Książka - legenda, której niesłabnącą popularność przyniosła doskonała ekranizacja oraz niezapomniana postać głównej bohaterki, która nie ma sobie równych w całej historii literatury. Rok 1861. Czas wojny secesyjnej - Ameryka przechodzi głębokie wewnętrzne przemiany, które na zawsze zmienią jej obraz. Świat Południa, wielkich plantacji, możnych panów i czarnoskórych niewolników odchodzi w zapomnienie, pochłaniany przez industrialną, nastawioną na przemysł rzeczywistość. Scarlett O`Hara, córka zamożnego plantatora bawełny z Georgii, ma zaledwie szesnaście lat, jednak jej duma, upór i energia wydają się nie znać granic. Kiedy jej ukochany Ashley Wilkes zaręcza się z inną kobietą, Melanią, dziewczyna na złość jemu i sobie wychodzi za mąż za jej brata. Jej małżeństwo nie trwa jednak długo, małżonek rychło umiera, zaś Scarlett sama musi dać sobie radę z przytłaczającą rzeczywistością...
Wydawnictwo: Albatros
Data wydania: 2008-06-18
Kategoria: Literatura piękna
ISBN:
Liczba stron: 880
Tytuł oryginału: Gone with the Wind
Tłumaczenie: Celina Wieniewska
Ilustracje:-
„Przeminęło z wiatrem” to pierwsza „cegła”, którą przeczytałam z własnej woli, dawno, dawno temu. Czytałam, nie znając jeszcze filmu – dzięki czemu sama wyobrażałam sobie bohaterów, stroje, scenerię. Potem obejrzałam film i uznałam, że moja wyobraźnia – choć bujna – nie udźwignęła jednak tej potęgi i rozmachu… Teraz postanowiłam wrócić do tej lektury – żeby sprawdzić, czy to, co kiedyś mnie zachwyciło, dziś też się obroni. I co mogę powiedzieć? Oczywiście, że się obroniło! To jest właśnie siła klasyki…
Fabuły z pewnością nikomu przedstawiać nie trzeba. Jest to książka tak pojemna, tak bogata w treść, że wystarczyłoby jej na kilka powieści. I mimo tych wielkich rozmiarów – czyta się szybko, wręcz pochłania. I jest jeszcze jeden fenomen: przecież doskonale wiedziałam, co się stanie za chwilę i jak się to wszystko skończy, a jednak ani przez moment mi się nie nudziło. Wciągnął mnie ten świat i ta niezwykła opowieść, ukazująca, jak wielka Historia wpływa na losy maluczkich.
Zwykle jest tak, że czytając jakąś książkę po raz drugi czy trzeci, odkrywam coś nowego. Tutaj też tak było – choć trudno mi było się spodziewać, że w tak znanej historii znajdę jakieś zaskoczenie. A jednak: uderzył mnie kontrast między sielankowym początkiem a tym, co musiała przeżywać Scarlett w dalszej części. I dostrzegłam, że tak naprawdę bohaterka, która na początku wydaje się pustą lalką, dla której jedynym problemem jest, jaki odcień sukni wybrać albo do kogo szerzej się uśmiechnąć – zmienia się w prawdziwą siłaczkę. Okoliczności zmuszają ją do walki – i to takiej przyziemnej, pełnej fizycznej pracy i wyrzeczeń, na które z pewnością ta rozpieszczona próżna panna nie była gotowa. A jednak przyjęła te nowe warunki i okazała siłę, jakiej nikt się po niej nie spodziewał. A najpiękniejsze w tym wszystkim jest to, że – mimo tych wszystkich zmian – Scarlett pozostała sobą. Wciąż jest w niej ta młoda, pełna temperamentu dziewczyna, która wie, czego chce i nie waha się po to sięgnąć. To bohaterka złożona, wspaniała – i chyba już na zawsze będzie miała dla mnie twarz Vivien Leigh.
Innym odkryciem było to, że z kolei postać, którą dawniej podziwiałam – Melania – teraz wydała mi się jakaś bezbarwna, w porównaniu ze Scarlett (choć prawda jest taka, że w porównaniu ze Scarlett każdy wydaje się bezbarwny). Po prostu – dobra, miła, uczciwa, szlachetna – wzór do naśladowania. Oczywiście – budzi wielki szacunek, ale silniejszych emocji – już nie…
A to nie koniec zaskoczeń, bo z kolei obydwaj męscy bohaterowie: Ashley i Rhett na tle tych dwóch pań (nawet pomimo tego, co napisałam o Mel) wydali mi się o wiele mniej wyraziści i znacznie mniej ciekawi.
Kolejną nowością przy tej drugiej lekturze były opisy. Czytając pierwszy raz omijałam wszelkie „dłużyzny” i wściekałam się, że autorka zepsuła taką fajną książkę, racząc czytelników opisami wszystkiego – od sukni, przez pokoje, meble, zasłony, przyrodę, aż po – sytuację polityczną i historyczną… Teraz odkryłam kunszt tych opisów, ich głębię, barwę, bogactwo – nie ominęłam ani kawałeczka, delektowałam się każdym smaczkiem, choć przekonałam się, że film wpłynął bardzo na moje wizje tego świata i wiele scen po prostu sobie w głowie „odtwarzałam”, nawet nie angażując w to wyobraźni. Czy to znaczy, że lektura była płytsza niż kiedyś? Nie – moim zdaniem wizja reżyserska jest tak dobra, że świetnie współgra z książką i niczego nie psuje. To dla mnie jeden z nielicznych przykładów, gdy książka i jej ekranizacja zlewają się w jedną całość i współistnieją na równych warunkach.
Niezmienny pozostał za to mój podziw dla tego tytułu - idealnie oddającego to, co się dzieje, o czym nam opowiada ta powieść. O tym, co było, co bardzo ulotne. Ten poetycki tytuł zachwycił mnie dawno temu - i nadal uważam, że jest piękny.
Mam wrażenie, że „Przeminęło z wiatrem” to książka, do której trzeba dojrzeć – wtedy zauważa się w niej coś więcej niż melodramat, historię miłosną – odkrywa się opowieść o dziewczynie, która zmienia się w kobietę, opowieść o życiu, o wojnie, o mieszczaństwie, o złudzeniach i polityce. Stąd mogę śmiało stwierdzić, że chyba każdy znajdzie w niej coś dla siebie – trzeba tylko sięgnąć po nią we właściwym momencie.
Podsumowując: piękne i bogate, pełne nowych wrażeń spotkanie z klasyką, która – choć na pozór dobrze znana, okazuje się zdumiewająca i nowa.
Zawsze ciekawił mnie fenomen "Przeminęło z wiatrem" i od kilku lat zamierzałam wziąć się za tę powieść. Obawiałam się trochę, że ciężko będzie przebrnąć przez tak grubą książkę (ok 1000stron) ze względu na to, że napisana została prawie 90 lat temu. Tymczasem zostałam bardzo pozytywnie zaskoczona - nie mogłam oderwać się od historii słynnej Scarlett O'Hara, która przez życie szła niczym burza.
W "Przeminęło" dzieje się bardzo dużo - jest straszna wojna secesyjna, upadek niewolnictwa, przeobrażenia klasowe i społeczne, są romanse, zdrady, intrygi. I jest Scarlett. Zdecydowanie jedna z najsłynniejszych bohaterek literackich.
Scarlett jest trudną do polubienia bohaterką, ale myślę, że świetnie odnalazłaby się w dzisiejszych czasach - już ją widzę jako pewną siebie dyrektorkę w korpo. Bo Scarlett zdecydowanie wyprzedzała swoje czasy - miała głowę do interesów, uwielbiała wyzwania, była pewna siebie, a macierzyństwo zdecydowanie nie było spełnieniem jej marzeń. Dodać należy, że jest to raczej czarny charakter - Scarlett jest niesamowicie wyrachowana, kieruje się głównie swoim interesem, a do tego świetnie manipuluje innymi i wykorzystuje ich do osiągania własnych celów. Nie ma skrupułów, by odbić siostrze narzeczonego - mimo, że sama go nie kocha i chce jedynie pieniędzy.
Tupet Scarlett i jej cwaniactwo potrafi poskromić tylko jedna osoba - Rhett Butler.
Drogie panie! To nie pan Darcy, Legolas czy Geralt z Rivii są mężczyznami ze snu. To Rhett Buttler. Ironiczny, inteligentny, zawadiacki, a przy tym szarmancki, czuły i kochający. To mężczyzna płynący pod prąd, z niezwykle ciekawą osobowością. "Przeminęło z wiatrem" warto przeczytać chociażby tylko dlatego, żeby go poznać.
I ja do końca nie zrozumiem, dlaczego Scarlett tak uparcie goniła za mdłym Aschley'em, który jej nie rozumiał i widział jedynie jej ładne opakowanie, a nie doceniała kogoś tak nietuzinkowego i ciekawego jak Rhett.
Ja nie miałabym wątpliwości.
Gdyby nie fakt, że obejrzałam w telewizji film pewnie nigdy sama z siebie nie sięgnęłabym po książkę tego typu. Jeśli ludzie mówią, że film jest rewelacyjny to w takim razie książka jest arcydziełem. Historia Scarlet skardła moje serce, książka napisana jest w tak doskonaly sposób, iż czytając ją można poczuć powiew tamtych lat na włąsnej skórze. Myślę, że od tej pory jest to jedna z moich najbardziej ulubionych powieści pewnie nie raz do niej wrócę.
Przeczytane:2024-06-20, Ocena: 6, Przeczytałam, 26 książek 2024,
Sięgnęłam po tę książkę, nie oglądając wcześniej tak popularnego filmu. Spodziewałam się po prostu romansu z motywem wojny secesyjnej, a jednak dostałam coś moim zdaniem znacznie lepszego.
Główny wątek owszem dotyczy miłości, jednak nie nazwałabym książki romansem. Prędzej opowieścią o życiu bardzo ciekawej młodej kobiety oraz dramatem ze wspaniałym przedstawieniem różnych osobowości. To właśnie charaktery postaci sprawiają, że książka jest wyjątkowa. Ludzie tutaj są ludźmi, nie ma podziału na dobrych i złych. Wielu postaniom a w szczególności głównej bohaterce Scarlett często współczułam i równie często się na nią wkurzałam. Inni również miejscami irytowali mnie i wzbudzali podziw do swojej osoby. Popełniali błędy, czasem zaskakiwali inteligencją i błyskotliwością, a czasem popełnionym głupstwem. To wszystko nadało książce naturalności. Co więcej, nie ma tutaj oceniania. Owszem społeczeństwo dookoła zawsze ocenia, ale my czytelnicy możemy poznać dokładnie tych ludzi i zobaczyć co ich ukształtowało. Świat przedstawiony pokazał, że czasem trzeba być samolubnym, chciwym, może i nawet bezdusznym, żeby przetrwać.
Scarlett poznajemy jako młodą głupiutką dziewczynę, która swoją urodą i wyrachowaniem potrafi zdobyć i złamać serce każdego mężczyzny. Marzy jej się jednak tylko niedostępny Ashley, który upatrzył sobie inną wybrankę. Ona jednak nie ma zamiaru rezygnować tak łatwo.
Jesteśmy świadkami kształtowania się charakteru bohaterki w wyniku kolejnych trudnych zdarzeń w jej życiu. Wojna odciska na niej swoje piętno, a jednocześnie rozbudza niesamowite cechy charakteru. Bohaterka co chwilę coś traci, a żeby zyskać, musi włożyć w to olbrzymi nakład pracy. Nie załamuje się jednak.
Poznajemy życie cywilów w czasie wojny, świat kobiet, które również musiały sobie radzić bez mężczyzn. Zwłaszcza tych z wyższych sfer, którym odmieniło się całe życie. Poznajemy też uroki wojennego, często nieuczciwego biznesu, spojrzenia na konflikt oczami interesu. Książka pokazuje te czasy z różnych perspektyw. Pozwala zobaczyć, że coś do dla jednych jest bohaterstwem, dla innych jest głupotą. Natomiast coś, co nazywamy haniebnym, może być najlepszym wyjściem z opresji.
Szczególnie podobało mi się zestawienie czwórki bohaterów Scarlett i Melanii oraz Ashleya i Rhetta. Każde z nich ma zupełnie inne podejście do świata i do ludzi, a jednak przez całą powieść trzymają się razem i łączą ich skomplikowane relacje. Każde z nich wywoływało wiele skrajnych uczuć, od irytacji po podziw i współczucie. Losy każdego z nich również śledziłam z zapartym tchem.
W książce przedstawiona jest również sytuacja czarnoskórych w tym okresie. W dodatku mamy ją ukazaną od strony popierającej niewolnictwo. Mimo iż teraz tego stronnictwa raczej się nie popiera, to ciekawie jest je poznać. Wojna, która wybawiła wielu niewolników, również skrzywdziła wolnych ludzi, czemu zaprzeczyć nie można. Coś, co dla nas jest teraz oburzające, było naturalne. To jak najbardziej pasuje do tej książki, która jak już wspominałam, pokazuje świat z równych perspektyw.