Moja przełożona twierdzi, że materia, z którą maja do czynienia w pracy nianie, jest szlachetniejsza od płótna i wspanialsza niż marmur, a więc cenniejsza dla świata od nich obu. Chodzi przecież o to, by przemieniać ludzi w wartościowe istoty.
Przyzwyczaiłam się już do wielkich domów z ogromnymi kuchniami, wysokimi sufitami i oddzielnymi pokojami do jedzenia, odpoczywania i pracy, i mały, duszny pokoik, gdzie się mieszkało, gotowało, łatało i suszyło ubrania, wydał mi się mniejszy i bardziej żałosny niż kiedykolwiek.
Czytałam w kółko tę samą starą gazetę i był w niej artykuł o szkole dla niań w Londynie. Pisali tam, że dziewczęta chodzą w błękitnych sukienkach i fartuszkach z falbankami, i że dostają odznaki za lata pracy. To brzmiało jak klub, jak... rodzina. Coś, w czym chciało się być.
W świetle prawa dzieci należą do ojców, nie do matek. Gdyby pani England zamierzała uciec, zrobiłaby głupio, zabierając córkę.
Wiedziałam coś niecoś na temat tajemnic, także to, że jedna pociąga za sobą drugą.
Moja przełożona mówiła, że umysł dziecka jest materiałem cenniejszym niż płótno i wspanialszym od marmuru.
Małe dziewczynki zawsze wyjeżdżały do szkoły: uczyły się grać na pianinie, układać kwiaty, mówić po francusku i robić różne inne piękne rzeczy, stosowne, by zostać dobrymi żonami i córkami.
- Może się spóźnia.
- Moja córka jest kobietą, nie lokomotywą.
Moja przełożona twierdzi, że materia, z którą maja do czynienia w pracy nianie, jest szlachetniejsza od płótna i wspanialsza niż marmur, a więc cenniejsza dla świata od nich obu. Chodzi przecież o to, by przemieniać ludzi w wartościowe istoty.
Książka: Pani England
Tagi: nianie, opiekunki, dzieci, wychowanie