Biegając boso

Ocena: 4.63 (8 głosów)

Josie Jensen była nieśmiałą trzynastolatką. Miała niezwykły talent: rozumiała muzykę i kochała ją. Pewnego dnia w szkolnym autobusie poznała Samuela Yazziego, osiemnastoletniego Indianina z plemienia Nawaho. Zaczęli rozmawiać, a wraz z kolejnymi spotkaniami, rozważaniami na temat książek i muzyki narodziła się niezwykła przyjaźń. Sam, który w głębi serca odczuwał złość i pretensje do świata, dzięki młodziutkiej Josie odkrył piękniejsze strony życia. Ona opowiadała mu o swoich ulubionych kompozytorach, on jej - o legendach Indian Nawaho. Stali się bratnimi duszami.

Po ukończeniu szkoły Sam wyjechał z miasteczka szukać szczęśliwej przyszłości. Postanowił zostać żołnierzem piechoty morskiej.

Kiedy po latach powrócił do Levan, odkrył, że Josie niewiele się zmieniła, jednak teraz bardzo potrzebuje tego, co kiedyś sama ofiarowała Samowi: akceptacji, rozmowy i wsparcia. A uczucie, które kiedyś narodziło się w szkolnym autobusie, mimo upływu czasu przetrwało i rozkwitło..

To wzruszająca i ciepła historia o przyjaźni, wspieraniu się, o poszukiwaniu swojej przyszłości i o tym, jak trudne może być zaakceptowanie przeszłości. Urzeka realnie odmalowanymi postaciami i złożonością ich charakterów. Niemal usłyszysz muzykę, o której mówi Josie, dotkniesz indiańskiej duszy Sama, a także poczujesz uskrzydlającą moc ich miłości!

Muzyka dwóch serc. Sonata jednej miłości.

Informacje dodatkowe o Biegając boso:

Wydawnictwo: Editio
Data wydania: 2018-08-07
Kategoria: Obyczajowe
ISBN: 9788328337787
Liczba stron: 344
Tytuł oryginału: Running Barefoot
Język oryginału: Angielski
Tłumaczenie: Joanna Sugiero
Ilustracje:Brak

więcej

Kup książkę Biegając boso

Sprawdzam ceny dla ciebie ...
Cytaty z książki

Na naszej stronie nie ma jeszcze cytatów z tej książki.


Dodaj cytat
REKLAMA

Zobacz także

Biegając boso - opinie o książce

Levan, malutkie miasteczko, w którym każdy zna każdego. To tam mieszka trzynastoletnia Josie, która ponad wszystko kocha muzykę i książki. Jest inna od swoich rówieśników, ponieważ uwielbia wszystko rozważać i uczyć się nowych, nieznanych słów. Podczas podróży do szkoły zostaje usadzona ze starszym chłopakiem, który pokazuje się jej jako niedostępny i wiecznie niezadowolony. Między nimi zaczyna się rodzić nić porozumienia za pomocą literatury i wielkich kompozytorów. Jednak Samuel po szkole wyjeżdża do wojska i wraca z zupełnie innym nastawieniem. Czy ich drogi ponownie się połączą? Jak bardzo bohaterowie się zmienią? Czy ich marzenia się spełnią? 

Nie będę ukrywać, dość długo zbierałam się w sobie, by wreszcie napisać Wam o tej powieści. Po skończeniu jej miałam tak wielki mętlik, że nie wiedziałam jak to ubrać w słowa. Jednak czas wreszcie się za to zabrać, a jeśli widzicie tą recenzję, to znaczy że coś udało mi się stworzyć :)


Historia nie należy do tych lekkich, przyjemnych i uroczych. Nie ma tutaj pędzącej na łeb na szyję akcji, a bohaterami nie wstrząsają gwałtowne emocje, przez które robią nieoczekiwane rzeczy. W tak małym miasteczku trzeba uważać na każdym kroku, by nie skończyć na ustach wszystkich. Dodatkowo dla tej dwójki pojawia się problem, ponieważ Samuel jest w połowie Indianinem, przez co do końca nie jest akceptowany w społeczeństwie.


Bohaterowie są cudownie wykreowani. Jestem pełna podziwu jak autorka to wymyśliła i ich poprowadziła. Problemy i zmagania jakie musieli przejść bohaterowie są tak dobrze opisane, że w pewnych momentach miałam wrażenie, że to ja stoję przed takimi wyborami. Josie nie miała łatwego dzieciństwa, ponieważ gdy tak naprawdę była dzieckiem zmarła jej mama i to ona musiała przejąć jej obowiązki, jako ostatnia kobieta z rodziny. Nie miała ona czasu cieszyć się młodością i beztroską. Jak na tak młodą osobę była niezwykle dojrzała emocjonalnie i rozmyślała nad sprawami, które dla dorosłych sprawiały problemy. Mimo wszystko starała się wszystkim pomagać i nigdy nie narzekała. Poświęciła siebie dla dobra innych. Samuel zaś jako w połowie Indianin nie potrafił znaleźć swojego miejsca na świecie, obydwa społeczeństwa nie potrafiły go w pełni zaakceptować. Chłopak nie miał znajomych, a z rodzicami (a raczej jednym) nie miał najlepszych relacji. Po czasie znalazł swój cel i za wszelką cenę chciał go osiągnąć.


Historia nie raz łamała mi serce. Bohaterowie uczą się jak sprostać wszystkim przeciwnościom i nie zatracić w tym siebie. Ta powieść jest pełna delikatności, drobnych gestów, muzyki i klasycznej literatury. Styl autorki po prostu pochłania i nie wypuszcza. Przez nią się płynie i nie chce przestać.


Jeśli szukacie książki, w której nie ma pędzącej akcji, gdzie drobne gesty znaczą więcej niż tysiąc słów, chcecie znaleźć ciekawe klasyczne książki i muzykę, to ta powieść jest dla Was. Amy Harmon stworzyła przepiękną historię miłosną, która musiała swoje przejść i dojrzeć, by w całości ją docenić. Do tego porusza ważny temat jakim jest nietolerancja i poszukiwaniu własnego celu. Ja mogę tylko serdecznie Wam ją polecić, jeżeli nie mieliście jeszcze okazji się z nią zapoznać.

Link do opinii
Okładka tej książki mnie urzekła. Tak, w tym przypadku jestem okładkową sroką. Widzimy dziewczynę na samym środku, która odwrócona jest w stronę być może zachodzącego słońca. Jej ubiór, dodatki w postaci biżuterii mają w sobie coś, co przykuło mój wzrok jeszcze bardziej. Gdy przeczytałam opis, pomyślałam, że ta historia na pewno mi się spodoba. Że będzie warta mojej uwagi. "Muzyka dwóch serc. Sonata jednej miłości." możemy przeczytać na okładce... No nie mogło być lepiej. Uwielbiam muzykę, więc to jeszcze bardziej pchnęło mnie do wyboru tej lektury. Książka nie posiada skrzydełek, przez co nie ma zabezpieczenia przed uszkodzeniami mechanicznymi. Stronice są kremowe, czcionka duża, wyraźna. Odstępy między wersami zachowane, marginesy również. Jedyne, co mnie delikatnie irytowało to to, że gdzieniegdzie tusz się nie odbił tak dobrze jak w całej powieści, i w niektórych linijkach są jaśniejsze zdania, lub kilka literek kompletnie nie widać. Literówek brak. Jest to moje pierwsze spotkanie z Amy Harmon. Pamiętam, z jak wielkim hukiem weszła na polski rynek i jak jej książki przypadły do gustu czytelnikom. Ja jednak nie miałam okazji sięgnąć po jej dzieła i sama ocenić. Aż w końcu po kilku powieściach nadszedł ten moment. Oczekiwałam lektury pełnej wzruszeń, łez, radości, smutku, wartości, którymi warto kierować się w życiu, czy też zastrzeżeń i uwag jak nie postępować. A czy to wszystko dostałam? Niestety, ale nie. Z pióra pisarki jestem zadowolona, bo czytało mi się całkiem przyjemnie i szybko nie patrząc na to, że sięgałam po nią tylko na chwilę, niestety spowodowane to było przez brak czasu, który mnie dotknął. Myślę, że bez problemu polubicie styl, jakim posługuje się Amy i niejeden lub niejedna z Was naprawdę będzie zachwycona. Ja zachwycona nie jestem, ale cieszę się, że mogłam spędzić z tą lekturą miło czas. Czytało się szybko i lekko, a to również jest ważne. Naszą główną bohaterką jest Josie. Poznajemy ją gdy ma trzynaście lat, obserwujemy jak dorasta i jak się zmienia. Ma dar - kocha i rozumie muzykę. Jak na swój wiek, jest naprawdę inteligentną osobą i godną podziwu. Który trzynastolatek lub trzynastolatka zachowuje się jak nasza Josie? Mało które dziecko musi przedwcześnie zmądrzeć. Nie chodzi mi o to, by teraz wszystkie dzieciaki przestały korzystać ze swoich przywilejów i zamieniły się w gosposie. Po prostu ta dziewczynka zaskoczyła mnie swoją postawą i to dość pozytywnie. Częściowo rozumiałam ja bardzo dobrze. Gdzieś tam w głębi duszy przeżywałam wszystkie emocje wraz z nią. Polubiłam tę dziewczynę i trochę żałuję, że już o niej nie poczytam. Samuel z kolei to chłopak starszy od dziewczyny o kilka lat. Jego kreacja również przypadła mi do gustu. Nawet chyba bardziej niż Josie... Nie, żebym była zakochana w tym bohaterze, ale po prostu zapałałam do niego sympatią już na samym początku. Cieszę się, że w tej historii poznałam tak cudowne dwie postacie. Pozostałe również są wykreowane dobrze, nie są płascy i papierowi - a żywi. I za to należą się wielkie brawa dla autorki. Zainteresowała mnie swoimi postaciami i sprawiła, że poczułam do nich sympatię. Wielkie dzięki 💗. Właśnie. Powyżej pisałam, że niestety, ale nie dostałam wszystkiego, czego bym chciała. Nie dostała wzruszenia, na które liczyłam. Nie dostałam silnych emocji, które spowodowałyby łzy, jak nie cały wodospad. ALE. Tutaj było troszkę inaczej. Bo wraz z Josie i Samuelem, czułam emocje, z jakimi mierzyli się oni, ale w głębi duszy. Czułam je gdzieś głęboko w sobie, że to było dla mnie dość dziwne doświadczenie. Gdy teraz tak myślę pisząc tą recenzję, to cały czas tak naprawdę wciąż rozmyślam o bohaterach, o tym, co przeżyli i co czuli. Były tutaj chwile, gdy na moich ustach gościł szeroki, szczery uśmiech. Ale i też smutku tutaj nie brakowało. Szczególnie w kilku scenach, kiedy to myślałam, że może mi pęknie serce? Ale nic takiego się nie stało. Podusiło mnie tam w głębi przestało. Wartości? Ostrzeżenia jak nie postępować? Może i tego nie jest wiele. Ale cieszę się, że Amy Harmon przedstawiła realną wizję rodziny, po stracie jednej z najbliższych osób. I to niejednokrotnie. Pokazała nam, jak postępują ludzie, jak przeżywają żałobę, czas samotności i cierpienia. Podobało mi się to. Pokazała nam opcję tego, jak wygląda życie. Że gdy coś zaczyna się burzyć, walić, następuje efekt domina. Wszystko po kolei upada, a tobie, jako poszkodowanemu jest coraz to ciężej. Myślisz, że już nie dasz rady, że nie podołasz światu i obowiązkom, które cię czekają... Ale takich osób jest o wiele więcej. Gdyby każdy chciał się poddać, nasza populacja nie byłaby tak liczna, jak jest faktycznie... Wątek marines, czyli piechota morska, bardzo mnie zaintrygował. Cieszę się, że autorka również w formie listów przedstawiła losy bohaterów. Jest to pewnego rodzaju urozmaicenie, które sprawia, że z jeszcze większym zainteresowanie śledzi się dalsze losy bohaterów. Na uwagę zasługuje również nazewnictwo rozdziałów, które wprowadza nas w klimat muzyki, melodii... Tak samo jak wspominanie o utworach większości wszystkich znanych. Nie wiem, jak Wy, ale ja podczas tej lektury słyszałam niektóre melodie i lepiej mi się tę powieść czytało. Muszę też wspomnieć o tym, że pisarka niejednokrotnie nas zaskakuje. Także chwilami siedziałam z rozdziawioną buzią i nie wiedziałam, jak to możliwe. Dlaczego stało się tak, a nie inaczej? Ale cieszę się, że się coś działo, dzięki temu powieść nie dłużyła się, a wręcz przeciwnie znikła zbyt szybko. Chwilami odnosiłam wrażenie zbyt wielkiej melancholii, trochę nudy, straciłam zainteresowanie. Jest taki moment, w którym nie dzieje się za wiele. A wtedy oczekiwałam naprawdę wielu rzeczy po tej lekturze i myślałam, że się nie zawiodę, a tu taki moment zwątpienia... Jednak nie porzuciłam tej książki i cieszę się ogromnie, bo żałowałabym, gdybym jej nie dokończyła. Reasumując uważam, że jest to historia przede wszystkim o muzyce, która potrafi łączyć ludzi. O silnej relacji przyjaźni, która może przerodzić się w przepiękne uczucie ogromnej miłości. Samo to jest cudowne, ale zobaczycie, po relacji Samuela i Josie, że nic nie jest tak proste jak mogłoby się wydawać. Myślę, że może się Wam spodobać historia tych bohaterów. Ja jestem zadowolona, naprawdę. Może te kilka zgrzytów, które mi nie pasowały czy też wspomniany ciut wyżej moment zwątpienia... Mimo wszystko oceniam tę książkę bardzo wysoko. Historia, która podejrzewam zostanie ze mną na bardzo długo. Której poświęcę jeszcze nie jedną chwilę na rozmyślanie. Jestem przekonana, że dam jeszcze jedną szansę pisarce, a wtedy się okaże, czy trafi do mojego grona ulubionych pisarzy. Ale zanim to będzie... upłynie trochę wody w rzece. :)
Link do opinii
Avatar użytkownika - monweg
monweg
Przeczytane:2018-09-19, Ocena: 5, Przeczytałam, Mam, czytam regularnie, Egzemplarz recenzencki,

Muzyka dwóch serc. Sonata jednej miłości.


Amy Harmon jest amerykańską powieściopisarką. Jej książki (a wydała ich już kilkanaście) często zajmują miejsca na różnych listach bestsellerów. Najczęściej sięga po stylistykę romansu, literatury fantastycznej oraz obyczajowej, często łącząc je z elementami powieści historycznej. Amy Harmon pochodzi z maleńkiej miejscowości Levan położonej w amerykańskim stanie Utah. Pisarstwo jest dla niej priorytetem, ale bardzo ważną rolę pełni również muzyka. W 2007 roku Harmon wydała własną płytę z muzyką What I Know. Książki Amerykanki wydawane są w wielu państwach świata w przekładach na blisko piętnaście języków. Mimo takiej popularności jest to moje pierwsze spotkanie z twórczością Harmon.


Josie Jensen była nieśmiałą trzynastolatką. Miała niezwykły talent: rozumiała muzykę i kochała ją. Pewnego dnia w szkolnym autobusie poznała Samuela Yazziego, osiemnastoletniego Indianina z plemienia Nawaho. Zaczęli rozmawiać, a wraz z kolejnymi spotkaniami, rozważaniami na temat książek i muzyki narodziła się niezwykła przyjaźń. Sam, który w głębi serca odczuwał złość i pretensje do świata, dzięki młodziutkiej Josie odkrył piękniejsze strony życia. Ona opowiadała mu o swoich ulubionych kompozytorach, on jej – o legendach Indian Nawaho. Stali się bratnimi duszami.


Ona – trzynastoletnia dziewczynka przedwcześnie dojrzała. Po śmierci matki, mimo młodego wieku, przejęła wiele obowiązków domowych. Spokojna i bardzo wrażliwa nastolatka. On – osiemnastoletni pół Indianin z plemienia Nawaho, wśród białych traktowany jak odmieniec. Przylgnęła do nich łatka: dziwak. Josie jak mało kto kocha i czuje muzykę i właśnie z Samem może się z nią dzielić, nie wystawiając się na drwiny. Powoli stają się sobie coraz bliżsi. Nie sądźcie, że jest coś nagannego w ich związku. Prawdziwa przyjaźń nie zna granic, wieku także. Nie dopatrujcie się więc niczego niestosownego. Nie jest to opowieść o kolejnej Lolitce.


Różnica wieku powoduje, że Samuel szybciej kończy szkołę i zaciąga się do Marines. Rozłąka, która nastąpiła trwa dziesięć długich lat. Lecz mimo tego czasu przyjaciele o sobie nie zapomnieli. Choć nie są już dziećmi, ani nastolatkami, to wciąż tkwi w nich tamta dziewczyna i tamten chłopak sprzed lat. Prawdziwa przyjaźń, która ich połączyła przetrwała próbę czasu.


Bardzo dobrze wykreowani bohaterowie, których się lubi od pierwszych stron. A oprócz nich wszechobecna muzyka i kultura Nawaho, która dla normalnego śmiertelnika będzie zapewne nowością. Legendy indiańskie i muzyka klasyczna – to połączenie okazało się strzałem w dziesiątkę.


Harmon jest sprawną pisarką i niezłą obserwatorką. Cudownie przedstawiła małą społeczność (z której i ona się wywodzi), w której wszyscy się znają i gdzie każdy o każdym wie więcej niż powinien wiedzieć. Zadziwiające jest to, że ludzie w Levan potrafią wykrzesać z siebie życzliwość w stosunku do innych i zawsze są skorzy do udzielania pomocy.


Amy Harmon zabiera nas w świat dwójki bohaterów tak różnych od siebie i to chyba ta różność ich do siebie zbliżyła. Mormonka i Indianin trudno o mniej dobraną parę, ale ich dojrzałość pomaga otwierać się na inność drugiego człowieka. Pomaga także kształtować swoją osobowość. Świetnie się dogadują, a towarzyszą im muzyka, legendy oraz literatura. Muszę przyznać, że autorce udało się wykreować wspaniałych i mądrych bohaterów, o których chce się czytać.


Biegając boso to przepiękna historia o przyjaźni, stracie, muzyce i miłości. Fabuła budowana jest powoli, tak jak i uczucie między głównymi bohaterami. Bardzo emocjonalna opowieść, która nie powinna nikogo pozostawić obojętnym. Bardzo możliwe, że chusteczki się przydadzą. Zdecydowanie jest to ten rodzaj książki, do której się wraca wiele razy i nigdy nie ma się jej dosyć.

Link do opinii

Josie Jensen miała 9 lat, kiedy jej życie bezpowrotnie się zmieniło. Śmierć matki i żony zdruzgotała te rodzinę, lecz udało im się ocalić łączącą ich miłość. Od tego momentu dziewczynka coraz bardziej zamyka się w sobie i oddaje muzyce, która koi jej serce. Jako nieśmiała trzynastolatka poznaję Samuela. To niecodzienne spotkanie w autobusie, jest początkiem pięknej przyjaźni. On szuka swojego miejsca w życiu i opowiada Josie o legendach Indian Nawaho, a ona dzieli się wiedzą o znanych kompozytorach. Z pozoru różni ich wiele, ale tak naprawdę łączy wszystko. Mieli być nierozłączni, a jednak po szkole Sam wyjeżdża, a młodziutka Josie musi poradzić sobie z kolejną bolesną stratą. Ich ponowne spotkanie po latach nie wygląda tak jak powinno, czy ich przyjaźń nie przetrwała próby czasu?


Uwielbiam książki Amy Harmon! Autorka niczym wytrawny wirtuoz gra na uczuciach czytelnika, i nie jest to tania zagrywka. Pisarka tworzy niecodzienne powieści, które są wyjątkowe i poruszające. Ta książka nie jest zaskoczeniem, a wręcz potwierdzeniem talentu i dużej emocjonalności Pani Harmon, bo „Biegając boso” to jej najlepsza powieść!


Główna bohaterka mieszka w małym miasteczku, gdzie mieszkańcy to porządni i dobrzy ludzie. Dbają o siebie nawzajem, nie oczekując rewanżu. Kocham taką małomiasteczkową mentalność.  Ta cała otoczka małej mieściny, w której wszyscy się znają, sprawia, że historia Josie jest osnuta niezwykłym klimatem. Często w książkach autorki można spotkać nawiązanie do kościoła i wiary. Daje to cudowne połączenie.


Josie straciła matkę mając dziewięć lat i od tego dnia przejęła część jej obowiązków. Może się wydawać, że to za szybko i zbyt wiele jak dla takiej małej dziewczynki. Trzeba jednak zwrócić uwagę, że cała rodzina doświadczyła straty i każdy musiał przyjąć pewien ciężar na swoje barki. Josie ma samych braci i to jej przypadły obowiązki domowe, ponieważ ojciec musiał więcej pracować, by utrzymać rodzinę. Dziewczyna dorosła zbyt szybko. Stała się poważną trzynastolatką, która czyta klasykę i kocha grę na pianinie. Cudowna bohaterka, która mogłaby być wzorem dla niejednej nastolatki, bo wydaję się normalną i uroczą dziewczynką. Samuel to przystojny osiemnastolatek, jednak to nie jest kolejny Bad Boy! Mając matkę Indiankę i białego ojca, nie czuję się nigdzie jak w domu.  Szuka swojego miejsca w życiu i to Josie pokazuję mu, że warto walczyć i prosić o pomoc.

Nie jest to typowy romans. Josie jest narratorką i przez sporą część opowiada o swoich młodzieńczy latach. Nie znaczy to wcale, że jest to książka tylko dla młodzieży. Wręcz przeciwnie! Każda kobieta i nastolatka zatraci się  w tej powieści. Josie i Sama dzieli pięć lat i w tak młodym wieku jest to różnica ogromna. Samuel to rozumie i w pełni popieram jego wybory. Podziwiam jego decyzję i dlatego tak bardzo pokochałam tego bohatera. Świetnie wykreowane postaci, którzy swoją historią ujmują czytelnika. Akcja jest nieco leniwa, lecz z pewnością nie jest nudna. Sam opowiada o legendach i uwielbiałam te momenty, które zawsze kończyły się jakimś przesłaniem. Całości dopełnia muzyka!


„Biegając boso” jest piękną i poruszającą powieść. Życie potrafi zaskakiwać i nie zawsze jest piękne. Bohaterowie walczą o siebie, o miłość, o własną przyszłość. Taka z pozoru zwyczajną powieść, a jednak chwyta za serducho. Gorąco polecam! 9/10 

Link do opinii
Avatar użytkownika - Cantata
Cantata
Przeczytane:2018-07-30, Ocena: 4, Przeczytałam, Mam,

Od jednej z moich amerykańskich "pen pal" dowiedziałam się, że najnowsza książka Amy Harmon będzie nawiązywać do "Prawa Mojżesza", książki która szturmem zdobyła moje serce. Od razu wiedziałam, że muszę ją przeczytać. Teraz, już po lekturze, czuję się jak najedzony kot, leżę i oblizuję pazurki. Kolejny raz autorka zabrała mnie w fascynującą podróż w poszukiwaniu miłości, tym razem uczucia drugiej szansy, miłości z odzysku. Uwielbiam Amy Harmon za sposób w jaki bawi się słowem i lekkość z którą tworzy swoje światy. Widać, że autorka kocha to co robi, a nie ma nic przyjemniejszego niż czytać utwór napisany z pasją i miłością.


Josie Jensen jest nieśmiałą nastolatką posiadającą niezwykły talent rozumienia muzyki. Pewnego dnia, w szkolnym autobusie, poznaje Samuela Yazziego, Indianina z plemienia Navaho. Wspólne podróże sprawiają, że para nastolatków zaprzyjaźnia się. Rozmawiają o muzyce i legendach powoli stając się bratnimi duszami.
Po ukończeniu szkoły Samuel opuszcza miasteczko z postanowieniem zostania żołnierzem piechoty morskiej. Kiedy po latach wraca do Levan odkrywa, że Josie niewiele się zmieniła a uczucie, które narodziło się w szkolnym autobusie nadal ma szansę rozkwitnąć.



Jak to się mówi na śląsku "wyd.upca mi żyły na karku" jak czytam o związku, chociażby platonicznym, pomiędzy trzynastolatką i dorosłym osiemnastoletnim facetem. I to jest jedyny zgrzyt fabularny na jaki się natknęłam. Niestety jego widmo pozostało ze mną już do końca powieści.Ostatnio w radiu słyszałam, że polski rząd zastanawia się nad zniżeniem, do 12 roku życia, progu legalności pożycia seksualnego z nieletnimi. Jako matka dwóch córek miałam ochotę krzyknąć : "że co proszę?!". Muszę przyznać, że w powieści Amy Harmon granica przyjaźni w żaden sposób nie zostaje przekroczona, jednak umysł czytelnika ma ma funkcję, która nazywa się wyobraźnią. I to właśnie ona odpowiedzialna jest za nadbudowywanie obrazów. W moim przekonaniu gdyby nie wyjazd Samuela do wojska, ich czysto przyjacielski związek by wyewoluował w coś bardziej poważnego, czym musiał by się zainteresować prokurator. Oczywiście zarówno sama autorka jak i wielbiciele książki tłumaczą, że Josie była nad wyraz rozwiniętą intelektualnie nastolatką jednak do mnie to nie przemawia. Niezależnie ile obiadów zdążyła ugotować ojcu i braciom, nie ważne ile godzin spędziła na sprzątaniu, nie znaczy to jeszcze, że jest osobą dorosłą. Trzynaście lat to wiek kiedy niektóre dzieci nadal się bawią zabawkami, to nawet za wcześnie na typowy bunt nastolatków. A z drugiej strony patrząc. Co dorosły mężczyzna mógłby widzieć w trzynastoletniej dziewczynie? Przecież różnica w zakresie zainteresowań w okresie dojrzewania jest kolosalna. Jeśli macie rodzeństwo to doskonale wiecie o czym mówię.


Już ponarzekałam więc możemy przejść do kolejnej części naszej powieści, czasu kiedy nasi bohaterowie są osobami dorosłymi i spotykają się ponownie. Musicie wiedzieć, że te siedem lat rozłąki było dla Josie,czasem niezbyt przyjemnych doświadczeń. Kiedy ponownie spotkała Samuela znajdowała się w takim momencie swojego życia, że potrzebowała by ktoś wyciągnął do niej pomocną dłoń, przytulił pocieszył. Kiedy początkowe rozdziały książki opowiadały o Samuelu, młodym mężczyźnie, który czuł że nie do końca pasuje do swoich rówieśników, tak druga część książki to opowieść o kobiecie, która poszukuje celu w życiu, własnej drogi która ją wyprowadzi z meandrów tragicznej przeszłości. Śmiało można powiedzieć, że Amy Harmon stworzyła dzieło opowiadające o dwójce ludzi, którzy poszukują swojej tożsamości i miejsca, które można nazwać domem. A jeśli po drodze poznają również miłość to tym lepiej.
Samuel jest pół Indianinem. Wywodzi się z plemienia Navaho jednak uczęszcza do szkoły w której większość stanowią biali. To właśnie tam uświadomił sobie, że istnieją pewne różnice w wyglądzie, kulturze, religii i zachowaniu, które sprawiają, że czuje się inny od kolegów z klasy. Nie czuje tej przynależności. Dla innych członków swojego plemienia był za mało "rdzenny", dla białych zbyt "kolorowy".Jedynie Josie traktowała go jak równego sobie. Za pomocą muzyki uczyła go pewności siebie. "Biegając boso" to książka pełna dźwięków i melodii, która za sprawą barwnego, opisowego języka autorki, rozbrzmiewa również w naszej duszy. Jeśli nie lubicie klasyki, to za sprawą tej pozycji z pewnością się nią zainteresujecie. Podobnie jest z historią. Słuchając opowiadanych przez Samuela legend i indiańskich baśni, wkroczycie w świat, często krwawej, historii Stanów Zjednoczonych. A ponieważ nasza książkowa dwójka sporo czasu spędza na rozmowie, to tych historii będzie naprawdę wiele. Muszę przyznać, że Amy Harmon wie o czym pisze, a jej fascynacja kulturą i sztuką Indian nie kończy się na własnoręcznym zbudowaniu tipi z Wallmartu. Mnóstwo jest tu szczegółów, które świadczą o tym, że autorka dogłębnie zbadała temat.


Josie Jensen to jedna z bardziej uroczych bohaterek jakie poznałam. To prawdziwy "mól książkowy" i w jej przypadku miłość do słowa drukowanego nie jest jedynie maską. Autorzy często próbują zrobić ze swoich postaci wygadanych wielbicieli książek, szczególnie klasyki, jednak często wychodzi to sztucznie. Josie jest prawdziwa. Świat książek to dla niej odskocznia od życia codziennego. Jednak nie stanowią one jedynie pożywki dla duszy. Josie się uczy. Dzięki książkom poznaje nowe tematy do dyskusji, analizuje cudze doświadczenia. Każda powieść jest dla niej wyzwaniem, smakowitym kąskiem, który trzeba najpierw pogryźć a później przetrawić. Fakt, że przeczytała w życiu mnóstwo książek sprawia, że dialogi stają się nadzwyczaj interesujące. Kolejną pasją Josie jest ogrodnictwo, jeszcze jedną kuchnia, inną muzyka. Czy wy również marzycie o przyjaciółce, która nie dość, że stworzy dzieło sztuki z warzyw wyhodowanych we własnym ogródku to jeszcze podzieli się przemyśleniami nad ostatnią książką przy dźwiękach Beethovena? Jeśli tak to zapraszam : poznajcie Josie, dziewczynę z Levan.


Amy Harmon przyzwyczaiła mnie do tego, że czytając jej powieści wychodzi ze mnie płaczliwa natura bobra. Tak było i tym razem. Zresztą trudno powstrzymać łzy jeśli ktoś pisze emocjami. A wierzcie mi "Biegając boso" to książka pełna wzruszeń, małych tragedii i miłości. Opowiada o przeznaczeniu, które nas dopadnie w każdym zakątku świata. Niech ta książka da nadzieję tysiącom nastolatek, młodych kobiet, które czekają na miłość. Nie martwcie się ona przyjdzie, czasem w najbardziej niespodziewanym momencie. Gorąco polecam te oraz inne powieści autorki.

Link do opinii
Avatar użytkownika - moniapili
moniapili
Przeczytane:2018-10-27, Ocena: 6, Przeczytałam,

Przepiękna, mądra, wartościowa, pełna muzyki, wrażliwości, z całą odpowiedzialnością dałam 6.

Link do opinii

„Jesteśmy pępkiem Utah”, mawiają. (s. 5)

Levan w stanie Utah to małe miasteczko, w którym wszyscy się znają i sobie pomagają. Sympatia i życzliwość mieszkańców, ich chęć niesienia pomocy innym jest czymś naturalnym jak oddychanie. Tu życie płynie spokojnie. Wiele opisów miejsc dokładnie odzwierciedla rzeczywistość, a to za sprawa faktu, że przez jakiś czas autorka mieszkała w tym „pięknym miasteczku, w którym żyją cudowni ludzie”.

Bo muzyka jest „tym, czym żyję”. (s. 101)

Od razu polubiłam Josie i wygląd jej pokoju. Jej fizyczna i intelektualna dojrzałość oraz delikatna natura wyróżniały ją spośród rówieśników. Razem z nią czytałam, dyskutowałam, a nawet się kłóciłam. Muzykę słyszałam tylko w myślach, zwłaszcza Dziewiątą Symfonię Beethovena. Rachmaninow, Mozart, Beethoven, Wagner, Chopin – to ich muzyka towarzyszy bohaterom i czytelnikowi w różnych momentach. Przydałaby się płyta z utworami, o których jest mowa w książce, wówczas odbiór powieści byłby pełniejszy, bardziej emocjonalny i uduchowiony. To muzyka w dużej mierze kreuje nastrój w literackim i tym rzeczywistym świecie.

Tragedie stały się moją codziennością, więc nauczyłam się sobie z nimi radzić. (s. 194)

Razem z Josie przeżywałam tragedie, które spadały na nią niczym gromy z jasnego nieba. Życie ciężko ją doświadczyło jako dziewczynkę i nastolatkę, a mimo to odważnie, na swój sposób walczyła z przeciwnościami losu. Stała się stałym i cichym elementem życia osób z jej otoczenia, troszczy się o bliskich. Tylko jednego nie mogłam zrozumieć do końca – jej bezinteresownego poświęcenia się dla innych, bezgranicznej lojalności…  

Wcale nie muszę się starać o to, żeby ludzie mnie znali albo lubili. (s. 49)

Samuel mnie zaciekawił swoją tożsamością. Chłopak wyróżniał się wyglądem. Był mieszańcem – ojciec biały, matka z plemienia Nawaho. Nie był akceptowany przez żadną ze stron, nie miał domu. Nic dziwnego, że chronił swoją prywatność i był bardzo czuły na punkcie dumy. Opowiadane przez niego legendy Nawahów fascynują swoją kulturą, religią, spojrzeniem na świat; zabierają czytelnika w zupełnie inny wymiar. Podziwiałam dążenie Samuela do obranego celu, gdy robił wszystko, aby go osiągnąć.

Gdy zaczęłam czytać książkę, pomyślałam, że to młodzieżówka. Potem zmieniłam zdanie, że to obyczajówka, a może i romans. Prawda jest taka, że to pozornie lekka powieść o życiu w małym amerykańskim miasteczku, o znajomości dwojga mieszkańców i uczuciach kotłujących się w nich. Pozornie lekka, gdyż pod płaszczem codzienności kryją się dylematy i tragedie, elementy życia codziennego.

Chodzi o więzy krwi… (s. 111)

Tożsamość narodowa Samuela jest przyczynkiem do rozmowy o przynależności mieszańca do jednej z grup etnicznych. Samuel sam do końca nie wiedział, kim jest, do kogo przynależy. Jest rozdarty między dwoma światami, między „pragnieniem lepszego poznania kultury mojego taty a lojalnością w stosunku do mamy” (s. 133). Targają nim wewnętrzne rozterki, ale jest dumny ze swego dziedzictwa. Życie w rezerwacie znacznie różniło się od życia w Levah, dlatego Samuel sam musi wybrać drogę, które z jego dziedzictw będzie ważniejsze.

Bardzo chcę, żebyś mnie kochała, ponieważ ja kocham ciebie aż do bólu. (s. 326)

W jak niecodziennych warunkach może narodzić się przyjaźń i miłość, zapewne wiecie. Josie małymi krokami zdobywa zainteresowanie Samuela. Razem w szkolnym autobusie uczą się od siebie i siebie, odkrywają wspólny rytm, wspólną melodię. Jednak wisi nad nimi różnica wieku – pięć lat. To dużo! Ona zaczyna gimnazjum, a on kończy szkołę średnią. Skrywane uczucia ujawniają się na inne sposoby. A miłość raz jest, a raz jej nie ma, a jak jest, to ma różne oblicza. Stare uczucia przynoszą nowy ból… W powieści nie brakuje wzlotów i upadków, jednak życie nie stoi w miejscu i trzeba iść do przodu. Ważna jest też religia. Josie jest mormonką, lecz chodzi do lokalnego kościoła. Zadaje egzystencjalne pytania, zgłębia Biblię, przypowieści, legendy Nawahów. Zastanawia się nad wieloma rzeczami i analizuje je dogłębnie, a czytelnik wraz z nią.

Nasze uszy chcą słyszeć to, co ukrywają przed nimi oczy. (s. 73)

Powieść wypełniają dźwięki, literatura, przyjaźni i miłość oraz bieganie. Złożoność charakterów bohaterów oraz ich wierne przedstawienie przyciąga czytelnika. Amy Harmon wplotła do swej historii wiele. Poruszyła temat tożsamości narodowej, poszukiwania przyszłości, poświęcenia dla bliskich, dążenia do celu, pokonywania przeszkód, wspierania się; zapisała na kurs przyspieszonego dojrzewania; zaraziła pasją do muzyki i literatury; pokazała prawdziwą pomoc sąsiedzką i troskę; wplotła legendy Nawahów i rozmowy o religii; dodała szczyptę historii USA i ciekawostki o kompozytorach, a wszystko oplotła siłą przyjaźni i miłością. Zrobiła to w pięknym stylu, naturalnie i powstała ciepła i wzruszająca powieść, która czyta się sama. Dla wrażliwych osób przydadzą się chusteczki, a dla melomanów muzyka.

Biegając boso jak dla mnie to mądra obyczajówka z romansem, bardzo życiowa, poruszająca wiele ważnych tematów, pełna miłości i dojrzewania do niej. Dajcie się oczarować. Przekonajcie się, co drzemie w indiańskiej duszy Sama i muzycznej duszy Josie. Pobiegnijcie wraz z nimi, nawet truchtem.  

Link do opinii
Avatar użytkownika - rudablondynkarec
rudablondynkarec
Przeczytane:2018-09-02, Ocena: 2, Przeczytałam, Mam, 2018, 52 książki 2018,

Josie i Samuel poznają się w szkolnym autobusie. Ich szkolna znajomość stanowi trudną drogę, ale idą nią dalej. Czy ta dwójka ma szanse na dalszą przyjaźń? Czy też los z nich zadrwi?


Przypadkowe spotkanie prowadzi do wspólnej podróży w nieznane. Bohaterowie to dwie różne osobowości, które nie potrafią z sobą współpracować. Jednak ich dalsza przyjaźń pokazuje, że małymi krokami potrafią iść na kompromis.
Moim zdaniem jest to trudna historia, gdyż zawiera w sobie wiele elementów i wydarzeń, które czasami nie potrafią z sobą współgrać. Jak widać autorka chciała poruszyć wiele kwestii w jednej opowieści. Książka ta to bardzo wielka opisówka rzeczy, które w wielkim stopniu nie interesują czytelnika. Według mnie w tej historii nie potrafiono przekazać emocji, ponieważ zamiast je odczuwać to z każdą kartką czułam coraz większe znudzenie.
Według mnie ta książka była by ciekawsze, gdyby zmniejszono w niej wielkość opisów i niepotrzebnych sytuacji.


Moja ocena: 5/10

Link do opinii
Inne książki autora
Prawo Mojżesza
Amy Harmon0
Okładka ksiązki - Prawo Mojżesza

Amy Harmon Bestsellerowa pisarka „New York Timesa” Znaleziono go w koszu na pranie w pralni Quick Wash. Miał zaledwie kilka godzin i był...

Pierwsza dziewczynka
Amy Harmon0
Okładka ksiązki - Pierwsza dziewczynka

Autorka bestsellerów New York Timesa przychodzi z zapierającą dech w piersiach powieścią fantasy o przeklętym królestwie, walczących klanach i nieoczekiwanym...

Zobacz wszystkie książki tego autora
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje
Reklamy