Trzecia, najnowsza i zarazem ostatnia część niezwykle popularnych reportaży o Bieszczadach autorstwa Krzysztofa Potaczały. Zbiór ilustrowanych opowieści spiętych klamrą czasu lat 70., 80., a nawet sięgającą niekiedy nieco poza peerelowską rzeczywistość.
Historie, których próżno szukać w powszechnie znanej literaturze, pokazujące ludzi i wydarzenia, bez których Bieszczady byłyby uboższe. Przywołane z zakamarków ludzkiej pamięci i pożółkłych już nieco kart historii opowieści o kwaterze Klanu Kowbojów i Trampów spod Baligrodu, o ,,kolczastej" granicy strzeżonej sierpem i młotem, o skazanych z więziennych Oddziałów Zewnętrznych, o żołnierskim trudzie budowania wąskotorowej kolejki, o samotnych wędrówkach żubra Pulpita czy o przystanku Rainbow Family w Tworylnem pozwolą zobaczyć Bieszczady, jakich już nie ma - pachnące dzikością i wolnością. ,,Bieszczady w PRL-u 3" to dwanaście soczystych, przyprawionych szczyptą humoru reportaży o prawdziwym, bieszczadzkim życiu.
Wydawnictwo: Bosz
Data wydania: 2015-05-05
Kategoria: Podróżnicze
ISBN:
Liczba stron: 128
Akcja "Wisła" to wciąż niezamknięty rozdział polskiej historii. Bolesny, drażliwy, niewygodny. Kwestią przymusowych wysiedleń Ukraińców z południowo-wschodniej...
Przez ponad 60 lat do niewielkich Jabłonek w Bieszczadach rokrocznie "pielgrzymowały" tysiące Polaków. Pojedynczo i grupowo oddawali hołd poległemu...
Przeczytane:2015-09-15, Przeczytałam,
W 1963 roku zaświeciły Lutowiska, jednak wioski położone dalej na południowy wschód musiały jeszcze trochę poczekać. Jak już się doczekały, ludzie powariowali. Niemało z nich po raz pierwszy zobaczyło takie cudo jak żarówka, dlatego cieszyli się jak dzieci, które dostały właśnie wymarzoną zabawkę. - W osiedlach ustawiano się w kolejkach, bo każdy chciał sobie popstrykać – śmieją się ich ówcześni mieszkańcy. - Pyk-pyk, pyk-pyk, jasno-ciemno, jasno-ciemno, i tak w kółko, aż się we łbie nie zakręciło. Ale co tam pstrykanie, skoro niektórzy potrafili godzinami leżeć na wyrku i gapić się z przymrużonymi oczami w rozbłyskujący pod sufitem szklany przedmiot.
Krzysztof Potaczała, dziennikarz i reporter, po raz trzeci i jak zapowiada – ostatni, zabiera czytelnika w podróż w czasie. W jego reportażach trwa w najlepsze PRL, a Bieszczady powoli przestają być dzikie. W Lutowiskach właśnie poprowadzono linię energetyczną, więźniowie z Zakładów Karnych przyjeżdżają i pracują w ramach odbywania kary w Państwowym Przedsiębiorstwie Rolnym, a żubr Pulpit maszeruje spokojnie po okolicznych wsiach, nie wadząc nikomu, dostarczając za to codziennych atrakcji mieszkańcom i świeżych newsów prezenterom wiadomości telewizyjnych.
W Bieszczadach – w Tworylnem – odbywa się zlot Rainbow Family wprawiając w osłupienie i niejednokrotnie w zażenowanie okoliczną ludność. Ale to właśnie oni zwrócili uwagę opinii publicznej w wolnej Polsce na zagrożenia związane z niszczeniem ziemi. To również w bieszczadzkie lasy przyjeżdżały wycieczki zakładowe na grzyby, których nie brakowało. Wycieczkowicze pomagali sobie w poszukiwaniach kiełbaską z ogniska i kieliszkiem (lub wieloma) wódki.
Za sprawą Potaczały przenosimy się w drugą połowę XX wieku, w miejscami wręcz dziewicze tereny, gdzie dzika zwierzyna leśna żyje jeszcze z niczym nie zmąconym spokojem, runo leśne jest bogate, a człowiek jest tu tylko gościem, a nie mieszkańcem.
Nie brakuje też absurdów dawnego ustroju, który z perspektywy czasu zdaje się być tylko groteskowy, ale ówczesnym ludziom nie raz dał się we znaki. Przykłady wszechwładzy partyjnych dygnitarzy wielokrotnie szerokim echem odbijały się na pracownikach i kierownikach Zarządu Budownictwa Leśnego w Ustrzykach Górnych.
Autor sporo miejsca poświęcił wspomnieniom ludzi, którzy tworzyli historię tego miejsca. Historie te są wyjątkowym świadectwem tamtych czasów i doskonałym okraszeniem dla wszystkich opowieści znajdujących się w książce. Ale myli się ten, kto sądzi, że trzyma właśnie w rękach przewodnik po tej malowniczej krainie. To raczej wyraz miłości autora do tego urokliwego i magicznego miejsca, które jeszcze wiele lat po upadku PRL-u tkwiło w nim.