W skład albumu wchodzą opowieści "100 karabinów" oraz "Śladami Kida Walkera". Materiały do tej edycji zeskanowano ze „Świata Młodych” i poddano pieczołowitej obróbce, polegającej między innymi na odtworzeniu na nowo kreski i kolorów. Dzięki tym zabiegom przygody Zbigniewa Bileckiego – tak bowiem naprawdę nazywał się Binio Bill – nigdy wcześniej nie wyglądały tak dobrze!
Binio Bill tak naprawdę nazywał się Zbigniew Bilecki. Komiksowy świat usłyszał o nim po raz pierwszy w 1980 roku, gdy jego przygody wydrukował „Świat Młodych”. Perypetie dzielnego szeryfa z Rio Klawo z zapartym tchem śledziły setki tysięcy czytelników harcerskiej gazety.
Co ich tak zachwycało? Znakomite ilustracje, dynamiczne plansze, pełne humoru historie, w których Binio Bill nie tylko przemierzał prerię, walczył z bandytami, ale także został gwiazdą filmową westernu i poleciał w kosmos.
Autorem scenariuszy i rysunków do serii „Binio Bill” był Jerzy Wróblewski, jeden z najwybitniejszych twórców polskiego komiksu, stawiany w jednym rzędzie z Papciem Chmielem, Januszem Christą, czy Grzegorzem Rosińskim. Wielką popularność przyniosły mu 24 zeszyty z cyklu „Kapitan Żbik”, albumy „Hernan Cortes i podbój Meksyku”, „Cena wolności”, a także sensacyjne „Figurki z Tilos”, czy „Skradziony skarb”. No i „Binio Bill” oczywiście.
Wydawnictwo: Kultura gniewu
Data wydania: 2019-01-23
Kategoria: Komiksy
ISBN:
Liczba stron: 48
„Szeryfie, zmierza tu jakaś niezwykle urocza niewiasta!” - tymi słowami zaczyna się album „Binio Bill i Szalony Heronimo”, piąty...
Pewnego dnia wódz Pajutów zwołuję radę wioski, by opowiedzieć sen, w którym nawiedził go Wielki Duch i zdradził lokalizację mapy z...
Przeczytane:2019-02-12, Ocena: 4, Przeczytałem,
BINIO BILL PO LATACH
W naszym kraju już tak jest, że autorzy, którzy swoje komiksy wydawali w czasach PRL-u, są darzeni swoistym kultem. Tak samo zresztą, jak ich dzieła. Nie ma się co dziwić, wychowały się na nich pokolenia czytelników, problem pojawia się jednak na innym polu. Rzeczy te i osoby zyskały swój status, bo nie miały na naszym rynku konkurencji, a co za tym jakże często idzie – odbiorcy nie mieli możliwości porównania ich z czymś lepszym. Na szczęście naprawdę wiele z nich rzeczywiście było tworami udanymi, a niektóre, jak prace Christy, Baranowskiego czy Papcia Chmiela przetrwały próbę czasu i bawią teraz kolejne rzesze czytelników. Podobnie rzecz ma się z Binio Billem, który, chociaż jest ewidentną kopią Lucky Luke’a, ma nie tylko odlschoolowy urok, ale przy okazji to kawał niezłego komiksu, który w starszych obudzi niejeden sentyment, młodszym zaś da zarówno wgląd w to, co czytali ich rodzice, dziadkowie, jak i kawał niezłej rozrywki.
Kim właściwie jest Binio Bill? To dzielny kowboj, polskiego pochodzenia, który przybył na Dziki Zachód. Tak właściwie nazywa się on Zbigniew Bielecki, ale ponieważ miejscowi mieli problem z wymową jego nazwiska, zmienił je na krótsze i łatwiejsze. W jego przygodach towarzyszy mu równie dzielny i mądry koń Cyklon, a na obu czeka wiele wyzwań i niebezpieczeństw.
W tomie 100 karabinów Binio Bill trafia do miasteczka Wind City. Upragniony odpoczynek będzie musiał jednak zaczekać, kiedy okazuje się, że w okolicy znajduje się człowiek udający przedstawiciela rządowego, przewożącego żywność i odzież dla Indian. W rzeczywistości chce on zaopatrzyć Apaczów w sto karabinów i alkohol, co wywoła wojnę. Dzielny kowboj rusza za nim w pościg, by zapobiec tragedii.
W drugiej opowieści, Śladami Kida Walkera, Binio Bill zostaje wezwany do Shovel City, by pomóc uporać się z grasującą tam bandą Kida Walkera. Tymczasem Kid napada na dyliżans i uprowadza córkę lokalnego szeryfa. Na kowboja czeka więc kolejne trudne zadanie…
Całość recenzji na portalu NTG: https://nietylkogry.pl/post/recenzja-komiksu-binio-bill-i-100-karabinow/