Planowała wprawdzie tylko dwutygodniowy urlop, ale po przybyciu do Mombasy, Szwajcarka, Corinne Hofmann, poznała mężczyznę swojego życia - wojownika masajskiego. Została na Czarnym Lądzie ponad cztery lata, decydując się zamieszkać wraz z jego szczepem w kenijskim buszu. Musiała pokonać wiele biurokratycznych barier, zanim zdecydowała się go poślubić."Jest to relacja z czterech lat, które spędziłam w buszu. Kierowana wielką miłością, wyszłam za mąż za Lketingę, Masaja z Kenii. Tam doświadczyłam nieba i piekła..." - pisze autorka.
Corinne Hofmann, urodzona w 1960r., mieszka obecnie w Szwajcarii. Biała Masajka stała się bestsellerem i została przetłumaczona na trzynaście języków.
Wydawnictwo: Świat Książki
Data wydania: 2012-08-09
Kategoria: Literatura faktu, reportaż
ISBN:
Liczba stron: 304
Tytuł oryginału: Die Weisse Massai
Język oryginału: niemiecki
Tłumaczenie: Dariusz Muszer
Minął już spory kawał czasu odkąd czytałam inną książkę Corinne Hofmann- Afryka moja miłość. Wówczas autorka opisywała, jak wraz z córką Napirai udaję się w podróż do Kenii, by córka mogła się spotkać z ojcem Lketingą, Masajem z Kenii.
Skoro zaczęłam od końca relacji Corinne- Lketinga, to czułam potrzebę, by zapoznać się, jak to się stało, że Corinne miała męża Kenijczyka. Chciałam wiedzieć, jak go poznała? Co ją skłoniło, do wyjścia za człowieka, który jest wychowany w zupełnie innym społeczeństwie społeczno- obyczajowym? Ale przede wszystkim, dlaczego małżeństwo z Lketingą zakończyło się fiaskiem?
I tak oto, pozycja Biała Masajka zaczyna się w momencie, gdy 28-letnia Corinne Hofmann wraz ze sowim chłopakiem odwiedza Kenie. Już pierwszego dnia na jej drodze staje Masaj- Lketinga. Strzała Amora trafia tę młodą kobietę prosto w serce. Bohaterka nie jest w stanie już o niczym innym myśleć, jak o tym tajemniczym Afrykaninie. Od tej pory za wszelką cenę (np. wydostanie Masaja z więzienie) pragnie spotykać się z nim jak najczęściej. Zaczyna coś między nimi iskrzyć.
Tymczasem kończy się pobyt Corinne w Kenii. Tak po powrocie, kobieta postanawia porzucić całe dotychczasowe życie i wraca do Kenii, by odnaleźć miłość swojego życia.
Po wielu perypetiach i kłopotach dochodzi do ślubu Szwajcarki i Masaja, a na świat przychodzi ich córka- Napirai. Jednak wyobrażenia Corinne mijają się z okrutną rzeczywistością. Tu kultura jest inna. Większość mieszkańców nie umie czytać i pisać. Warunki sanitarne też dalece odbiegają od normy. Corinne musi się przyzwyczaić do potraw wyłącznie mięsnych, co skutkuje chorobą, a nawet malarią.
Corinne musi się także zmierzyć z tradycją, dotyczącą wydania młodych dziewcząt za mąż oraz wielożeństwem. Jest jej trudno się dostosować do nowej sytuacji, i jako Europejka próbuje coś zmienić, ucywilizować sąsiadów. Otwiera ona sklep, dyskotekę, ale jako żona wojownika musi się liczyć z oporem męża. Lketinga nie lubi, gdy żona jest zbyt samodzielna i decyduje w kwestiach interesów. Próbuje Corinne tłamsić, ta stawia opór, lecz wie, że jeśli postanowi odejść od męża, ten zatrzyma przy sobie Napirai.....
Gdyby była to powieść, a nie wspomnienia wydarzeń autentycznych, to cisnęłabym książką w kąt. Dlaczego? Gdyż opisy , przede wszystkim te z początku romansu Corinne z Lketingą wydawałyby mnie się takie naciągane, nierealistyczne . Zostały one napisane takim wydumanym językiem. Te zachwyty, które wypowiada autorka są przejawem naiwności i beztroski. Mimo, że pisarka zbliżała się do wieku, w którym przynajmniej kobiecie wypada się wykazać jakimś rozeznaniem świata i nie uleganiem impulsom, to jednak Corinne zachowuje się nieodpowiedzialnie. Przecież nie wiedziała nic o kulturze, obyczajach Kenijczyków. Powierzyła swoje życie obcym, nieznajomym ludziom. Ja bym tak nie potrafiła.
Książka ma wady i zalety. Zaletą jest, że ta książka opisuje prawdziwe wydarzenia i pisarka emocjonalnie podchodzi do swoich zwierzeń. Corinne Hofmann sama opowiada swoją historię. Także to, że książkę czyta się błyskawicznie. Za wadę uznaje brak wzmianki o postawie rodziców Corinne. Ciekawi mnie, jak oni zapatrywali się na kosmiczny pomysł córki? Czy nie oponowali? Nie próbowali odwieść córki od dziwnego pomysłu? Czemu nie odwiedzili córki w Afryce, by poznać jej afrykańskiego męża?
Biała Masajka jest zdecydowanie lepsza od Afryki moja miłość i czytało mnie się ją przyjemniej. Więc jeśli lubisz poczytać o wydarzeniach autentycznych, o miłości, która nie jest dana raz na zawsze, o zderzeniach kulturowych , to być może przypadnie ci ona do gustu.
Podróżując po różnych krajach, dość często miałam okazję obserwować coś, co nazwałabym letnim romansem. Turyści, a częściej turystki, usilnie próbują zainteresować sobą płeć przeciwną. Zwykle słabo znają język wybranka ale to przecież nieistotne. Chodzi o to, by z wakacji, oprócz tandetnych pamiątek, przywieźć pasjonującą opowieść o egzotycznym amancie. Przygody szybko się kończą i niemal każdy wraca do swojej szarej codzienności. Jednak czasami zdarza się i tak, że turyści ulegają impulsowi, dają się oczarować i nie zważając na różnice kulturowe, pragną znajomość pogłębić.
Corinne Hofmann posunęła się bardzo daleko. W stosunkowo krótkim czasie postanowiła przekreślić swoje dotychczasowe życie i przenieść się do Kenii, kraju, w którym mieszka jej egzotyczny wybranek – Lketinga. Książka „Biała Masajka” ma być osobistą relacją z jej niezwykłej przygody, która trwała kilka długich lat...
Historia rozpoczyna się w chwili, gdy autorka wybiera się do Kenii ze swoim przyjacielem. Planują spędzić tam krótkie wakacje i jeszcze nawet nie przypuszczają, jak te kilka dni zmieni ich sytuację. Przypadkowo napotkany wojownik Samburu, zrobił na niej tak kolosalne wrażenie, że po zaledwie kilku wspólnie spędzonych godzinach, Corinne podjęła decyzję: wróci do kraju, by uporządkować swoje sprawy a następnie odnajdzie Lketingę.
Myślę że w tym miejscu warto na coś zwrócić uwagę. Wiele czytelników zarzuca autorce niesamowitą naiwność i brak choćby najbardziej podstawowej znajomości kultury, w której planowała kontynuować swoje życie. Choć dla co poniektórych to rzecz niepojęta, jeszcze nie tak dawno komputer osobisty czy też Internet, były zaledwie marzeniem, o ile ktokolwiek w ogóle o czymś podobnym myślał. Autorka podjęła swoją decyzję w roku 1986. Możliwe, że istniały już jakieś książki na temat Kenii, jednak przypominam ponownie, że nie można ich było tak po prostu zamówić i odczekać aż przyjdą na stosowny adres. Albo w księgarni coś było, lub, co bardzo prawdopodobne, bardzo ciężko było cokolwiek dostać.
Autorka postanowiła słuchać głosu serca, nie zdając sobie jeszcze sprawy, z jakimi przeciwnościami losu przyjdzie jej się spotkać. W stosunkowo krótkim czasie postanowiła poślubić człowieka, którego ledwo znała, a słaba znajomość języka, nie pozwalała jej tego zmienić. Autorka co prawda była już w Kenii, jednak wcześniejsza wizyta prawie w ogóle nie przygotowała jej na nowe warunki życia. Lepianka z gnoju zamiast hotelowego pokoju, łono natury zamiast toalety, liść zamiast papieru toaletowego, to dopiero początek zmagań. Do tego dochodzi cała masa reguł, do których należy się dostosować. Mężczyzna nie zje posiłku w towarzystwie kobiety, kobieta nie ma prawa go pytać, dokąd się wybiera, nie może pocałować go w usta, które służą wyłącznie do jedzenia... Wymieniać można by w nieskończoność, jednak nie chciałabym odbierać Wam przyjemności poznawania tych niecodziennych reguł życia. Zarówno Corinne jak i Lektinga naprawdę starają się wyjść sobie naprzeciw. Jest wręcz nieprawdopodobne, ile zrozumienia dla odmiennej kultury żony ma masajski wojownik. Niestety z czasem sytuacja wcale nie zaczyna się normować a pojawiają się coraz bardziej poważne problemy. Autorka wycieńczona chorobami i trudami życia marzy o powrocie do domu. Powrót nie jest jednak taki łatwy...
Historia Corinne uwiodła mnie swoją egzotyką i z całą pewnością dostarczyła wielu interesujących informacji na temat odległej kultury. Można dyskutować na temat tego, czy Corinne mogła lepiej przygotować się do swojej kenijskiej przygody. Niezależnie od tego, jakiego jesteśmy zdania, „Białą Masajkę” warto poznać, bo wbrew pozorom nawet dziś łatwo wpaść w egzotyczną, wakacyjną pułapkę...
Zachęcam.
O tej książce swego czasu było bardzo głośno. Jednak jakoś tak wyszło , że sięgnęłam po nią dopiero teraz. Sama historia jest dość ciekawa jednak strasznie irytuje mnie postawa kobiety. Spodobał się jej Masaj i będzie go miała choćby nie wiem co. Nie wiedząc nic o tradycji czy wierzeniach Masajów, porzuca wszystko by do nich dołączyć. Mało tego, probuje wprowadzić europejskie zasady.
Zabrakło mi trochę odmalowania lokalnego kolorytu, którym autorka tak się podobno zachwyciła. Jeśli już o czym pisze, to podkreśla raczej te negatywne rzeczy. Styl pisania też jest raczej toporny. Ale warto zapoznać się z tą historią.
Wielka miłość Szwajcarki i Masaja z Kenii dała im córkę oraz niezwykłe wspólne cztery lata, spędzone w buszu i opisane w "Białej Masajce". Po...
Kolejna opowieść Corinne Hofmann - "Białej Masajki" szwajcarskiego pochodzenia. Tym razem dotyczy pieszej wyprawy po namibijskiej krainie Koko oraz wizyty...