Kiedy wszystko ci odebrano... biegnij!
Annabelle biegnie z Seattle na drugi brzeg kontynentu - do Waszyngtonu. Mięśnie palą, serce bije z wysiłkiem, stopy uderzają o ziemię. Na trasie ma dobre i złe dni. Zaczyna zwracać uwagę mediów, ludzie oklaskują ją, gdy przekracza granice stanów. Annabelle bardzo się stara, ale nie jest w stanie uciec przed tragedią sprzed roku, która zniszczyła jej świat...
Każdy dzień, każda pokonana mila, prowadzą ją jednak do momentu, w którym wreszcie zdoła ocenić, co przeszła i ile straciła, ale też ile zyskała...
Poruszająca historia, pełna gniewu i smutku, lecz również nadziei i ogromnej mądrości.
Wydawnictwo: Debit
Data wydania: 2020-07-08
Kategoria: Dla dzieci
ISBN:
Liczba stron: 360
Tytuł oryginału: A Heart in a Body in the World
Zawsze mam problem z napisaniem recenzji książek, które mi się bardzo spodobały. Nie inaczej jest w przypadku „Biegnij, moje serce, biegnij” - powieści, która poruszyła moje serce.
Annabelle decyduje się na bieg z Seatlle do Waszyngtonu, na drugi kraniec kontynentu. Czy uda się jej tego dokonać? Czy spotka w trasie ludzi, którzy podadzą jej pomocną dłoń? I co najważniejsze, dlaczego decyduje się na tak odważny ruch? Czy ma to związek z tragicznymi wydarzeniami z jej przeszłości?
Jak widać – dużo pytań, które skutecznie rozbudzają ciekawość czytelnika. Mnie powieść zaciekawiła od samego początku. I to zaciekawienie było coraz większe z każdym kolejnym rozdziałem, które aż wołało o to, by je czytać. Przystępny, prosty język tylko dodaje uroku tej książce, dodaje jej siły. Nie zrażajcie się też tym, że nie tam zbyt wielu dialogów – to jest tylko kolejnym plusem powieści. Dzięki temu możemy lepiej poznać uczucia Annabelle, jakie emocje towarzyszyły jej podczas wyczerpującego biegu. A tych emocji jest naprawdę dużo.
Za samą kreację Annabelle także należą się autorce brawa. Jest to silna postać kobieca. Wiem, że brzmi to jak ze sloganów Netflixa, ale tak właśnie jest. Nie jest rozkapryszoną nastolatką, która decyduje się na bieg, bo chce być sławna, bo chce się wybiegać. Ma powód, ważny powód. Jednocześnie Annabelle nie jest postacią przesadzoną. Taka osoba mogłaby naprawdę istnieć. Na swój sposób może się z nią utożsamić każda dziewczyna, każda kobieta.
Nie jest to zwykła powieść młodzieżowa. Nie jest to książka, którą się przeczyta i później zapomni. Ja wracałam do niej myślami długo po niej przeczytaniu. „Biegnij, moje serce, biegnij” opowiada o tragedii, której można było uniknąć. O dramacie, który mógł się przytrafić każdemu. O żalu, cierpieniu, bólu, żałobie. A także o sile, by żyć dalej. By się nie poddać, by walczyć, by biec.
Książkę polecam każdemu. Ma w sobie moc, siłę. Ja wciąż jestem pod ogromnym jej wrażeniem i mam nadzieję, że Waszymi sercami „Biegnij, moje serce, biegnij” także zawładnie!
Ciężko mi jest cokolwiek powiedzieć o tej książce, bo mam wrażenie, że każde słowo może okazać się niewystarczające. Zbędne. Ale o tej książce trzeba mówić, bo to nie jest tylko jakaś tam młodzieżówka o dziewczynie, która przebiegła 4360 kilometrów przez Stany Zjednoczone. To smutna, przerażająca opowieść o tragedii, która nie powinna mieć miejsca. O tragedii, która nie powinna dotyczyć młodych ludzi. O tragedii, której można było uniknąć.
Powieść Deb Caletti wywarła na mnie bardzo duże wrażenie, sama konstrukcja fabuły mocno działa na wyobraźnię, bo zaczynamy czytać w całkowitej niewiedzy. Jesteśmy wrzuceni w akcję, bez żadnych wskazówek i dopiero z każdym kilometrem dowiadujemy się więcej. Annabelle wydaje się być zwykłą nastolatką z problemem, który musi wybiegać, jednak ten bieg jest okupiony łzami, odciskami, skrajnym wyczerpaniem organizmu.
Mimo że ta powieść jest pełna żalu i cierpienia, to niesie nadzieję na lepsze jutro. Pokazuje, że trzeba walczyć o siebie i mówić gdy coś jest nie tak. Wierzę, że książka spodoba się czytelnikom tak jak i mnie i będzie o niej głośno, bo warta jest każdej minuty spędzonej na czytaniu. Bardzo polecam.
Siedemnastoletnia Cassie Morgan ukrywa pewną tajemnicę: mieszka pod jednym dachem z bombą zegarową (czyli swoim ojczymem Dinem Cavallim). Publiczność zna...
Jest lato w miasteczku Nine Mile Falls, gdzie niedźwiedzie zaglądają czasem do centrum handlowego, a paralotniarze szybują ze zbocza góry (i czasami zawisają...
Przeczytane:2020-10-08, Ocena: 3, Przeczytałam, Mam, Zawiedziona:(,
„Biegnij moje serce, biegnij” to książka opowiadająca historię Annabelle. Pewnego dnia Annabelle wpada na szalony pomysł przebiegnięcia z Seattle do Waszyngtonu. Autorka nie zdradza na początku powodu tego przedsięwzięcia. Pomysł dziewczyny nie przypada go gustu jej matce, jednak dziewczyna nie przerywa swojej wyprawy. Nie jest jednak w niej osamotniona, z pomocą w osiągnięciu wytyczonego celu pomaga jej dziadek, który porusza się za nią swoim kamperem i sprawuje „opiekę” podczas tej wyprawy na główną bohaterką. Oprócz niego wspierają ją jej znajomi. Czy Annabelle osiągnie swój cel?
Muszę przyznać, że z początku historia Annabelle mnie zachwyciła, jednak im dłużej się w nią zagłębiałam, tym ciężej mi się tę książkę czytało. Cały czas irytowało mnie, że autorka nie wyjaśniła, dlaczego tak młoda dziewczyna postanowiła, ni stąd, ni stamtąd przebiec niewyobrażalną liczbę kilometrów, zostawiając wyjaśnienia na koniec. Moim zdaniem to nie zbyt udany pomysł, na tak świetnie zapowiadają się książkę. Zanim dotarłam do poznania przyczyny, dla której bohaterka tyle przebiegła, zdążyła mnie ta książka znudzić tysiąc razy. Ogółem historia zaprezentowana przez Deb Caletti jest fajna, budzi ciekawość, ale sposób przedstawiania jej uważam za nie dopracowany.
Niestety kolejnym minusem tej książki, są jej postacie. Nie ma w nich różnorodności, jedyną postacią, która jakkolwiek wyróżnia się, jest dziadek dziewczyny. Autorka skupiała się tak bardzo na przeżyciach wewnętrznych głównej bohaterki, że zapominała, nadać charakteru innym postaciom i samej głównej bohaterce. Bardzo wolna narracja, to kolejna rzecz, która sprawiła, że tę książkę czytało mi się źle. Akcja nie ma żadnego tempa, tylko w powolnym tempie ciągnie się do przodu, nie serwując żadnych skoków ciśnienia.
Książka bazuje na smutku, żalu i cierpieniu, którego również jest dla mnie za dużo.