Człowiekowi wydaje się, że jest odporny na śmierć. Że jest objęty ochroną, chociaż inni przecież umierają. Pędzimy samochodami, skaczemy ze spadochronami, balansujemy na granicy życia, a jednak nigdy nic złego się nie dzieje. Nie patrzymy na śmierć z pokorą, bo przecież nas samych ona nie dotyczy.
Człowiek staje się dorosły nie wtedy, gdy ubrania robią się dla niego za ciasne, ale gdy wyrasta z własnego egoizmu.
Ola i Karolina poznają się w nietypowym miejscu, w nietypowej sytuacji. Dzieli je dziesięć lat różnicy, co w przypadku dziecka i nastolatki jest przepaścią. Znajdują jednak wspólny język i pokazują, że nawet w najgorszych okolicznościach można myśleć o innych. Ola istnieje naprawdę, postać Karoliny łączy w sobie doświadczenia wielu nastolatek, którym życie podstawiło nogę.
Ta historia ma dwa zakończenia - dobre i gorsze, bo tak działa prawo równowagi w przyrodzie.
To opowieść o skrajnych emocjach, potędze matczynej miłości, sile, jaką daje rodzina. O wielkiej aptece z marzeniami, które można dostać bez recepty. I o zwyczajnych, lecz niezwykłych bohaterach, którzy mierzą się z nieustępliwym pytaniem: kto ukradł im zwyczajne życie?
Wydawnictwo: Pascal
Data wydania: 2017-09-13
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 400
Śmierć wydaje się być czymś absurdalnym. Dotyczy obcych, ale nie nas. Sądzimy, że będziemy żyć wiecznie, tak samo nasi bliscy. Jednak przychodzi bolesne przebudzenie, gdy odejście zaczyna stawać się czymś realnym. Jak zrozumieć przemijanie?
Magdalena i Aleksander Gref są szczęśliwym małżeństwem, które wspólnie wychowuje dzieci. Spokojne dni zostają brutalnie przerwane. Ich córka, dwuletnia Oleńka, skarży się na ból brzucha. Apatyczna i marudna, cierpi. Diagnoza lekarzy przeraża rodziców — neuroblastoma. Rak, dotykający przede wszystkim maluchów. Mimo strachu, para rozpoczyna walkę o przyszłość Oli, sięgając po każdą metodę mogącą ją uratować. Zaczynają dzielić czas między dom a szpital. Tak właściwie, to ten ostatni domem się staje. W tym okresie czternastoletnia Karolina Majewska również zmaga się z chorobą. Dowiaduje się, że jej organizm został bezwzględnie zaatakowany przez chłoniaka. Dziewczynę wychowuje tylko matka, gdyż ojciec opuścił je przed laty i wyjechał do Australii. Do jej życia wkrada się też kolejna nowość — przyrodni brat, Wiktor. Losy Karoliny splatają się z losami Oleńki. Dzieli je różnica wieku, ale tworzy się prawdziwa przyjaźń, która owocuje pomocą dla innych dzieci. Młoda Majewska nie chce płakać, zamykać się w sobie. Postanawia działać…
Książki dotykające tematu ciężkich chorób i śmierci są specyficzne w odbiorze. Trzeba mieć konkretny nastrój ku takiej lekturze, ponieważ bywa przytłaczająca w swojej autentyczności i ukazywaniu niesprawiedliwości tego świata. Tym bardziej, gdy fabuła toczy się wokół dzieci. Przyznaję, że odczuwałam dużą ciekawość, zwłaszcza z racji tylu pozytywnych recenzji. Równocześnie, czekałam na porządny moment, bo ciągle czułam, iż to nieodpowiednia pora. Jakbym nie mogła udźwignąć palety emocji, której pojawienia się spodziewałam. Już po skończonej książce stwierdzam — to był dobry wybór, wyciągnęłam z powieści wszystkie najlepsze cechy. Czytałam ją stosunkowo długo, lecz nie z powodu znudzenia albo źle poprowadzonej narracji. Po prostu musiałam stopniowo układać sobie informacje, oswajać towarzyszące mi uczucia. Bywało ciężko, co, wbrew pozorom, świadczy o znakomitym talencie Nataszy Sochy. Stworzyła coś naprawdę przejmującego, do głębi, spędzającego sen z powiek.
Ciekawostką jest fakt scalenia fikcji i rzeczywistości. Magdalena i Aleksander Gref istnieją, ich pociecha zachorowała. To notatki i pamiętniki Magdy posłużyły jako inspiracja oraz ogromna pomoc przy pisaniu powieści, nadając odpowiedni ton. Natomiast Karolina powstała z połączenia kilku różnych osób. Pewnego razu Socha usłyszała od przyjaciółki o córce jej znajomych, która mimo białaczki starała się pomagać innym dzieciom. Zapożyczono od niej imię, ale stała się przede wszystkim symbolem dla tych dzielnych ludzi chcącym rozszerzać dobrą energię, na przekór ich własnemu bólowi. Takie tło ujmuje wiarygodnością, ważną w kwestii tego typu literatury, z czym chyba wielu się zgodzi.
Nie chcę rozpisywać się o aspektach technicznych, bo w tym przypadku nie są najważniejsze. Aczkolwiek muszę wspomnieć, iż Socha ma lekkie pióro, a jej styl charakteryzuje wielkie skupienie na życiu wewnętrznym bohaterów. Ujęła mnie siła płynąca od dzieci, przewyższająca moc większości dorosłych. Nie wynika ona z braku wiedzy na temat powagi sytuacji. Jest naturalna i szczera, możemy brać przykład z maluchów oraz nastolatków, okrutnie doświadczonych przez los, lecz jednocześnie patrzących z optymizmem w przyszłość. Przyznaję się, uroniłam kilka łez w trakcie czytania.
Trzeba nadmienić o samym zakończeniu. Świetne dopełnienie całości, bo nie jest przesłodzone albo zbyt melodramatyczne. Warto zaopatrzyć się w paczkę chusteczek, ewentualnie od razu dwie, zaręczam. Smutek potrafi zbić z nóg, chociaż z każdej strony bije nadzieja, silne wzorce, co idealnie połączono. Pięknie uświadamia, jakie problemy sprawia słuszne podejście do choroby. Jakimi wojownikami są rodzice i dzieci, robiący cokolwiek w ich mocy, aby wzbudzić uśmiech na swoich oraz cudzych twarzach. Dzięki książce Nataszy Sochy nadchodzi refleksja, czy ktoś wokół nas nie potrzebuje pomocy, zwyczajnego pozytywnego gestu. Cudowne opcje ciągle się pojawiają — wolontariat, różnorakie akcje prowadzone przez fundacje. Podanie ręki nic nie kosztuje.
„Apteka marzeń” jest historią wstrząsającą, lecz przepiękną. Myślę, że każdy powinien ją przeczytać, bez względu na gust literacki, bo z tej lektury wynosi się samo dobro. Ja również gorąco zachęcam, abyśmy rejestrowali się w bankach dawców szpiku, gdy mamy tę możliwość. Banalnie, ale prawdziwie: to uratuje czyjeś życie.
„Kiedy czasem coś się nie układa, zawsze myślisz, że gdzieś na świecie istnieją ludzie, którzy mają gorzej. A teraz sama jestem w takiej sytuacji, że nie bardzo jest jakieś "GORZEJ". Nie mam się, do czego odwołać. Sama nie mam się jak pocieszyć. (……) A jeśli na miłość matki składa się właśnie ta trwoga".
Czasami zdarza się, że w moje ręce trafia książka, przez którą trudno mi przebrnąć. Różne są tego powody, forma literacka, narracja, albo treść. „ Apteka marzeń „ sprawiła mi trudności w czytaniu, właśnie z powodu treści , ale nie dlatego, że jest źle napisana i zawiera banalną historię a wręcz przeciwnie. Autorce udało się stworzyć coś pięknego i przejmującego. Powieść jest wspaniałym przesłaniem, które trafiło prosto w moje serce, rozbiła na kawałeczki moją duszę, każdą cząstką ciała przeżywałam rozpacz matki ratującej swoje dziecko ze wszystkich sił. Pewnie, dlatego tak długo czytałam tę książkę, bo musiałam ją odkładać, aby przemyśleć, przeanalizować i czasem popłakać. W tej historii widziałam siebie. Wiele myśli Magdy, przeniesione na kartki powieści były odzwierciedleniem moich własnych. Socha włożyła w tę historię całe swoje serce. Wszystko jest napisane przekonująco, z niebywałą dokładnością a jednocześnie z ogromną autentycznością, bowiem historia ta wydarzyła się naprawdę. Powieść toczy się dwu torowo z perspektywy matki chorej na Neuroblastomę, Oli i Karoliny nastolatki zaatakowanej przez chłoniaka. Dwie bohaterki, które połączyła choroba i oddział onkologiczny. O ile Ola istnieje naprawdę, postać Karoliny jest fikcyjna, ale jak twierdzi autorka, łączy w sobie doświadczenia wielu nastolatek. Na mnie akurat większe wrażenie wywarła opowieść napisana z punktu widzenia Magdy, matki Oli, gdyż autorka posłużyła się podczas pisania między innymi jej pamiętnikiem i wydaje mi się dzięki temu jest bardziej autentyczna, druga część natomiast pisana z perspektywy Karoliny jest trochę mniej przekonująca, ale sama idea pomocy chorym dzieciom, gdy samemu się walczy z nowotworem wspaniała i wzruszająca. Jest to książka, którą śmiało mogę na półce postawić obok „ Bez mojej zgody „ Jodi Picoult, gdyż wywołała we mnie tyle samo emocji, a może nawet więcej. Podobnie po za kończeniu lektury siedziałam długo w zadumie, zastanawiając się, analizując, dlaczego tak straszna choroba dotyka także dzieci.
Powieści tego rodzaju powodują zmianę spojrzenia na świat, każą się zatrzymać, chociaż na chwilę i zastanowić się nad tym, co w życiu jest najważniejsze. Uczą, aby na śmierć patrzeć z pokorą, bo nikt nie jest objęty ochroną, ale uczą także radości, że trzeba się cieszyć każdą chwilą jaka jest nam dana – „ cieszmy się z małych rzeczy, bo w nich wzór na szczęście zapisany jest „ ( Sylwia Grzeszczak).
Trudno czyta się tego typu książki, ale ja ich nie unikam, chociaż spotkałam się też z taką opinią – „ a ja to nie lubię czytać o nieszczęściach i chorobach, bo to mnie przytłacza, wolę lekkie i optymistyczne książki „. W niczym nie pomoże chowanie głowy w piasek i udawanie, że jeżeli nie będę o tym, mówić i myśleć to nie będzie mnie to dotyczyć. Nikt z nas nie wie, kiedy i jak, bo szczęścia i zdrowia nie otrzymaliśmy dożywotnio. Człowiek tak bardzo pragnie uniknąć trudnych doświadczeń, jak choroba i śmierć, ale wystrzeganie się rozważań na ten temat nie zmieni jednak faktu, że każdy, kto się urodzi, umrzeć musi i nie ważne czy to osoba starsza czy też dziecko. Największą tragedią jednak jest śmierć dziecka , kiedy rodzice muszą się zmierzyć z bólem po jego stracie, gdyż cierpienie, jakie odczuwają jest dużo głębsze i dużo silniejsze niż cierpienie po jakiejkolwiek innej stracie.
„ Apteka marzeń „ to mimo wszystko, nie jest książka o umieraniu, ale o sile, jaką każdy z nas ma zwłaszcza, kiedy przyjdzie zmierzyć się z chorobą najbliższej osoby i nie ważne czy to jest rak, czy też jakieś inne draństwo. Powieść uczy empatii wobec chorych i pokory wobec śmierci, mówi o tym, że nie powinniśmy unikać osób chorych, bo należy pamiętać, że bardzo szybko możemy zamienić i się rolami.
Na zawsze w mojej pamięci zostaną czerwone baloniki oraz Drużyna Szpiku.
Polecam ! Kolejny raz stwierdzam, że na rodzimym rynku wydawniczym działa naprawdę wielu zdolnych pisarzy. Moim zdaniem "Aptekę marzeń" powinien przeczytać każdy.
„ Świat dzieli się na ludzi zdrowych i chorych. Zdrowi mogą chorym pomóc, chorzy nauczyć zdrowych empatii. System wzajemnych połączeń zawsze się sprawdza. „
Droga Nataszo,
Przeszłyśmy ostatnio na „ty”, więc pozwalam sobie. Na początku mojego listu chciałabym Cię bardzo serdecznie pozdrowić, jak Pan Bóg przykazał. Przemówił do mnie ustami nauczycielki języka polskiego uczącej, że tak należy zaczynać wywód zwany listem. Nie przewidzieli, że ja wcale nie będę chciała pozdrawiać adresata. Nie mieściło im się zapewne w głowie, że tak naprawdę jedyne, co chciałabym zrobić, to Cię udusić.
Tak, mogłabym Cię udusić. Wiem, masz już tę groźbę prawie na piśmie. Messenger to zawsze jakiś dowód, aczkolwiek mój znajomy adwokat twierdzi, że nie do końca. Czy zdajesz sobie sprawę, ile bólu mi sprawiłaś? Ile łez przez Ciebie wylałam? Kto dał Ci prawo do kaleczenia mojego sumienia, do wtrącania się w moje lenistwo, do rozszerzania mojego horyzontu poza czubek własnego nosa?
Mogłabym Cię udusić…
… tak mocno bym Cię przytuliła w podziękowaniu za „Aptekę marzeń”.
***
Wyobraź sobie Czytelniku, że dostajesz możliwość spełnienia jednego swojego życzenia. Co wybierasz? Dom, podróż dookoła świata? Nie ma co się krygować, też o tym pomyślałam. O pięknej bibliotece we własnym równie pięknym domu, o wielkim rasowym psie strzegącym posesji, o nowym i naszpikowanym nowoczesnymi gadżetami aucie. O podróży do Nowej Zelandii, o wygranej w Lotto, o byciu sławną. A gdybym była śmiertelnie chora i dostała możliwość spełnienia jednego marzenia, co by to było?
Natasza Socha w „Aptece marzeń” nie zabiera nas do fikcyjnego świata. Nie pyta „co by było gdyby”. Nie wymyśla historii, nie operuje suspensem w każdym rozdziale, jakby pisała najlepszy kryminał. Natasza Socha ubiera w słowa fakty. Obok nas żyją rodzice, których dzieci umierają. Żyją też wśród nas dzieci, których jedynym marzeniem jest pomóc innym chorym. Są ludzie, którzy czekają, aż ja czy Ty obudzimy się wreszcie w tym naszym w miarę wygodnym życiu i postanowimy spróbować odnaleźć swojego genetycznego bliźniaka, który do życia potrzebuje właśnie nas. Jeśli tego nie zrobimy – umrze. Po prostu.
Są takie książki, które powalają na łopatki, szarpią człowiekiem tak bardzo, że czuje ból przy każdej próbie oddechu, odczuwa swoiste kłucie w klatce piersiowej świadczące o niewiarygodnym wzruszeniu. „Apteka marzeń” to najbardziej wzruszająca książka, jaką kiedykolwiek przeczytałam. Historia dwuletniej Oli i jej rodziców, którzy dowiadują się, że ich córka choruje na neuroblastomię oraz historia czternastoletniej Karoliny heroicznie walczącej z chłoniakiem to opowieści o życiu i śmierci, o wygranej i przegranej. To hołd złożony rodzicom spędzającym większość swojego życia śpiąc na karimacie pod szpitalnym łóżkiem własnego dziecka. To podziw względem nich za poświęcenie i walkę do samego końca. To ogromny szacunek za każdy dzień, w którym mają siłę, by mierzyć się z ponurą rzeczywistością.
Przede wszystkim jednak – to bardzo trudna lektura, choć napisana w tak lubianym przeze mnie stylu Sochy. Dla mnie, jako matki dwuipółletniej, pełnej życia dziewczynki, lektura „Apteki marzeń” była wręcz traumatycznym przeżyciem. Widziałam siebie na miejscu Magdaleny, wyłam po nocach modląc się, żebym nigdy nie musiała sprawdzać, czy jestem tak silna jak ona. Obym nigdy nie musiała się o tym przekonać.
***
Droga Nataszo,
Dziękuję.
Ania
Nie myślałam, że ta książka tak mną wstrząśnie, że do teraz będę odczuwała smutek i cierpienie tych biednych dzieci z oddziału onkologii, ale również, że będę czerpała od nich siły i inaczej patrzyła na świat. Ludzie załamują się, bo tracą pracę, bo życie znów ich zaskoczyło, bo podwinęła im się noga. Ale żeby tak naprawdę zrozumieć dar życia i potrafić je dostrzegać, koniecznie trzeba przeczytać tę książkę. Wywołuje ona ogrom emocji, sprawia, że niejednokrotnie do oczu cisną się łzy, ale napawa również ogromną energią i nadzieją na lepsze jutro, dzięki tym cudownym małym istotą, które życie tak okrutnie doświadcza.
Natasza Socha w swojej powieści podejmuje trudny temat, jakim jest nowotwór u dzieci. Dotyka to miliona dzieci, a rodzice zawsze zadają pytanie: dlaczego? Dlaczego akurat moje dziecko? Niestety na te pytania nie ma odpowiedzi. Rodzice cierpią razem ze swoimi pociechami, wylewają mnóstwo łez, ale mimo wszystko muszą być dzielne i wspierać swoje dzieci. Chyba nie ma nic gorszego, gdy własna matka czy ojciec muszą patrzeć jak ich dziecko powoli gaśnie. Nie zawsze z nowotworu da się wyleczyć, ale nadzieja umiera ostatnia.
To niewiarygodne, że często to same dzieci, które chorują, mają w sobie więcej siły, energii i wiary w to, że wszystko się ułoży. Dają przykład nam starszym, ponieważ sami nie możemy sobie z tym poradzić. A one małe, mimo cierpienia potrafią się uśmiechać i nieść pomoc innym. Nasze bohaterki przedstawiają to w cudowny sposób. Ola, jej mama Magdalena oraz Karolina. To postacie, z którymi zżyłam się niesamowicie, z którymi płakałam nie raz, ale również które wywoływały u mnie uśmiech. Kreacja bohaterów jest doskonała, zresztą Ola i Magda to postacie autentyczne, a Karolina choć po części zmyślona, wcale im nie odstępuje. To postacie rzeczywiste, które można spotkać na naszej drodze życia, z którymi odczuwamy wszystkie ich przeżycia.
Kiedy chorują dzieci, choruje również cała ich rodzina, a zwłaszcza matki, które w takich przypadkach muszą mieć podwójną siłę, by sprostać opiece nad ich pociechami przebywającymi w szpitalu, ale również by zaopiekować się pozostałymi, które przebywają w domu. W szpitalu często przyodziewają maskę, by dziecko nie dostrzegło ich cierpienia, czasem zwątpienia, a kiedy opuszczają mury szpitala ściągają ją i dają się ponieść emocjom.
Ola i Karolina to dwie niezwykle dzielne dziewczynki, wojowniczki, które mimo swojej choroby, potrafią z niej żartować. To trudne, by w takich chwilach się uśmiechać, a one jednak to potrafią. Mimo wszystko, cieszą się życiem i zarażają tym innych.
Apteka marzeń to niezwykle dojrzała, emocjonalna powieść, która sprawi, iż po jej przeczytaniu ludzie nie będą się przejmować jakimiś błahostkami, a docenią czym jest życie. To historia dzieci, które mimo młodego wieku dorastają w zastraszająco szybkim tempie i które potrafią wykazać się niezwykłym poczuciem humoru pomimo cierpienia. A przede wszystkim to historia dzieci, które mogą być dla nas wzorem do naśladowania. Polecam, tę historię trzeba przeczytać.
Najpierw długo nie mogłam zabrać się za twórczość Nataszy Sochy, ale kiedy to już nastąpiło, pisarka dołączyła do grona tych, których książki biorę w ciemno... Dlatego nie wiedziałam, co czeka mnie kiedy sięgnę po "Aptekę marzeń". Nie miałam zielonego pojęcia o czym jest książka i sądziłam, że dziś, jak zawsze przeczytacie po prostu recenzję...
Niestety, nie jestem w stanie...
Nie potrafię...
O fabule
Magda jest żoną Aleksandra, dyrygenta. Mają dwójkę dzieci i żyją jak każda rodzina. Jednak niespełna dwuletnia Ola robi się coraz bardziej apatyczna, marudna i zmęczona. Wszystko ją boli.
Piątego maja 2004 roku w ich życiu pojawiła się straszna diagnoza - neuroblastoma. Skończyła się beztroska a zaczęło życie w dwóch światach - domowym i szpitalnym. Normalne życie przestało istnieć a pojawiły się w nim ból, strach, panika, lęk a przede wszystkim wściekłość i bezsilność zarazem.
Magdalena robi wszystko, by walczyć o córkę. By nie poddać się chorobie, która nie czuje respektu przed kolejnymi chemiami... Powraca... Modli się, odczynia uroki nietypowymi portretami Oli, zachęca mózg do optymizmu jednocześnie tęskniąc za leniwymi porankami w domu.
Karolina ma czternaście lat i nie zdaje sobie sprawy, że jej przyszłość tak radykalnie się zmieni. Najpierw w jej codzienność wkradnie się (pół)brat, później pierwszy biustonosz a potem... chłoniak, którego dziewczyna nazywa Świniakiem. Początkowo to ona musi pocieszać matkę i uważa, że dorośli odstawiają w tej kwestii niezły cyrk, gdyż tracą wiarę, którą dzieci niewątpliwie posiadają większą. Nie powinny przecież oglądać załamanego rodzica...
Dziewczyna nie potrafi po prostu leżeć w łóżku, choruje w biegu, w podróży - znalazła bowiem ogromnie nietypowy, ale jakże fantastyczny sposób na pomoc innym chorym dzieciom.
"Nie lubię poczucia bezradności. Zwłaszcza wobec dziecka, które najwyraźniej czeka, aż rozwiążę jego małe dylematy i znajdę sposób by znowu chciało mu się śmiać." *
O emocjach i łzach
"Apteka marzeń" to książka o matkach i córkach (choć chorych chłopców również poznamy), o tragedii, wyroku, walce, ale i łzach. O niezrozumieniu i ciągłych pytaniach: 'gdzie jest Bóg'. Powieść pokazuje, że przy dzieciach matkom nie wolno płakać, muszą być silne, by móc tą siłę przekazać.
"Płacząca matka boli bardziej niż dożylne wkłucie" **
Lektura ta dostarczy Wam więcej emocji i łez niż niejeden dramatyczny czy romantyczny film. Płakałam, wcale się z tym nie kryjąc, bo zwyczajnie fabuła brała górę nad otaczającym mnie światem. Łzy ciekły mi nawet wtedy, gdy czytałam o kubku z imieniem, różowym domku czy magii sweterka z jednorożcem.
O tej powieści Nataszy Sochy nie da się normalnie napisać... Bo nikt nie potrafi rozsądnie opisać książki, w której chorym dzieciom łysieją główki a one i tak uśmiechają się częściej niż krzywią z bólu. Bynajmniej ja nie potrafię, wybaczcie...
Może to dlatego, że sama mam chore dziecko... może nie na nowotwór, ale na przewlekłą chorobę... Może dlatego, że sama choruję i leki zażywane kilka lat temu nazywane były 'chemią w tabletkach'? Żywiłam się wtedy kisielem - dlatego doskonale rozumiem Karolinę, której organizm chwilami tylko taki pokarm przyswajał...
"Do wszystkich kobiet mających dylemat, czy lepsza jest na piance od kawy rozetka, czy może serduszko. Do wszystkich ludzi, których denerwuje padający deszcz, zbyt głośno szeleszcząca gazeta czy też spóźniający się tramwaj. Do tych, którzy kłócą się o nic. Lub o włosy kota na poduszce. O smak rosołu.
Raz jeden przejdźcie się korytarzem szpitala onkologicznego. Oddział dziecięcy.
Raz jeden..." ***
O marzeniach i prawdzie
Szpitalne matki w 'zbrojach', niezwykłe pielęgniarki i siostry oddziałowe, surowi, ale konkretni i piekielnie silni lekarze. A przede wszystkim kilkuletnie i kilkunastoletnie dzieci, które przyjmują wszystko z pokorą, szukają radości w detalach i marzą...
A może ktoś te marzenia jeszcze spełni...
Powieść jest ogromnie trudną lekturą, myślę że zwłaszcza dla matek. Włoski stały mi dęba na karku i nie tylko, gdy czytałam o przybywających gramach nadziei, spontanicznym uleganiu chwili czy szczęściu, które daje zwykłe kopanie pod stołem. Niezwykłe było to, jak spontanicznie i całym sercem ludzie jednoczyli się, by zrobić coś dobrego dla małych pacjentów.
Książka ta otwiera oczy na tematykę raka, cierpienie oraz potrzeby dzieci i ich matek (które często nie czują smaków, zapachów czy wrzątku na skórze, ale wciąż zaciskają kciuki), dawców szpiku a przede wszystkim udowadnia, że nowotwór nie jest zaraźliwy!!!
A może właśnie Ty lub Ty podarujesz komuś życie?
Powieść rozłożyła mnie na łopatki. Sprawiła, że rozpadłam się na kawałki i teraz muszę składać swoje serce i duszę na nowo. Rozczuliła, zszokowała, pokazała jak trudne wybory życiowe muszą podejmować inni... Nie tylko ja...
Nie wiem jaką książkę powinnam przeczytać teraz... Mam czytelniczego kaca i wydaje mi się, że żadna nie wyda mi się godna uwagi...
Podsumowując - "Apteka marzeń" to lektura obowiązkowa dla matek, córek, ojców czy mężów, ale i babć, dziadków, sąsiadek oraz przyjaciółek. Dla każdego. Bo każdy może uratować życie innym, bo to przecież nic nie kosztuje... I jak zaznaczono w książce - nie boli bardziej niż rozwód!
* N. Socha, "Apteka marzeń", Wyd. Pascal, Bielsko-Biała 2017, s. 11
** Tamże, s. 321
*** Tamże, s. 80
Nie żyjemy tylko dla siebie.
Moi kochani, dziś porozmawiamy na temat trudy i bolesny. Temat, o którym na co dzień nie chcemy myśleć i mówić z obawy, by nie wywołać wilka z lasu i nie ściągnąć złego, bądź też z przekonania, że problem ten przecież nas nie dotyczy. Będziemy mówić o chorobie i śmierci. W dzisiejszych czasach, kiedy mamy swobodny i łatwy dostęp do internetu nieustannie czytamy kolejne apele, a wręcz błaganie o pomoc dla kogoś, kto potrzebuje naszej pomocy po to, by móc żyć. Oczywiście odczuwamy współczucie, dowiadując się o dotykającym innych cierpieniu, ale z reguły po chwili zajęci własnym życiem i problemami zapominamy o tym, co czytaliśmy, bo przecież to wszystko dzieje się tam a my nie możemy nic zrobić, by pomóc. Dzięki książce Pani Nataszy Sochy ,,Apteka marzeń" przekonasz się, że i Ty w bardzo prosty sposób może podarować komuś życie. Drogi czytelniku nie myśl sobie, że skoro mowa o książce, to nie ma czym się przejmować, bo zapewne jest to, tylko kolejna ckliwa historyjka będąca fikcją literacką. Otóż nie na kartach ,,Apteki marzeń" poznasz prawdziwą historię wspaniałej dziewczynki i jej rodziny, od której my dorośli możemy się bardzo wiele nauczyć.
Magdalena i Aleksander są rodzicami maleńkiej 2-letniej Oli. Przed tak małym dzieckiem życie stoi otworem. Jej przyszłość to czysta niezapisana karta, która może zapisać, jak tylko zechce. Taka perspektywa napawa optymizmem i radością, chyba że los postanowi sprawić nam przykrą niespodziankę. Niespodziankę, która roztrzaska nasz świat na milion kawałków. Jak wówczas dalej żyć, by nie zwariować, mieć siłę do walki i nie stracić nadziei, że z walki tej wyjdziemy zwycięsko na te i wiele innych pytań, na które praktycznie nie ma oczywistych odpowiedzi zmuszeni byli odpowiedzieć sobie rodzice Oli, kiedy 5 maja 2004 roku jak grom z jasnego nieba spada na nich wiadomość, że ich ukochana córeczka ma raka - Neuroblastomię w czwartym stadium rozwoju. Ola oczywiście nie jest jedyną bohaterką swojej historii, Równolegle bowiem poznajemy również Karolinę, nastolatkę, która pojawiła się w życiu dziewczynki zupełne przypadkiem. Spotkanie to zaowocowało piękną przyjaźnią, z której zrodził się niezwykły projekt, będący dowodem na to, marzenia można spełniać zawsze i wszędzie wystarczy tylko wyjść poza ramy własnego egoizmu. Ola pokazała nam, że niezależnie od tego, w jakiej sytuacji się znajdujemy, warto myśleć także o innych.
I taki też jest cel powstania tej książki. Autorka oddała w ręce swoich czytelników spisaną wyjątkową opowieść, o której dowiedziała się za sprawą swojej koleżanki z lat studenckich Pani Doroty Raczkiewicz szefowej Drużyny szpiku. Po spotkaniu z rodziną Gref Pani Magda zgodziła się udostępnić autorce wszelkie materiały dotyczące choroby córki, jak również swoje prywatne zapiski, które pozwalają czytelnikom spojrzeć na chorobę bezbronnego dziecka oczami matki. Na początku mojej recenzji napisałam, że od naszej dzielnej małej bohaterki dorośli mogą się wiele nauczyć. Tak to prawda ta dziewczynka uosabia dziecięcą empatię względem drugiego człowieka. Mimo że sama bardzo cierpi zawsze myśli o innych. Chce podarować innym dzieciom, które również walczą o życie choć jedno marzenie, dzięki czemu wierzy, że jej marzenie również się spełni. My dorośli wszystko widzimy w czarnych barwach, nie potrafimy żyć chwilą i czerpać z tych pojedynczych chwil radości. W obliczu nieszczęścia myślimy o tym, czego nie uda nam się osiągnąć, jakich planów nie zdążymy spełnić. Tymczasem dzieci, nawet kiedy cierpią, promienieją radością, bowiem one niczego nie planują. Cieszą się tym, co tu i teraz czerpią energię z najkrótszych nawet dobrych chwil.
Pamiętajcie, nie żyjemy tylko dla siebie. Człowiek nie jest istotą do końca samowystarczalną. Choć często żyjemy w przekonaniu, że doskonale radzimy sobie w życiu sami, są sytuacje kiedy, aby mieć szansę na życie, potrzebujemy drugiego człowieka. Dla Oli takim dobrym duchem w jej drodze ku życiu, była właśnie Karolina. Choć jak przyznaje autorka, postać ta jest tylko wytworem jej wyobraźni, to jednak jest ona odzwierciedleniem wszystkich wspaniałych osób, które Ola i Pani Magda spotkały na swojej drodze podczas walki z chorobą. Ich oddania, wsparcia i miłości. Bez nich byłoby o wiele trudniej.
Ty również możesz być osobą, która podaruje komuś życie. Wystarczy, że zarejestrujesz się jako dawca szpiku. Dobro powraca i choć dziś myślisz, że Ciebie nic złego nigdy nie spotka, tak naprawdę nigdy niczego nie możemy być pewni w stu procentach i jutro Ty również możesz potrzebować pomocy. Wiem, o czym mówię, bo sama przekonałam się o tym na własnej skórze. Od dwóch lat choruję na nowotwór. Wybaczcie, proszę, tę odrobinę prywaty. W żaden sposób nie chcę epatować swoją chorobą. Mam jedynie nadzieję, że dzieląc się z Wami tak osobistym faktem z mojego życia, ostatecznie przekonam Was, abyście zostali dawcami szpiku. Was to nic nie kosztuje, a dla kogoś oznacza życie.
Na zakończenie chciałabym podziękować Pani Dorocie za to, co robi wspólnie ze swoją Drużyną Szpiku. Pani Magdzie i jej małżonkowi za to, że zechcieli opowiedzieć nam o tak trudnym etapie w swoim życiu. Wieże, że dzięki ich tak niezwykle osobistemu i poruszającemu świadectwu ludzkie serca zabiją mocniej, niosąc za sobą chęć pomocy, co będzie miało swoje namacalne odzwierciedlenia w znacznym wzroście liczby zarejestrowanych dawców szpiku. Swoje podziękowanie oczywiście kieruję także do Pani Nataszy. Chcę wierzyć, że dzięki ,,Aptece marzeń" apel POMAGAJMY dotrze do bardzo wielu ludzi, a przecież o to właśnie chodzi. Czytajcie ,,Aptekę marzeń" i mówcie o tej książce bardzo głośno gdzie i kiedy tylko się da. Jest to bezsprzecznie książka o cierpieniu, bólu, rozpaczy, ale również, ą może przede wszystkim o miłości, nadziei, wierze, przyjaźni oraz zwycięstwie z pięknym przesłaniem. Zapewne wszyscy doskonale zdajemy sobie sprawę, że nie każdy może zostać dawcą szpiku, ale pamiętajcie, dla osoby chorej, niezależnie od rodzaju choroby, równie ważna jest wasza obecność, wsparcie, uśmiech. Dlatego nie odwracajmy się od niej, nie zrywajmy kontaktu, nie pozostawiajmy jej samej sobie. Uwierz mi dla nas chorych to, że po prostu jesteś, naprawdę ma ogromną wartość.
Moja ocena to: 10/10
Pozdrawiam,
Agnieszka Kaniuk.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję autorce oraz wydawnictwu.
Ta historia porusza bardzo trudny, bolesny temat. A mimo to na swój sposób jest pozytywna. Jak to jest, że osoby, które mają najwięcej powodów do narzekania, robią to najrzadziej?
Nie wiem jak Pani Natasza to robi, ale jej książki są takie życiowe, takie niesamowite, pełne emocji, wzruszeń, smutku ale też radości i genialnego, idealnie stonowanego humoru, który u Pani Nataszy UWIELBIAM. Mimo tych uroczych, wesołych wstawek, wzruszenie ściskało mnie za gardło już od początku. Czułam ten uścisk i wiedziałam, że fontanna łez może trysnąć w każdej chwili.
Wywlekanie na wierzch ludzkich słabości, mówienie prosto z mostu, nazywanie rzeczy po imieniu. Połączenie zwykłych słów w coś niezwykłego, co idealnie oddaje nastrój i wyczucie chwili. To, co ja czuję, ale nie potrafię tego opisać, pisarka ubiera w odpowiednie zdania, a ja po przeczytaniu ich mam solidny problem, żeby się pozbierać.
Jest to książka dobra dla każdego, kto chciałby się przez chwilę zastanowić, pomyśleć. Dla każdego, kto narzeka na niewygodną kanapę czy brzydką pogodę. Również dla każdego, kto chce dowiedzieć się, jak wygląda życie na oddziale onkologii dziecięcej, jak zrozpaczone matki radzą sobie z brakiem snu czy prysznicem w czasie, gdy praktycznie zamieszkują w szpitalu, przy swoim maluszku. I jak można im pomóc.
Opowieść o nadziei, ogromnej sile miłości, walce ponad wszystko i życiu samym w sobie. Tak życiowej, prawdziwej książki dawno nie czytałam. Przerażała mnie ona przede wszystkim prawdą zawartą w rozmyślaniach bohaterów, skopała mnie w najczulszych punktach, a jednak musiałam, po prostu musiałam wiedzieć, jak ta historia się zakończy.
Problemy nie potrzebują ani paszportu, ani wizy. (str. 284)
Natasza Socha dokonała niezwykłej rzeczy. Wykorzystała swój talent, by jak najlepiej opowiedzieć nam historię wymyśloną przez samo życie, ze wszystkimi jego smutkami i radościami. Historię wstrząsającą czytelnikiem. Taką, którą zapamiętam na długo!
Na pełną recenzję zapraszam pod link: http://www.piorkonabiurko.pl/recenzje-sniezynki/powiesci/apteka-marzen-natasza-socha/
„Apteka marzeń” – „[…] leczysz spełnianiem życzeń, co w sumie jest dużo lepsze niż te wszystkie tabletki, syropy i czopki.”
Jest wiele określeń jakimi można opisać najnowszą książkę Nataszy Sochy „Apteka marzeń”. Prawdziwa, wiarygodna, przejmująca, wzruszająca, mądra i przede wszystkim pouczająca. To jedna z tych książek, którą powinien przeczytać dosłownie każdy. Osobiście uwielbiam takie lektury, ponieważ mają zaklęty w sobie sposób, który diametralnie zmienia nasze spojrzenie na życie i otaczający świat. Dają lekcję, której nie otrzymalibyśmy w żadnej szkole. Uczą empatii, pokory i pochylenia się nad cierpieniem i problemami drugiego człowieka.
„Apteka marzeń” wywiera silny wpływ na czytelnika. Z jednej strony przygnębia, gdyż czytając historię, która wydarzyła się naprawdę, czytający ma prawie cały czas łzy w oczach, z drugiej strony zaś daje nadzieję, pociesza, chwilami nawet bawi. Autorka subtelnie z wielką wrażliwością ukazuje nam walkę ze śmiertelną chorobą. Uświadamia jednocześnie jak ważne w życiu są marzenia. Te małe i te wielkie. To bardzo istotne, aby te marzenia mieć i tak zwyczajnie po prostu umieć marzyć, w każdej życiowej sytuacji. Pięknie czynią to bohaterowie książki. Na szpitalnych oddziałach, w łóżeczkach, przesiadując na okiennych parapetach, oplątani wenflonami, kroplówkami, ratowani chemią, mali marzyciele pragną zapowiedzieć w telewizji pogodę, spotkać się z ulubioną piosenkarką, mieć w ogórku różowy domek, zamienić się w magika, zostać policjantem, czy też znaleźć wielką szpikową agencję, która pomagałaby ratować życie… Na każdym kroku uderza dojrzałość małych pacjentów. Spełnianie ich marzeń wypiera lęk, wypełnia pustkę, zagłusza ból. Bo marzyć przecież to znaczy żyć.
Książka Nataszy Sochy uświadamia nam jak delikatne i kruche jest ludzkie życie. Uczula na to, by nie iść przed siebie z zadartym nosem, ale by dojrzeć potrzeby otaczających nas ludzi. Z każdej jej strony przemawia do nas wyjątkowy przekaz: bądź człowiekiem, bądź ludzki… Czasami najmniejsza pomoc z naszej strony, może przynieść komuś odrobinę radości i szczęścia. Może się zdarzyć i tak, że ta pomoc uratuje czyjeś życie. Bohaterki książki, wspaniałe onkomamy, swoją siłą i determinacją, uczą nas współczucia, akceptacji, zrozumienia. Doceniania każdej chwili.
"Łapanie chwil ma w sobie jakąś magię. Coś, co trwa wiecznie, z czasem zaczyna nudzić, dlatego tak piękne w życiu są pojedyncze momenty." Bohaterowie książki walczyli o każdy dobry moment, każdą chwilę…
My również podejmijmy walkę z samymi sobą. Z naszą niewiedzą, lękiem i obawami. Otwórzmy swoje serca na pomoc drugiemu człowiekowi. Zasilmy szeregi „Apteki marzeń”… Być może gdzieś obok nas, ktoś czeka z nadzieją by wypuścić w niebo symboliczny, czerwony balonik…
Niech historia Oli i Karoliny zmobilizuje nas do pomocy.
Dzielmy się swoją siłą. Nie bądźmy obojętni…
Dzieło to wywarło na mnie ogromne wrażenie! To pozycja obowiązkowa! Nie czekajcie! Zabierajcie się za czytanie!
Piękna ,wzruszająca książka Nataszy Sochy,która zabiera czytelnika w świat trudnych chwil na oddziale onkologii.
Jak na wstępie autorka zaznacza,historia opisana w książce jest prawdziwa.
Mamy dwie bohaterki, które połączyła choroba i oddział onkologiczny. O ile Ola istnieje naprawdę, postać Karoliny jest fikcyjna, ale jak twierdzi autorka, łączy w sobie doświadczenia wielu nastolatek. Mnie osobiście bardzo ujęła część napisana z punktu widzenia Magdy, matki Oli, gdyż autorka posłużyła się podczas pisania między innymi jej pamiętnikiem i wydaje mi się dzięki temu jest bardziej autentyczna.Te pisane z perspektywy Karoliny są może mniej przekonywujące ale sa równie wspaniałe i wzruszające.
"Apteka marzeń" to nie jest jednak ksiązka o umieraniu.To powieść o sile jaka tkwi w każdym człowieku ,zwłaszcza,kiedy przyjdzie zmierzyć się z chorobą najbliższej osoby i nie ważne czy to jest rak, czy też jakieś inne świństwo.
Tę ksiązkę powinien chyba każdy przeczytać.Jest pięknie napisana.Mądra i wzruszajaca powieśc o tym co tak naprawdę jest ważne w życiu.Być może po jej przeczytaniu wzrośnie liczba ochotników by zapisać się w bazie potencjalnych dawców szpiku.
Bardzo poruszająca, wzruszająca i pouczająca książka. Tematyka to choroby nowotworowe dotykające dzieci. Główna bohaterka mimo bólu i przeciwności losu (kolejne nieudane terapie) ma dość siły by myśleć o innych i spełniać marzenia najmłodszych "mieszkańców" oddziałów onkologicznych.
Jest to ksiązka, przy której się ryczy jak bóbr, ale jednocześnie stawiąjąca człowieka do pionu- nagle moje kłopoty okazały się miałkie, śmieszne i mało istotne....
Dzisiaj chcę Wam przekazać słów kilka na temat „Apteki marzeń” Nataszy Sochy. Bardzo byłam ciekawa tej opowieści i przyznaję, że spełniła ona moje oczekiwania. Jest to smutna i niezwykle przejmująca historia, która niesie nadzieję i pozwala uwierzyć w cuda… W książce zostały opisane prawdziwe wydarzenia, a chore dzieci na onkologicznym oddziale szpitalnym to nie fikcja literacka, ale rzeczywisty niestety świat, w którym nadzieja umiera ostatnia.
Zagłębiając się w lekturze poznajemy dwie dziewczynki dotknięte okrutną i bezlitosną chorobą nowotworową, która nie uznaje kompromisu. U Oli w wieku trzech lat stwierdzono neuroblastomę i od tego momentu życie dziecka oraz całej jego rodziny naznaczone jest ciągłymi pobytami w szpitalu, bolesnymi zabiegami i nieustanną walką o każdy kolejny dzień. Nowotwór nie daje za wygraną, a każda kolejna chemia niesie za sobą ogromne ryzyko. Karolina to żywiołowa piętnastolatka, u której zdiagnozowano chłoniaka. Życie dziewczyny staje na głowie, chemia zwala ją z nóg, ale ogromna siła woli i determinacja pozwala przetrwać najgorsze chwile. Wsparcie najbliższych, a przede wszystkim dopiero co poznanego przyrodniego brata jest dla niej dodatkową motywacją do walki. To Karolina pragnie pomóc spełniać marzenia chorych dzieci i wypuszczać do nieba czerwone baloniki z życzeniami. To ona jeździ po szpitalach i z pomocą życzliwych osób stara się nieść radość w cierpieniu. To ona walczy ze słabością własnego ciała czekając na przeszczep. I wreszcie to ona oddaje swoje marzenie małej Oli, która od trzech lat nie może pokonać choroby.
Pani Natasza podzieliła się ze swoimi czytelnikami przepiękną przejmującą opowieścią, która chwyta za serce. Bo cóż może być gorszego od dziecka naznaczonego przez nowotwór – młody organizm u progu życia niszczony dzień po dniu przez zmutowane komórki, które nie chcą się poddać. Gdy rak dotyka dziecko, razem z nim choruje cała rodzina. Nagle zmieniają się priorytety, walka o każdy dzień staje się codziennością, a zwykła proza życia to teraz rzadkie święto. Autorka sporo miejsca poświęca przeszczepowi szpiku, który sprawdza się nie tylko przy białaczce, ale jest pożądany w leczeniu także innych typów nowotworów. A rodzajów tego paskudztwa jest cała masa. Pani Natasza zwraca też uwagę na pozytywne nastawienie i determinację do ciężkiej, morderczej walki, która daje jednak realną szansę na zwycięstwo. Jesteśmy zasypywani medyczną terminologią, nazwami związków chemicznych biorących udział w leczeniu i to właśnie dzięki temu możemy lepiej poznać cały ten skomplikowany mechanizm działania lekarzy, którzy są zdecydowani walczyć o dosłownie każdego pacjenta.
Historia Oli jest oparta na autentycznych wydarzeniach, a postać Karoliny łączy w sobie kilkoro dzielnych i niesamowitych dzieci gotowych do działania i zrobienia czegoś dobrego dla innych. A trzeba Wam wiedzieć, że radość, uśmiech i pozytywne emocje działają jak cudowne lekarstwo i są trudnym przeciwnikiem dla upartego i bezwzględnego raka. Ktoś kiedyś powiedział, że jeśli pacjent chce żyć, to nawet najgorsza choroba jest bezsilna.
W historiach opartych na faktach nigdy nie oceniam samej opowieści. Z tym co wydarzyło się naprawdę nie można dyskutować. Tutaj liczą się emocje i wpływ opisanych zdarzeń na odbiorcę. Ale wiedzcie, że książkę bardzo dobrze się czyta, a kibicowanie młodym bohaterom w zmaganiach z ciężką chorobą wywołuje morze emocji.
Jeśli jeszcze nie mieliście okazji sięgnąć po „Aptekę marzeń” to koniecznie postarajcie się o tę powieść. Warto po nią sięgnąć, aby poznać historię małej, ale bardzo dzielnej Oli oraz uświadomić sobie, jak wiele może zrobić każdy z nas dla drugiego człowieka ofiarując mu trochę radości, a czasem nawet zdrowe i szczęśliwe życie.
Rak to temat tabu, nadal, a gdy choroba dotyka dziecko to temat tabu podwójny.Dwie bohaterki Karolina i Ola - dzieci chore na raka. Chociaż dzieli je 10 lat różnicy wspólnie się dogadują i spędzają ze sobą dużo czasu w szpitalu onkologicznym.
Karolina postanawia spełniać marzenia dzieci chorych na raka. Podróżuje po Polsce i przy pomocy dobrych ludzi udaje jej sie spełniać ich marzenia. Jest silna i wytrwała, w podróżach towarzyszy jej niedawno poznany przyrodni brat który nazywa ją Rolka. Karolina ma z sobą baloniki , przyczepia do nich napisane na kartce marzenia dzieci i puszcza za okno. Ostatni balonik przeznacza dla siebie - jej marzenie " Aby Ola wyzdrowiała" .
Los Karoliny niestety jej okrutny po ciężkiej walce z rakiem umiera.
Chistoria oparta jest na faktach - Ola jest postacią realną , natomiast Karolina to postać fikcyjna.
Książka porusza bardzo trudny temat. Uważam , że powinna być obowiązkową lekturą w każdej szkole. Nie sposób przejść obok niej obojętnie.
Dzieci są slilniejsze od rodziców - często się zamartwiają aby mamy nie płakały po ich śmierci.
Książka wzrusza do łez, pokazuje jak straszne jest życie z rakiem . Ciągłe badania, złe wieści o pogorszeniu się stanu zdrowia, przerzutach , o cierpieniu dzieci i rodziców.
Polecam tą książkę każdemu kto wiecznie marudzi i narzeka oraz tym którzy chcą oznać prawdziwe życie.
Wzruszająca ale i motywująca książka. Historia Oli jest prawdziwa postać Karoliny jest wymyślona (zlepek kilku różnych dziewczyn). Dzieli je wiek a łączy walka z nowotworem. Młodsza jest dla tej starszej inspiracją do działania. Karolina pomimo własnej choroby stara się pomagać innym chorym dzieciom. Swoją postawą zawstydza niejednego zdrowego dorosłego człowieka.
W "(Nie)młodości" po raz trzeci splatają się losy bohaterów sagi Nataszy Sochy. Tym razem muszą zmierzyć się z kolejnym fetyszem naszych czasów - młodością...
Koralia ma czterdzieści dwa lata i czterdzieści dwa powody, by zmienić swoje życie. Oraz jeden dodatkowy, który wywraca jej świat do góry nogami. Tytus...
Przeczytane:2024-04-23, Ocena: 6, Przeczytałam, 52 książki 2024,
Śmierć – temat, o którym boimy się rozmawiać. Nie wiemy, co kryje się po tej „drugiej stronie”. Niewiedza prowadzi do lęku przed nieznanym. Pędzimy więc przez życie beztrosko, myśląc, że życie jest wieczne. Odpychamy od siebie ostateczność, oddając się codzienności, przyjemnością i zwyczajnym troskom. Tak żyli bohaterowie książki Nataszy Sochy pt. „Apteka marzeń”. Odsunęli od siebie pokorę i, niewiele myśląc, niedowierzają, gdy dopada ich tragedia – nowotwór. Najbardziej boli fakt, że rak postanowił zagościć w ciałach dzieci, tych niewinnych istot, które jeszcze nie zdarzyły zaznać prawdziwego życia.
Ola i Karolina – kilkuletnie dziecko i nastolatka, których dzieli cała dekada wspomnień, przygód, radości. Los postanowił ich połączyć w dość zaskakujących okolicznościach. Szpital – nikt nie chciałby z własnej woli się tam znaleźć, przyjmować lekarstw, kroplówek, po których wypadają włosy. One musiały i nikt nie pytał, czy chcą, czy nie są za młode. Zaakceptowały swój los i szybko dorosły. Pozbawione dziecięcego egoizmu walczyły o siebie oraz innych. Wbrew wszystkiemu. W „Aptece marzeń” nie zabrakło też zabawnych dialogów, które nieco rozluźniają sytuację. Płynie z nich pewnego rodzaju optymizm, dodają energii, pomagają zachowywać dystans wobec nadchodzącej nieuchronnie tragedii.
W tej sytuacji, mimo różnicy wieku, szybko potrafiły się zrozumieć. Postanowiły pomyśleć nie tylko o sobie, ale też o innych dzieciach będących w podobnej sytuacji. Stworzyły aptekę marzeń, która dostarcza wszystko to, co jest potrzebne bez recepty. Wystarczy tylko zapisać na karteczce i wysłać w niebo balonik.
Miłość, rodzinne ciepło, ale też zwątpienie, czy bezsilność wylewa się tutaj z każdego napisanego słowa. Autorka zaprasza nas do refleksji nad ludzkim życiem, nakazując odłożyć na chwilę codzienne zwykłe troski. Ta książka wprost wzrusza do łez, wbija w fotel mądrością płynącą z głów tych małych ludzi. Ale czy rzeczywiście są już dziećmi? A może jednak w jednej chwili dziewczynki stały się bardziej dorosłe od ich rodziców? Jedno jest pewne. Diagnoza zmieniła ich życie i patrzenie na świat raz na zawsze. Od tej pory nic już nie będzie takie same.
Jak mówi sama autorka, Ola to postać prawdziwa, a Karolina stała się symbolem wielu walczących z chorobą nastolatek. Dla jednej zmaganie z nowotworem zakończyło się zwycięstwem, druga – spełniając marzenia innych – sama przegrała. Ta historia pokazuje, że w życiu nie ma tylko happy end. Zwyczajne życie czasem płata figla w najmniej oczekiwanym momencie. Żadne prośby, groźby czy błagania nie wrócą zdrowia. Choroba nie wybiera płci, wieku, koloru oczu czy dzieci o szczególnych upodobaniach kulinarnych. Zwyczajnie się pojawia. Nie pyta. Życie nie stara się być sprawiedliwe dla nikogo. Każdego traktuje tak samo, po równo. Nawet jeśli wydaje się, że jest inaczej.
Od śmierci nie ucieknie nikt. Niektórzy mają po prostu więcej czasu. Jednak osoba z nowotworem może mieć go zaskakująco mało. Walka o każdą sekundę, minutę czy godzinę nie ustaje. Jako matki zapominamy wtedy o sobie, własnych pragnieniach i marzeniach. Rytm dnia ustawia chemia. Jednak czy w tym przypadku należy zapominać też o żyjących, o tych, co zostali w domu? Nad tym zastanawia się Natasza Socha. Troskę należy roztoczyć między wszystkich. Dzieci to wiedzą, a dorośli? No cóż… mają z tym problem. Szybko zapominają o doczesności, zapętlają się w swoim smutku. Nie dbają o siebie, co prowadzi tylko do ich wyniszczenia. Choroba bowiem dotyka nie tylko osoby chorej. Kiedy choruje dziecko czy dorosły członek rodziny, choruje cała rodzina. Pozostaje tylko wspierać i dodawać otuchy, jak robią to pielęgniarki na oddziale.
Książka pokazuje, jak skutecznie walczyć o cel, o każdy dzień. Trzeba być silnym, aby być chorym. Socha tłumaczy w sposób przystępny, co dzieje się z organizmem człowieka podczas choroby. Pomaga zrozumieć proces leczenia i tutaj ogromne gratulacje za szczegółowy research. Z pewnością nie było jej łatwo, bo temat jest niezwykle wyniszczający psychikę. To jedna z tych historii z misją nawołującą do niebagatelizowania tematu choroby, która może spotkać każdego. Kto wie, może po jej przeczytaniu, ktoś dołączy do dawców szpiku i uratuje komuś życie. Słowa przecież mają niezwykłą moc.