Ania powraca do Avonlea, by uczyć w tamtejszej szkole. Szybko okazuje się jednak, że praca nauczyciela to prawdziwe wyzwanie. świeże upieczona nauczycielka będzie musiała zaskarbić sobie sympatię podopiecznych - a są wśród nich urwisy, złośliwcy i fajtłapy. Na szczęście zdarzają się i bratnie dusze. Ania nawiązuje nowe przyjaźnie, popada w nowe tarapaty i zaczyna zdawać sobie sprawę, że coraz bardziej zależy jej na pewnym chłopaku.
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Data wydania: 2014-09-08
Kategoria: Obyczajowe
ISBN:
Liczba stron: 303
Tytuł oryginału: Anne of Avonlea
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Rozalia Bernsteinowa
Nowe tłumaczenie Ani z Zielonego Wzgórza po mistrzowsku wykonane przez Pawła Beręsewicza wzbudziło moją ciekawość, a po przeczytaniu wielki zachwyt. Niby ta sama Ania, którą zaczytywałam się całe dzieciństwo, a jednak odświeżona, tchnięta nowym życiem, choć przetłumaczona wiernie z oryginału. Z niecierpliwością zatem czekałam na kolejny tom przygód Ani Shirley, które już na dniach będzie miało swoją premierę.
Ani z Avonlea kompletnie nie pamiętałam i muszę przyznać, że obecnie czytałam ją prawie jak zupełnie nową książkę, choć dla porównania przytaszczyłam stare wydanie z biblioteki. Może to właśnie dlatego, że akurat tej części nie posiadam w swojej kolekcji?
Cóż nowego słychać u rudowłosej Ani? Oj dzieje się bardzo wiele.
Ania i jej rówieśnicy zaczynają dorastać. Wielu z nich czeka już prawie dorosłe życie związane z pracą nauczycieli w pobliskich miastach. Zaczynają pączkować pierwsze poważne miłości, a tu i ówdzie spotykają się ludzie o bratnich duszach…
Z powodu pogarszającego się wzroku Maryli, dziewczyna rezygnuje z wyjazdu na studia i podejmuje pracę nauczycielki w szkole w Avonlea. Ania ma wiele wątpliwości, co do tego jak być dobrą nauczycielką i ciągle ma sobie wiele do zarzucenia, szczególnie wtedy, gdy targana ogólnym rozdrażnienie i bólem zęba, nie wytrzymuje i daje lanie łobuzowi Anthonyemu Pye. Oprócz tej małej porażki (która tylko w oczach Ani jest porażką, bo mały Pye od tej chwili wpatruje się w nauczycielkę jak w obrazek) wszystko układa się jak najlepiej. Dzieci wprost za nią szaleją, a i rodzice doceniają pracowitość i oddanie.
Osoby, które najlepiej Anię znały, czuły – nie zdając sobie nawet z tego sprawy – że jej największy urok polegał właśnie na tej otaczającej ją aurze możliwości. Biła od niej moc ogromnego potencjału. Zdawała się promieniować blaskiem tego, co mogło się stać.*
Mimo, że grupa przyjaciół Ani nie przebywa już na co dzień ze sobą, to spotykając się w weekendy dzielnie walczy o poprawienie wyglądu Avonlea zakładając towarzystwo polepszaczy. W między czasie Ania ma jeszcze czas, aby pomagać Maryli w wychowaniu bliźniaków Davego i Dory, które zamieszkały na Zielonym Wzgórzu po śmierci swojej mamy.
Życie Ani nabiera tempa, staje się bogatsze o nowe doświadczenia, poważniejsze. Najważniejsze jest jednak to, że Ania nadal pozostaje tą szaloną, troszkę krnąbrną i gadatliwą osóbką, o niezwykle uroczym usposobieniu. Ciągle uwielbia marzyć i wyobrażać sobie wszystko na swój romantyczny sposób. Poznaje dwie nowe bratnie dusze. Swojego ucznia Paula Irvinga oraz Pannę Lavender, z którymi może bez opamiętania zachwycać się przyrodą, rozmawiać z kwiatami, wymyślać historie i udawać. Także życie uczuciowe rudowłosej Ani zaczyna wkraczać na nową drogę. Dziewczyna dostrzega, że jej młodzieńcze ideały związane z romantycznym, błękitnookim mężczyzną zmieniają się nie do poznania, a do marzeń coraz częściej wkracza postać Gilberta…
Dwa lata w Avonlea, pełne nowych doświadczeń i obowiązków minęły bardzo szybko i w końcu nadszedł czas na zmiany. Dzięki temu, że Pani Linde po śmierci męża przeprowadzi się do Maryli, Ania może bez wyrzutów sumienia wyjechać na studia. Jest podniecona perspektywą tak wielkich zmian, a jednak żal jej zostawiać dzieci i przyjaciół. Targające nią wątpliwość rozwiewa pan Harrison twierdząc, że:
– Zmiany nie są do końca przyjemne, ale za to bardzo potrzebne – filozoficznie orzekł pan Harrison. – Dwa lata to akurat tyle, ile rzeczy mogą sobie pobyć takie same. Jak to się przedłuża, zaczynają obrastać mchem.
Co przyniesie Ani nowe życie? Jak potoczą się jej losy na uniwersytecie? Czy kiełkujące uczucie do Gilberta nabierze rozmachu? Z tymi pytaniami zostawia swoich czytelników L.M. Montgomery, którym nie pozostaje nic innego jak sięgnąć po kolejny tom.
Nowe wydanie Ani z Avonlea będzie nie lada gratką dla fanów powieści Lucy Maund Montgomery. Duet Pawła Beręsewicza i Sylwii Kaczmarskiej po raz kolejny stanął na wysokości zadania. Tłumaczenie, jak już pisałam w recenzji poprzedniej części Ani wydanej przez Skrzata, nabrało polotu i świeżości. Pan Beręsewicz wspomniał, że nie tłumaczy Ani na nowo, ale robi to po raz pierwszy: Tak naprawdę odkryłem je (Anie) dopiero teraz, podczas pracy nad przekładem. Proponuję „Anię” taką, jaką odczytałem z kart oryginału, i jaką polubiłem. Oprócz tłumaczenia na uwagę zasługują oczywiście wyróżniające się ilustracje S. Kaczmarskiej, które wydają mi się jeszcze piękniejsze niż w Ani z Zielonego Wzgórza. Nie jestem pewna, ale chyba jest ich też więcej. Wszystkie postaci są wyraziste, oryginalne i przykuwające uwagę. Ilustratorka znów genialnie zamknęłam w nich uczucia bohaterów, które łatwo odczytać z mimiki, gestu i koloru. Tak jak w poprzedniej części i tutaj znalazło się wiele motywów kwiatowych tak lubianych przecież przez romantycznie usposobioną Anię.
Czegóż chcieć więcej dla fanów przygód o Ani? Chyba tylko tego, aby Wydawnictwo wznowiło kolejne części z taką klasą jak dwie poprzednie.
Była już , teraz czas na "Anię z Avonlea".
Ania nam dorasta i zaczyna poważnieć. Dostaje etat nauczycielki w miejscowej szkole. Z miejsca zyskuje sympatię i miłość swoich uczniów. Na Zielonym Wzgórzu także dużo się dzieje. Maryla postanawia przyjąć pod swój dach osierocone przez kuzynkę bliźnięta - Tolę i Tadzia. Tola to spokojna, grzeczna i ułożona dziewczynka. Momentami aż za układna. Za to Tadzio nadrabia za obojga. Niesamowity urwis, który nie może usiedzieć na miejscu ani chwili. Uwielbia psocić i zadawać trudne pytania. Nie można więc się dziwić, że Ania z Marylą bardziej kochają Tadzia. Życie na Zielonym Wzgórzu znowu nabierze wspaniałych barw dzięki tej dwójce.
Cała seria o Ani jest tak urocza, że naprawdę nie ma się do czego przyczepić. Więc się nie dziwcie, że z mojej strony będą same "ochy" i "achy". Mam wielki sentyment do Ani i jej przygód. Czytając "Anię z Avonlea" przeniosłam się w cudowny, bajkowy świat, który pochłonął mnie bez reszty. To była i jest taka moja odskocznia od rzeczywistości. Podczas lektury, co się nieczęsto zdarza, byłam rozluźniona, wręcz szczęśliwa. Sama chętnie przeżyłabym perypetie Ani i jej przyjaciół i zamieszkała na Wyspie Księcia Edwarda. Dzięki Lucy Maud Montgomery to miejsce jawi mi się pięknie i sielsko.
Sama Ania w tej części się zmieniła. Dojrzała, jej wybuchowy charakterek uległ złagodzeniu, co wcale nie odebrało jej uroku osobistego. Wręcz przeciwnie. Jej osobowość jest niewinna i czysta. Pod wpływem Ani, nawet Maryla się zmieniła, złagodniała, dzięki czemu wiele psot Tadzia uchodzi mu na sucho. Tadzio - nie sposób nie lubić tego łobuza. Od razu zyskał moją sympatię swoją wnikliwą spostrzegawczością i licznymi pytaniami dotyczącymi otaczającego go świata. Za to Toli nie polubiłam Ta dziewczynka jest po prostu za grzeczna. Zupełnie tak jakby jej nie było. Robi wszystko co jej się każe i ochoczo oddaje się obowiązkom domowym, bez słowa buntu.
"Ania z Avonlea" to taka sama, pełna uroku powieść jak pierwsza część przygód o Ani. I nawet teraz jako kobieta dorosła nadal z przyjemnością przenoszę się na Wyspę Księcia Edwarda.
Polecam oczywiście!
Na Zielonym Wzgórzu zawitała śmierć i zmieniła rzeczywistość. Ania zamiast iść na uniwersytet, została w tamtejszej szkole, by pracować jako nauczycielka i by nie zostawiać Maryli samej. Pomimo smutku, który zamieszkał w sercach kobiet, pojawiają się w ich życiu dwa promyczki szczęścia w postaci bliźniąt. Dużo się zmienia, ale wszystko utrzymane jest w leniwym tempie pełnym piękna przyrody oraz piękna dusz. Ania wyraźnie dorasta, ale wciąż jest marzycielką, której stopy momentami unoszą się kilka centymetrów nad ziemią.
Mam ogromną słabość do Lucy Maud Montgomery i nie chodzi tutaj wyłącznie o to, ile lat już regularnie spotykam się z jej Anią w postaci literackiej (pierwsze części czytałam po kilka razy) czy filmową. Po prostu trafia do mnie jej sposób kreowania rzeczywistości. Uwielbiam jej opisy otoczenia czy pomysły na fabułę, a o kreacji bohaterów mogę mówić godzinami. Są to powieści bardzo moje i uwielbiam do nich wracać, choć wciąż największą fanką będę losów Emilki, które przez wydawnictwa od lat są ignorowane. Kolejne wydania Ani jednak zawsze witam z entuzjazmem, a to od wydawnictwa Wilga zdecydowanie podoba mi się najbardziej. Materiałowa okładka z subtelnymi roślinnymi motywami, które cieszą oczy również w środku powieści to świetne umilenie dla zmysłu wzroku oraz masa przyjemności dla dotyku.
Kochajcie i czytajcie!
przekł. Maria Borzobohata-Sawicka
Druga część przygód Ani. Tym razem realizuje się jako nauczycielka w szkole w Avonlea (oczywiście z sukcesami) i uczestniczy w wychowaniu przygarniętych przez Marylę bliźniaków: Toli i Tadzia, który sprawia sporo kłopotów wychowawczych. Sama przyjemność czytania. Polecam.
Dalsze losy Ani Shirley. Autorka ukazuje dwa kolejne lata głównej bohaterki, w trakcie których Ania przebywa na Zielonym Wzgórzu. Z powodu pogarszającego się stanu zdrówka Maryli oraz jej ogólnych problemów finansowych Ania rezygnuje ze studiów i podejmuje się nauczania w szkole w Avonlea. Ponadto zakłada Klub Miłośników Avonlea, którego celem jest ulepszanie/ upiększanie miasteczka. Do jego grona należą m.in. Diana i Gilbert.
Poza tym decyduje się wraz z Marylą zaopiekować się dwójkę sześcioletnich bliźniąt- rozbrykanym Tadziem oraz spokojną i ułożoną Tolą.
Poznajemy dodatkowo niektórych mieszkańców Avonlea, np. Pana Harrisona, który ma dość kontrowersyjną papugą, czy 45-letnią starą pannę Lawendę Lewis, która okazuje się „bratnią duszą” Ani.
Autorka prezentuje również uczniów Panny Shirley. Poznajemy m.in. 11-letniego Jasia Irvinga, który także jest marzycielem i bardzo się zaprzyjaźnia z Anią.
W tej części również mamy piękne opisy przyrody. I oczywiście nie obędzie się bez wpadek rudowłosej marzycielki z Zielonego Wzgórza?
Nawet nie spodziewałam się, że ekranizacja dalszych perypetii Ani różni się tak bardzo od książki!
Dlatego zdecydowanie polecam oryginał
"Ania z Avonlea" to kolejna porcja przygód rudowłosej panny Shirley, która pozwala przenieść się zarówno w czasie, jak i w miejscu. Lucy Maud Montgomery miała ogromny talent, który sprawia, że czytelnik ma wrażenie, jakby przebywał w miejscach, w których przebywała Ania.
W tej części największe wrażenie wywarł na mnie Domek Ech panny Lawendy. Wyobraziłam go sobie tak szczegółowo, że aż cieszę się, że ekranizacja pominęła ten wątek i nie zepsuła mi tego, co ofiarowała mi autorka i puszczona wolno wyobraźnia.
Najśmieszniejsze fragmenty tym razem nie dotyczyły Ani, ale małego Tadzia i jego wypowiedzi. Bez wątpienia był on pierwszoplanowym bohaterem w pleceniu głupot i psoceniu.
Podobało mi się to, że przyjaźń Diany i Ani ewoluowała. Kawałek serca kradła mi również Maryla i jej podejście do dzieci, tak odmienne od tego, które wydawało się początkowo wyłaniać z kart "Ani z Zielonego Wzgórza". Podobała mi się Ania w wersji nauczycielskiej, choć ten jeden dzień w szkole, gdy dała się ponieść emocjom i złemu nastrojowi, niekoniecznie przypadł mi do gustu. Uwielbiam u Montgomery to, że nic nie jest tutaj albo czarne, albo białe. To niezwykła seria, która przedstawia tak zwyczajne życie pełne zwyczajnych problemów zwyczajnych ludzi, że nie sposób pochłaniać jej jednym tchem!
Jedyne, czego mi w tej części zabrakło - a co mam nadzieję przeczytać w kolejnej - to Gilbert. Mam nadzieję, że autorka nie zepchnęła tego fantastycznego chłopaka na dalszy plan, skupiając się tylko i wyłącznie na Ani (i Maryli, Dianie, bliźniakach) i da mu jeszcze pole do popisu.
Polecam serdecznie całą serię o rudowłosej pannie Shirley! Nie wiem, czy "Ania z Zielonego Wzgórza" figuruje jeszcze na liście lektur obowiązkowych dla podstawówki (za moich czasów tak było), ale - bez względu na to - polecam gorąco niepoprzestawanie na pierwszej części i zapoznanie się z resztą książek autorki! Ja jestem zachwycona!
Ta należy do moichh ulubionych. Gdy ją czytałam po raz pierwszy byłam mniej więcej w wieku bohaterki, więc bardzo sie z nia zżyłam.
Skuteczna nauka przez czytanie. Let's read! Matthew i Marilla postanawiają adoptować chłopca, który pomoże im w pracy w gospodarstwie. Jednak w wyniku...
Pełna ciepła opowieść o tym, że marzenia się spełniają i w każdym z nas drzemie wielka siła – trzeba tylko wiary i miłości, aby ją rozpoznać. Jedenastoletnia...