Już po lekturze książki "Zielone sari" tej autorki wiedziałam, że to będzie mocna rzecz, która niesie ze sobą potężny ładunek emocjonalny.Przenosimy się tu do szarych blokowisk w jednej z gorszych i biednych dzielnic Mauritiusa. Życie ludzi tu jest trudne, matki harują na byt całej rodziny, a ojcowie spędzają dni przed telewizorem w oparach alkoholu. Tu problemy nastolatków są niedostrzegane, sami muszą walczyć z bezsilnością i o własną godność.Poznajemy bliżej czwórkę siedemnastolatków, tytułową Ewę, Savitę, Sadiq'a i Clelio, którzy są oddarci z marzeń, które nadają sens naszemu istnieniu, żyją z ogromnym poczuciem beznadziei własnego życia i bez widoków na zmianę losu. Odczuwamy wraz z nimi poczucie niezrozumienia i odrzucenia, gniew i ból.Każde z nich jest na swój sposób wyjątkowe, stara się przetrwać po swojemu przybierając swoje własne maski pozorujące obojętność chroniące ich przed innymi.Jest napisana zachwycająco pięknym językiem, pełnym metafor przez co lektura jej nie jest ciężkawa. Gorzka i smutna historia, wyzwala w nas krzyk na niesprawiedliwość społeczną, niezgodę na to by ci młodzi ludzie byli uwięzieni w kleszczach biedoty bez perspektyw.Zakończenie daje nadzieję, że jednak czasem widać światełko w tunelu i ze zgliszcz może narodzić się coś nowego.Polecam!
Dom w sercu Mauritiusa. W jego wnętrzu stary, umierający doktor i trzy kobiety: córka, wnuczka i żona, której śmierć przed laty stała się...