Ofiara Polikseny to nie tylko trzymający w napięciu kryminał, ale również świetny portret środowiska archeologów i pożegnanie z romantycznymi wyobrażeniami dotyczącymi ich profesji. Marta Guzowska debiutuje w sposób brawurowy: zapomnijmy o Indianie Jonesie i Larze Croft! Przed nami Mario Ybl: pijak, który boi się ciemności, degenerat życiowy i wybitny naukowiec...Stanowisko wykopaliskowe w Turcji, słynna Troja, która nie wygląda bajkowo. Panuje nieznośny skwar, kłębią się stada turystów, wszystkich obsiadają muchy. Ekipa archeologiczna znajduje tajemniczy szkielet na terenie archaicznego cmentarzyska. Wiele wskazuje na to, że mogą być to szczątki mitycznej Polikseny. Sensacja wisi w powietrzu. Naukowcom nie jest jednak dane długo cieszyć się swoim znaleziskiem, ich koleżanka bowiem zostaje bestialsko zamordowana, a jej zwłoki złożone na starożytnym ołtarzu. Jak się niebawem okaże, nie będzie to jedyna ofiara. Prace ekipy zostają wstrzymane. Mario Ybl, ceniony antropolog, ekspert od ludzkich szczątków wspierający archeologów w pracy, zaczyna nabierać podejrzeń, ale nikt nie traktuje go poważnie...
Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania: 2012-01-11
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 420
Język oryginału: polski
Tłumaczenie: brak
„Ofiara Polikseny” to moje pierwsze spotkanie z Martą Guzowską – i z pewnością będą kolejne, bo bardzo mi się spodobał jej styl pisania. Samego bohatera – zblazowanego antropologa Mario – również polubiłam, choć nie tak od razu 😊 Jest szczery do bólu, wyluzowany, pewny siebie i niby wszystko olewa, ale jednak… nie do końca wszystko. Nie polubiłam natomiast pani doktor archeologii Poli Mor, choć na ogół lubię silne kobiety. Ale w tym przypadku, jakoś mi z nią nie po drodze… Co nie zmienia faktu, że książkę świetnie się czyta!
Autorka ma prawdziwy talent do tworzenia nastroju – czytając, niemal czujesz upał i zmęczenie, z jakim zmagają się archeolodzy, całe to oblepiające gorąco, kurz, wszechobecny pył i pot, który lepi się do ciała… Guzowska pokazuje inną twarz archeologii niż ta, którą znamy z przygód Indiany Jonesa: tu nie ma nic z fascynujących, spektakularnych odkryć – jest za to żmudna, ciężka fizyczna praca, godziny oczyszczania miotełką stanowisk pracy, hektolitry potu i nadzieją, że pojawi się ktoś, kto sfinansuje dalsze badania… Wiem, nie brzmi to zatem jak ciekawa lektura – a jednak jest ciekawa. Bo nie tylko o archeologię tu chodzi. Mamy też zbrodnię! Jedna jest – jak początkowo sądzą – sprzed lat, bo w ruinach Troi archeolodzy znajdują kobiece zwłoki, wyglądające, jakby pochodziły sprzed wieków (ale czy na pewno?), druga – jak najbardziej współczesna: ktoś zabija Nadię, jedną z osób pracujących przy wykopaliskach. Obydwa zabójstwa wyglądają na rytualne – czy można się zatem spodziewać, że mordercą jest ktoś z ekipy? I czy na dwóch zabójstwach się skończy?
Mario, choć z reguły ma tendencję do nieangażowania się zanadto w sprawy innych ludzi – tym razem jakoś nie potrafi tak po prostu odpuścić i za wszelką cenę chce dowiedzieć się, kto zamordował kobiety. Angażuje się tak mocno, że sprowadza na siebie śmiertelne niebezpieczeństwo. Czy uda mu się wyjść cało z tego śledztwa? Czy zabójca wykorzysta jego lęk przed ciemnością? Czy Mario będzie w stanie go przezwyciężyć, kiedy zajdzie taka potrzeba?
Właściwie śledztwo toczy się tutaj tak trochę mimochodem, policja działa dość niefrasobliwie i wydaje się, że tylko Mario jest osobą, której zależy na tym, żeby winny został ukarany.
Oprócz fajnie prowadzonej akcji, mamy tutaj sporą dawkę wiedzy z zakresu antropologii (wykład na temat stadiów rozkładu ludzkiego ciała i tego, co się z nami dzieje od chwili, gdy serce przestaje bić jest naprawdę fascynujący – choć ci, których znudzi, spokojnie mogą tę część ominąć, bez szkody dla znajomości akcji), wykopalisk i rytuałów. Można też trochę przyjrzeć się Turcji i jej mieszkańcom – choć bez przesady.
„Ofiara Polikseny” to nie jest typowa lekka książeczka na wakacje, choć jej klimat pasuje do lata – za to jest ciekawą i inteligentną rozrywką, bo trochę trzeba nad nią pomyśleć. Przyznam tylko, że jak dla mnie jest w niej trochę za dużo opisów, niekiedy mnie one nudziły.
Zakończenie mnie dość zaskoczyło – typowałam kilku sprawców (podobnie jak Mario, który działa właściwie na oślep i podejrzewa wszystkich naokoło) i ten właściwy był między nimi – ale trzeba było przeczytać niemal do ostatniej karteczki, żeby się przekonać, czy miało się rację.
Zmęczyła mnie ta książka i ja w końcu ją zmęczyłam. Bo ta opowieść o odnalezionych szkieletach antycznym i współczesnym jednak ma w sobie coś wciągajacego. Podobnie jak świetnie opisany, wręcz namacalny upał. Książka czytana podnosiła temperaturę za oknem. I ta snująca się obezwładniająco senność tureckiej prowincji... Wciąga, wciąga.
Lubię archeologię i jak wspomniałam, książka wciągała, a jednak coś mi w tej historii nie zagrało. Dodatkowym minusem był Mario Ybl - o ile w "Głowie Niobe" wydawał się sarkastyczny, cyniczny i spokrewniony charakterem z dr Housem, tak w tej części ma się go autentycznie dość. Chamski, wredny, złośliwy, zachowujący się jakby był pępkiem świata oraz obrażający swoją byłą na każdym kroku i wieloma epitetami jest moim zdaniem zupełnie inną postacią niż autorka przedstawiła go pózniej, w "Głowie Niobe". W Poliksenie Mario jest zdecydowanym minusem, odstręczający, wkurzający, na swój sposób zaburzał mi przyjemność odczuwania dusznej atmosfery starożytnych ruin.
Po przemyśleniu zastanawiałam się nad obniżeniem oceny... Zagadka kryminalna (zarówno historyczna jak i współczesna) jest taka sobie. Zachowanie bohaterów faktycznie jakieś dziwne. Samozwańczy detektyw ma nieco problemów z percepcją rzeczywistości. Ale napisana jest tak fajnie, że się nie mogłam oderwać. Wartka akcja, cały czas się coś dzieje i naprawdę dobrze się czyta.
Odkopany szkielet rzekomej Polikseny okazuje się być truchłem kobiety tylko wystylizowanej na tę mityczną postać. Kiedy umiera jedna z kobiet z ekipy archeologów, a jej ciało znalezione na ołtarzu, na którym w starożytnosci składano ofiary, nasuwa się od razu podejrzenie, że mordercą jest ktoś z ekipy. Już się wciągnęłam i zaczęłąm snuć swoje teorie, kiedy ginie kolejna kobieta. I czym bliżej do końca powieści, tym robi się przyziemnie. Niestety, gdyby autorka postanowiła zakończyć powieść jakieś 30-40 stron wcześniej, bez tego zbędnego wystawiania zabytków na e-bayu i zostawiła zbrodniarzem całego szefa wykopalisk byłoby ok i oceniłabym całość na 5.
Kiedy Anka spotyka w windzie Piotrka, jego małą siostrzyczkę Jagę i oswojonego szczura Sherlocka, nic nie zapowiada popołudnia pełnego wrażeń. Gdy jednak...
Anka, Piotrek i Jaga są na wycieczce w Centrum Nauki Kopernik. Nie mogą się już doczekać przedstawienia słynnego teatru robotycznego - adaptacji bajki...