przyjaźni i poświęceniu jakim jest uczucie jakim pies darzy człowieka. Były historie o psie, który jeździł koleją, o Lampo, który oddał swoje psie życie by uratować małą dziewczynkę, kto nie zna historii Lassie czy Hachiko. W " Był sobie pies" mamy przyjemność poznać psa Baileya i jego niezwykłe życie, a nawet życia. Mówi się, że to koty mają dziewięć żyć, a tu piesek będzie powracał kilka razy by uczyć się w każdym życiu czegoś innego, będzie przyjacielem i wsparciem dla tylu ludzi, nauczy się znajdywać i ratować ludzi, będzie miał okazję uratować dziecko, będzie najlepszym przyjacielem Ethana, do którego uda mu się powrócić po kilkudziesięciu latach, by pomóc mu jeszcze raz a tym samym jak sam nam zdradza wypełnić sens swojego psiego życia.
Książka " Był sobie pies" jest książką wyjątkową, narratorem jest tu właśnie nie kto inny, a Bailey. Powieść ta wzrusza, bawi, uczy, że nikt nie pokocha człowieka tak jak pies, że to właśnie pies jest najlepszym i prawdziwym przyjacielem ludzi.
Polecam tę książkę dla dużych i małych czytelników, jest to mądra opowieść, którą na pewno pokochacie tak jak ja. ????
Historia, która trafiła do serc czytelników na całym świecie. Nie tylko dla miłośników czworonogów! Wszystkie psy idą do Nieba…...
NAJNOWSZA POWIEŚĆ AUTORA BESTSELLEROWEJ KSIĄŻKI BYŁ SOBIE PIES Josh Michaels z oburzeniem odkrywa, że sąsiad podrzucił mu pod drzwi ciężarną suczkę...