Zmurszała konstrukcja starego świata trzeszczy i się chwieje. Upadek Stanów Zjednoczonych i walki w Europie to jeszcze nie koniec - wojna obejmuje rosję.
W krwawym chaosie grupa całkiem zwyczajnych bohaterów stanie przed szansą, o której marzy każdy z nas - mogą zmienić świat na lepsze.
Matt - amerykański tropiciel morderczych metaludzi.
Plazma - polski ochroniarz córki rosyjskiego ministra.
Cyrus - amerykański specjals w służbie RP.
No i jeszcze ona - Ev - która budzi się do życia. I jest głodna.
Powieści Vladimira Wolffa bywały niebezpiecznie prorocze. Czy za tę wizję po raz pierwszy można trzymać kciuki?
Wydawnictwo: WarBook
Data wydania: 2022-09-28
Kategoria: Fantasy/SF
ISBN:
Liczba stron: 400
PopKulturowy Kociołek:
Nieodległa przyszłość. Upadają Stany Zjednoczone Ameryki. Wojna dosięga naszego wschodniego sąsiada, Rosję. Władca wojny bardzo umiejętnie maluje militarno-polityczną historię, mieszając ją z elementami fantastyki naukowej. Za sprawą świetnego pióra autora jesteśmy jednak w stanie uwierzyć, że ta historia mogłaby wydarzyć się naprawdę. Tym bardziej że tuż za naszą granicą ma miejsce prawdziwa wojna.
Władca wojny wydawnictwa Warbook przedstawia świat pogrążony w chaosie. I mnie ten chaos oraz polityczna otoczka bardzo przypadły do gustu. Na dodatek, zaskakująco dobrze łączy się to z motywami sci-fi oraz z wartką, wciągającą akcją. Czuć doświadczenie autora, który starannie dobiera kolejne kroki bohaterów, raz rzucając im kłody pod nogi, a kiedy indziej prowadząc ich prosto ku osiągnięciu ich zamierzonych celów.
Wywiad, akcje ratunkowe, zbrojne działania islamskich bojówek, czy wypadek samolotu z przedstawicielami wysokiej rangi na pokładzie, to tylko kilka z efektownych i niespodziewanych przez czytelnika wydarzeń, którymi raczy nas Vladimir Wolff. Co jednak ważniejsze, prócz tej szerokiej, globalnej perspektywy, o której dotychczas pisałem, autor nie zapomina o ludziach, ich relacjach i przeżyciach, intensywnie skupiając się na perypetiach swoich bohaterów.
Oprócz powracającego Matta Pulaskiego będziemy mieli do czynienia, chociażby ze specjalnym agentem Cyrusem, Polakiem pracującym jako ochroniarz córki jednego z rosyjskich ministrów, czy nawet jednym z islamskich bojowników imieniem Mustafa. Postaci, które poznajemy na kartach książki Władca wojny, są bardzo charakterystyczne. Każdy z nich jest jakiś, nie brakuje im wyrazu, a ich doświadczenia życiowe są bogatsze niż niejednego prawdziwego żołnierza.
Choć książka liczy sobie ponad 450 stron, to przebrnąłem przez nią błyskawicznie. Nie wiem, czy wynika to bardziej z faktu, że mamy tutaj do czynienia ze wciągającą historią, czy może z tego, że jest to pożegnanie z przygodami Matta Pulaskiego. Wiem jednak, że tytuł ten został napisany w przystępnym dla każdego czytelnika języku. Być może niektóre określenia, czy nazwy mogą początkowo nastręczyć problemów, ale zaznajomieni z twórczością Wolffa nie będą mieli powodów do narzekań.
"Władca wojny" to ostatnia część serii z Mattem Pulaskim. Dla mnie było to drugie spotkanie z tym cyklem.
Podczas gdy "Trzecia rewolucja" wciągnęła mnie i zafascynowała, tak we "Władcę wojny" nie mogłam się wkręcić. Nie mam pojęcia, czym to było spowodowane. Czy zmianą lokalizacji? Tym razem akcja rozgrywa się w Rosji. Czy może prawie niewidocznym głównym bohaterem?
Świąt już nigdy nie będzie taki jak dawnej. Potęga Stanów Zjednoczonych upadła. W Europie toczą się walki. A wojna właśnie wkracza do Rosji. Islamskie bojówki atakują z różnych stron. Opanowują rosyjską tajną bazę w masywie górskim Jamantau. Nie daleko niej rozbija się też samolot rządowy z jednym z czołowych polityków. Przed szansą uratowania świata staje grupa żołnierzy. Między innymi Matt, który tropi metaludzi.
Autor w ciekawy sposób opisuje alternatywną rzeczywistość. Polityka przeplata się z sensacją. Polityczne kalkulacje z prawdziwą walką.
Pojawia się sporo nowych (przynajmniej dla mnie) bohaterów. Musiałam bardzo się skupić, żeby się w nich nie pogubić.
Interesujący jest wątek metaludzi, modyfikacji genetycznych. Próby stworzenia żołnierza przyszłości. Czy z czymś takim będziemy mieli do czynienia?
Jak Wam podobała się ta część?
Z piórem autora miałam możliwość poznać się już wcześniej, więc sięgając po jego kolejną książkę, wiedziałam, że to, co mnie czeka to fantastyczna przygoda..
Autor, opisując zdarzenia, skupia się na przedstawieniu ich czytelnikowi w sposób, dzięki któremu mamy wrażenie, iż mogłyby być one prawdziwe, realne. Spoglądając codziennie na świat, przekonujemy się, że nie jest tak spokojnie, jak mogliby się każdemu z nas wydawać. Wojny, najazdy, zajęcia zdarzają się nawet w naszym XXI wieku, gdzie moglibyśmy błędnie myśleć, że pokój na świecie został już osiągnięty.
W niektórych momentach możemy mieć wrażenie, że język, jakim operują bohaterowie, nie należy do najłatwiejszych dla przeciętnego czytelnika, który w temat historycznych nie jest orłem, jednak daje się wczuć w ten bieg fabuły, a do reszty elementów przyzwyczajamy się i przestajemy zwracać uwagę na te drobne dla nas mankamenty..
Szczerze przyznam, że przez chwilę miałam wrażenie, jakby autor umiał czytać ze szklanej kuli, opisując sytuację w swojej książce, jednak oficjalnym wnioskiem, do jakiego doszłam - autor jest dobrym obserwatorem.
Swoje wnioski i przypuszczenia opisuje w powieści, a czytelnikowi zostaje w głowie pytanie. Co by było, gdyby wydarzenia, które śledzimy na kartach książki, zmieniły swój tor wydarzeń?
Mimo iż lektura nie do końca wpasowuje się w moje kanony czytelnicze, to przy książkach autora przepadam. Daje się prowadzić jak małe dziecko za rękę, śledząc zmagania bohaterów i analizy wojskowe, przy tym zdobywając kolejną cegiełkę nowej wiedzy.
Walka, ideały, posępne scenariusze przyszłości i konflikt lojalności w nowej odsłonie przygód niezrównanego Tropiciela. Kiedy agent Matt Pulaski niespodziewanie...
Po wielkiej epidemii w USA, po próbie zamachu stanu w Polsce i wojnie na Bałkanach, wśród codziennej walki z islamistyczną rebelią w Europie Zachodniej...
Przeczytane:2023-01-22,
Zanim przejdę do przedstawienia swojej opinii o powieści „Władca wojny” muszę przyznać się, że twórczość Vladimira Wolffa znam słabo i, szczerze mówiąc, nie jestem specjalną fanką książek militarnych. Są jednak tacy autorzy, z którymi czytelnik szybko łapie literackie porozumienie. Piszą w tym szczególnym stylu, który nam pasuje, mają to wyjątkowe poczucie humoru, które my czujemy, czarują nas swoją inteligencją i kreowaniem fikcyjnych historii. Ja mam tak z Vladimirem Wolffem. Jakiś czas temu dostałam w prezencie książkę „Trzecia rewolucja” i już po pierwszych stronach wiedziałam, że kocham gościa.
Dzięki uprzejmości wydawnictwa War Book nadarzyła się okazja przeczytania powieści zamykającej cykl z Mattem Pulaskim zatytułowanej „Władca wojny”. Vladimir Wolff konsekwentnie kontynuuje swój pomysł opisania konfliktu światowego. Z perspektywy dnia dzisiejszego wydaje się on nieprawdopodobny, ale z punktu widzenia literatury nie musi. Ważne, aby pisarz pomysłowo oraz wiarygodnie zrealizował swój pomysł i żeby nie „pogubił się „ się w fikcji. Niewątpliwie Vladimir Wolff „zabawił się” z siłami na świcie. „Dokopał” mocarstwom, a potęgą obdarzył mniej ważnych graczy. W tej zabawie nie zapomniał o zasadach kierujących dyplomacją, polityką oraz taktyką wojskową. Dostajemy przemyślane political fiction.
To co mnie zachwyca to energia emanująca z opisanej historii. Vladimir Wolff od razu wciąga czytelnika w wir wydarzeń. W przypadku „Władcy wojny” czuła m się, jakbym znalazła się w środku filmu „Predator”. Powiem wam, że to fantastyczna zagrywka ze strony autora. Czytelnik nie ma czasu zastawiać się, analizować, bo od razu wyostrzają mu się wszystkie zmysły i po prostu chłonie to co się wokół niego dzieje. W kolejnych rozdziałach przeskakujemy między bohaterami , co też służy fabule, bo możemy śledzić ją z różnych zakątków świata i oczami ludzi różnej rangi. Do tego mamy utrzymane świetne tempo, a autor nie zapomina o zwrotach akcji, dlatego książkę czyta się wybornie.
Zatrzymać się na chwilę chciałam przy – jak to ujęłam - „bohaterach różnej rangi”. W tym tyglu światowego konfliktu udało się pisarzowi zwrócić uwagę na coś, co czyni powieść wyjątkowo przystępną – na ludzi. Na tle wielkiej polityki i – większych i mniejszych – potyczek wyłaniają się ich historie. Widzimy kim są oraz kim się stają w obliczu wojny. Można chyba spokojnie napisać, ze poza akcją udało się Vladimirowi Wolffowi wlać w tę książkę pewien wymiar społeczny i to rewelacyjnie współgra.
Przyglądam się coraz uważnej twórczości Vladimira Wolffa i stwierdzam, że chociaż nie jest to „masówka” może do niej konkurować (oczywiście innym tematem jest, czy autor tego chce). Dlaczego? Z pozoru wydaje się, że książki militarne czy też polityczno-militarne skierowane są do hermetycznej grupy odbiorców. Vladimir Wolff poszedł wiele kroków dalej. Zachował konwencję tego typu powieści, a jednak dzięki wartkiej akcji i rozwinięciu historii osobistych bohaterów napisał coś wyjątkowo przystępnego. Nie powiem, czasami pojawia się nazwa jakiejś rakiety czy formacji bojowej, ale to nie jest nudne, nie zostajemy tym zasypani. Balans pomiędzy polityką, akcją, sylwetkami bohaterów jest perfekcyjnie wyważony. Co tu dużo mówić, Vladimir Wolff to zdolny pisarz z doskonałą intuicją.