Człowiek, który lubił sobie zapolować
Zwykły człowiek. Co znaczą te słowa? Zwykły - czyli jaki? Nie rzucający się w oczy? Spokojny, miły, grzeczny? A może klnący jak przysłowiowy szewc? Podający pomocną dłoń, czy raczej podstawiający niepomocną nogę? Uprzejmy czy lubiący awanturować się po pijanemu? Statystyczny jak owe dwa i pół dziecka? Czy istnieje ktoś taki, jak zwykły człowiek, ktoś taki jak "normals"? Jeśli chodzi o kogoś, kto nie zwraca na siebie uwagi otoczenia, to jest to przypadek coraz rzadszy w nowoczesnym społeczeństwie nadmiernie rozbuchanych ego - a więc wcale nie takich zwykłych obywateli, raczej osób, które chcą być "kimś". Większość chce być rozpoznawalna za wszelką cenę i jeśli tego nie uzyskuje tym, co robi zawodowo, to nadrabia wrzaskiem, trzaskiem, ubiorem, chamstwem, głupotą, agresją.
Bohaterem powieści Zwykły człowiek Graeme Camerona jest psychopata - seryjny morderca. Człowiek starający się nie rzucać w oczy. Spokojny, cichy, pozornie nie wadzący nikomu sąsiad. Żyjący w swoim małym domku (biedaczysko, nie wie, co to blokowisko) gdzieś na uboczu. Postać tajemnicza, mająca zapewniony jako taki wygodny byt. Bez imienia i nazwiska, bez konkretnego zajęcia, bez kolegów i przyjaciół, bez rodziny. O sobie mówi niewiele. Pod swoim domem ma piwnicę. Jej budowniczy nie żyje, wszak ważne tajemnice najlepiej jest zabierać ze sobą do grobu. W piwnicy nasz bohater ma solidną klatkę, w której lubi więzić młode kobiety. Nie po to, by je wykorzystywać seksualnie. Po to, by zabierać je na polowanie. Polowanie na nie same. By zaspokoić potrzeby, trochę może inne niż u reszty, ale domagające się realizacji. Wszak samorealizacja jest taka ważna, o czym codziennie przekonują nas reklamy, billboardy, słowa telewizyjnych proroków.
Kolejne imiona, kolejne kryjące się za nimi życia, kolejne śmierci. Jego to nie rusza, ze śmiercią - oczywiście cudzą - mu do twarzy. On żyje w swoim świecie, wśród własnych myśli i namiętności, które domagają się zaspokojenia. Wśród obsesji na punkcie własnego bezpieczeństwa. Skoncentrowany na sobie, elokwentny, kiedy potrzeba, sprytny, ułożony, chwilami całkiem miły. Jak jakiś miękki pluszak, całkowicie pozbawiony empatii. Żywiący się cudzym lękiem. Prowadzący z policją wyrafinowaną grę.
W jego życiu coś się zmienia, kiedy w piwnicy zaczyna więzić Erikę. Wtedy też spotyka Rachelę, dziewczynę pracującą w supermarkecie, która porusza w nim struny, o których istnieniu zdawał się nie wiedzieć. Kolejna dziewczyna, Annie Cholernie Przeciętna, również wyrywa go z utartych nawyków. Czy można jednak nagle zmienić człowieka? Czy przyjaźń, miłość mogą zmienić pozbawionego naturalnej wrażliwości mordercę? Czy mogą zatrzymać drzemiące w nim mordercze żądze?
Choć motyw psychopaty porywającego młode kobiety i mordującego je nie jest niczym nowym w literaturze, to podejście do niego Camerona już tak. To nie jest tylko kwestia narracji. To chęć ukazania złożonej osobowości szalonego umysłu, pełnego wewnętrznych sprzeczności. To koncentracja na tym, co się dzieje, bez wchodzenia w detale, z mocno ograniczoną, pełną niedopowiedzeń retrospekcją. To trudna próba i trudno ocenić, na ile udana. Któż bowiem poza samym psychopatą może wiedzieć, co się dzieje w jego głowie? Psychiatra? Psycholog? Profiler? Czy pojedynczy przypadek jest reprezentatywny dla większej grupy? Na czym polegają cechy wspólne i czym są drobiazgi, które odróżniają ludzi?
Książka taka jak Zwykły człowiek musi budzić sprzeczne uczucia. Tak jest pomyślana. Z jednej strony jest nieźle napisana. Intryguje, wciąga, szokuje - zwłaszcza w bardzo dynamicznej końcówce. Z drugiej - robi wrażenie w wielu aspektach solidnie odrealnionej. Choć opisywany świat jest jak najbardziej realny, to sam bohater jest mało realistyczny. Może przez to, co myśli, jak się zachowuje, co mówi. Mało realistyczna jest jego dziwna anonimowość w świecie tak naprawdę jej pozbawionym, zwłaszcza w krajach takich jak Wielka Brytania. W społecznościach naszpikowanych kamerami, systemami monitoringu, służącymi przede wszystkim kontroli społeczeństwa.
Dziwne są ofiary psychopaty, choć jest jak najbardziej możliwe, że w jednej z nich odkrywa on dorównującą mu osobowość, która pod wpływem ciągu wydarzeń pozbywa się dotychczasowych krępujących ją ograniczeń. Dziwna jest potrzeba młodych kobiet nawiązywania bliskich kontaktów z nieznajomymi. Dziwni są policjanci, z którymi styka się główny bohater. Nadmiernie zaangażowani w gry słowne, w psychologiczne rozgrywki, w działania co najmniej dziwaczne, za to skutecznie ignorujący rzemiosło policyjne i procedury.
Moda na powieści (filmy) o seryjnych mordercach, psychopatach jest na swój sposób zadziwiająca, trudno bowiem wyobrazić sobie, że ktoś z nas chciałby ich spotkać w rzeczywistości. Cóż więc jest w nich tak przyciągającego? Czyżby zło, które czynią? Czyżby jakieś perwersyjne zaspokajanie mało humanistycznych potrzeb oglądania, odczuwania czyjegoś bólu, lęku, cierpienia? Coś w tym chyba jest, bo w momentach bezkarności (np. wojennej) pewien procent tzw. zwykłych ludzi potrafi dopuszczać się dość wyrafinowanych zbrodni. Kiedy są pewni, że nie poniosą natychmiastowych konsekwencji, pozwalają sobie na o wiele więcej, niż ujawniali wcześniej. W każdej grupie pojawić się może psychopata, nawet wśród profesorów czy intelektualistów. Możliwe, że u niektórych adrenalina wydziela się mocno wtedy, kiedy uczestniczą w czymś okropnym, bezpiecznie oddzieleni od rzeczywistości ekranem telewizora czy szelestem kartek książki. Mordy, gwałty, znęcanie się nad innymi staje się dla nich wyrafinowaną rozrywką, przynosi tak przez nich pożądany dreszczyk emocji w monotonnym życiu. Pytanie tylko, czy nie następuje w nich w tym momencie banalizacja zła, o której wspominała kiedyś w kontekście obozów zagłady Hannah Arendt? Czy oswajanie się ze złem, sprowadzanie różnych form okrucieństwa do rozrywki nie pozbawia nas bezpowrotnie jakiejś cząstki człowieczeństwa? Bo skądinąd wiadomo o tym, że wyraziste, plastyczne, traumatyczne obrazy potrafią pozostać w pamięci na zawsze. Że są jak skaza na umyśle, potrafiąca dać o sobie znać w najmniej oczekiwanym momencie.
Swoista nierealność tej powieści stanowi pewne zabezpieczenie przed jej ogromną siłą rażenia. Dialogi są literackie, opisy też. Prawie wszystko jest odrealnione, choć nie pozbawione namacalnego okrucieństwa, wyrazistości i mroku. Zwykły człowiek jest intrygującą książką, ale z pewnością nie jest to lektura dla każdego. To raczej propozycja dla mniej wrażliwych czytelników, dla czytelników o silnych nerwach i odpornych psychicznie.
Jedynie nieliczni szczęściarze potrafią określić precyzyjnie tę chwilę, kiedy ich życie zaczęło obracać się wniwecz. Większość może się tego tylko domyślać, czepiając się odległych wspomnień o bogactwie, bezpieczeństwie i szczęściu, dumając o tym, gdzie się to, u diabła, podziało, próbując rozpaczliwie odzyskać resztki niezależności.
Więcej