Już nigdy więcej nie kupię książki z wydawnictwa Bellona.
A już na pewno nie kupię żadnej książki, w której za korektę odpowiada pani Sylwia Kompanowska.
Podczas czytania pierwszych pięciu części przygód o Ani z Zielonego Wzgórza miałam mieszane uczucia i nie do końca zadowalało mnie tłumaczenie ani korekta, ale "Ania ze Złotego Brzegu" przelała czarę goryczy. Nie wiem, jak w wydawnictwie Bellona tłumaczy się książki - czy z oryginału, czy może kopiuje się starsze tłumaczenie i trochę je unowocześnia, czy też tłumaczy się tekst na kilka różnych sposobów, ale po dokonanej korekcie książka powinna przybrać zdecydowanie lepszy kształt niż ten uzyskany przez czyteników. Sporadyczne wpadki jestem w stanie zrozumieć, ale to, co zafundowano mi przy okazji czytania rozdziału dwudziestego dziewiątego "Ani ze Złotego Brzegu" było naprawdę słabe, a można było tego uniknąć... Rozdział ten bowiem zawiera podwójne tłumaczenie tego samego tekstu. Czytamy kawałek, by kilka akapitów dalej czytać dokładnie to samo, tylko napisane trochę bardziej nowocześnie. I tak przez cały, długi rozdział. Osoba odpowiadająca za korektę powinna była to wyłapać, stąd mój żal do pani Kompanowskiej, która nie sprawdziła się w swojej roli.
Samej serii Lucy Maud Montgomery nie mam nic do zarzucenia. Historia jest bardzo dobrze napisana, przyjemnie się ją czyta, zwłaszcza że poznajemy również przygody i historie z życia małych Blythów. Niejeden raz się śmiałam, jak bardzo podobne były dzieci do Ani. Brakowało mi tylko Gilberta. On zawsze jest tłem powieści. Żałuję, że Lucy nie przeniosła go nieco bardziej na pierwszy plan. Wszak to ideał mężczyzny, a o takim chętnie się czyta :)
Ania powraca do Avonlea, by uczyć w tamtejszej szkole. Szybko okazuje się jednak, że praca nauczyciela to prawdziwe wyzwanie. Świeże upieczona nauczycielka...
Przez całe lata rodziny Darków i Penhallowów związane były ze sobą małżeńskimi więzami. Czasem zrobiliby dla siebie wszystko, czasem walczyli...