Czy zwierzęta idą do nieba, a jeśli tak, to gdzie są, gdy my jesteśmy w czyśćcu?
Czy jedzenie mięsa w poniedziałek, wtorek, środę, czwartek, sobotę i niedzielę to grzech i dlaczego? A co z rybami?
Rolnicy, ekolodzy, myśliwi i księża: jak poukładać na nowo nasze relacje z resztą Stworzenia?
Nowa książka Szymona Hołowni, przyjaciela dwóch cudownych psów: Grafita i Żelki, zaskakuje, inspiruje i odkrywa prawdziwą miłość, wierność i uczciwość boskich zwierząt.
Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 2018-11-28
Kategoria: Duchowość, religia
ISBN:
Liczba stron: 320
Język oryginału: polski
Jestem naprawdę miło zaskoczona tym, jak odebrałam tę książkę. Dobrze napisana, istotna, ważna. Częściowo oparta na faktach, częściowo na własnych przemyśleniach i przeżyciach autora – wszystko to połączyło się w naprawdę godną uwagi całość. Osoby, które od lat są na diecie roślinnej i siedzą w tej tematyce być może nie znajdą tutaj nic nowego, ale wiem, że znajdą się takie osoby, którym ta książka otworzy oczy. Którym być może pomoże nieco zmienić swoje nastawienie i sposób postrzegania świata. Tak, to jedna z tych istotnych książek, które powinny trafić do sporego grona odbiorców.
Cała recenzja: bookeaterreality.pl
Ciekawe spojrzenie na świat naszych "braci mniejszych". Imponująca bibliografia! To pozycja zadana na studiach i powiem tak: niektóre fragmenty bardzo mi się podobały. Jednak w mojej ocenie książce brak spójności. Narracja jest chaotyczna. Autor "skacze" po tematach, nie wiem czy wynika to z emocji, które towarzyszyły przy pisaniu, czy z ogromu informacji i wątków, które chce poruszyć. Kilka fragmentów daje do myślenia, więc przeczytanie tej książki nie było czasem straconym.
Pierwsza książka Szymona Hołowni po życiowej rewolucji Znany publicysta i działacz społeczny w bardzo osobistym tonie opowiada o kulisach swojego...
Aniołek automatyczny Strój godny Matka Boska Elektryczna Modlitwa stresem Jeśli chcesz się dowiedzieć, o czym mowa, książka Szymona Hołowni jest...
Przeczytane:2020-01-26,
"To co ten Hołownia takiego napisał, że chcesz sięgnąć?"
"Że fajna?"
"Czytałam malutki fragment i strasznie mi się spodobał".
"Ale Hołownia???"
"Tak, Hołownia :D"
"Serio?"
"Czemu?"
"Co pisał?"
Fakt, kto mnie zna, ten wie, że poglądowo nie po drodze mi z autorem tej książki. Jeśli jednak chodzi o zwierzęta, stoimy po jednej stronie. Nie interesuje mnie specjalnie, z jakiego powodu ktoś jest dobrym człowiekiem. Nie ma dla mnie znaczenia, czy tak nakazuje mu jego wiara, czy samodzielnie wykształcona moralność. Liczy się efekt. A trzeba przyznać, że pan Szymon odwalił kawał porządnej roboty, opracował książkę rzetelną i wyważoną („Nie pamiętam, bym do którejkolwiek z napisanych dotąd przeze mnie książek musiał przeczytać tyle, ile przeczytać musiałem do tej”), o dużej sile rażenia. Kolokwialnie mówiąc, ukłuł nią niejedną dupkę i starł uśmieszek z niejednej mordki. Ta książka to bomba zdetonowana w samym środku pseudokatolickiego grajdołka. Podkreślam, pseudo. Jej publikacja zwiała kapelutek z niejednej łepetyny i zbiesiła towarzystwo miłosiernych na pokaz. Takich, co to na mszę co niedziela, a i owszem, ale jak pies, to przy budzie i na łańcuchu, a w misce tylko brudny śnieg. A że trzęsie się z zimna? Przecie ma futro, hue hue hue.
Na początek muszę napisać, że podziwiam spokój i opanowanie autora. Spłynęła na niego potężna krytyka, rzadko mająca coś wspólnego z konstruktywną. Sama nigdy nie miałam cierpliwości do głupich ograniczonych ludzi, którzy wyśmiewają wszystko, czego nie rozumieją. Przez lata prowadzenia bloga otwartego (Onet) napotkałam masy wszelakiego rodzaju troli, wypluwających komentarze, które dziś nazwano by hejtem, a ich samych – hejterami. Nie jest to powód do dumy, ale odpisywanie im i patrzenie, jak się złoszczą, sprawiało mi wiele frajdy. Dziś szkoda mi na to czasu. Zresztą w odróżnieniu od troli mam życie prywatne, i to całkiem udane. Podziwiam ludzi, którzy potrafią unieść nogę wyżej i przejść ponad takim człowieczkiem dalej, przed siebie. Mnie osobiście świerzbi, żeby go kopnąć. Tymczasem Szymon Hołownia daje takim prztyczka w nos. Czasem nieco podszczypnie, ale ogółem widać, że ma na szczekaczy i chichotki „Idę Opie..olić Stejka” konkretnie wylane.
Byłam zachwycona tym, jak wiele moich poglądów zostało przelanych na papier, w jak wielu kwestiach autor myśli identycznie jak ja, nawet tymi samymi słowami. Jako wege-freak sporo z podanych przez niego informacji już znałam, co nie przeszkodziło mi zaznaczać karteczkami kolejnych miejsc godnych uwagi, aż do momentu, w którym skończyły mi się karteczki. Ta książka mnie zaczarowała. Mogę ją buńczucznie nazwać Biblią aktywistów zwierzęcych – to encyklopedia argumentów i odpowiedzi na jeśli nie wszystkie, to większość pytań zadawanych wegetarianom czy weganom przez zatroskane ciotki, wypatrujące oznak anemii, czy innych „życzliwych”, próbujących nawrócić zbłąkanych na dobrą drogę tradycji i niewydziwiania nad talerzem.
„Boskie zwierzęta” nie mają (chyba) zbytnio szans trafić do mięsożernych ateistów. Zbyt dużo w nich zachwytów nad Bogiem, nawiązań do niego, peanów na cześć boskiej wielkości i chwały, uwielbienia dla jego dzieła i tłumaczenia, że człowiek powinien szanować zwierzęta, bo – podobnie jak on sam – są dziełem bożym. Jednocześnie książka jest solą w oku dla katolików, a przynajmniej tych, co się za nich uważają. Jest naszpikowana cytatami z Biblii, a do tego zawiera masę odnośników do prac naukowych, badań i statystyk. A że z liczbami ciężko się kłócić, nie mówiąc o cytatach ze świętych ksiąg... To drażni. Musi drażnić, bo wytrąca argumenty z ręki, wytyka bezmyślność, obala mity i dobitnie ukazuje ludzką obłudę. Zagląda do ferm, farm i firm produkujących mięso, do sumień myśliwych i na fora internetowe. Zaprasza między sklepowe regały i do restauracji, żeby dokonywać w nich świadomych wyborów. Zachęca do otworzenia umysłu i zmiany języka, ujrzenia w mięsie żywej istoty, a nie tylko jedzenia, odzieży czy siły roboczej. Zastanawia się, co i kiedy przyczyniło się do zmiany ludzkiego myślenia i opieki nad „braćmi mniejszymi” w wyzysk zwierząt na skalę globalną.
To przebogata w informacje książka napisana przepięknym, ale przystępnym językiem. To praktycznie praca naukowa, która porusza mnóstwo tematów w stosunkowo krótkiej formie. Oczywiście orbituje wokół Boga, ale wszak jej autorem jest Szymon Hołownia, katolicki publicysta. Nie przeszkadza mi to, bo widać w niej miłość do zwierząt i zachwyt nad pięknem świata, pragnienie pozostawienia po sobie czegoś dobrego. Czy to źle?