Kiedy poznałam diagnozę, poinformowałam o niej członków rodziny i bliskie mi osoby. Nie myślałam wtedy, co to dla nich znaczy. Najważniejsze były przecież moje uczucia. Z czasem zrozumiałam, ze oni chorują razem ze mną. Że moja choroba zmieniła także ich życie.
Od momentu, kiedy usłyszałam diagnozę, prawie wszystko się zmieniło. Musiałam stworzyć nowe zasady funkcjonowania. Teraz nie było miejsca na chaos, na improwizację. Wszystko miało swoją porę, swoje miejsce w planie dnia.
Powrót do zdrowia i życia wymaga od pacjenta poczucia sensu. Leczenie ma sens dla pacjenta, jeśli jego życie ma dla niego sens.
Choroba nowotworowa to swoisty katalizator zmian. Burzy plan życia, który najczęściej ignoruje ryzyko załamania się osi czasu pod wpływem choroby. Jest silnym przekazem mówiącym, że czas jest ograniczony.
Przez cały okres choroby starałam się spełniać wszystkie swoje marzenia. Co za ironia losu.
Przed diagnozą nie robiłam niczego dla siebie. Nie miałam na nic czasu i wszystko było ważniejsze ode mnie.
Przez cały okres choroby poświęcałam czas na odnalezienie siebie i na uzyskanie odpowiedzi na wiele pytań. Po co tu jestem? O co tak naprawdę w tym życiu chodzi? Czy muszę być więźniem ciężkiego życia? Czy muszę się z nim zmagać? Czy nie ma sposobu na to, aby zmienić je w radosną podróż? Tego typu rozważania prowadziły mnie przez najrozmaitsze doświadczenia.
Podczas rozmów z lekarzami nigdy nie usłyszałam jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, skąd się bierze rak. Jeżeli pacjentka ma mutację genu, sprawa jest jasna. Lecz na przykład z takimi jak ja, bez mutacji, sprawa się komplikuje.
Myślę, że w podświadomości zawsze miałam strach przed chorobą. Najłatwiej bać się raka. On jest przecież taki medialny. Wszyscy się go boją, mimo że istnieją dziesiątki chorób o gorszym przebiegu i niedających szans przeżycia.
Ciągle zaskakiwało mnie, że w czasie leczenia trwającego już tyle miesięcy wciąż doświadczam uczucia obezwładniającego szczęścia. Byłam gotowa przysiąc, że przez całe swoje życie nawet nie dotknęłam tylu spektakularnych momentów radości jak teraz, w chorobie.
Moim zdaniem nie będzie przesadą, jeśli powiem, że chemia wiąże się przede wszystkim z utratą włosów. Kobietom, zwłaszcza im, wydaje się to większą traumą niż wymioty, bóle kości i wszelkie inne skutki uboczne. Myślałam tak samo.
Zrozumiałam, że muszę - a właściwie chcę - odbudować utracone poczucie wartości i wewnętrzną radość.
Najbardziej zaskoczył mnie fakt, że w jakiś całkowicie niepojęty sposób zniknęły z mojego życia osoby jeszcze niedawno znajdujące się blisko mnie.
Choroba ściągnęła mi cugle, zmusiła do zwolnienia tempa i do przyjrzenia się życiu. Nie wiedziałam, jak potoczy się leczenie, więc postanowiłam, że nastał mój czas.
Istnieje teoria, że rak rozwija się w środowisku zakwaszonym i nie przetrwa w środowisku zasadowym.
Kiedy poznałam diagnozę, poinformowałam o niej członków rodziny i bliskie mi osoby. Nie myślałam wtedy, co to dla nich znaczy. Najważniejsze były przecież moje uczucia. Z czasem zrozumiałam, ze oni chorują razem ze mną. Że moja choroba zmieniła także ich życie.
Książka: Jestem wdzięczna za raka
Tagi: choroba, zdrowie, nowotwór, rak, pomoc, wsparcie, życie