Bohaterowie znani z opowiadania ,,Zmiana świateł" ze zbioru o tym samym tytule powracają.
Okoliczności co prawda są inne, lecz człowiek ma to do siebie, że się nie zmienia. Co najwyżej
weryfikuje przekonania albo dostosowuje swoje zachowania. Choć nie zawsze.
Marcin Popielarski w swoim najnowszym zbiorze opowiadań przypomina nam ,,Zmianę świateł", po czym wplątuje Alberta, Szyszkę, karła i ich towarzyszy w zupełnie nowe sytuacje w postapokaliptycznym świecie.
Gwarantowana dobra zabawa, niekoniecznie poprawny humor i to nieokreślone coś, co sprawia,
ze obok książki nie można przejść obojętnie.
Wydawnictwo: inne
Data wydania: 2022-08-16
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 509
Język oryginału: polski
Chyba pierwszą rzeczą, która nasuwa mi się na myśl o książce są tu porównania! Niebanalne, oryginalne i naprawdę zabawne, choć dosadnie oddające klimat porównanej rzeczy, bądź sytuacji. Przede wszystkim to nie jest jedna opowieść, tylko jest ich klika. Tytuł nie jest tutaj konkretnym przekazem, tylko porównaniem, może nawet ironią sytuacyjną. Jest komiczna, to na pewno. Jeśli kojarzycie taki moment waszej złości, gdzie w pewnym momencie zaczynacie się z tego śmiać, to tak jest właśnie tutaj. Niekiedy wydaje się wam, że już gorzej być nie może, a tu jednak może! Słowo porażka powinno być na stałe wpisane do słownika postaci, gdyż co by nie zrobili, to to ich właśnie spotyka. Taka prawdziwa firma, gdzie po skończonej robocie pasuje powiedzieć, Nas tu nie było'. Spece od boleści i pozostawiania wadliwych spraw. Ich nerwowość sprawia prawdziwą przyjemność czytającemu, gdyż samemu można sobie przypomnieć chwile, kiedy to za nami kroczył pech wraz z wtopą, wstydem i kompromitacją. Jeden tutaj szydzi z drugiego, a sam nie jest lepszy. Potrafią rozmawiać niecenzuralnie, lecz słowa te okrasza humor i nasza dobra zabawa. Nie wspomniałam jeszcze, że każde z opowiadań jest inne, nie zawiera kontynuacji poprzedniego. To tak jakby czytać pięć różnych pozycji. Spokojnie można je wciągać jedną na dzień, choć postacie są tutaj tak charakterystyczni, że nie mamy ochoty na podziały. Pióro typowo męskie i żarty bywają bardziej z ich perspektywy. Bez zdrobnień, lecz z dużą dozą porównań. W jednym opowiadaniu muszą przed kimś uciekać, w innym kogoś zabiorą, w jeszcze innym będą ruszać sobie na ratunek. Niekiedy się nie lubią, ale tak naprawdę jeden drugiemu pomaga. W końcu mężczyzna nigdy publicznie się nie przyzna, że mu na kimś zależy. Powiedziałabym nawet, że mężczyźni chyba najbardziej będą z tej książki zadowoleni, kobiety też, lecz takie, które lubią wiedzieć i powtarzać innym, że płeć męska niekiedy potrafi być fajtłapowata:-) Ja się świetnie przy niej bawiłam, dlatego wam ją polecam!
Ocena: 4, Przeczytałam,
Ludzie do „brudnej roboty” potrzebni od zaraz? (I nie mam tu na myśli mycia okien). Proszę bardzo. Dzięki Marcinowi Popielarskiemu poznajemy niecodzienną ekipę, która – mam takie wrażenie – kocha tarapaty. Mowa tu o bohaterach, których mieliśmy okazję spotkać w opowiadaniu „Zamiana świateł” (ze zbioru o tym samym tytule). Nazwijmy ich potocznie zbirami. Być może bardziej elegancko byłoby gangsterami, ale to nie brzmi tak swojsko.
„Brudna robota” to pięć historii powiązanych ze sobą przez bohaterów. Jest tu znana już „Zamiana świateł”, gdzie zadebiutowali karzeł, Szyszka, Wazon, Albert i inni. Jak możecie się domyślić Marcin Popielarski przygotował dla nich nowe zlecenia i nowe ucieczki. Czy bardzo narozrabiają?
Opowiadania te to mieszanka postapo, akcji, sensacji i niepoprawnego humoru. W nasze łapki trafia niewątpliwie dynamiczna lektura, a wpływa na to kilka elementów. Przede wszystkim wartka akcja. Wydarzenia opisane w zbiorze „Brudna robota” są jak lawina, kiedy puści się je w ruch to nabierają tempa, wielkości i „hukają” w nas z pełnym impetem. Przyznać również trzeba, że Marcin Popielarski potrafi nawet dość statyczną sytuację uczynić energetyczna. Nawet kiedy bohaterowie się nie przemieszczają coś się wokół nich dzieje. Powiecie, że skoro to literatura akcji to wystarczy zaaranżować jakąś strzelankę i sprawa załatwiona, ale w tej książce nawet dialogi są dynamiczne. I tu właśnie wchodzi humor. Niezwykła bezpośredniość, przytyki, cięte riposty czasami wulgarne to wszystko wprowadza jakąś cząstkę szaleństwa, przymrużenia oka, lekkości. Możemy dyskutować, czy postacie są wiarygodne. Dla mnie to po prostu banda gotowych na wszystko wariatów. Tak, niebezpiecznych, ale wzbudzających sympatię.
Możecie mi zarzucić, że niewiele napisałam o świecie z książki, a wspomniałam, że są tu elementy postapo. Trudno mi go oceniać, bo oglądam go z perspektywy zbirów. Zapamiętałam go jako „jako tako” rozwinięty technologicznie, ale szarobury. Nie chcę go szczegółowo analizować, bo w przypadku „Brudnej roboty” miał dla mnie drugorzędne znaczenie. Oczywiście jest to publikacja skierowana do miłośników postapokaliptycznej fantastyki, ale przede wszystkim do fanów akcji i sensacji. Mam wrażenie, że o to głównie autorowi chodziło, a jako plus można potraktować oryginalne tło.
Zbiór „Brudna robota” to czyste szaleństwo. Książka przeraźliwie dynamiczna, a do tego zabawna. Wiadomo, że z humorem to różnie bywa (ile osób tyle typów), ale coś czuję w kościach, że miłośnicy akcji wiedzą o co chodzi z bezceremonialnym żartem. Aż głupio pisać o tego typu publikacji, że była przyjemna, ale ma „to coś”.