Moja teściowa, kobieta o charakterze odpychającym niczym zapach rozkładających się zwłok, krochmaląca dorosłemu synowi gacie, a prawie dorosłą wnuczkę traktująca jak niemowlę, odkąd pierwszy raz na mnie spojrzała, nigdy nie zmieniła zdania na mój temat. Otóż w jej mniemaniu byłam ucieleśnieniem mitycznej harpii, istotą złośliwą, samolubną, pozbawioną ludzkich emocji i rozsądku.
Właśnie to jest najgorsze w kwestii swołoczy: rzadko występuje samodzielnie, zwykle ma jakąś rodzinę albo znajomych, a oni już niekoniecznie muszą być swołoczą, czasami wręcz się przydają. Moja teściowa, dla przykładu, zna świetnych medyków sądowych i stracenie jej koneksji wskutek rozwodu byłoby mi bardzo nie na rękę...
O wygląd teściowej nie musiała się martwić, bo starsza pani wyznawała zasadę, że prawdziwa kobieta nawet po domu powinna się nosić jak królowa. Paznokcie miała zawsze zrobione, włosy uczesane, a jej modne ubranie dopełniało całości.
Raz, w swej łaskawości, postanowiła upichcić zdrowotny rosół dla synowej. Nie żeby tak się nagle o nią zaczęła troszczyć, lecz by postawić ją jak najszybciej na nogi. Niestety, eksperyment kulinarny zakończył się klapą, a dokładniej tłustą cieczą o barwie moczu i smaku wody z Bałtyku przyprawionej mułem, więc trzeba było znaleźć inne rozwiązanie.
Ciotka zawsze mawiała: „Nie potrzebuję niczego od nich. Ani wykształcenia, ani urody. Niech sobie będzie jedna z drugą dojarką czy robotnikiem drogowym. Tylko niech się do mnie czasem uśmiechnie! Nawet jeśli niezbyt mnie lubi."
Z teściową nawet na zdjęciu nie wychodzi się najlepiej. Taka to i spokojnego człowieka gotowa popchnąć do zbrodni. Z pewnością zgodzi się ze mną pan Hordziejczuk, mieszkaniec wsi Listowice w powiecie dubieńskim. „Mamusia” nieźle musiała dać szanownemu panu w kość, skoro – gdy pewnego dnia w gospodarstwie wybuchł pożar – pan Hordziejczuk skorzystał z potwornego zamieszania, wyniósł na rękach swoją prawie siedemdziesięcioletnią teściową i upewniwszy się, że nikt nie patrzy… wrzucił ją do studni za domem.
Moja teściowa, kobieta o charakterze odpychającym niczym zapach rozkładających się zwłok, krochmaląca dorosłemu synowi gacie, a prawie dorosłą wnuczkę traktująca jak niemowlę, odkąd pierwszy raz na mnie spojrzała, nigdy nie zmieniła zdania na mój temat. Otóż w jej mniemaniu byłam ucieleśnieniem mitycznej harpii, istotą złośliwą, samolubną, pozbawioną ludzkich emocji i rozsądku.
Książka: Na tropie trupa
Tagi: teściowa, teściowe, synowe