Prawdziwa gratka dla miłośników prozy Terry`ego Pratchetta i Douglasa Adamsa!
Bóg wyjechał gdzieś na urlop i nie odbiera telefonów. Piekło szykuje całej ludzkości potępienie, a Marcin, trzydziestoletni nauczyciel historii w prowincjonalnym gimnazjum, desperacko szuka dziewczyny. W zasadzie dzień jak co dzień, gdyby nie to, że Marcinowi ukazują się Archanioł Rafał oraz demon Mammon, namaszczając go na wybrańca, a przybysze z planety Bellatrix właśnie postanowili zniszczyć Ziemię…
Bóg na urlopie to napisana ze swadą, skrząca się humorem i ociekająca ironią powieść, pełna błyskotliwych dialogów i nietuzinkowych bohaterów. Autor w krzywym zwierciadle pokazuje otaczającą nas rzeczywistość, przemycając w zabawny sposób mnóstwo celnych spostrzeżeń dotyczących współczesności.
Informacje dodatkowe o Bóg na urlopie:
Wydawnictwo: Novae Res
Data wydania: 2014-02-20
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
978-83-7942-097-1
Liczba stron: 361
Sprawdzam ceny dla ciebie ...
Przeczytane:2014-04-02, Ocena: 6, Przeczytałam, 26 książek 2014, Mam,
Hmm, od czego by tu zacząć.., może od pytania? Otóż czy zdarzyło Wam się spotkać na swojej czytelniczej drodze życia, książkę.., która była tak szalona, absurdalna, irracjonalna, nieprzewidywalna, wymykająca się wszelkim ramom i definicjom, a przy tym opatrzona genialnym poczuciem humoru, sprawiającym iż niektóre fragmenty musieliście czytać po kilka razy, by wreszcie je dokończyć bez ataku niedającego się niczym powstrzymać, śmiechu? Jeśli odpowiecie - nie, to mam dla Was takową książkę, którą to polecę Wam z czystym sumieniem. Jeśli zaś odpowiedź będzie brzmiała - tak, to po prostu będzie to znak, że niniejszą powieść już czytaliście i Wiecie o co chodzi;) No ale skupmy się na tej pierwszej grupie, której to grzechem byłoby nie polecić książki autorstwa Tomasza Kołbusa, zatytułowanej "Bóg na urlopie".
Cóż kryje pod sobą powieść, opatrzona tak tajemniczym tytułem..? W zasadzie to właśnie to, o czym mówi sam tytuł, czyli sytuację, gdy w Niebie jak i w Piekle zdają sobie sprawę z faktu, że oto Boga nie ma, udał się na wakacje, urlop, zasłużony odpoczynek, który nie wiadomo jak długo będzie trwał..Szatan nie byłby sobą, gdyby nie zechciał wykorzystać ów sytuacji, i wyposażony w grono najlepszych prawników udaje się "na górę", by wynegocjować jak najlepsze warunki w tej niecodziennej sytuacji. Efektem owych rozmów staje się to, iż obie strony postanawiają wybrać najbardziej przeciętnego z przeciętnych ludzi, poddać go wnikliwej obserwacji, i tym samym zawyrokować, czy ludzkość zasługuje na piekło czy też niebo..Niestety, lub też "stety", wybór pada na 30-letniego Polaka - Marcina, który jest leniwym, nieodpowiedzialnym, samolubnym, lekceważącym swoje wszelakie obowiązki, nauczycielem historii w gimnazjum na wsi, i któremu to nie specjalnie zależy na takich kwestiach jak wieczne potępienie, zbawienie i tym podobnych "dyrdymałach". Do tego wszystkiego pojawiają się jeszcze kosmici z planety Bellatrix, którzy poprzez pewien niefortunny wyczyn Marcina, postanawiają zniszczyć całą planetę wraz z jej wszystkim ziemskimi mieszkańcami, co oznaczałoby koniec nie tylko dla ludzkości, ale również i dla niebios jak i piekła..
Przystępując do lektury tej książki nie wiedziałam do końca, czego mogę się spodziewać. Po opisie zdawałam sobie sprawę, że będzie to na pewno trochę absurdalne ale i zabawne, jednak rzeczywistość przekroczyła wszelkie moje wyobrażenia. Tomaszowi Kołbusowi udało się bowiem napisać powieść komediową, w której nawet najbardziej niedorzeczne historie zyskują wiarygodności, poprzez ten oto fakt, że wszelkie zwykłe, dobrze znane Nam wszystkim, codzienne ludzkie sprawy, zostały tu ukazane w tak niedorzeczny i zaskakujący sposób, że nawet anioły, diabły i kosmici wydają się być bardziej poukładani, niż My sami. Powiedzieć bowiem, że Polska w tej oto książce jak i sami Polacy, zostali przedstawieni w krzywym zwierciadle, to stanowczo zbyt mało i zbyt delikatne ujęcie sprawy. Zostaliśmy tu przedstawienie w tysiącu krzywych zwierciadeł, które tak naprawdę pod osłoną ciętego i rubasznego humoru, ukazują więcej prawdy o Nas samych, niż bylibyśmy i chcielibyśmy kiedykolwiek dostrzec. Oczywiście można zauważyć, a nawet chyba trzeba, pewne przejaskrawienie, ale nie jest ono chyba aż tak bardzo przesadzone, by nie dostrzegać tego, co zamysłem autora, dostrzec powinniśmy. Czymś tym jest bowiem śmieszność, zarówno obecnych czasów jak i Naszych zachowań, na wskroś tak modnych, pożądanych przez medialną propagandę i będących w dobrym tonie, a że przy tym głupich i żałosnych, to jakoś chyba nie specjalnie Nam to przeszkadza..
W zasadzie to dla autora nie ma tematów tabu, z których nie można by troszkę się pośmiać. I tak obiektem owego śmiechu pada religia, Kościół, polityka i politycy, polskie szkolnictwo, samorządy, wieś, służba zdrowia i długo, długo i by tu móc jeszcze wymieniać..I nie pozostaje Mi napisać tutaj nic innego, aniżeli - nareszcie! Długo bowiem czekałam na książkę, która będzie w tak inteligentny, czasami być może z lekka chamski, ale zazwyczaj uzasadniony sposób, wyśmiewać polską współczesną rzeczywistość, nie budząc przy tym zgorszenia, bynajmniej u większości osób, czyli tych posiadających choć szczyptę poczucia humoru. Niektóry żarty są lepsze, inne słabsze, lecz niemalże przez całą lekturę towarzyszy te swoiste poczucie totalnego absurdu wizji tego świata. To coś na wzór Monthy Pythona, tylko bardziej współczesnego, polskiego i chyba jeszcze mocniej szalonego.
Fabuła opowieści w zasadzie nie trzyma się żadnych przyjętych reguł, choć posiada niewątpliwie główną oś tematyczną, czyli kwestię rozstrzygnięcia o zbawieniu lub potępieniu ludzkości w zależności od postawy Marcina jak i również walkę o ocalenie świata przed kosmitami. Nie przeszkadza to bynajmniej na liczne odstępstwa od głównego tematu, jak chociażby na krótką wycieczkę po klubach nocnych, w których główny bohater próbuje poznać nową dziewczynę, czy też interesujące retrospekcje odnoszące się do wydarzeń z życia samego Marcina, jak i również jego najbliższych przyjaciół, m.in. Małpy i Adama. Bardzo ciekawy jest sam sposób toczenia opowieści, który w jednej chwili przedstawia wydarzenia z życia Marcina, by za chwilę przedstawiać te same wydarzenia z całkowicie innej perspektywy, tak by za moment ponownie powrócić do toku myślenia i obserwacji głównego bohatera. Nowością i chyba jednym z najciekawszych pomysłów autora, jest przedstawianie sposobu myślenia, a raczej funkcjonowania świadomości i podświadomości głównych bohaterów, który to w bardzo zabawny, ale i nie pozbawiony logicznych argumentów, sposób, tłumaczy zachowanie człowieka. I to chyba nie tylko w przypadku tych fikcyjnych postaci literackich, ale również i tych, z Naszego prawdziwego życia..To bardzo pouczające i interesujące doświadczenie.
Bardzo dużą wartością niniejszej powieści są jej bohaterowie. Są to ludzie, jakich zapewne nie koniecznie byśmy chcieli poznać osobiście, ale jednocześnie są to osoby, który tak naprawdę znamy osobiście, w realnym życiu. Po prostu są to postacie, ukazane z jak najgorszej strony, lub jak kto woli, z jak najbardziej prywatnej, uwypuklającej te wszystkie złe cechy i tajemnice ich charakterów. Główny bohater - Marcin, to osoba inteligentna, zdolna ale i piekielnie leniwa, nie ambitna, kierująca się tylko najbardziej podstawowymi instynktami, zagubiona w dorosłym życiu. To jednak nie ona wzbudziła moje największe zainteresowanie, lecz jej dwaj koledzy - Małpa (właściwie Krzysztof) i Adam. Pierwszy z nich to blisko 30-letni, uzależniony od żelków, unikający jakiejkolwiek pracy, mieszkający z rodzicami, pozujący na przestępcę, ukryty homoseksualista, który żyje w świętym przekonaniu, że świat nie docenia jego wielkości i wyjątkowości. Drugi to mistrz sprzedaży wiertarek, ojciec trzech córek, wiecznie narzekający na zbyt małe zarobki posiadacz luksusowego auta, dla którego nie istnieje słowo "nie da się". Obie te postacie są po prostu ukazane w tak wiarygodny, zabawny i ciekawy sposób, że przyćmiewają nie tylko głównego bohatera, ale i wszystkich aniołów, demonów i kosmitów razem wziętych. Są jeszcze bohaterowie z trzeciego planu, m.in. Pani dyrektor szkolna, ksiądz proboszcz, sołtys.., którzy to nie ustępują swoją głupotą tym powyższym, zachowując przy tym niezwykłe poczucie, mówiąc kolokwialnie - wsiowej klasy.
"Bóg na urlopie" to z pewnością książka dla osób dorosłych, potrafiących śmiać się z własnego życia. Padają tu liczne epitety uznawane powszechnie za niecenzuralne jak i również opisy, bardzo dosłowne, wielu intymnych czynności i sytuacji, które mogą razić oczy co bardziej wrażliwych czytelników. Dlatego też uważam, iż koniecznie trzeba zaznaczyć, że jest to mocna powieść dla dorosłego czytelnika, który powinien wiedzieć, czego może się po niej spodziewać. Niemniej nie uważam absolutnie, by była tu przekroczona granica dobrego smaku, choć to oczywiście indywidualna kwestia każdego człowieka i tego, co oznacza w jego mniemaniu ów granica.
W zasadzie to trudno mi stwierdzić jednoznacznie, pod jaki gatunek podchodzi ta książka. Z jednej strony to na pewno absurdalna komedia, niosąca sobą tak ogromne pokłady dowcipu i humoru, że nie sposób się nie poddać ich rozbrajającemu wpływowi. Jednak mamy tu także wątki fantastyczne z s-f przy okazji, które po prostu są i nie można ich nie zauważyć. Z jeszcze innej strony to także po części historia tragiczna, ukazująca bezradność, głupotę i bezsilność współczesnych Polaków przed lub po 30-tce, których życie nie wygląda na pewno tak, tak by sobie tego życzyli. I tak chyba najbardziej skłaniam się do zdania, że nie należy szukać tu tego jednego, konkretnego gatunku, który by zaszufladkował ową książkę. To trochę jak z fabułą książką, tworzącą szaloną mieszkankę wątków i zdarzeń. Tak więc niech i tak samo będzie z gatunkiem literackim tej pozycji, który najtrafniej należałoby określić mianem "wielogatunkowy".
Niestety jest i małe "ale", które muszę tutaj umieścić, gdyż na tym szczególe cierpi cała książka. Tym czymś jest układ graficzny tekstu, a ściślej mówiąc jego rozmiar. Druk jest zdecydowanie zbyt mały, utrudniający czerpanie pełnej satysfakcji z czytania tekstu. Marginesy są natomiast tak ogromne, iż nie wiadomo ku czemu mają służyć, poza osiągnięciem odpowiedniej ilości stron, których to jest aż 362. Uważam, że zdecydowanie lepszym pomysłem byłoby zwiększenie rozmiaru czcionki kosztem mniejszych akapitów..Trochę szkoda, ale oczywiście to nie zarzut pod względem pisarza, bo zdaję sobie doskonale sprawę, że na takie kwestie autorzy niestety wpływu nie mają..
"Bóg na urlopie" to powieść bardzo ciekawa, zaskakująca, zabawna i oferującą absolutną literacką "jazdę bez trzymanki". Książkę tę czyta się bardzo szybko, przyjemnie i z obowiązkowym uśmiechem na twarzy. I choć zdaje sobie sprawę, że takiej literatury nie można czytać na okrągło, to od czasu do czasu, warto dać się porwać takiej szalonej lekturze, nie przejmując się kompletnie, gdzie ona Nas doprowadzi i z jakimi emocjami pozostawi po jej zakończeniu. Polecam tę powieść wszystkim czytelnikom, którzy mają czasami ochotę na literackie szaleństwo bez granic..:)