W brawurowej prozie Miry Marcinów wszystko jest dzikie i dziwne, a najdziwniejsza jest śmierć, której miało nie być. Bo na świecie są tylko dwie okoliczności końca: ktoś zmarł śmiercią tragiczną lub po długich cierpieniach. W tej książce jest inaczej. Są lata dziewięćdziesiąte i te teraz, są małe dziewczynki i młode matki. Marcinów próbuje znaleźć nowy język na opisanie straty i ze skrajnej intymności robi literaturę: transową, mocną, dowcipną, a jednocześnie drżącą, okrutnie szczerą, pełną czułości i tęsknoty nie wiadomo za czym, choć wiadomo, że tej pustki wypełnić się nie da.
,,Bezmatek" to brutalna opowieść o pragnieniu życia i ucieczce od umierania oraz historia wielkiej, szalonej i zachłannej miłości, jaka może wydarzyć się tylko między matką a córką.
Wydawnictwo: Czarne
Data wydania: 2020-04-15
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 256
To jest Twoja recenzja, możesz ją edytować
Książkę kupiłam po tych wszystkich recenzjach, poleceniach przez autorytety i zachwytach krytyków i nagrodach. Też tak macie, że po przeczytaniu książki, obejrzeniu filmu, chcielibyście raz jeszcze posłuchać tych autorytetów? Wcześniej, nie znając jeszcze fabuły, kontekstu, nie wsłuchiwałam się tak dokładnie w ich słowa. Miałam tak często a i teraz potrafi mi się zdarzyć, choć nauczona doświadczeniem staram się już słuchać uważnie poleceń filmowych Grażyny Torbickiej, czy poleceń książkowych Agaty Passent i Filipa Łobodzińskiego.
Bo przecież dopiero po przeczytaniu wiadomo, czym oni się tak naprawdę zachwycali i o czym mówili, co mieli na myśli. Tak samo było w przypadku tej książki.
Książka jakże inna, jakże oryginalna, ale ja lubię nowe. Czytałam na raty, z przerwami. Za dużo emocji na raz. Siedziałam w kuchni i zastanawiałam się nad relacjami opisanymi przez autorkę. Jakoś tam myśli mi się najlepiej. Jakże intymna książka. Ktoś dzieli się ze mną sobą. Tak jakbyśmy razem z autorką siedziały w tej kuchni, piły herbatę i milczały i rozmawiały.
Żałobę trzeba przeżyć po swojemu, a wspomnienia poukładać tak, aby można było po nie sięgać, gdy zajdzie w nas taka potrzeba.
Albo zamknąć drzwi i więcej ich nie otwierać. Wszystko zależy od relacji, od czasu, od nas świadomych.
Ja czytałam ją z punku widzenia córki, …ale później uświadomiłam sobie, że ja też jestem matką, …choć nie chciałabym nigdy usłyszeć, że jestem podobna do matki…
Trudy dla mnie opis o odchodzeniu. Do tej pory znałam właśnie takie szokowe „ciach” i wiele lat musiało upłynąć, aby już nie stawiać pytań, „dlaczego?”
Ta prawda odchodzenia, tak opisana, to bycie w cierpieniu – ciężkie dla mnie.
I pierwszy raz nie umiem tej książki polecić tak ot, jak to zawsze po przeczytaniu na zasadzie : „ale czytam świetną książkę, musisz ją przeczytać”. Nie, nie umiem. Stoi na półce i jak ktoś będzie miał ochotę pożyczyć, pożyczę.
Ja podchodziłam do tej książki mając w pamięci inną książkę, pod tytułem „Matki i córki” Nie przestawaj mnie kochać Ann F. Caron, o której mogę powiedzieć w jednym zdaniu: co innego słyszymy i co innego widzimy. My matki i my córki.
Książka Bezmatek wstrząsająca, inna, ale jakże ważna i potrzebna.
AleBabka AleBabka
Ps. Ja lubię patrzeć na pszczoły przylatujące do moich kwiatów na działce…
“Bezmatek” Miry Marcinów to trudna książka, trudna, bardzo osobista i odważna. Na pewno trzeba mieć sporo odwagi, by w tak szczery, nieudawany sposób opisać swoją relację z matką i ból po jej odejściu.
Niełatwo napisać, o czym jest powieść Marcinów, bo jest ona afabularna, za to dużo w niej uczuć i przeżyć autorki, bardzo osobistych. Jest też pełna wspomnień - tych dobrych, jasnych, ale też i tych mniej przyjemnych, związanych z nałogami matki. Ale te złe chwile bledną i tracą na znaczeniu w obliczu śmierci. Żałoba po odejściu matki, przejmujący ból, którego autorka doświadczyła, niemożność pogodzenia się ze stratą zdominowały tę książkę, czyniąc z niej bardzo subiektywne wyznanie napisane prostym językiem, bez patosu i wielkich słów. To hołd oddany matce przez córkę, która być może zmaga się z poczuciem, że nie kochała jej zbyt mocno , nie doceniała za życia. Czy książka wpisuje się w nurt literatury funeralnej, chyba tak, choć śmierć przenika się tam z życiem, a narodziny z odejściem.
Opowieść Marcinów jest bardzo poruszająca, wstrząsająca nawet. Nie należała do łatwych lektur, wymagała skupienia i powagi. Jej bardzo intymna atmosfera wywołała u mnie moc silnych emocji i poruszyła mnie głęboko, przywołując wiele smutnych, osobistych wspomnień….
Trudna miłość.
Wspomnienia.
Rak.
Umieranie.
Żałoba.
Krzyk rozpaczy.
Pytania.
Bezmatek to pszczela rodzina, której matka umiera, a pszczoły próbują się jakoś „ogarnąć”.
Nie znałam tego słowa. Nie znałam historii związanej z oskarżeniem autorki o plagiat. Wiedziałam jedynie, że książka o tym tytule została nominowana do nagrody Nike i nagrodzona Paszportem Polityki. Nie wiedziałam o czym jest.
Pochłonęłam tę książkę w niecałe dwie godziny, dzięki dość nowatorskiej formie, podzielonej na cztery oznaczone jedynie numerami rozdziały/etapy: dzieciństwo narratorki, choroba matki i opieka nad nią, śmierć matki, życie po jej śmierci.
„Bezmatek” jest nietuzinkową, intymną opowieścią o miłości między matką a córką.
Matka, która dała nam życie, to zazwyczaj najważniejsza osoba w naszym życiu, której nikt nie zastąpi. Jak się „ogarnąć” stając się jedną z pszczół w bezmatecznym ulu? Nie łatwo ocenić tę pozycję. Nie jestem analitykiem, ani polonistą, aby dokonać szczegółowej analizy dzieła Miry Marcinów. Nie odpowiem też na pytanie, czy można pisać o kobiecie, która przez chorobę nowotworową traci kontrolę nad swoim życiem i ciałem. O rzeczywistości starcia z rakiem. Czy można pisać o niewyobrażalnej stracie najbliższej nam osoby, na której umieranie musimy patrzeć nie mając pewności, ile wspólnego czasu nam pozostało. Na pobycie razem. Na rozmowy o życiu. O jej przeszłości. Na naprawienie trudnych relacji. O rozterkach dotyczących godzenia się z nieuniknionym. Tak. Można. Prostymi zdaniami. Wspomnieniami. Wierszami. Anegdotami. Słowami piosenek. Pytaniami, takimi jak to, czy po śmierci matki wciąż będę córką?
„To, że miałam taką trudną matkę, to najlepsze, co mi się w życiu przytrafiło. To, że była w moim życiu przez ponad trzydzieści lat. Czasem zwyczajnie się z tego cieszę. I za to dziękuję.”
Można pokazując, iż mamy wpływ na relacje, które możemy ustawić na nowo, jak samochodową nawigację. Rytuały z dzieciństwa, czy pozwalające tworzyć na nowo relacje matka – córka to już zawsze będą „nasze” rytuały. Zostaną w pamięci na zawsze. Dają możliwość okazania miłości, której nie potrafimy wypowiedzieć słowami. Być ze sobą.
„ Wszystko, co się wydarzyło między mną a matką, wydarzyło się na wieczność, teraz już to wiem. Choć to zdanie topi się we własnej głębi”.
Można też pisać o nigdy nie omówionych sprawach, które spadają nam na barki po śmierci najbliższej osoby – pochówku. Wykrzyczeć ból, rozpacz, złość, przelać na papier sól łez płynących po policzkach i tęsknotę.
„Bo nie ma nic ohydniejszego na świecie niż to, gdy człowiek umiera drugiemu człowiekowi”.
Najwyższy czas, byśmy nauczyli rozmawiać się o śmiertelnych chorobach i umieraniu, tak jak potrafimy rozmawiać na każdy inny temat. Nie traktowali chorych i ich rodzin oraz ludzi w żałobie, jak trędowatych. Nie odkładajmy niczego na potem, bo to potem może nie nadejść przerwane śmiercią nagłą, tragiczną, bądź wypełni je długie cierpienie. Ta książka jednym da poczucie, że są osoby w podobnej sytuacji, nie radzą sobie tak, ja. Innym pozwoli na refleksję i zmiany w nawigacji. Z pewnością ze wszystkimi zostanie na długo w pamięci.
"Bezmatek" Mira Marcinów
Debiut autorki, uhonorowany paszportem,, Polityki,,w 2020r. w kategorii literatura. Jest to książka o pustce i tęsknocie po zmarłej na raka matce, matce od której w pewien sposób była uzależniona. Matką bez której nie może zacząć żyć,bez uczucia cierpienia i dojmującego poczucia pustki i tęsknoty. Wychowana tylko przez matkę bez ojca,nauczona trudnej miłości do matki ale i do siebie samej. Książka z którą trzeba się zmierzyć, bo prędzej czy później strata matki dotknie każdą z nas, córek swoich matek.
Matka elegancko ubrana w ołówkową spódnicę i na obcasach, pachnąca mocnymi perfumami, niestety też dosyć często odorem alkoholu. Lubi egzotyczne przyprawy i uważa że potrawy muszą być lubiane i ostre. Często wracała w środku nocy po ,,tak zwanym pijaku,, do domu,po stukocie obcasów córka stara się poznać w jakim stanie wraca do domu,czy musi zejść jej pomóc . Do tego przez całe życie paliła jak smok. Jest , była zupełnie inna od znanych jej matek.
Córka która sama jest już matką, towarzyszy w chorobie i troszczy się o swoją umierającą matką , próbuje przygotować się na nieuchronny koniec.
Przez całą książkę przewija wspomnienia towarzyszące matce, od wczesnego dzieciństwa po swoje już dorosłe życie. Autorka próbuje nauczyć się zapełnić pustkę powstałą po stracie.
Bezmatek to także nazwa rodziny pszczelej pozbawionej matki, takie pszczoły są narażone na stratę własnego życia, ogłupiałe i samotne.
Moja mama jeszcze żyje,obie zmagamy się z jej chorobą,na szczęście nie jest to choroba nowotworowa, ale równie trudna i uciążliwa dla nas obu. Jak zareaguję na jej odejście, nie wiem, czy będzie to więcej bólu czy ulgi.
Książka którą warto przeczytać i spróbować odpowiedzieć sobie na pytanie jaka jest czy była moja relacja z matką? Czy będziemy cierpieć lub cierpimy tak samo jak autorka, czy nasza pustka po stracie będzie też taka wielka?
Polecam
Ona i ona. Matka i córka. Wieczne odpychanie i przyciąganie. Kocham i nienawidzę. „Matka nie bardzo przejęła się swoją rolą dobrego rodzica. Dzięki temu łatwo mi było kochać ją całą.” Odchodzenie i wracanie. Czekanie po nocach. Dobrze i źle. Wzlatywanie i upadanie. Upada. Matka upada. Rak. Nie do wyleczenia, z przerzutami. „Bo nie ma nic ohydniejszego na świecie niż to, gdy człowiek umiera drugiemu człowiekowi.” Role się odwracają. Ta, która kiedyś była dorosła, staje się dzieckiem. Ta, którą trzeba się było opiekować, gotuje, myje, czesze, nuci do snu. Towarzyszki w umieraniu. Trzymające się za ręce, kiedy przychodzi ta, która zawsze przychodzi. „Miałyśmy umrzeć razem. A żyję. Tylko tak mi jakoś martwo, mamo.” Żałoba. Nie ma matki. Czy do nieobecności można się przyzwyczaić? Jak się żyje po śmierci? „Matka umarła. Matki nieumarłe są trudne. Te martwe nie chcą stać się ani trochę łatwiejsze.”
„Bezmatek” Miry Marcinów jest książką, która wrzyna się w mózg i tam zostaje. Na długo. To książka krótka – raptem 256 stron – w której więcej jest pustej przestrzeni na stronie, niż tekstu jako takiego. I wystarczy. Bo tekst, choć krótki, jest gęsty jak zupki, które kiedyś gotowały nam nasze mamy. Nie przecedzony, nie rozwodniony, samo gęste. Zdania jak pchnięcia nożem. Krótkie. Mocne. Bolesne. Każda z nas odnajdzie się w tej książce. Ta, która mamę kocha; ta, która nie cierpi; ta, co zawsze ucieka i wraca; i ta, która uciec nie ma odwagi. Każda z nas przecież ma mamę. Jakąś tam, ale ma. Bez niej by nas nie było. I każda z nas kiedyś zostanie jej pozbawiona. Pustka. Nieobecność. Bezmatek. „Coś się stało. U mnie, u ciebie i u tych na innych kontynentach. Ale nikt nic o tym nie słyszał.”
Trudno tą książkę zakwalifikować specyficzny dziennik relacjonujący relację między matką a córką z perspektywy tej drugiej. Relacja trudna bo nacechowana uzależnieniem, przeniesieniem ról z matki na córkę i z córki na matkę. Wzruszająca proza pokazująca jak miłość do rodzica kształtuje nas jak bardzo ważne jest w rozwoju człowieka poczucie bycia chcianym i kochanym i jak trudno kiedy tego nie ma. Książki nie da się odłożyć, wciąga do samego końca i pozostawia w niedosycie. Polecam.
Książka o życiu z matką. Matką inną niż wszystkie ... ale czy na pewno? Bo to moja matka, ze swoimi słabościami, rytuałami, zwyczajami.
Opowieść o żałobie po mamie. Śmierć, która wprowadza chaos, zagubienie i ogrom tęsknoty. Wspomnienia, marzenia, pytania.
Bardzo ciekawa forma. Książka bolesna, prawdziwa, daje do myślenia. Warta każdej chwili.
Książka zaczęła się bardzo mocno. Forma dość oryginalna, do tego mocna treść narobiły ochoty na więcej. Opis matki był bardzo emocjonalny, stosunku narratorki do niej również. Mogło się to rozwinąć w prawdziwą soczystą opowieść. W przeżywanie śmierci i umierania, w opis prawdziwej relacji między matką a córką. Mogło, ale się nie rozwinęło. Czytając coraz bardziej miałam wrażenie, że coś mi zgrzyta. Intuicja kazała mi zajrzeć do sieci kim jest autorka i to był strzał w dziesiątkę. Olśnienie. To nie są prawdziwe uczucia, tylko treści zerżnięte z podręczników do psychologii. Było napięcie, nawet sprawny język, ale nie poczułam w tym prawdy. Nie kupuję takiego przeżywania, bo mnie ono nie przekonuje. Od matki jako postaci negatywnej do matki niemalże idealnej. Tak się w życiu nie dzieje (chociaż psycholodzy chcą myśleć, że tak jest). Pod koniec nudziłam się, bo wszystko grało na jedną nutę. I jakoś czułam się trochę oszukana. Autorka narobiła mi ochoty na coś prawdziwego, a nic z tego nie wyszło.
Bohaterka opowiada o swojej matce, niedoskonałej, pełnej wad, a jednocześnie wyjątkowej. Wspomina zdarzenia z życia, słowa swojej matki i próbuje sobie poradzić z jej stratą. Piękna i wywołująca emocje. Dawno nie czytałam tak wyjątkowej książki.
Książka ujęła mnie przede wszystkim swoją formą. Słowa, emocje, myśli zebrane w krótkie jak mgnienie pamięci treści. Ale ile tam znaczeń i jakże istotne fragmenty życia. Każdy z nas przeżywa stratę inaczej. Mira Marcinów właśnie tak.
Książka Miry Marcinów, zawierająca antologię rodzimych tekstów z dziedziny psychopatologii, jest pierwszą próbą stworzenia archeologii...