Życie szczęśliwe Katarzyny Błeszyńskiej można by było sprowadzić wyłącznie do opowieści o zdradzie i jej konsekwencjach. Na szczęście autorka wykorzystuje ją do tego, by zmusić swoich bohaterów do spojrzenia wstecz, do zweryfikowania własnego światopoglądu i wyobrażeń o szczęściu.
Paweł i Marta mają wszystko: pieniądze, dom, dzieci, stabilne źródło zarobków. Wydaje się, że większość Polaków mogłaby tylko pozazdrościć im wszystkiego, do czego doszli. A jednak pod pozorami małżeńskiego szczęścia kryje się pustka. Marta jest uosobieniem kury domowej, od której pozostali domownicy są niemal uzależnieni, nie potrafiąc odnaleźć w domu nawet najpotrzebniejszych produktów. To bardziej służąca niż matka czy żona. Paweł, choć pełni funkcję żywiciela rodziny i związane z nią obowiązki wypełnia, jest już znużony rolą idealnego męża czy ojca. Chce więcej. I nie ma oporów, by po więcej sięgnąć. Konsekwencje jego decyzji będą dla wszystkich członków rodziny szalenie poważne.
Życie szczęśliwe jest przede wszystkim opowieścią o egoizmie. To on pcha Pawła do zdrady, to on kieruje Ewą, która wybiera niewłaściwego mężczyznę. Tłumione pragnienia bohaterów powieści wybuchają, niszcząc cały świat, w którym żyli. Katarzyna Błeszyńska pokazuje, że nie ma szczęścia bez równowagi. Że każdy musi zadbać o spełnienie osobiste, zawodowe, rodzinne, o możliwość realizacji własnych pasji – jeśli zdecyduje się poświęcić którąś z tych sfer, nawet na rzecz wartości, wydawałoby się, nadrzędnych, będzie mu czegoś brak. I brak ten będzie musiał sobie w jakiś sposób zrekompensować. Błeszyńska podkreśla, że w XXI wieku klasyczny, tradycyjny model rodziny – nawet jeśli pozwala wielu ludziom żyć z dnia na dzień – nikomu już nie daje satysfakcji. Jest dysfunkcyjny – by nie rzec: destrukcyjny.
Autorka porusza w swojej powieści i inne problemy, z jakimi zmagać się muszą współcześni trzydziestokilku-, czterdziestolatkowie: płytkość relacji międzyludzkich, brak komunikacji i porozumienia, brak umiejętności szczerej rozmowy, unikanie bliskości. Wreszcie: niespełnienie. Ludzie wchodzący w dorosłość na przełomie tysiącleci myśleli, że świat stoi przed nimi otworem, że mogą osiągnąć wszystko. Większość z nich jednak nie zmieniło świata, kraju, czy nawet swojego miasta, nie zbudowało firmy, z której produktów korzystają miliony, nie stworzyło żadnego wielkiego dzieła. Miałem dokonać rzeczy wielkich, a tymczasem jestem zgorzkniałym panem w średnim wieku – myśli bohater powieści, Paweł. Nieprzystawalność pragnień do rzeczywistości, w której żyjemy, zbyt wielkie oczekiwania – to kolejny spośród tematów tej powieści.
Problemy, z jakimi zmagają się bohaterowie, ich wewnętrzne motywacje i dylematy pokazują, jak złożone są to postaci. W Życiu szczęśliwym nie spotykamy wyłącznie archetypów, papierowych figur. Spotykamy konkretnych, prawdziwych (sic!) ludzi. To dzięki nim, dzięki ich uczuciom i emocjom, które Błeszyńska opisuje naprawdę wnikliwie, w jej opowieść po prostu wierzymy.
Życie szczęśliwie niesie kilka całkiem interesujących zwrotów akcji. To książka sprawnie napisana, wciągająca, z dobrze budowanym napięciem – szczególnie w drugiej części. Katarzyna Błeszyńska ciekawie podchodzi do tematu zranionej miłości, która może przynieść dramatyczne konsekwencje. W finale gra z Dostojewskim, zastanawiając się przez chwilę nad problemem winy i kary. Kary, którą ponosi nie tylko winowajca.